Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-07-2018, 21:40   #55
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Tropienie ogrzych śladów nie wymagało większej finezji, ani korzystania ze sztuczek. Miękka ziemia czyniła to zadanie prostym, więc nic dziwnego że Shargoz pewnie zmierzał do celu po śladach. Latającemu nad nim Basirowi zlecił pilnowanie swojej skóry. Wystarczyło wszak mu niespodzianek na dziś. Wolał też tropić samotnie. Towarzystwo nie było w tej czynności koniecznie, a wręcz przeszkadzało.
Przedzieranie się w kierunku “ukrytego” obozowiska tych gigantów również nie nastręczało problemów. Wydeptali swoimi stopami i opasłymi cielskami całkiem wygodną dla niego ścieżkę.
I oto… było. Wygaszone ognisko. Resztki zjedzonego konia. I szczątki ludzkie. Mężczyzna rozerwany na kawałki. Ze wszystkiego co do tej pory znalazł największe wrażenie na druidzie zrobiło ognisko.
- No proszę… napadły nas wielce cywilizowane ogry.- mruknął pod nosem ironicznie. I zabrał się za przeszukiwanie łupów. Trochę to mu zajęło, ale w końcu Shargoz znalazł ich mały “skarbczyk” w pustym powalonym pniu drzewa. Po jego opróżnieniu wrócił do reszty drużyny.

W tym czasie Durin zajął się sobą. Kiedy miał pewność, że życiu jego kompanów nie zagraża niebezpieczeństwo, skierował swe kroki do ich pracodawczyni.
-Wszystko w porządku? Jesteś cała?- spytał Henę.
-O cholera…- mruknął, kiedy kątem oka dostrzegł jak jego koń cwałem zbliża się z powrotem do miejsca, gdzie przed paroma chwilami odbyła się walka. -A już myślałem, że nie będę musiał oglądać twojego wielkiego łba z bliska…- skomentował krasnolud, kręcąc przy tym głową. Kiedy koń zbliżył się do Durina zwolnił, a następnie zatrzymał się.
-Dobra już dobra…- mruknął brodacz, po czym jakby od niechcenia poklepał wierzchowca po poliku.
-Idę się wyszczać, bo już nie wytrzymam dłużej- rzucił do reszty i ruszył w stronę najbliższych krzaków za potrzebą. -Niezły strzał wąskodupcu…- burknął mijając Ritę obok.

Elfka, która poprawiała mocowanie siodła na swoim środku transportu, obejrzała się za krasnoludem i uśmiechnęła się zawadiacko pod nosem. Prędko nie minie jej duma z własnych poczynań, więc grupa musiała się liczyć, że jakiś czas będzie puszyć piórka na wspomnienie strzału
- Uważaj tam, żeby ci wilki czego nie odgryzły! - krzyknęła za kapłanem z rozbawieniem. Złotowłosa czekała, aż druid wróci z poszukiwań. Sama nie ciągnęła w las, bo nie lubiła chaszczy. Zdecydowanie była mieszczuchem. Inna sprawa, że nawet kawałek przeszła za Shargozem, ale zapach który bił z obozowiska... Nie wyruszyła na tą wyprawę, żeby oglądać trupy. Dlatego wróciła na trakt prędzej niż z niego zeszła i zdecydowała się poczekać, aż inni zrobią co należało, czyli przeszukają obozowisko śmierdzieli.

Znalezienie wierzchowców nie sprawiło Ramasowi najmniejszych nawet kłopotów. Koniki nie na tyle usiłowały sobie wolność, by popędzić nie wiadomo jak daleko. Albo polubiły się ze swymi jeźdźcami, albo też doszły do wniosku, że lepsze jest opieka inteligentnych dwunogów, niż przereklamowane życie na wolności i zielonej trawce.
Co prawda zaprowadzenie ich z powrotem do pozostałych było nieco trudniejsze, ale za to bardziej odpowiadał brak umiejętności Ramasa (który wszak nie był pastuchem), a nie opór wierzchowców.
W końcu jednak wszystkie wierzchowce znalazły się w rękach swych jeźdźców.

-Stary dobry Durin, jego szlachetne maniery i sposób bycia ustępują tylko jego nieustępliwości w boju.. - Zaśmiał się Khalim, podążając do odkrytego przez ptaki obozowiska ogrów. Na miejscu rozejrzał się dookoła z mieszanką obrzydzenia i ciekawości, nieczęsto nawet on widział ludzi tak rozerwanych na strzępy jak lalki.
-Chyba ktoś tu lubił bawić się jedzeniem… ale proszę, nieźle się te bestie obłowiły na trakcie, mają tu chyba sporo złota, a od części z tych przedmiotów wyczuwam mistyczną aurę... - Zajął się oglądaniem łupów, które pewnie już się nie przydadzą swoim pierwotnym właścicielom.
-Jak w tym wyglądam? - Spytał się z rozbawieniem, przymierzając platynowy diadem.


- Jak przez okno. - Ramas rzucił starym jak świat powiedzeniem. - Jednak takie błyskotki bardziej pasują do dziewczyn.
- Nie sądziłem, że ogry mogą być tak bogate -
dodał.
Shargoz na ten widok uśmiechnął sardonicznie. Wszak znany był w ekipie jego do bólu praktyczny stosunek do strojów… a zwłaszcza biżuterii. Jeśli nie była magiczna lub fetyszem chroniącym przed pechem, złym okiem lub urokami, to noszenie jej ( zwłaszcza przez mężczyzn) uważał za bezcelowe. Sam już był zajęty przymierzaniem i sprawdzaniem butów obszytych lisim futerkiem. Bo na szlaku wygodne buty to podstawa.

- Ze mną wszystko w porządku - Powiedziała za odchodzącym Krasnalem Hena, wciąż siedząc na swoim wierzchowcu - Z wami chyba też… więc zbieramy się już, i jedziemy dalej?
- Możemy jechać - powiedział Ramas, który 'zaopiekował się' jednym z pierścieni, pozostałe zdobycze pozostawiając do dyspozycji innych członków drużyny.
- Możemy... - mruknął druid założywszy buty, by ocenić jak leżą i jak się będą sprawowały.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline