Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-07-2018, 23:32   #37
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Joe i Keira
Joe skinął głową i przykucnął koło niej. Pozostał czujny i bacznie obserwował ścianę dymu.
- Lepiej pokaż. - rzekł mimo jej zapewnienia, że nic jej nie jest. przesunął się za nią i położył dłoń na jej ramieniu. - Mogłaś sobie coś nadciągnąć. - delikatnie, aczkolwiek z zdecydowaną siłą wybadał jej ramię i począł rozmasowywać mięśnie.
- Wolał bym nie spotkać nikogo z tej bajki. A zdecydowanie nie blaszanego drwala z ostrym toporem. Coś czuję, że miał by nieodpartą ochotę nas poćwiartować tym swoim toporem. A kto wie... lew i strach na wróble... może właśnie to oni kręcą się za tą ścianą z dymu? Taki stracholew? - Joe wydawał się mówić poważnie, jednak błysk rozbawienia w oku go z pewnością zdradził.
- Red Bull! Marzenie. Nigdy nie miałem okazji skosztować. Byłem zawsze na ścisłej specjalnej diecie. - wyjawił zamyślony.
- No... na chwilę obecną nie mamy innych opcji, jak poczekać... ale jak by co, chwytamy świece... i zmykamy. Nie wiem jak długo ten tym powstrzyma to cudactwo, jednak bądź gotowa. Mam przeczucie, że długo to nie potrwa... - -Joe podzielił się swoimi obawami.
Zaśmiał się, gdy zaproponowała, by był Dorotką a ona Toto. - ok, zgoda, nie będziemy śpiewać. No, przyznam, miałem nadzieję na bardziej męską rolę, no choćby tego nieszczęsnego drwala. Ale jak ty jesteś Toto i czasem mogę podrapać cię za uszkiem, to mi pasuje. - Uśmiechnął się dość łobuzersko, powoli stając się nieco bardziej śmiały. Choć żołądek mu się skręcił. Trochę się bał, że przesadził. Bacznie więc obserwował jej reakcję.

- To nie tak, że nie lubię lekarzy... no po prostu... za dużo ich widziałem... - Joe na chwilę zamilkł. - Spędziłem wiele czasu w szpitalach... Szanuję lekarzy, mój tato - uff prawie powiedział "tatuś", ale był by obciach - był też lekarzem. - Joe wysłuchał dalszej części.
- Komórki macierzyste? Więc byłaś z tych lekarzy co ratują ludzi? Mój tato był z tych drugich... Tych co dla wojska robią różne projekty. Niektóre straszne. Wiem, że starał się tylko uratować nasz kraj i naród...cóż... i tak nie wyszło. Jak widać. - Joe powiódł ręką dookoła.
- Myślę, że pod koniec wiedział, że wojna wymyka się z pod kontroli. -Dlatego nas zamroził. Mieliśmy przeczekać wojnę. Mieliśmy obudzić się w bunkrze przygotowanym by być zarodkiem nowej cywilizacji. Cóż. To też się nie udało.
Joe wziął od Keiry piersiówkę. Przez chwilę przyglądał się jej podejrzliwie. Miał się przyznać, że nigdy nie pił alkoholu? A co jak się zachłyśnie? Co jak się skrzywi jak jakaś niedorajda? Wreszcie zdecydował. Raz kozie śmierć. Uniósł piersiówkę do ust. Poczuł charakterystyczny zapach. Przycisnął gwint to ust. Poczuł zimno metalu. A potem ogień płynu na języku. Przełknął. Gorąco prześlizgnęło się przez przełyk i w dół, by za mościć się wygodnie gdzieś w dole. Ciało zareagowało na znane odczucie. Coś mrocznego ruszyło się w jego głębi. Pociągnął jeszcze jeden porządny łyk. Jakieś ruskie przekleństwo wyrwało mu się mimowolnie z ust. chciał kolejnego. Ręka mu zadrżała. Jedynie siłą woli zmusił się, by oddać Keirze piersiówkę. Czuł narastającą złość gdzieś głęboko w swej podświadomości. Zamknął oczy. policzył od pięciu w dół.
- Co? A... nie, nie jestem żołnierzem. A może... -byłem żołnierzem... zabijałem... tak... - mamrotał jakby nieobecny. Bardziej do siebie niż do niej. Potem nagle potrząsnął głową, jakby się od czegoś odganiał. Zamrugał kilka razy.
-Sorry, to pewno skutki uboczne hibernacji... - rzekł, jednak był dość kiepskim kłamcą.
- Mówiłaś coś o jedzeniu? - zmienił temat. - Faktycznie, bym coś przekąsił.

