Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2018, 22:01   #25
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Wieczór na metalowej imprezce

Było głośno. A piwo było kiepskie. Było głośno, a faceci grający na scenie nie umieli ani grać, ani śpiewać. Przynajmniej wedle Patricka.
Irlandczyk nie przyszedł jednak tutaj, by posłuchać muzyki. Tylko dla osób i tłumów.
Przyszedł oczywiście przygotowany. W skórzanej kurtce którą miał na sobie, kryły się różne części mechanizmów, oraz przygotowane na te wydarzenie niespodzianki. Nie mógł tu przecież przyjść z bronią, więc zabrał... pudełka z papierosami. Co prawda Patrick nie palił, ale papierosy były wymówką by wziąć ze sobą kilka zapalniczek. Oplecione cewkami i z wbudowanymi nie małymi kołami zębatymi były bronią. Kulami ognistymi, miotaczami ognia, czy ognistymi mieczami, w zależności od ustawień. Krótkotrwałymi efektami nastawionymi bojowo. Tym bardziej użytecznymi, że wampiry (główne zagrożenie Lillehammer)... ognia szczególnie nie lubiły. A i Technokraci też nie reagowali pozytywnie na wybuch ognistego granatu tuż przed ich twarzą.
Patrick nie planował rozróby, ale też wolał chodzić po imprezach przygotowany na wszelką ewentualność.
Póki co miał zresztą pecha. Niewiele interesujących rybek było w tym jeziorku. Nawet jeśli kreacje artystyczne były ładne, to interesujące opakowania miały nieciekawą zawartość.

Dopiero pojawienie się innego maga zwróciło jego zawartość. Healy nie spodziewał się tutaj kolegi po fachu. Tym bardziej że nie mógł on być ruskim popem. Kim więc był? Zabłąkanym członkiem Technokracji?
Bardziej owym “Mówcie mi Jony”’m.. od Opustoszałych. Oni lubili takie klimaty beznadziei, a tutejsza kapela z pewnością grała beznadziejnie. Patrick podszedł bezceremonialnie do maga, usiadł obok niego i spytał wprost.
- Fajnie grają, co nie?
- Sorry amigo, nie jesteś w moim typie. Wolę młodsze. I kobiety. - Mężczyzna nawet się nie odwrócił.
- Ty w moim też nie jesteś… ale kipisz eterkiem, albo kwintą. Zależnie jaka nazwa ci podpasuje. A to już jest dla mnie ciekawe.- odparł Irlandczyk z ironicznym uśmieszkiem. I zamówił dla siebie whisky.
- To skoro takiś dociekliwy, zrób coś pożytecznego. Nie wiem, pierdol się czy coś - jegomość wyszczerzył w kierunku swojego drinka i wychlał zawartość jednym susem.
- Opustoszały co?- zapytał Patrick retorycznie. Wzruszył ramionami. -Sądząc po potencjale, raczej ze szczytu. Niech zgadnę… Jony?
- Masz rację, źle zaczęliśmy - jegomość wyluzował, wyprostował się na krześle. Gdyby nie zachowanie zimnej krwi przez Patricka oraz dostrzeżenie kątem oka dziwnej pozycji dłoni skierowanej ku uciskowi, irlandczyk zebrałby cios prawym sierpowym. Zręczny unik nie uchronił go jednak przed pochwyceniem jego własnej głowy i srogim uderzeniem nią w blat.
Minęło kilka chwil nim przeszły mu mroczki przed oczami. Po buzującym kwintesencją (i agresją) magu nie było śladu, rozmył się w tłumie.
Przez chwilę Patrick rozcierał uderzony obszar twarzy dłonią rozszerzając swą świadomość i próbując znaleźć maga. Kawałek druciku, owijający kilka szkiełek, tranzystorów, kryształków oraz jeden przełącznik… nietypowe wahadełko Healy zmontował w kilkanaście sekund. Przełączenie przycisku, zakołysanie… wibracje przechodzące przez eter rozniosły się po sali i wrócił echem do maga.
Wymagało wiele wprawy w wyczuciu wibrującej cewki pod palcami oraz dobrego oka dostrzegającego wahania urządzenia aby sprawnie ocenić skąd dobiegają zakłócenia eteru wykryte tym przedziwnym sonarem. Na szczęście Patrick był wprawny. Jegomość kierował się ku wejściu na zaplecze.

“Ciekawość... zabiła kota.” - taka myśl pojawiła się w głowie Irlandczyka. Niestety Healy był twardym synem swojej wyspy. I winien był fangę w nos temu typkowi, więc ruszył ostrożnie w kierunku zaplecza nie mając ochoty dać się zaskoczyć drugi raz. Za to zaskoczyły go zamknięte drzwi. Oczywiście na moment tylko. Miał wszak druciki które wygiął w postać wytrychu, potem należało jeszcze opleść nimi zębatkę, a następnie wsunąć je w zamek. Zagwizdać. I rozpuścić nieco zasuwkę.
Zamek puścił. Uchylając drzwi na zaplecze oczom Irlandczyka ukazał składzik mopów połączony z klatką schodową prowadzącą do piwnicy oraz na pierwsze piętro, a także posiadającą dodatkowe, zamknięte drzwi, pewnie do dalszych pomieszczeń.
Nie sposób było pominąć też jednego detalu. Nieznajomego jegomościa którego kopniak w drzwi niemal nie uderzył Patricka w twarz gdyby nie połączenie refleksu i siły syna etheru. Nieznajomy oparł się luzacko o barierę schodów.
- Mówiłem spierdalaj. Zawsze jesteś tak uparty, gdy nie chce się komuś z tobą gadać?
- Zawsze gdy ten ktoś próbuje rozkwasić mi nos na pożegnanie… zamiast po prostu grzecznie odejść.- odparł ironicznie Healy.- Takie rzeczy wkurzają, wiesz?
- Masz mnie za jakąś pizdę? Gdybym chciał ci rozkwasić nos, celowałbym nosem w blat, nie czołem. Kto cię przysłał?
- W sumie to nikt. Jestem nowy w mieście i się szwędam. Poznaję miasto i sąsiadów. Skąd pomysł, że mnie ktoś przysłał? - zapytał ze zdziwieniem Irlandczyk. - Wiem że magowie to nie jest wielka szczęśliwa rodzina, ale skąd ta cała wrogość?
- Nikt? Aha. To wypierdalaj - nieznajomy lekko znudzonym głosem zakomunikował Patrickowi samemu skręcając w stronę drzwi na dalszą część zaplecza.
Healy wzruszył ramionami i postąpił zgodnie z zaleceniem. Zamknął za sobą drzwi i ruszył do baru. W końcu nie wypił zamówionego drinka, a na dalszą konfrontację nie miał ochoty.
Barman zmierzył wracającego Patricka wzrokiem pewnym obawy przed kolejną burdą ale i też zaciekawieniem. Szykując mu drinka zagaił luźno:
- Ostatnio taką burdę mieliśmy tu jak jeden gość przyniósł nabijanego gwoździkami pieszczocha. I chciał w nim tańczyć pod sceną…
- To była tylko wymiana uprzejmości. Burda wymaga połamania krzeseł albo kości. Albo i tego i tego.- stwierdził ze śmiechem Patrick i zagaił.- A kto właściwie był? Przypominał kuzyna mojego kumpla. Myślałem, że to on… ale chyba się pomyliłem.
- Chłopak właściciela. Czy raczej…Co ja tam, nie będę plotkował. A o orientacji szefa wszyscy wiedzą.
- Hej.. to brzmi jak kuzyn mojego kumpla. Może to rzeczywiście on. - Patrick zerknął na drzwi które niedawno otworzył. - Jak ma na imię?
- Lars.
- Lars? Lars Viken?!- zapytał nieco głośniej Healy.
- Nie, nie jak ten polityk - barman uśmiechnął się grzecznie.
- To macie tu polityka który nazywa się jak kuzyn mojego kumpla? Ciekawe.- odparł z ironicznym uśmiechem Patrick. A następnie spytał.- A kto jest właścicielem tego przybytku, jeśli to nie jest jakaś tajemnica państwowa?
- Polecam zajrzeć do statutu spółki. Mogę w czymś jeszcze pomóc? - Barman był uprzejmy. Patrick odniósł wrażenie, iż człowiek starał się być miły lecz jego wrodzona, skandynawska powściągliwość i dystans źle zareagowały na takie wypytywanie.
- Jeszcze jedna whisky poproszę.- odparł z uśmiechem Healy nie zamierzając jej co prawda wypić. Tylko użyć jako wymówki, by dalej siedzieć przy barze. Przez chwilę bawił się w myślach koncepcją wywołania w umyśle barmana przymusu wypowiedzenia nazwiska Larsa. Ale ostatecznie zrezygnował. Był to bowiem potencjalnie trudny i mało subtelny sposób. Zamiast tego wyjął komórkę i napisał SMSa:

