Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2018, 02:49   #10
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 2 - 2037.I.30; zmierzch

Czas: 2037.I.30; pt; zmierzch; g. 20:30
Miejsce: Old St. Louis, Marina Villa; baza X-COM;
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho


Dział Biolab, Skanerzy i Zbrojny



No to się udało. Sporo się udało załatwić przed planowaną na sobotę akcją chociaż jak to w starciu teorii planowania z praktyką w rzeczywistości nie wszystko co by się chciało. Law zabrał się raźno do pracy i udało mu się sprokurować w poniedziałek aż dwie przygotowane legendy. Miał dobrą rękę, dzień i pomysł to mu się udało do wieczora to osiągnięcie. Już więc na początku tygodnia para informatyków z 2-jki mogła pojechać całkiem legalnie na miasto i zamontować przygotowane aparaty zagłuszające na wybrane wcześniej przekaźniki.

Później szczęście nieco przestało mu sprzyjać lub jakby powiedział artysta wena go opuściła i przez kolejne dwa dni szło mu dość opornie. W końcu to nie było takie proste. Poza przygotowaniem samej, plastikowej karty z odpowiednim zdjęciem, czipem i danymi trzeba było też przygotować odpowiednią legendę w systemie informatycznym. Inaczej sama karta mogła co najwyżej oszukać ludzkie oko ale już nie wytrzymywała słownej weryfikacji przez radio albo jakiegokolwiek skanu. A w końcu to były standardowe procedury bezpieczeństwa stosowane powszechnie od służb ADVENTu po bazy X-COM. Więc trzeba było przygotować jeszcze metryki urodzenia, historię ukończonych szkół, kariery zawodowe, ewentualne śluby, rozwody, mandaty i tego typu detale. Sprawdzić czy to ma ręce i nogi i pod kątem systemowym czy komputery i skanery nie dopatrzą się czegoś podejrzanego i tak zwyczajnie po ludzku bo programy i generatory puszczone samopas chociaż w 100% logiczne w świecie zero - jedynkowym to potrafiły takich kwiatków nasadzić, że szło to czasem między śmieszne, na wpół legendarne żarciki włożyć. Zwłaszcza opracowując legendę dla Davy’ego musiał się napracować bo facet nie dość, że zwyczajnie z powodu gabarytów i charakteru rzucał się w oczy to przede wszystkim był poszukiwanym przez system dezerterem a nie zwykłym panem Smith. Co prawda kartotekę dalej robiło się tak samo jak i inne niemniej jednak było ryzyko, że zbieg zostanie rozpoznany przez systemy bezpieczeństwa.

Ale dzięki temu, że pracował bez wytchnienia udało mu się skończyć gdzieś na godzinę czy dwie, przez piątkowym zebranie ósmą kartotekę. Niestety na opracowanie czegoś jeszcze, na przykład specjalistycznej wyszukiwarki z odpowiednimi słowami już nie miał kiedy się zająć. Zresztą Lena też coś przez cały tydzień nie pofatygowała się w tej sprawie.

Lena czyli z kolei szefowa III b miała też masę roboty przez ten tydzień roboczy. Pozostałym pewnie wydawało się dość proste “zróbcie szminkę usypiającą” no ale jednak jak się miało odpowiednią wiedzę, a ona i trzy z czterech osób w jej zespole przecież miały, no to można było dostrzec komplikację tego z pozoru prostego zadania.

Zmajstrowanie samego usypiacza było dość proste samo w sobie. Jednak kolejne “ale” schodkowo podwyższyło poziom trudności tego zadania. To, że ma działać po określonym czasie, to, że ma działać na określony czas, że ma mieć określoną formę, przenikać do organizmu w określonym miejscu, nie dać się rozpoznać przez efekty uboczne i to wszystko z niemą ale wyczuwalną presją czasu na karku. Dodatkowo tak naprawdę trzeba było opracować dwie substancje. Tą drugą było antidotum jakie wcześniej musiała zażyć agentka. No i te dwie substancje też musiały być ze sobą dopasowane jak dwie połówki tego samego owocu.