Przez chwilę zrobiło się całkiem miło, paradoksalnie zbyt miło jak na sytuację w której się znaleźli.
- Wypraszam sobie, to ja tu jestem lekarzem, a pokazywałam jak b-byłam… ach... - Von Nistliz zaczęła mówić, nie dokończyła jednak, gdyż wywód przerwało głośne westchnienie.
Skupienie na rozmowie przychodziło jej nad wyraz ciężko. Dotyk obcych dłoni na ramieniu, stanowczy i ostrożny jednocześnie. Przyjemny… drażniący zmysły. Przebijał się przez nie z łatwością, prócz mięśni pobudzając także krew. Sunął od ramienia ku dłoni powoli, ospale wręcz, niczym podstępny wąż. Zostawiał na skórze palące smugi nawet mimo noszonego ubrania, rozpraszając myśli i kierując je w rejony o których istnieniu albinoska zdążyła zapomnieć. Obserwowała pracujące dłonie, tak nieproporcjonalnie duże w porównaniu do ugniatanego obszaru, przez co sprawiały wrażenie, że wystarczy mocniejszy uścisk aby zmiażdżyć tkanki, skruszyć kości. Racjonalna część umysłu domagała się powrotu do stanu skupienia, ta druga podsyłała kobiecie obraz tych samych dłoni wracających ku górze aż do barków i obojczyków. Rozpinających suwak kombinezonu i wsuwających palce pod materiał. Prawie mogła poczuć ich ciepło na piersiach, żebrach, potem niżej, w okolicach pępka i zapięcia spodni.
Potrząsnęła głową, odtrącając niepokojące obrazy. Odwalało jej, bez dwóch zdań. Przez pobudkę w wykonaniu pary stalkerów oraz ich rewelacji, nabawiła się nerwicy. Jako lekarz wiedziała, że zaburzenia nerwicowe pojawiały się przede wszystkim na skutek działa czynników psychologicznych: strach, zagubienie, permanentny stan poddenerwowania wywołany przez odrealnienie miejsca w którym się obudziła. Nie zawsze zaburzenia nerwicowe objawiały się kołataniem serca, torsjami i bólami głowy. Niektórzy ludzie reagowali na stres pobudzeniem płciowym - wystarczył impuls, aby aktywować uśpione do tej pory obszary mózgu.
- Z tym drapaniem nie wiem… czy to bezpieczne. Mój komplet szczepień się przedawnił, tak z pół wieku temu. Twój również - mruknęła nieobecnie, zbierając się powoli do kupy aby zaczął myśleć. Słuchała, znaczy próbowała słuchać ze zrozumieniem. Zapamiętywać nowe informacje i wkładać je do odpowiednich szufladek. - Najpierw badania okresowe… może posiew i przede wszystkim morfologia. Nigdy nie piłeś Red Bulla? - zaakcentowała pytanie uniesieniem lewej brwi.
- Dieta wyłączająca energetyki, a pozwalająca na alkohol… nie używałeś anabolików do budowy masy mięśniowej, albo używałeś i miałeś gdzieś uszkodzenia wątroby. Alkohol i sterydy to mieszkanka wybuchowa również dla psychiki człowieka. Obie substancje pobudzają agresywne zachowanie, dlatego pijany człowiek, który znajduje się na cyklu sterydowym, może być nieprzewidywalny zarówno dla otoczenia, jak i dla samego siebie. Dotyczy to przede wszystkim osób mających naturalne skłonności do agresji i nadpobudliwości. Ponadto alkohol sam w sobie podwyższa ciśnienie krwi, a razem ze sterydami, które także prowadzą do tego samego, jego picie może skończyć się poważnymi uszkodzeniami serca… nie zachowujesz się jak wcielenie agresji. Pierwsza diagnoza wydaje się w tym wypadku poprawna. Dobrze, to rozsądne. Przyjmowanie sterydów i picie alkoholu zwiększa prawdopodobieństwo wystąpienia ginekomastii, a ma tylko jeden stanik i nie mogłabym ci nic pożyczyć. Z tą Dorotką żartowałam. Nie wyglądasz jak Dorotka… prędzej stracholew, przez ubranie nie widać czy jesteś nadmiernie owłosiony i w jakich rejonach - mruczała w najlepsze, łapiąc się na tym, że przygląda mu się spod przymrużonych powiek i zagryza dolną wargę niczym małolata na pierwszej randce. Randka w zapuszczonej, zdewastowanej toalecie u schyłku ery ludzi i początku ery upiorów, dobre sobie. Ich położenia nie dało się jednak określić terminem “norma”. “Norma”, dobre sobie. Królestwo i renta księżniczki dla tego, kto ukuje nową, odpowiednią definicję...
- Nie zawsze wychodzi… tak jakbyśmy chcieli - kwestie rodzinne zapamiętała skrupulatnie. Syn naukowca, miły, szarmancki i opiekuńczy… na takiego Joe się kreował, choć co skrywał pod przyjemnie uśmiechniętą maską nie szło zgadnąć. Równie dobrze mógł być sadystą, usypiającym czujność nowej ofiary - wersja do weryfikacji, pilnej.
Z trudem, ale w końcu odsunęła się od Joe, kończąc masaż z wyraźnym trudem i podziękowała kiwnięciem głowy, nie spuszczając wzroku z jego oczu… prawie, bo zdradliwe oczy same na ułamek sekundy przeskoczyły poniżej. Tam, gdzie usta.
Pilna weryfikacja, ostrożność. Tak… cholera jasna, bardzo pilna.
Nastrój prysł momentalnie, wraz z ciągiem dalszym zwierzeń. W jedno uderzenie serca kobieta wyprostowała się, w jej spojrzenie wdarło się zaniepokojenie. Omiotła nim całą, sporą sylwetkę, kończąc skan na twarzy.
- Jesteś chory? - spytała spokojnie, choć w myślach przerabiała już dziesiątki możliwych schorzeń potrzebujących hospitalizacji, lub co najmniej stałego przyjmowania leków - tych nie mieli. Prewencja zaś nie dało się załagodzić wszystkich niedyspozycji. Gdzieś pod czaszka załaskotało nieprzyjemne stwierdzenie: zwracał na nią uwagę i wyrywał, bo potrzebował lekarza. Kogoś, kto się nim zajmie w przypadku nawrotu… nagłej niedyspozycji. Albinoska odgoniła ją, lecz ona nie odleciała daleko, krążąc w okolicy na podobieństwo wyjątkowo upierdliwego komara.
- Powiedz, jeśli jest coś, co mogę dla ciebie zrobić. Teraz niestety… mam tylko koniak - w blady uśmiech wdarły się gorzkie nuty. Zmieniła pozycję, podnosząc się do siadu i po chwili wahania wyciągnęła rękę. Miała zamiar położyć ją rozmówcy na ramieniu, jednak w ostatniej chwili zmieniła zdanie i przyłożyła ją do drapiącego policzka.
- Nic się nie stało, nie przepraszaj -- przybrała pogodny ton, piersiówkę chowając za pazuchę. Sama przerabiała flesze z przeszłości po wybudzeniu, normalne. System nerwowy budził się z kriosnu powoli, rozkojarzenie potrafiło trzymać długo. W teorii. Z praktyką… cóż. Każdy wiedział jak jest.
- Musisz odpocząć, spróbować przespać póki mamy okazję - ruchem brody wskazała zakurzona podłogę - Nie martw się, popilnuję. Jeżeli coś zacznie się dziać od razu cię obudzę. Zgarniemy świeczki i… zobaczymy co przyniesie polowanie na złego wilka.