“ Jak będziesz się nudziła i miała czas, to sprawdź proszę w sieci właściciela tego przybytku i wszystko co można na niego znaleźć w urzędach.”

Po tych słowach dopisał adres i nazwę klubu. I posłał do Mervi. Tak, to z pewnością będzie najbardziej subtelny i najbardziej skuteczny sposób.
I w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku Patrick popijając drinka zaczął rozglądać się po klubie. W końcu miejscowe miłośniczki ciężkiego grania nie mogły w stu procentach składać się z pasztetów w czarnych skórach.
W końcu bystre oko Patricka dostrzegło coś interesującego. Spomiędzy gotek wypełniających obszar z dala od sceny (żeby nie pomyślano, że są jakimiś bezmyślnymi groupies), ona się wyróżniała. Wysoko, czarnowłosa (jak one wszystkie), piękna i mhroczna. Gotka ale w bardziej starym stylu, który Healy jako syn eteru, cenił. Dumna i drapieżna w spojrzeniu i kusząca dekoltem sukni. Idealna… i właśnie sięgała do staromodnej cygaretki, zapewne wypełnionej nie tylko papierosami. Patrick podszedł do niej i zgodnie ze starym zwyczajem zaproponował jej ogień. Płomień błysnął z zapalniczki… nietypowej, bo oplecionej miedzianym drutem i z przylutowanymi diodami. Wyjątkowej.
- Jestem poszukującym nowych dróg w nowym mieście.- rzekł przyjaźnie Healy po norwesku acz z wyraźnym irlandzkim akcentem.- Patrick mam na imię. A ty mroczny aniele nocy?
Komórka Patricka zadźwięczała dźwiękiem przychodzącego SMSa. Eteryta mógł przysiąc, że nie ustawiał go tak głośno. Westchnął ciężko.
- Interesy. Zajmuję się ogniem. A dokładniej pirotechnicznymi efektami…- otworzył komórkę by przeczytać co napisano.
Numer, z którego przyszedł SMS, nie wyświetlił się jako jeden z numerów zapisanych w książce adresowej, jednak ta kombinacja cyfr wydawała się znajoma...
Tekst natomiast wyglądał w znany reklamom sposób i innym SMSom Premium.

“Usługa TWOJ.DZIEN została poprawnie aktywowana. Codziennie będziesz dostawał trzy SMSy z czadowymi dzwonkami i tapetami. Tygodniowy koszt usługi 8.50 EUR + VAT. Żeby wyłączyć usługę wyślij SMSa na numer 98433132 o treści "129y.0i".”

- To może poczekać…- mruknął do siebie Patrick i wrócił wzrokiem do rozmówczyni.
- Dziś mogę być Alicja - uśmiechnęła się zadowolona z siebie i tego dość sztampowego, mającego dodać jej tajemniczości, tekstu. Gdyby nie ogólna uroda pomieszana z urokiem krasawicy, brzmiałoby to żałośnie. Lecz właśnie dlatego, było dobrze.
- Nie jesteś stąd, prawda?
- Z zielonych pól Irlandii przyciągnęły mnie ciemne noce i piękne ukryte… przed oczami maluczkich.- odparł z uśmiechem Patrick podejmując tą grę.
- Nie wyglądasz na miłośnika tego typu muzyki - stwierdziła fakt - co jest w sumie interesujące. Piękno bywa… różnie postrzegane. Ja na przykład lubię piękno śmierci. Danse macabre, memento mori…
Patrick znał to… w różnych wcieleniach. Czasem powiązanych z Kultem Ekstazy, czasem z Eutanatosami, częściej z Opustoszałymi. Poza, konwencja, maska… rozumiał je wszystkie. Alicja pod tym względem była dość płytka… napełniona sloganami i przejęta rolą, której natury w pełni nie rozumiała. Patrick zaś tak… jej konwencja była bliska jego. Mimo swojego stroju mógł i potrafił znaleźć wspólny język z piękną Alice. I ciągnąć rozmowę o beznadziejności i płytkości życia, duchowym pięknie ukrytym w mrocznej poezji Alana Poe… Całkiem przyjemnie tracić czas na gadki o niczym ważnym i delektować się pięknem w czystej, choć nieco pokręconej, formie.

Alicja, jak się okazało sama nie czuła się częścią subkultury gotyckiej i nie miała znajomości, ale po prostu nieźle wyglądała w tej stylówie, no i muzyka nie było zła. W tym klubie zresztą głównie ciężkie granie się odbywało. Wspomniała nieco cichaczem że tutaj raz na jakiś czas odbywają się imprezy środowiska LGBT, które jej się podobają… bo mają swój styl. Oczywiście Alicja politpoprawnie (jak to Skandynawka) w pełni popierała prawa tych mniejszości (Patrick zaś potakiwał nie mając nic przeciw mniejszościom seksualnym, ale też nie interesując się polityką w tej kwestii). Sama Alicja stwierdziła konfidencjonalnym tonem że sama jest bi… ale bez przekonania w głosie. A bardziej wypytywana o samą imprezę, że w zasadzie to na żadnej z nich nie była, tylko słyszała że to impreza gejów lub innej subkultury. I że jest świetna.
Odmieńcy… ten klub był ich metą. Dobrze wiedzieć.
W tej chwili jednak Patricka bardziej interesowała Alicja… jej biseksualność i otwartość na nowe doświadczenia. Która okazała się mniejsza niż się Healy spodziewał.
Dowiedział się że jego, nie całkiem, gotycka przyjaciółka trenuje strzelanie. Oraz myśli o biathlonie, bo w okolicy pozostały fajne tory po igrzyskach olimpijskich z ‘94 a może ‘96-go?
Lekko pijana Norweżka tego detalu nie pamiętała. Ale schodząc na temat strzelania mogli pogadać o karabinkach sportowych i czemu produkty Smith & Wesson są lepsze od sztucerów Mossberga, choć Healy najbardziej lubił SAKO TRG M10. Alicja podała mu też namiary na najlepsze strzelnice sportowe w mieście.
A po kolejnych drinkach wyszło czemu dziewczyna zainteresowała się strzelaniem. Bo Araby… Przez nich bała się wracać późno do domu. Nie wyjaśniła dokładnie o co chodziło z tymi Arabami, ale Irlandczyk łatwo się domyślił. Wspomniała też o jakiś sprawach narkotykowych w mieście… strzelaninach o późnych porach, w tym parę z nich odbyło się kilka przecznic od jej domu. Nic więc dziwnego, że Patrick zaoferował jej odprowadzenie do domu. A ta po kilku chwilach wahania zgodziła się.
Dalej potoczyło się zgodnie z regułami romantycznego filmu, spacer pod gwiazdami, (podchmielone) pogaduszki o sensie życia i ulubionych kolorach, książkach…
Gdy dotarli jednak do drzwi jej domu, Healy nie został zaproszony do środka, nie dostał pocałunku w nagrodę. Ale wymienili się kontaktami i Alicja obiecała że zadzwoni wkrótce. Koniec końców, był to dla maga udany dzień.



Poranek następnego dnia

Pobudka na “własnych śmieciach” była zawsze przyjemnym doświadczeniem.Co z tego że tapczan uwierał tu i tam, a zamiast pościeli był koc. Patrick był w domu.
Śniadanie oczywiście było pizzą zamówioną telefonicznie. Nic specjalnego, ale dała się zjeść, a Irlandczyk nie miał czasu na wybrzydzanie w kwestii posiłków.
Tak mało czasu, a tak dużo do zrobienia.