W efekcie tego cały roboczy tydzień zszedł całej trójce na tego co banalnie można było określić jako “zrobienie szminki usypiającej” i nie starczyło czasu właściwie na nic innego. Na przykład na ten programowy wyszukiwator jaki mieli w niedzielę w planie przygotować ze skanerami z II-ki. No ale udało się, najważniejszy produkt Lena mogła przynieść i pochwalić się gotowcem na piątkowym zebraniu. Jedna pozornie zwyczajnie wyglądająca szminka i do tego antidotum.

- I to ma być nasza tajna broń? Szminka? - James trzymał niewielki pojemniczek odsłaniający swoją zawartość i przyglądał się jej krytycznym wzrokiem.

- Oh, James, nie wszystko da się załatwić spluwą i pięścią. Czasem trzeba użyć finezji i subtelności. - Nancy która jutro wieczorem miała mieć tą szminkę na własnych ustach wzięła ją z ręki drugiego wywiadowcy który dał ją sobie odebrać nie przeciwstawiając się. Wyglądało na zwykłe droczenie się tej parki ale agentka też przyglądała się tej odkręconej szmince. Ta jednak była przygotowana jak należy czyli wyglądała jak zwyczajna, nie wyróżniająca się niczym specjalnym szminka.

- No właśnie. Czasami. Czasami ta finezja i tak dalej jest nawet dobra. Ale czasami. I nie wiem co masz do spluw i pięści. - James wzruszył ramionami i przyglądał się koleżance przyglądającej się tej kluczowej szmince. Jutro wieczorem, za niecałe 24 h, sporo będzie zależeć od tej szminki i ust Nancy na których miała być nałożona. I od antidotum jakie miała wziąć wcześniej. I od przepustek przygotowanych przez skanerów. I od klasycznego farta. Jak choćby tego czy akurat jutro pan Collins nie zażyczy sobie zostać w domu albo nagle zmienić lokal. Sporo było tych “ale”. Jak przed każdą akcją.

- To czemu nie latasz po ulicy ze spluwą w łapie i lejąc ludzi po buzi? - zapytała agentka zezując na partnera z ironicznym uśmieszkiem i podstawiając szminkę bliżej nozdrzy by sprawdzić jej zapach. Oboje byli jedną z nielicznych osób które przebywały na tym terenie zanim prawie trzy tygodnie temu przyjechał pierwszy konwój z Nowego Jorku by założyć nową bazę. Ale to była dość standardowa procedura w końcu nikt nie zakłada nowej bazy odległej przez pół kontynentu na pałę. Dlatego cały dział wywiadu był całkiem nieźle wtopiony w miasto i posiadał już odpowiednie przykrywki. James udawał prywatnego detektywa a Nancy agenta nieruchomości. Obie role pozwalały im na dość dużą samodzielność a James nawet miał prawo do noszenia broni i odznakę prywatnego detektywa. Co prawda to nie był tak mocny zestaw jak broń i odznaka gliniarza nadal jednak potrafił zrobić odpowiednie wrażenie i otworzyć sporo drzwi. Chociaż nie do “Night Girl” i choć po mieście James mógł dość swobodnie poruszać się z zarejestrowaną bronią to jednak w klubie musiał ją zostawić u ochroniarzy.

- No takie rozkazy. Nie znaczy, że bym nie chciał. A w ogóle szminka? To musi być szminka? Nie można było czegoś w igle? Ja bym go mógł dźgnąć przypadkiem oczywiście, nawet by się nie zorientował co i jak. - James wzruszył ramionami i trudno było okreslić czy żartuje czy tak na poważnie chciałby latać z tą bronią w łapie i prać ludzi po buzi. Tak samo było z marudzeniem na formę usypiacza jakiego mieli użyć w jutrzejszej akcji.

