Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2018, 19:26   #534
Szaine
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Rozmowy u Marietty - część pierwsza

- Em… Szukamy naszych towarzyszy, chłopca i mężczyzny. Obawiamy się, że mogła stać im się krzywda. – Lotte postanowiła zapytać tak neutralnie, jednak w sprawie, która była dla nich ważna.
- W tym lesie? - Marietta wydęła wargi. - Tutaj zazwyczaj jest dość bezpiecznie. Ale to może tylko w tych rejonach… Jak wyglądali? - spojrzała na nich, po czym usiadła na taborecie, pochylając się nieco do przodu.
Valter spojrzał na Lotte, niepewny, kto powinien zacząć mówić pierwszy.
- Chłopiec był takiego wzrostu – zaczęła Visser, pokazując ręką wysokość dziecka. – Miał bardzo jasne, blond włosy. Natomiast kolega…
Spojrzała na Valtera, aby kontynuował. Lotte rozejrzała się dokoła i zaczęła rozmyślać z jakiej epoki był domek, w którym właśnie przebywali. Nieco ciężko było to określić. Z jednej strony wszystko wokół niej krzyczało: “średniowiecze!”. Natomiast z drugiej… była świadoma, że podobną architekturę można było spotkać nawet teraz na niektórych wsiach. Stare, stuletnie domki, które nie były unowocześniane. Może mieszkały w nich staruszki, lub też domownicy dawno temu umarli. Na sam koniec rozważań doszła do wniosku, że to miejsce, podobnie jak sama wyspa, były ponadczasowe. Trudno było je porównywać ze stylem budownictwa śmiertelników w normalnym świecie.
- Mniej więcej mojego wzrostu, ale trochę szczuplejszy - tłumaczył Valter. - Brązowe włosy, zielone oczy… - zamilkł na moment. - A, i miał bliznę na piersi. Choć pewnie nie mogła jej pani zobaczyć, jeżeli nie ściągnął koszulki.
Marietta pokiwała głową i obydwoje już myśleli, że rozpoznaje opisy.
- Niestety nie widziałam nikogo takiego. Ale jeżeli chwilę tu poczekacie, to wyjdę na zewnątrz i zapytam się kilku moich przyjaciół - zaproponowała. - To smutne, kiedy przyjaciele i dzieci giną.
- Jakby pani mogła nam pomóc, bylibyśmy wdzięczni. – Odparła uprzejmie Visser, skupiając swój wzrok na gospodyni. – Martwimy się o nich, a minęło już trochę czasu odkąd pogubiliśmy się.
Kobieta skinęła głową, po czym ruszyła w stronę drzwi prowadzących na zewnątrz. Już miała je otworzyć… kiedy ktoś do nich zapukał.
- A kto to znowu? - zapytał bób wygrzewający się do tej pory przy piecu.
Marietta mruknęła coś pod nosem o tym, że nie spodziewała się gości i otworzyła. Lotte spostrzegła, że po drugiej stronie stały dwie kobiety. To była Mary Colberg! Drugiej, blondynki, detektyw nie kojarzyła.
- Wróciłyście? Zapomniałyście czego? - zapytała Marietta.
- Mary? – powiedziała głośno powoli wstając i kierując swe kroki w stronę drzwi. – Mary, to ty? Powiedz, że tak, bo już mam dosyć niewiedzy, niepewności... i innych rzeczy zaczynających się na nie.
- Niespodzianek? - podsunęła Colberg. - Ale... co ty tu robisz? - wydawała się naprawdę zaskoczona obecnością Visser. Zastygła w bezruchu, kompletnie zapominając o Marietcie, ale ta nie pozwoliła zbyt długo na bycie ignorowaną.
- To skoro już znacie się i nie muszę was przedstawiać sobie… zapraszam na zewnątrz. Tutaj w środku mamy za mało krzeseł.

Marietta zaprowadziła całą czwórkę na tyły domku, gdzie znajdował się solidny stół i wokoł niego dwa rzędy grubo ciosanych ławek.
- Przyniosę poczęstunek - rzekła, patrząc dłużej na Mary i Lotte… jakby próbując coś sobie ocenić w głowie. Bez wątpienia chciałaby posiadać zdolności Domenico i wysondować im umysły.
Wnet zostali sami. Valter przeniósł wzrok na detektyw, chyba czekając, aż go przedstawi.
- To jest Valter, poznaliśmy się przed chwilą praktycznie, jest żołnierzem. – Podchwyciła Lotte, ponieważ sama chciała dowiedzieć się kim jest towarzyszka Mary i na ile mogą swobodnie rozmawiać.
