Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-07-2018, 13:34   #279
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację

Obudził ich posmak gryzącego dymu oraz jęki zdające pochodzić z najgłębszych czeluści jestestwa. Kiedy otworzyli oczy, nie było śladu po piratach. Pole walki usiane było lejami po eksplozjach, śladami krwi oraz strzępkiem wnętrzności. W miejscu kryształu znajdowała się sięgająca kilkudziesięciu stóp wyrwa. Wokół niej leżały pojedyncze, malutkie odłamki. Nadal rytmicznie pulsowały.
Kolejne sylwetki powstawały ze swoich miejsc. Niektórzy opatrywali rany lub dobijali tych, dla których dalsza egzystencja byłaby katorgą. Z członków pierwotnego zebrania przeżyła ledwie ich ćwierć. Zbierali się w grupki odpowiednie swoim frakcjom. A właściwie tego, co z nich pozostało.
Denis, Jacob oraz Richard spotkali się razem, w pobliżu miejsca wybuchu. Byli poobijani i potężnie zmęczeni, ale żaden nie miał zostać kaleką. Wkrótce dołączyła do nich reszta. Malfoy potrzebował kilku opatrunków, a Eloiza poza szokiem radziła sobie całkiem dobrze. Poza tym jednak bilans ocalonych był daleki od pokrzepiającego. Brakowało byłych jeńców, większości najemników oraz załogi z Manuel włącznie. Nigdzie nie widzieli również Cona oraz sobowtóra cesarzowej, zaś obstawa tejże była poważnie wybrakowana.
Permanentnie wyczuwali elektryczność w powietrzu, włosy na całych ciałach stały dęba. Wydawało się że to, czego dopiero doświadczyli, było jedynie snem. A jednak wystarczyło spojrzeć w oczy towarzyszy, aby każdy zrozumiał, że oni również to widzieli. Wszyscy doświadczyli owej kaskady wspomnień oraz sytuacji, które w mniej lub bardziej pokrętny sposób doprowadziły ich aż tutaj.
Przyjrzeli się okolicy. Eliasz żył i teraz wysyłał kolejne komendy pozostałym przy życiu krzyżowcom. Chodziło głównie o zabezpieczenie broni plazmowej, która mogła w każdym momencie eksplodować, raniąc kolejne osoby. Kompania Wilka nadal była w rozsypce. Kafary o nieproporcjonalnych konturach wyraźnie poszukiwały swojego przywódcy. Barnesowie zostali z kolei ciężko ranni. Deborah jeszcze jakoś stała na nogach, lecz Gascot nie był w stanie już się podnieść. Leżał na ziemi i bełkotał coś o swojej butli z orfenem.
Shagreen poświęcił prawie wszystkich swoich ludzi. Jak na ironię sam odniósł powierzchowne rany. Jako jedyny zdawał się nie zakończyć tej batalii. Szedł wprost w kierunku swojego rodzeństwa. Spod jego zniszczonej maski rysował się obraz czystego gniewu. Nie powiedział ani słowa, jedynie sięgnął po coś ukrytego w fałdach zniszczonej koszuli.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 09-07-2018 o 16:52.
Caleb jest offline