Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2018, 11:02   #199
Ardel
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Mężczyźni udali się do kapitana straży, tego samego, który wraz z Ragnarem i Brentonem utłukli olbrzyma. Przyjął ich od razu, oferując przyjemny żołd w wysokości trzech szylingów dziennie. Było to więcej niż dostawali przeciętni najemnicy. Ich zadanie nie było specjalnie trudne – mieli przez dwie godziny wartować na wschodnich murach, a przez resztę doby być po prostu dyspozycyjni.

Wartę odsłużyli bez większych trudności, spekulując ze strażnikami na temat walki w Verborgenbucht, jednak było to jedynie czcze gadanie, nikt przecież nie wiedział co dokładnie się tam dzieje. Wiadomo było za to, że w tamtą stronę wyruszył spory kontyngent lekkiej jazdy, jeszcze większy oddział kuszników i ciężka piechota wspierana muszkieterami. Wieczorem okazało się, że niepotrzebnie.

Gdy słońce zaszło, do Salkalten przybyło kilkoro posłańców i nawet jakiś podchmielony i zakrwawiony bard, którzy dokładnie opisali co się tam stało (minstrel nieco ubarwił opowieść, ale znać było, że widział walkę na własne oczy). Duża armia zwierzoludzi, wspieranych przez grupę mutantów i podłych ludzi zaatakowała Verborgenbucht przed świtem. Po pierwszym zaskoczeniu ludność zdołała utworzyć linię obrony gdzieś w połowie miasta, jednak wszystko wskazywało na to, że zostaną wymordowani. Do tego wszystkiego nagle pojawiła się czerwona mgła, zza której zaczęły wybiegać demony – okrutne istoty składające się z samych ostrych krawędzi, zabijające co się dało, śmiejąc się potępieńczo. Wtedy wszyscy stracili wolę walki i rzucili się do ucieczki.

Wtedy w niebiosa uniosła się anielska kobieta, musiała być to sama Rhya (albo Shallya, albo żona Sigmara, albo… – było wiele wersji co do jej tożsamości), natomiast bard upierał się, że była do tego wszystkiego zaskakująco tłusta. Nikt mu oczywiście nie wierzył. Nagle na niebie zebrały się burzowe chmury i pioruny zaczęły bić w zwierzoludzi, zostawiając po sobie śmierdzące palonym futrem krwawe zwłoki. Podobno jakiś dziki człowiek (podejrzewany jest o bycie Taalem) przemykał pomiędzy nieprzyjaciółmi, z niebywałą zręcznością dźgał włócznią wokół, a mylił wrogów swym piżmowym smrodem i rozbrzmiewającymi wokół niego dzikimi okrzykami zwierząt.

Ten akt odwagi wzniecił nieco ognia w mieszkańcach i strażnikach, którzy z powrotem uformowali szyk i ruszyli do walki. Wspierani boskimi sprzymierzeńcami, pomimo olbrzymich strat, odparli atak, a rozbita armia najeźdźców rozpierzchła się na wschód i południe. Podobno olbrzymi mężczyzna w ciemnej zbroi, dosiadający tak samo wielkiego ogiera, cisnął toporem w niebiosa, który strącił z nich anielicę. A potem przeklinając ziemię, odjechał. Miejsce, w którym stał, sczerniało, a cała roślinność w promieniu dwudziestu metrów zaczęła ronić krwawe łzy, wyrosły na niej ostre, paskudne kolce i zaczęła kiwać się, nawet w bezwietrzną pogodę.

O przygotowanie ataku podejrzewana była zielarka, niejaka Ada i jej zdradziecki kislevskki kochanek, których znaleziono potem na polu bitwy. Gruba wiedźma, jak zdążono już ją oskarżyć pośmiertnie, musiała zostać przypadkowo zabita toporem jakiegoś zwierzoczłeka, natomiast niezidentyfikowany Kislevczyk (chodziły słuchy, że zamordował podstępnie córkę szlachcica Dignama), został z pewnością zabity przez praworządnego mieszkańca Verborgen.

Franz, Brenton i Gared po usłyszeniu tych wieści odebrali żołd od kapitana i udali się do karczmy, żeby przemyśleć wydarzenia tego dnia…



(prawie) Koniec

 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline