07-07-2018, 01:22
|
#28 |
| – A ja zrobię sobie procę! Ciekawe, czy jeszcze potrafię jej używać… – rzekła niewyraźnie Galina, nie wyjmując paska suszonego mięsa z ust. Przetrząsnęła swój podróżny tobołek. Z rzemienia, w który wkomponowała skrawek płótna, skleciła prowizoryczną broń. Najwyraźniej zadowolona z efektu, z łobuzerskim błyskiem w oku, zaczęła miotać kamieniami w pobliskie drzewa… i nie tylko, co z pewnymi obawami przyjęli pozostali uczestnicy wyprawy. Mimo że wszelkie niepowodzenia były kwitowane niewybrednymi docinkami, nie zważała na to i niestrudzenie ćwiczyła celność. Za młodu, gdy rodzice wysyłali ją do prac pasterskich, to proste narzędzie często pozwalało przegonić dzikie zwierzęta, które zagrażały stadu. Chociaż brakowało jej teraz młodzieńczej sprawności, to i tak radziła sobie całkiem przyzwoicie. ***
Nieubłaganie nadciągał wieczór. Słońce odpływało za horyzont, a nad zagajnikiem pojawiła się wilgotna i zimna mgła, za którą ginęło wszystko to, co znajdowało się dalej. Po męczącej podróży chyba nikt już nie miał ochoty na pogawędki. Kobieta również. Z cichym westchnieniem ułożyła się na przygotowanym posłaniu.
– Biorę którąś wartę, zbudźcie mnie, gdy będzie trzeba… Wsjo rawno… – wyszeptała, moszcząc się na legowisku, i usnęła.
Ostatnio edytowane przez adsum : 07-07-2018 o 15:26.
Powód: stylistyka
|
| |