Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-07-2018, 22:13   #277
Lunatyczka
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
Strój zielarki zaszeleścił. Dopiero gdy mężczyźni wyszli Olcha pozwoliła sobie usiąść naprzeciw Klary. Dziewczyna poczuła rozbawienie, gdy Olcha zamachała dłonią pachnącą pokrzywami przed jej twarzą. Ludzie z jakiegoś powodu myśleli, że niewidomi są też otępiali. Zakonnica bardzo dobrze czuła dłoń przed swoimi oczami.
- Nie widzę, naprawdę - uśmiechnęła się łagodnie do, jak podejrzewała, dłoni Olchy.
- Nie musisz się mnie bać, nie próbuję Cię oszukać - powiedziała by dodać otuchy kobiecie.
- Wybacz - powiedziała Olcha wyraźnie zmieszanym tonem głosu.
- Nie przejmuj się - ułożyła dłonie na swoich kolanach uprzednio wygładzając materiał habitu - To normalne, że odczuwasz strach. Byłabym zadziwona gdyś się nie bała.
- Skarzecie mnie, prawda? Ukamienujecie, albo utopicie. Komu wadzę? Zamoyskim? Jeśli ktoś pytałby mnie gdzie jest czarownica, to pewnie u nich w domu.
- Tak jak wierzę w Pana naszego Jezusa Chrystusa tak zupełnie nie wierzę w to, że jesteś czarownicą. Ale skrywasz coś głęboko, Mistrz jest pewien, że zgrzeszyłaś Olcho.. Czy zechcesz mi opowiedzieć co się wydarzyło w tych ścianach?
- Zabiłam męża. Zeszłej zimy. Ale czułam, że jeśli tego nie zrobię, to on w końcu mnie zabije. - Mówiła urywając. Zanosiła się płaczem.
- Ciiii.. Ciiiii - próbowała wymacać dłoń Olchy i ująć ją w swoje zimne palce. - Jak… jak do tego doszło?
Kobieta przycisnęła dłoń zakonnicy do twarzy. Klara poczuła jak łzy spływają po jej ranach.
- Ja… gdy on… otrułam go… szalej… cykuta… - płacz był coraz głośniejszy. Wtedy do pomieszczenia na moment wszedł Witold.
- Wybaczcie - powiedział stojąc w progu, po czym skwierczenie i zapach palonego oleju dał do zrozumienia zakonnicy, że mężczyzna przyszedł odpalić pochodnię. Pewnie na dworze znów padało. Olcha odsunęła się wystraszona obecnością inkwizytora. Nie rozluźniła się nawet po jego wyjściu.
Klara odruchowo obejrzała się czując wdzierający się do domu zapach jaśminu. Dopiero kiedy drzwi za Witoldem się zamknęły ponownie skierowała ciało w kierunku Olchy.
- Wyrządzał Ci krzwdę, mąż Twój?
Olcha siedziała w kącie pomieszczenia. Klara wyraźnie słyszała jak opadła na klepisko. Zresztą również szloch dochodził z dużo niższej wysokości.
- Wyrządził… - odpowiedziała jedynie.
Klara złapała się stołu i powoli, podtrzymując się blatu zeszła z krzesła na podłogę. Dłońmi powoli obmacywała klepisko, aż natrafiła na Olchę.
- Wierzę Ci - powiedziała cicho, siadając bokiem, tak by nie podrażniać niedawno broczących krwią stóp - Przymuszał Cię? Bił? Czy robił coś jeszcze?
Szelest dał znać Klarze, że miała rację. Po chwili olcha przypomniała sobie, że zakonnica jej nie widzi.
- Tak. Złamał mi palce. Bolą z każdym deszczem. - Poruszyła się, jakby chciała pokazać swoją dłoń niewidomej zakonnicy.
- Powiedziałaś o tym wówczas komuś? Zwróciłaś się do proboszcza, sąsiada? - podpytywała, by w razie czego zdobyć świadka okrucieństw, które zgotował jej mąż.
- Nie. Przecież byłam jego żoną. Jego własnością! - wybuchła nagle przez łzy.
Klara nie mogła zaprzeczyć. Żona była własnością męża.
- Czy on… czy… - zakonnicy ciężko bardzo osobiste pytania przechodziły przez gardło - robił tak by…. By się pojawiło dziecko czy… - odchrząknęła, bo nagle w gardle jej zaschło - robił to tak by jednak nic się nie stało?
- Robił. Ale nie chciałam, żeby był ojcem. Nie chciałam, żeby kogoś jeszcze katował. Parzyłam sobie rutę każdej pełni
- nagle jej głos opuściły emocje.
