Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-07-2018, 12:12   #280
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Czymże jest przeznaczenie? Co prowadzi człowieka krętą ścieżką żywota? Dlaczego, spoglądając w stronice przeszłych dni ma się wrażenie, że wówczas właśnie tamtędy przechodził los? Że to musiało być, miało być ważne? Każde wydarzenie budowało misterną układankę. Elementy zdające się czasem błahymi, przypadkowymi i emocjonalnymi decyzjami, miały swój utajony cel. Widoczny dopiero z dalszej perspektywy i dystansu. Wpierw poruszali się po omacku, starając się odczytać sygnały i znaki. Nie mając pojęcia w czym uczestniczą. Później wydawało się, że zyskali jakąś cząstkową wiedzę, lecz i tego było mało. Dopiero na wyspie Eliasza, odsłoniły się wszystkie karty. Ta wyspa wydawała się mitycznym Yarvis. A może w istocie nim była?

Czy nieświadomie nie wypełniali zadania, które sam Noas im wyznaczył?
A może zaplanowana szeroko zakrojona akcja wywiadu Black Cross i strażników tajemnicy sprawiła, że znaleźli się na wyspie wśród lodowych pustkowi, gdzie powstały podwaliny nowego porządku? Może to Cooper ze swoimi logicznymi posunięciami prowadził ich, jak ręka gracza kolejne figury w partii na szachownicy Oriona? Denis nie wiedział. W tej chwili jedynie czuł, odbierając świat zmysłami pośród pożogi. Stało się jasne, że kolejne miejsce w które trafili zostało strawione płomieniami. Tak jak wszystkie wcześniejsze, w których przebywała drużyna. Wyspa Eliasza wydawała się końcem ich drogi. Czy aby na pewno? Arcon nie ośmieliłby się wydawać ostatecznej opinii.
Miast tego postąpił w stronę leja i ostrożnie podniósł jeden z odłamków kryształu. Pamiątka krwawej walki stoczonej z piekielnikami. Okruch serca wyspy, które nie wytrzymało i pękło. Poświęcenie pozwoliło przetrwać nielicznym. Wybrani? Czy właściwszym określeniem byłoby Przeklęci? Wiedział, że wydarzenia w których wzięli udział położą się cieniem na całym ich dalszym życiu. Wszystkich bez wyjątku.

Chciał odnaleźć szczątki cona, lecz jego uwagę przykuły postaci snujące się na pobojowisku. Dla niektórych walka nie była najwyraźniej skończona…

- Walkerze! – krzyknął w niezrozumiałym odruchu empatii. Pomimo zmęczenia podbiegł, chcąc zagrodzić mu drogę. - To już nic nie zmieni.- wskazał na umierającego Gascota. – Nie doświadczyłem ułamka tego, co ty, mimo że też byłem zarażony wyniszczającą chorobą oraz straciłem rodzinę i przyjaciół. Żywię do Barnesów tylko pogardę, ale jeśli zabijesz swego brata okaże się, iż to Oni zwyciężyli, pozbawiając cię człowieczeństwa. Okaż łaskę, zatryumfuj, pokaż, że jesteś lepszy, dumny, honorowy, bądź ich bolesnym wyrzutem sumienia. Stać cię na to! Znałem Enzo, wiem, że nie chciałby ich śmierci…
 
Deszatie jest offline