- Oj, przyznaj się, że jesteś zazdrosny, że będę się całować z tym Collinsem. Myślę, że to nie będzie aż takie straszne. Z tego Jeffa to nawet całkiem niezłe ciacho. Lena jak myślisz? - Nancy zmrużyła oczy i popatrzyła z namysłem na agenta a potem na zdjęcie ich jutrzejszego celu do jakiego musiała się zbliżyć i na koniec jeszcze na szefową biolabu która prócz niej była jedyną kobietą na zebraniu. Wyglądało, że się specjalnie droczy z Jamsem aby zrobić mu tą drobną złosliwostkę. Właściwie to w bazie nikt tak naprawdę nie orientował się czy oboje są po prostu świetnie zgranymi partnerami z pracy czy łączy ich coś więcej. Obydwoje cieszyli się jako wywiadowcy sporą niezależnością a w połączeniu z ich przykrywkami sprawiało, że w bazie w starym browarze bywali dość rzadko, o wiele częściej porozumiewali się przez telekonferencję lub inne formy pośrednie. Ale dziś, dzień przed akcją w której mieli wziąć udział oboje stawili się osobiście.

- Zazdrosny? O takiego wymoczka? Takiego leszcza? No weź, mnie nie rozśmieszaj… - agent z odznaką prywatnego detektywa machnął niefrasobliwie ręką zbywając ten pomysł jakby nie było o czym rozmawiać.

- Dobra czyli skracając szminkę z usypiaczem i antidotum do niej na jutro mamy. Tak samo jak wejściówki na miasto i do klubu. - do rozmowy dwójki agentów i swoich podwładnych wtrącił sie agent Carter który kierował całą operację. Wziął przygotowany przez biolab szminkę i z wymownym stuknięciem odstawił ją na środek stołu. Na stole leżało już trochę gratów poza tymi które przynieśli ze sobą uczestnicy narady.

Przede wszystkim leżał sprzęt na jaki mogli, chcieli, albo mieli nadzieję zabrać jutro na akcję. Wszyscy jak jeden mąż, mieli udawać praworządnych obywateli nowego ładu społecznego którzy przybyli do “Night Girl” zabawić się w sobotni wieczór. Skorzystać z obfitości barów, zaszaleć na parkiecie, pokibicować tańczącym dziewczynkom albo zabawić się z nimi czy ze sobą w wynajętym VIP roomie. Tu też wyszła kolejna sprawa bo trzeba było zamówić dwa, sąsiadujące ze sobą VIP roomy na jutrzejszy wieczór. Ale to akurat było proste jak zamawianie biletów do kina więc gdy były wolne miejsca dało się to załatwić od ręki. Jak się okazało, wolne miejsca były więc dwa takie pomieszczenia powinny oczekiwać jutro wieczorem na swoich gości.

Kamuflaż jaki był możliwy dzięki współpracy działu skanów umożliwiał więc przedarcie się przez systemy ochrony na mieście a potem w samym klubie. Niestety nie dawał możliwości wniesienia czegokolwiek podejrzanego co nie pasowało do wizerunku sobotniego imprezowicza.

Najmniej problemów było z komunikacją osobistą. Komlinki w uszach były i legalne i popularnie prawie jak własne holo. A dzięki nim można było się porozumiewać na bieżąco gdy znało się odpowiedni kanał. Wadą tych małych komunikatorów było to, że gdyby Law odpalił zagłuszacze to również odcinało to łączność z komunikatorami xcomowców. Posiadały co prawda możliwość pracy w trybie zwykłej krótkofalówki jednak zasięg w porównaniu do globalnego jaki miało się dzięki pośrednictwu komunikatorów i dalej satelitów był żałośnie słaby. I w zależności od “gęstości” terenu i “zabrudzenia” eteru innymi sygnałami i zakłóceniami ograniczony od kilku kilometrów do kilkuset czy nawet kilkudziesięciu metrów. Law orientował się, że przy odpalonych zakłócaczach i miejskim chaosie centrum metropolii to zasięg pewnie będzie na kilkaset metrów, góra kilometr. Czyli w okolicy samego klubu, uczestnikom akcji powinno wystarczyć z nawiązką ale już z bazą kontakt była realna szansa, że się urwie póki działałyby zakłócacze.

Można było to obejść znajdując lub budując jakiś wzmacniacz sygnału lub podobną antenę w pobliżu klubu która przebiłaby się przez szum zakłóceń i posłała sygnałem radiowym sygnał do bazy. Albo zamontować taki staroć jak kabel którym można było przesłać sygnał do przekaźników które były już poza strefą planowanych zakłóceń i tam działały już normalnie. No albo nie dawać obsłudze i gościom klubu powodów do wysyłania alarmowych sms i wezwań na policję ale to już raczej nie zależało od samych skanerów. Jak się orientował szef skanerów mógł chyba do jutra zmajstrować odpowiednią ilość kabla i raczej jak nic przypadkowego się nie natrafi zamontować go wcześniej. Mógł też przygotować do jutra wzmacniać czy antenę ale raczej nie ogarną tych dwóch rzeczy w czasie jaki im pozostał do rozpoczęcia akcji.

Sprawa z ewentualnym uzbrojeniem jaka najbardziej interesowała Davy’ego przedstawiała dużo większy problem. Więc lekcy byli mistrzami inżynierii i rusznikarstwa no ale nie magikami ani cudotwórcami. Bez swojego warsztatu, czyli podstawowego miejsca pracy mieli tak samo związane ręce jak spece z innych działów których nie zdążono jeszcze postawić. Czyli nie mogli zmajstrować żadnej broni. Zresztą w czym się orientował znowu Law przemycenie broni czy innych niebezpiecznych przedmiotów i przez sieć miejskiego skanu i tego klubowego było trudne i ryzykowne. Skany nie tylko działały na zasadzie prymitywnego wykrywacza metalu ale też badały różnorakie promieniowanie, prześwietlały ludzi, pojazdy i przedmioty w poszukiwaniu podejrzanych kształtów i jeszcze wyłapywały z powietrza niebezpieczne cząsteczki. Na przykład zapach prochu czy materiałów wybuchowych. To wszystko zależało oczywiście od modelu i generacji takich czujników niemniej działały one zwykle dość dobrze. Przynajmniej na standardowe sposoby jak choćby ostre narzędzia wykonane z nie-metalu.

Niemniej na wszystko albo chociaż część był sposób. Obydwa działy produkcyjne i lekki, i ciężki przyłożyły się do zadania i choć nie wykonały żadnej broni udało im się domajstrować przy silniku jednej z furgonetek niewielką skrytkę. Akurat by pomieścić jakiś pistolet, magazynek, nóż, granat czy podobny przedmiot. Ta kieszeń była wpisana w silnik na tyle dobrze, że ten, zwłaszcza gdy pracował, całkiem skutecznie ją maskował. Pozwalało to dość bezpiecznie przewieźć drobny przedmiot przez miasto i bramy bazy X-COM. Law mógł tylko westchnąć gdy okazało się, że obsada działów produkcyjnych właśnie “na żywo” udowodniła mu, że coś przez systemy bezpieczeństwa bazy da się jednak przemycić. No ale była więc też szansa, że skany miejskie w wieżach strażniczych i punktach kontrolnych też zareagują podobnie. Niemniej nawet wówczas pozostawały skany na wejściu do klubu gdzie już nie można było wjechać samochodem.

Kolejnymi przedmiotami leżącymi na stole były paralizatory. Kolejna broń defensywna dozwolona przez obecne prawo. Te już były widoczne i miały wielkość przeciętnego holo ale nadal można było je wepchnąć w kieszeń albo wrzucić do torebki. Wydobywanie przedmiotu z kieszeni czy torebki nie było tak szybkie jak z przywieszki czy kabury ale nadal można było to mieć przy sobie o ile strażnicy przy wejściu to przepuszczą. Wedle przepisów klubu nie było to zabronione no ale nie wiadomo było czy nie będą mieć jakiegoś “ale”. Paralizator pozwalał powalić właściwie każdego przeciwnika bez względu na rozmiar o ile nie miał na sobie jakiejś osłony. No i o ile się trafiło. Poza ochroniarzem Collinsa który pewnie miał pod gajerem jakiś pancerz, pewnie z dość dyskretnych, cywilnych modeli, to jednak zdecydowana większość gości pewnie będzie ubrana dość lekko.

Dużo mniej wątpliwości budziły małe, pojemniczki z gazem pieprzowym. Też była to broń defensywna do samoobrony więc była jak najbardziej legalna. Tu było prawie pewne, że strażnicy nie powinni się tego przyczepić. Też było na tyle małe by wsadzić do kieszeni czy torebki. Sprey działał na kilka kroków i przy trafieniu zwykle stopował przeciwnika przerywając jego akcję. Przed takim atakiem chroniła oczywiście gazmaska ale w klubie raczej nie powinno za dużo o ile w ogóle.

Broni z prawdziwego zdarzenia więc właściwie na jutrzejszą akcję nie przewidywano bo w końcu nie miała to być akcja bojowa. Wedle planu Nancy powinna zacząć jakoś bajerować Collinsa, cmoknąć go jakoś zaciągając przy okazji do VIP roomu i tam go uśpić. W tym czasie skanerzy i Linda mieli przejrzeć jego datapad i zgrać co ciekawsze rzeczy po czym oddać pad Nancy a ta powinna odłożyć go na miejsce i przywitać Collinsa gdy ten sie ocknie zwalając to na jego słabą głowę i za dużo drinków. Po czym wszyscy mieli się rozstać, rozejść i rozjechać. Do żadnego z tych elementów jutrzejszej akcji broń nie była potrzebna. A jej przenoszenie w tak trudny teren stanowiło spore ryzyko.

Byli teraz wszyscy uczestnicy jutrzejszej akcji. Agent Carter, chociaż ten akurat miał zostać w bazie i siedzieć na łączu. Poza tym para agentów wywiadu, Law, który miał posłac jutro w tą misję swojego człowieka albo dwóch, Lena która miała tam być osobiście no i Dave ze zbrojnego jako twarda rezerwa na wszelki wypadek. Nie licząc wywiadowców więc zostawało wykorzystanych z połowa przygotowanych przez skanera legend. Mogli więc jeszcze z pewną rezerwą kogoś dokoptować albo zostawić sobie te legendy na inne okazje. W końcu zwykle dla bezpieczeństwa i tak używało się danej legendy tylko raz.

- Dobry wieczór, cieszę się, że was widzę. - swoje 5 minut miała też Laura Nadel czyli szefowa działu prawnego. Jak zwykle mówiła z ekranu bo w bazie chyba jeszcze nikt jej nie widział przez ostatnie 3 tygodnie. Nadel wyglądała jakby uparła się udowodnić, że ktoś o wyglądzie etatowej blondynki z plakatu może być inteligentnym, bystrym przedstawicielem trudnej i wymagającej profesji. Pani prawnik mówiła szybko i zdecydowanie widocznie znając na wylot temat na jaki mówiła ale w końcu chodziło o jej profesyjne sprawy.

- Jeżeli sprawy się posypią i z jakiegoś względu zostalibyście zatrzymani przez służby porządkowe to nie traćcie głowy. Póki przykrywka działa to prawdopodobnie zostaniecie zatrzymani tylko za to co przeskrobiecie na bieżąco albo prewencyjnie. Za to zwykle są symboliczne wyroki które można wybronić lub dostać niski wyrok i wyjść za kaucją. Wyrok i tak obciąża wasze fałszywe konto więc nie dotyka was jako was. - prawnik przedstawiła podstawy potencjalnego zatrzymania przez policję. Wyglądało na to, że agent Carter chyba chciał się przygotować na każdą obecnie przewidywalną możliwość więc ściągnął i prawnika na telekonsultację w sytuacji gdyby jednak nie poszło wszystko zgodnie z planem.

- Dlatego nie utrudniajcie mnie i sobie życia szarpiąc się ze służbami porządkowymi czy robiąc inne tego typu głupoty pt. “stawianie oporu przy aresztowaniu”. Ustawiłam sobie grafik tak by w poniedziałek rano mieć dyżur. Będę więc obrońcą z urzędu i postaram się byście trafili do mnie. Jeśliby się okazało, że ktoś trafił do kogoś innego powymyślajcie coś, że chcecie innego prawnika i wtedy traficie do mnie. Jest nas w poniedziałek cała trójka więc dużego wyboru nie ma. Ale sądy otwierają się w poniedziałek rano więc do tego czasu będziecie musieli spędzić w areszcie. Tam też starajcie się nie narobić sobie problemów. Problemy przykuwają uwagę a przy fałszywej tożsamości to szkodliwe i niebezpieczne. No i jak mówiłam utrudnia mi robotę. - Nadel, poniedziałkowy obrońca z urzędu, przedstawiła kolejną porcję instrukcji co do szans i zachowania swoich potencjalnych klientów. Na koniec jeszcze życzyła uczestnikom jutrzejszej akcji powodzenia i trzymała kciuki by jej pomoc nie okazała się konieczna.


---



Dział Produkcji Lekkiej



Dział Produkcji Lekkiej też miał swoje do zrobienia. Najpierw wspólnie z ciężkimi musieli zmajstrować skrytkę w silniku furgonetki ale to było dość proste jak na tak mocny, kombinowany zespół do takiego zadania. W opuszczonych fabrykach i budynkach wystarczyło znaleźć odpowiedni materiał izolacyjny i w połączeniu z odpowiednim wprofilowaniem w silnik i wydzielane przez niego emisje dało się stworzyć na tyle pomysłową skrytkę by dało się w nią schować niewielki przedmiot a skrytka powinna zlewać się dla standardowych czujników w jedno z bryłą pracującego silnika.

Poza tym szefostwo chętnie przystało na początkowe wnioski przesłane przez Hodowskiego. Zgodzono się na założenie bimbrowni i produkcję bimbru na użytek zewnętrzny. Jako środek wymiany ze światem zewnętrznym mógł być całkiem uniwersalnym środkiem płatniczym i handlowy był bardzo temu rad. Pod warunkiem oczywiście, że ów wytwór nie obniży sprawności bojowej samych xcomowców.

Pomysł by chwilowo nie pracujący w swoim zawodzie “lekcy” zajęli się problemem handlowych też przypadł do gustu i górze i samym handlowym. Przez parę dni mieli okazję zaznajomić się z tematem. Nawet pojechać w teren na miejsce zdarzenia i obejrzeć owe zagrożenie w postaci miejscowego folkloru względnie z bliska choć bez interakcji tym razem.

Zagrożenie była małe lub duże, bo wiadomo, punkt widzenia zależał od punktu siedzenia. Owa banda przede wszystkim co rzucało się w oczy od razu była młoda. Bardzo młoda. Jakieś wyrostki w wieku nastu lat, głównie w latynoskich barwach. Pewnie spora część nadal była nieletnia a jednocześnie byli już na tyle dorośli by sprawnie machać pałą, nożem czy strzelać z pistoletu. Więc gdyby patrzeć z punktu widzenia działu zbrojnego, pełnoprawnej operacji bojowej czy po prostu grzejąc tyłek w bazie to taka zbieranina małolatów nie wydawała się poważnym zagrożeniem. Za to dla kogoś w pojedynkę, bez zbrojnych argumentów, na przykład dla samotnego kierowcy dostawczego vana, to już taka banda była całkiem sporym zagrożeniem. Tak też wyglądało z relacji kierowcy handlowców ostatnie wydarzenie.

Zwolnił na zakręcie bo i dziury, i wraki, i zakręt. Bandę oczywiście widział rozpaertą leniwie i w najlepsze na klatce i schodach starej kamienicy. Jak to często mieli w zwyczaju. Ale tym razem zamiast dalej siedzieć na schodach obskoczyli furgonetkę która na tym zakręcie musiała zwolnić prawie do zera. W rękach mieli kije, łańcuchy, noże, któryś miał miał nawet gnata. Urwali lusterka, rozbili przednią szybę, potrzaksali reflektory, poobijali karoserię. Kierowca nie mogąc ani się urwać z matni, ani nie mogąc sensownie stawić czoła takiej hordzie zostawało wynegocjować sobie przejazd. Co prawda udało się i zaspokojona łupami banda po prostu wróciła na swoje schody ale zubożyło to i tak skromne zasoby w przewożonym wozie. No i mało było prawdopodobne by to był ostatni raz a przecież handlowcy nie mogli spędzać czasu w bazie i musieli jeździć i wracać do niej regularnie. Chwilowo można było co prawda przydzielić ochroniarza czy dwóch z innych działów no ale jasne było, że to niewygodne dla obydwu działów bo odciągało skromne zasoby ludzkie od innych działań a wynik był niepewny. Krwi małolatów na rękach X-COM mieć nie chciał ale też i dłuższe tolerowanie ich wybryków było uciążliwe. Nawet jeśli nie wiedzieli, że obskoczyli furgonetkę xcomowców.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline