-
Marny żart - mruknął Harmas, słysząc o spacerze. -
Zaraz dołączycie do Waszych kobiet. Muszę przyznać, że sprawiły nam nieco kłopotu. Mam nadzieję, że Wy okażecie się bardziej rozsądni i nie dojdzie do rozlewu krwi...
Po tych słowach dał znak strażnikom, którzy wolno, ostrożnie ruszyli w stronę dwójki mężczyzn. Harmas został z tyłu, nie chcąc angażować się w starcie. Pozostało zaledwie kilka kroków. Cedmon podniósł łuk. Zaskrzypiało łęczysko. Gwardziści popatrzyli na siebie niepewnie, zastanawiając się którego na cel obrał sobie łucznik.
Ale nim Cedmon wypuścił cięciwę z rąk, do akcji włączył się Saddi. Ianus lekko się zachwiał. Oczy uciekły mu wgłąb czaszki, a z ust wydobył się nieartykuowany jęk. Prawa ręką, w której trzymał obnażonego gladiusa wystrzeliła do przodu. Miecz upadł na ziemię, gdy dłoń zaczęła wykonywać skomplikowane ruchy. Przez gardło Thoera przeszły dziwaczne, niezrozumiałe dla niego słowa, wypowiedziane w starożytnym języku khaankharyjskim, zaadaptowanym do potrzeb plugawych rytuałów Nefer-Inet.
Fioletowe światło objęło dłoń, a potem przeskoczyło na oniemiałych strażników, wnikając w ich oczy, nosy, usta i uszy. Ianus machnął dłonią i wypowiedział ostatnie słowo inkantacji. Wówczas strażnicy padli na ziemię, niczym kukły porzucone przez animatora. Harmas wrzeszcząc rzucił się do ucieczki.
Ianus przez chwilę stał, a potem zatoczył się i z krwią tryskającą z nosa upadł na podłogę, nieprzytomny.
*
Sabiha wstała z krzesła i podeszła do pieca. Wyciągnęła zza niego małą szkatułkę. Jej palce przebiegły po kunsztownych, roślinnych wzorach i wieko pudełka odskoczyło, popchnięte przez ukrytą sprężynę. Rusanamanka wyjęła z wnętrza sakiewkę i podała Sternikowi. Od razu sprawdził zawartość - wewnątrz było kilka złotych i kilkadziesiąt srebrnych monet. Na zachętę, dobre i to.
-
Poszukiwania rozpocznij w domu Subby al'Zabija. Znajduje się on przy Placu Białych Drzwi. Tylko pod żadnym pozorem nie idź tam sam - ostrzegła złodziejka.