Pierwszą sprawą do załatwienia był samochód, oczywiście po wysłaniu do Alicji fotki z śniadaniem podanym do łóżka i smiley face’m. W Lillehammer może nie konieczność, w końcu duże europejskie miasto miało solidny transport publiczny. Niemniej odpowiednio przygotowane cztery kółka byłyby przydatne, więc Healy udał się, by kupić tanio pojazd w najbliższym komisie samochodowym. Tam uprzejmy i sympatyczny i namolny norweg o uśmiechu rekina prowadził Irlandczyka od wozu do wozu, zachwalając każdy z nich. Niemniej Healy’emu w oczy wpadła używana terenowa toyota w wyjątkowo dobrym stanie i po wyjątkowo dobrej cenie. Za dobrej, żeby nie śmierdziało tu szwindlem.Niemniej to nie był dla Patricka powód by z niej zrezygnować. I szybko wyszło szydło z worka, nieco wyklepana karoseria, lampy wymieniane, zawieszenie niekoniecznie w najlepszym stanie i… chłodnica poważnie uszkodzona. Ten pojazd zaliczył poważną stłuczkę i raczej nie nadawał na szalone szarże po norweskich drogach. Nie bez poważnego i kosztownego remontu. Niemniej silnik miał nadal sprawny, a resztę w miarę przyzwoitą. Dało się tym wylakierowanym na glanc rzęchem podróżować. I po odkryciu prawdy dało się też zbić nieco z ceny. Ostatecznie toyota nadawała się do jeżdżenia i Patrick miał swój wóz oraz warsztat w którym mógł się podjąć remontu. Dojechał toyotą na miejsce, wjeżdżając nią w krąg zbudowany ze zwojów kabli, łączących, pokrętła, mierniki i diody. Krąg ten miał ułatwić mu proces naprawiania (copyright by Mechanicles). Zmontowane gogle założone na oczy pozwoliły znaleźć uszkodzenia i wady w pojeździe, części które należało wymienić lub subtelnym ingerencjami magyi naprawić lub zmienić. Drobne i niewielkie ingerencje, tam gdzie zwykłe umiejętności mechaniczne zawodziły. Patrick zresztą planował większe przeróbki, jak na przykład tajny schowek na broń, ale póki co… na razie musiało wystarczyć doprowadzenie wozu do stanu fabrycznego. Prawie się udało.Patrick był z siebie zadowolony. Otarł czoło i zamówił kolejną pizzę na obiad.



Popołudnie

Dywanik, kadzidełka, lakierowane pudełko ozdobione srebrnymi intarsjami. Pozytywka, stara i z historią… której nie znał nikt poza Szalonym Szkotem. W środku były jakieś zapiski po łacinie.


Ale Irlandczyk łaciny nie znał, a jego awatar twierdził że zna tylko grekę. Patrick się tym nie przejmował, pozytywka była mu potrzebna do koncentracji. Bo Healy nie potrafił usiedzieć w miejscu spokojnie. Zawsze musiał być w ruchu, zawsze musiał być czymś zajęty. Ciężko mu więc przychodziło medytowanie. A obecnie potrzebował się skupić, by osiągnąć to czego pragnął. Zdobyć wiedzę… nawet jeśli tymczasową. Przekręcił kluczyk, zamknął oczy, mieszkanie wypełniły dźwięki pozytywki. Patrick zaś uspokajał oczy wsłuchując się melodię, by użyć jej jako klucza drzwi do kosmicznej świadomości… czy też zbiorowej pamięci ludzkości, a może ultra-umysłu rzeczywistości? Jakkolwiek by to zwano, liczyło się co z niej dało się wyciągnąć, informacje które potrzebował. Niemniej wymagało to czasu i wysiłku… znacznie więcej niż w przypadku innych magów. W końcu po kilku godzinach medytowania Patrick w końcu zdobył wszystkie puzzle kosmicznej układanki. Był więc gotów na wieczór. Na razie jednak należało się zebrać do kupy i pojechać na pierwsze zebranie magicznej śmietanki Lillehammer. Zabawne było być do niej zaliczonym. Po drodze wysłał krótkiego SMSa Klausowi.

“SE winni trzymać się razem.”

Tak dla przypomnienia, kim są i że z racji tego Klaus mógł liczyć na poparcie Patricka, a Irlandczyk oczekiwał tego samo od Niemca.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 13-09-2019 o 10:41.
abishai jest offline