-Joe nie umknęło jak jego dotyk zadziałał na albinoskę. Poczuł się... dumny. Bał się, że go odtrąci. Umknie z pod jego rąk, lub nawet, że z niego zadrwi. Nic takiego jednak się nie stało. Miast tego wydawała się rozpuszczać pod jego dłońmi. Urocze i seksowne pomruki, jakie dobywały się być może bezwiednie z gardła dziewczyny, -były niczym balsam dla jego duszy i, nie ukrywajmy, dla jego ego.
- Morfologia? Jasne, jak tylko znajdziemy ci jakieś laboratorium, odstąpię cię byś mogła poświęcić się zabawie z mikroskopami i pipetami. Do tego jednak czasu musisz się zadowolić moim towarzystwem. - Joe uśmiechnął się łobuzersko.
Joe zapatrzył się w twarz Keiry, w jej przymknięte oczy i uroczo przygryzioną wargę. Ciarki przebiegły mu po plecach. Nie wiedział co takiego jest w tej dziewczynie, ale to jak przygryzała dolną wargę bardzo go podniecało. Jej alabastrowa twarz jawiła mu się niczym oblicze słodkiego, zmysłowego anioła. Efemerycznego, ponętnego i diabelsko pociągającego.
Musiał skupić swą wolę, by skoncentrować się na powrót na tym co mówiła. Jej głos wydawał mu się niczym śpiew syreny, słodki lecz zupełnie niezrozumiały.
- Eh... nie, bez obaw, wątrobę mam zdrową. To ciało jest wyjątkowo zdrowe. - postarał się wytłumaczyć Joe. Co nie było takie łatwe...
- Po prostu... - Joe zamilknął na chwilę. Powiedzieć jej? A co jeśli będzie go uważała za potwora czy mutanta? - Dorastałem w wojskowym kompleksie, wojna była już zażarta... to komplikowało sprawy. - Joe zdecydował się jednak nie wyjawiać za wiele, może później. Równocześnie nie chciał też skłamać.- Jako dziecko byłem wyjątkowo chorowity. Ale dzięki projektom mego ojca to już przeszłość.