Colberg skinęła głową.
- To jest… - zamilkła na moment, jakby nie mogąc przypomnieć sobie imienia. Obróciła się w bok i spojrzała na blondynkę chwilę dłużej. - Jennifer - dokończyła niepewnie.
- Jennifer - dziewczyna skinęła głową. - Jestem Konsumentką.
Valter spojrzał na nią chwilę dłużej. Być może był pod wpływem jej urody, lub też zastanawiał się nad znaczeniem ich słów. Mary natomiast spojrzała chwilę dłużej na Lotte. Zdawało się, że chciała zadać nurtujące ją pytania… tyle że towarzysz detektyw jej przeszkadzał.
- To robi się ciekawie. Dobrze, Mary musimy porozmawiać na osobności, zdecydowanie – ostatnie słowo mocniej zaakcentowała. – Państwo może lepiej poznają się, postaramy się szybko wyjaśnić wszystko między sobą, co za tym idzie szybko wrócić.
- Sekrety - westchnął Valter. - Znowu sekrety… - oparł łokieć o stół i podparł podbródek dłonią. Jennifer uśmiechnęła się delikatnie, po czym spoważniała, kiedy uzmysłowiła sobie, że została wyłączona z rozmowy.

Mary skinęła głową, patrząc na Lotte i wstała. Ruszyła w stronę lasu, gdzie pomiędzy drzewami była rozpięta huśtawka. Obok niej znajdował się pniak, na którym można było spokojnie usiąść. Colberg obejrzała się na Visser, sprawdzając, czy ta za nią idzie.Szły blisko siebie i Lotte odwzajemniła spojrzenie, uśmiechnęła się nawet lekko, ale minę miała nietęgą.

- Dobrze rozumiem, że ta wyspa pojawiła się nagle przez to całe zamieszanie z przepowiednią i przesileniem? – zapytała przycupnąwszy na pieńku.
Mary spojrzała na nią kątem oka, po czym usiadła na huśtawce, kiedy dotarły na miejsce.
- To także moje przypuszczenie - odpowiedziała. - Udałam się na tę wyspę, gdyż właśnie tak zinterpretowaliśmy wersety. Dobra robota z uzyskaniem kolejnego - pochwaliła Lotte. - W przepowiedni była mowa o sercu boga schowanym w krzyżu z morza, który był niesiony przez cztery dziewice z kamienia… Najprawdopodobniej w tej metaforze chodziło o miasta. Cztery punkty, a linie poprowadzone przez nie przecinają się w tym właśnie miejscu, w którym jesteśmy. Zdobyliśmy w Helsinkach motorówkę i popłynęliśmy. To tylko kilkadziesiąt kilometrów. Nasze znalezisko… czyli ta wyspa - Mary rozejrzała się. - Było czymś, czego nie spodziewaliśmy się. W sensie… oczekiwaliśmy, że na dnie w jakiejś skrzyni będzie ten artefakt, przygotowałam cały ekwipunek do nurkowania. A tu ląd. Dlaczego pojawił się? W jaki sposób? Myślę, że właśnie dlatego palono kościoły. To miejsce musiało być przez nie zapięczetowane w jakiś sposób… Wszystkie cztery znajdowały się w tych miastach, o których mówiłam wcześniej. Helsinki, Tallin, Sankt Petersburg i Sztokholm. Kościoły pod wezwaniem świętego Jana… i mamy Noc Świętojańską. Wszystko gra. Być może zostały zbudowane na terenie jakichś dawnych fińskich świątyń… - zasugerowała, wzruszając ramionami. - Wersety wspominały także o Koronie Nieba, która pęta wolę Ukka. Ona jest gdzieś tutaj ukryta. Myślimy, że na północy, ale drogę zablokowała nam… tylko się nie śmiej… bobrza tama. Znajdujące się tam futrzaki pozwoliły na dalsze przejście, ale tylko wtedy, kiedy wyjaśnimy im, co stało się z tym małym skurwysynem, którego widziałaś zapewne przy piecu. Udał się do Marietty z powodu choroby i postanowił u niej pozostać, a jego rodzina się denerwuje. Byliśmy w połowie drogi z powrotem do tamy, ale wtedy zwiał nam Emerens, taki Duńczyk. I to zwiał spektakularnie, bo posiada w sobie pasożyta z innego wymiaru. Wróciłyśmy tu, aby go znaleźć, ale jeden z nas poszedł dalej na północ, aby przekazać wieść o stanie tego małego bobra. Nie wiem, czy jesteś zorientowana w topografii wyspy, ale znajdujemy się obecnie na jej dalekim południu - wyjaśniła. Jej głos na koniec lekko zachrypł. Zdawało się, że nie była przyzwyczajona do tak długich przemów.
Im dłużej Mary opowiadała jej swoją historię, tym bardziej oczy Visser otwierały się, a gdy już bardziej nie mogły, to powędrowała ku górze lewa brew i tak już zostało, do momentu aż kobieta nie odezwała się.
- Wow… - wyrzuciła z siebie. – A myślałam, że przejście przez portal, aby zamknąć go, znalezienie się tutaj i porwanie Ismo przez jakiegoś bazyliszka to szczyt możliwości. Dobrze, czyli szukamy serca boga, korony czy coś takiego. Rozumiem, że jeśli Valkoinen to posiądzie, to będzie źle? I co z tą Konsumentką, mam się jej obawiać czy jest chujowo, ale stabilnie?
- Chujowo, ale stabilnie to dobre określenie. Choć pewnie nawet bardziej chujowo, niż stabilnie… Ale to nie do końca z winy samych Konsumentów, co tego, co zrobiło im Valkoinen. Słyszałaś może o wielkich planach Tuonetar i Tuoniego względem Joakima Dahla i Alice Harper? - kobieta zapytała ją.
- Nie – odpowiedziała szybko. – Zatrzymałam się na samym Tuonim, którym był Lumi z Valkoinen i chciał poznać przepowiednię, zapewne do niecnych czynów... Dużo mnie ominęło?
- Najpewniej trochę. Otóż mój ojciec… - wypowiedziała to słowo z niesmakiem. Przez chwilę jej twarz wyglądała tak, jak gdyby miała pęknąć. - Podobno posiada jakieś szczególne właściwości. Alice Harper tak samo i to głównie dlatego Kościół Konsumentów tak dobrze ją przyjął, a nawet zaproponował jej przywództwo. Wygląda na to, że ta “wyjątkowość” nie została kompletnie wyimaginowana, bo wierzą w nią również bogowie Tuoneli. Ich wielki plan polega na tym, aby przejąć ich ciała. Tuoni Dahla, a Tuonetar Harper. Chcą stać się śmiertelnikami, a potrzebują do tego wyjątkowej jakości naczyń… a także energii do zapieczętowania ich na stałe. Energii Ukka. Chcą zniewolić go, aby ten umożliwił im to wszystko. Tuoni już nie znajduje się w Lumim, który swoją drogą jest również dobrym naczyniem, ale nie tak dobrym, jak mój ojciec. Teraz przejął kontrolę nad Dahlem. Mężczyzna do tej pory znajdował się w śpiączce, gdyż Alice pod wpływem Tuoniego wkręciła ma korkociąg do szyi - usta Mary zadrgały, jak gdyby kobieta zauważyła w tym pewną ironię lub żart. - Dopiero od niedawna Tuoni był w stanie przejąć go kompletnie, choć wciąż potrzebuje Ukka, aby utrzymać władzę nad ciałem na stałe. Pierwsze, co zrobił, to przekonanie KK, że Alice jest ich wrogiem. Harper uciekła dzięki mojej pomocy. A dokładnie pomocy kobiety, która pracowała na moich usługach. Obecnie Kościołem Konsumentów kieruje Tuoni w ciele Joakima. Jest tylko jeden haczyk… Znajduje się w nim również Anglik de Trafford, przybrany ojciec Jennifer, który wie o tym i próbuje nim sterować. To niebezpieczna gra i oczywiście może zakończyć się dramatycznie źle. Zapewne zakończy się dramatycznie źle - poprawiła się.
- Nie wiem na co powinnam bardziej zdziwić się… Zacznijmy od tego, że Dahl jest twoim ojcem? – zapytała Lotte i choć jej słowa wskazywałyby na kompletne zaskoczenie, to ton był spokojny. – Perypetie rodzinne tej Jennifer nie interesują mnie i mam nadzieję, że nie są potrzebne do zrozumienia tego wszystkiego.
Wzięła głębszy wdech, przymknęła oczy na chwilę. Miała wiele pytań, ale obawiała się, że zadawanie kolejnych przyniesie jeszcze mniej zrozumienia.
- Tuoni i Tuonetar chcą stąpać po świecie śmiertelników i potrzebują do tego super ciał, które utwierdzi moc boga Ukko. A po co oni chcą na ten świat? Zesłać apokalipsę, władać śmiertelnikami, pozyskać jakąś moc?
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline