Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2018, 20:56   #281
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Blask wybuchu zdawał się rozświetlić wszystko. Absolutnie wszystko. Jakby zyskali brakujące fragmenty układanki. Richard w pewnym momencie rozpłynął się w niebycie. Był pewny, że wybuch go zabił i dlatego zyskał tę nadnaturalną świadomość. Nie było innego wyjaśnienia. Miał tylko nadzieję, że w tym błogim morzu informacji nie przepływa duch Eloiz. Chciał, żeby jego mała siostrzyczka przeżyła. Chciał, żeby przeżyła Manuel. Zasługiwała na to. Jednak to była hekatomba. Widział jak wkoło niego padały dziesiątki ludzi. Przed samym wybuchem walczył o to, żeby nie poślizgnąc się na kałuży z krwi i wnętrzności. Wiele osób poniosło ofiarę tego dnia. I co dalej? Jego to nie obchodziło. Był martwy i poznawał zależności między zdarzeniami jakie miały miejsce.

I wtedy poczuł szarpnięcie i ból. Martwy nie powinien czuć bólu.

Otworzył oczy. Przetarł twarz. Musiał wyglądać jak demon. Jego twarz i ubranie było zlepkiem krwi, wnętrzności i kurzu. Przy wstawaniu czuł ból w niemal całym ciele. Nadal miał przy sobie pistolety, których nie wyjął z kabur, ale jego ostrze musiało leżeć gdzieś wśród zabitych.

Nie chciał go szukać. Nie miał ochoty grzebać w tej masie. Chciał odnaleźć siostrę. I Manuel.

Snuł się niczym zjawa na polu bitwy. W końcu przyklęknął i podniósł coś, co nadawało się do zabijania. Chyba był to jakiś kordelas z hakiem do rozbrajania przeciwnika. Piracka broń. Szlachcic nie wiedział nawet jak nazywano takie ostrza. Przy okazji pochwycił też odłmek tajemniczego metalu, który jeszcze chwilę temu był niezniszczalnym monumentem.

Minęła dłuższa chwila aż zauważył swoją siostrę. Rzucił się biegiem w jej stronę odzyskując w sobie siły. Pochwycił ją, przycisnął do siebie i poczuł jak kurz z jego twarzy spływa wraz z krwią i łzami. To było zwycięstwo! Eloiz żyła! W tym momencie nie miało znaczenia kto z kim przeciw komu knuł. W końcu emocje się uspokajały. Jego serce na moment niemal stanęło gdy zauważył, że nie ma nigdzie Manuel. Kobiety, którą uratował w Latającym Mieście. Kobiety której życie wybrał zamiast przyjaciela Jacoba. Teraz pamiętał to dokładnie. Widział jego twarz tam, w wirze nieświadomości. A może nadświadomości. Historyk był jedną z kluczowych postaci. Jego wiedza mogło im wszystkim się przysłużyć. A jednak wybrał Manuel. Dziewczynę, która… coś dla niego znaczyła. Wśród osób stojących o własnych siłach dojrzał Jacoba. Cóż za pech, że akurat on przeżył.

Teraz dzielili wspomnienia. Wiedział, że Cooper też tam był. Też widział ten strumień obrazów. Widział rozmowy, w których nie brał udziału. Tak jak Richard widział te, z udziałem Jacoba. To w żaden sposób nie załatwiało sprawy między tą dwójką. Jednak trzeba było ją jeszcze odłożyć.

Denis najszybciej zainteresował się Shagreenem. Richard chwycił dłoń Eloiz i pociągnął ją za sobą w stronę Walkera Barensa i jego rodzeństwa. Czy to było nieodpowiedzialne? Tak. Czy miał inne wyjście? Nie. Przecież nie zostawi małej samej na polu po bitwie.

Szlachcic lustrował pole bitwy. Cały czas nerwowo szukał Manuel… gdy zbliżył się do Denisa i trójki Barensów.

Jak bardzo musieli go zniszczyć, żeby pragnął ich śmierci nawet teraz? Jak bardzo rodzeństwo musiało się nienawidzić? La Croix ścisnał mocniej dłoń Eloiz.
- Walker… ich trzeba osądzić. Upublicznić to co zrobili. Nie czyń z nich męczenników - powiedział w końcu La Croix.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline