Franka tęgo się zastanawiał co ma ze sobą zrobić w takiej chwili. Był środek dnia, był na jakimś zadupiu i przy okazji na cholernym urlopie, a jakiś złamany i cudem posklejany, zjarany do granic możliwości picuś glancuś, kazał mu jechać teraz do Warszawy, rowerem… na tajne badania w klinice weterynaryjnej!
Poczekajta no tylko… niech to Graba zadzwoni do swoich braci i im to opowie, to chyba pękną ze śmiechu. Zachciało mu się wyjeżdżać ze swojego lasu. Stolycy zapragnął.
- Na badania to my musimy pojechać incognito i późną nocą. Teraz klinika jest pełna ludzi i zwierząt… za dużo świadków i podejrzliwych pytań. Jeśli dobrze się czujesz… i nic cie nie boli, oraz możesz się ruszać, proponuję poczekać i się przyczaić. Dzień lub dwa zajmie mi załatwianie miejscówki. Jeśli chcesz mogę przepisać ci jakieś leki przeciwbólowe… oczywiście… dla psa, ale kupuje się to w normalnej aptece i jest to też lek dla ludzi… swoją drogą daje niezłego kopa. - Spróbował się targować nieco spanikowany wilkołak, który za boga nie miał pomysłu jak miałby przemycić cudotwórczo poskładanego złamasa do kliniki dla czworonogów. W dodatku miał na głowie uporanie się z życzeniem Świętego Jeża, czyli zasadzeniem jabłonki i przywróceniem reklamy cukru w Lidlu. A… no i jest jeszcze żaba, która twierdziła, że jakiś złowieszczy duch mokradła zbudował sobie tron na działce hipsterskiego Igora.
Tyle do zrobienia… a tak mało czasu.
„Nie zapomnij o ćmiach dla Aranei…”
Dobra… trzeba było spławić dresa, zadzwonić do technomaga i przejść się w odwiedziny do pizdusia.
- Masz mój telefon... w razie co to dzwoń... - Wyciągając skądś bloczek z receptami. Franciszek wypisał preskrypcję i wręczył ją Macherowi. - Uważaj na siebie co? Dam ci znać jak załatwię klinikę.
__________________ "Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab" |