Zaskoczyła go nieco przykładając swą dłoń do jego policzka. Było to niesamowicie --miłe doznanie. Zrobiło mu się ciepło na duszy. Tak niesamowicie błogo... Położył swoją rękę na jej i przymknął nieco oczy, delektując się tą chwilą. nie trzymał jej silnie, tylko tyle, by dać znać, że pragnie by ta chwila trwała jeszcze troszkę. Jeszcze chwilkę.
Uśmiechnął się szczerze. - Już robisz wiele. - odparł na jej pytanie, czy może coś dla niego zrobić. - Jesteś. A to dla mnie znaczy bardzo dużo. - wyznał rozbrajająco szczerze, lecz zarazem nieco enigmatycznie.
Puścił, nieco niechętnie, lecz czując, iż już czas, jej rękę, by mogła ją cofnąć.
- Koniak? - hmm więc tak smakuje koniak, dodał w myślach. - Dobre i to. Nie mam wielkich wymagań. - uśmiechnął się znów.

Joe podążył wzrokiem na kawałek podłogi, na który wskazywała Keira. Rzeczywiście, wydał się kuszący.
- Dobrze, ale tylko kilka chwil.
Joe przesunął się i umościł najwygodniej jak to było możliwe. Czuł jak sen po niego sięga, jak wzywa go Morfeusz.
- Mam nadzieję, że będziesz tu jeszcze, -gdy się obudzę. - rzekł już sennie. nadal nie był pewien, czy to nie tylko sen.

Gdzieś u góry usłyszał rozbawione parsknięcie do kompletu z cichym szuraniem jakby ktoś przesuwał nogę po podłodze.
- Byłabym kiepską czujką, gdybym uciekła bez ciebie - Keira odpowiedziała prawie szeptem, kończąc zmieniać pozycję na wygodniejszą, z plecami opartymi o ścianę. Podwinęła nogi pod brodę i oparła ją na zgiętych kolanach. Gdzie niby miała uciekać, albo odchodzić? Sama? W cholerną, obcą ciemnicę? Z Joe było ich dwoje, dobry zalążek koalicji.
- Jest w pół do cholera wie której… najwyższy czas na sen - westchnęła cicho i dodała pod nosem - Założę się, że dziś jest poniedziałek… musi być poniedziałek. Podobna kompilacja nie mogłaby się wydarzyć w inny dzień tygodnia… - dalej głos przycichł, aż zapewne przeszedł do mamrotania już w myślach.
 
Ehran jest offline