Ciśnięte przez rogatego (i posiadającego niezłą kolekcję zębów) osobnika klucze zadzwoniły o posadzkę. Upadły na szczęście na wyciągnięcie ręki, zatem sięgnięcie po nie nie sprawiło Arthmynowi najmniejszego kłopotu. wystarczyło parę uderzeń serca a już miał je w dłoniach, a w sekundę później już zmagał się z zamkiem.
Zaklęcia prędzej czy później musiały się skończyć, a jeśli mieli zamiar pokonać to udające lekarkę 'coś', to powinni mieć w dłoniach jakieś solidniejsze argumenty. No i powinni czynnie uczestniczyć w obezwładnianiu potwornej kobiety, a nie ograniczać się do kibicowania tym, co z nią walczyli.
Ostatnio edytowane przez Kerm : 30-07-2018 o 21:12.
|