Rozprawienie się ze szkieletami było nad wyraz łatwe, a do tego zupełnie bezpieczne. Ożywieńce bezmyślnie pchały się do dziury, która uniemożliwiała im walkę, wprost pod ostrza stojących naprzeciw wyrwy Axela i Lothara. Gdy tylko pierwszy szkielet został potrzaskany na kawałki i rozleciał się na pojedyncze kości, natychmiast w otworze pojawiła się głowa i ramiona drugiego. I tak cztery razy...
Kiedy wszystkie cztery szkielety zostały zniszczone, powietrze w jaskini zawirowało. Zimny wiatr owiał ciała awanturników, a Wolfgang zobaczył wokół siebie cztery purpurowe postaci, które rozwiewały się w podmuchu powietrza. Chwilę potem kości szkieletów rozsypały się w szary pył.
We wnętrzu zawalonej jaskini było ciemno i pusto. Pod jedną ze ścian, oparte o kamień leżały resztki ekwipunku nieszczęśników, których von Wittgenstein zasypał żywcem i zostawił pod ziemią.