Willie wysłuchał krótkiej i raczej niezbyt wesołej opowieści o Dunedainach i trochę się zamyślił. Zaczął zastanawiać się czy tylko ludzie byli przyjmowani w szeregi tej grupy i czy może zrobiliby wyjątek i po udanej misji przyjęliby i jego? W końcu brakowało im ludzi, było ich niewielu, więc dlaczego nie? Willibald Goodbody, pierwszy hobbit, który został Dunedainem!
Willie rozmarzył się, wyobrażając sobie wspaniałe przygody, które mógł przeżyć wśród tego ludu - i wcale nie przeszkadzało mu, że pośród nich wzrostem przypominał dziecko. Ach, gdyby tylko się zgodzili. Już nawet miał zapytać, ale wtedy dotarli przed oblicze Argonui. Postanowił więc, że zapyta później, o ile jeszcze dane im będzie wrócić w te rejony, po wykonaniu zadania dla czarodzieja.
- Dobra, to przesłuchajmy te wstrętne gobliny! Choć szczerze powątpiewam, że coś nam zdradzą - wtrącił swoje trzy grosze do dyskusji, kładąc dumnie dłoń na rękojeści elfickiego mieczyka przytwierdzonego do paska. - Chociaż ja to bym wolał czym prędzej ruszyć za tymi, co zbiegły. One pewnie wiedzą więcej, albo i nawet mają ze sobą klucz!
Nie dało się ukryć, że Williego aż ciągnęło do kolejnej, heroicznej walki na śmierć i życie. Polubił smak przygody i dreszczyk emocji, który temu towarzyszył i wcale nie chciał wracać do Shire - w przeciwieństwie do jego najlepszego przyjaciela, któremu ani trochę nie w smak były te podróże.
Willie klepnął pokrzepiająco Hildiego po ramieniu i wyszczerzył się.