Zakonnicy wyrwało się westchięcie. Chwilę milczała, słuchając tylko szlochu Olchy.
- Będziesz musiała się przyznać do tego co Ci robił, wiem, że mężczyźni nie zrozumieją, ale może chociaż zechcą spróbować - na co Klara w głębi serca mocno liczyła, nie pokładając w tym jednak wiary.
- Tak… wiem… sąd Boży… Przywiążą mi centnarowy kamień do szyi i wrzucą do rzeki. A jeżeli wypłynę, to niechybnie pomógł mi szatan i trza mnie zabić. Zaiste męska sprawiedliwość.
Wstała i odsunęła się od zakonnicy.
- W tym się nic nie zmieni. To męski świat. My jesteśmy ich własnością, a oni będą traktować nas jak bydło czy owce.
- Sąd Boży jest dla czarownic i wiedźm, które oddały się pod władzę Szatana - wyjasniała Klara spokojnie - Ty nie jesteś wiedźmą, ja i Witold nie pozwolimy by wrzucono Cię do rzeki lub wypalono ogniem, ale Mistrz… on wie, że ciąży na sercu Ci grzech. Jeśli nie usłyszy tego co ja gotów jest wydać się w Płocku pod osąd.
- Przecież przyszliście tu, bo Zamoyscy węszą u mnie czarostwo. Albo ten chory fanatyk Sisto! Jego powinniście przesłuchiwać. To nieludzkie, żeby ksiądz tak przemawiał! Zamiast tego chcecie mnie wywieźć do Płocka. Nie. Nie opuszczę domu. To wszystko co zostało mi po matce.
Rozmowa zdawała się być rwana. Olcha skakała z tematu na temat, została przyparta do muru.
- Uspokój się kobieto, proszę - zwróciła się łagodnie acz ze stanowczością - Jeśli będziesz bredzić, zmieniać temat, podnosić głos i denerwować się mężczyźni uznają, żeś szalona lub niespełna rozumu i wówczas to nawet moje słowo zapewnieina Ci nie pomoże. Zamoyscy mogą i czarostwo węszyć, ale ja go tu nie czuję - odpowiedziała na pierwszy zarzut Olchy rzeczowo i znów odruchowo wygładziła materiał habitu - Dlaczego Sisto w twych oczach niegodnie mówi?
- Sisto wieszczy koniec świata. Zachęca ludzi do porzucenia dóbr doczesnych. Przybył znikąd. - kobieta znów wróciła w kąt i usiadła obok Klary.
- Czy głosi coś, co jest sprzeczne z naukami kościoła?
Olcha zawahała się. Rękawem otarła twarz z łez.
- Nie. Chyba nie. Nie wiem.
Klara pokiwała głową i westchnęła cicho.
- Czy chcesz o tym wszystkim opowiedzieć Mistrzowi?
- Nie…. on tak na mnie patrzy… jakby wdzierał się do mojej głowy. Nie chcę z nim rozmawiać!

Klara aż za dobrze rozumiała Olchę, mimo braku wzroku nie lubiła przebywać obok Eberharda.
- zechcesz może, więc powiedzieć temu młodemu Inkwizytorówi? Mówi po polskiemu, a i ma dobre serce, on wszystko Mistrzowi przekaże. - zaproponowała z nadzieją w głosie.
- Eh, nie sądzę, żebym otrzymała przebaczenie - skwitowała, choć nie zaprotestowała propozycji rozmowy z Witoldem.
- Pan będzie naszym sędzią i w dzień naszego odejścia, wejrzy w nasze serca i zadecyduje czy serce twe jest czyste. Ziemski osąd nie będzie miał znaczenia kiedy duch nasz uleci z ziemi - powiedziała świecie wierząc w każde słowo, które wypowiadała.
- Zaproś Witolda do środka, proszę. Powiedz mu to co i mnie powiedziałaś.
Pokiwała głową znów zapominając, że zakonnica jej nie widzi po czym dodała:
- Tak pani.
Następne co usłyszała Klara to otwieranie drzwi i powoli stukający deszcz. Została na moment sama w krainie intensywnych ziołowych zapachów.

Jeszcze zanim Olcha wyszła z pomieszczenia z zewnątrz dobiegł głos Eberharda.
- Skończyliście już?
Olcha wróciła przestraszona i powiedziała:
- Panienko, wasi towarzysze poszli w las. Ten Mistrz też tam idzie.
- Boisz się dziewczyno.
- stwierdziła bardziej niż zapytała - Co jest w lesie?
- Wilki. Głodne i zdesperowane wilki - odpowiedziała szczerze Olcha.
Gdyby oczy Klary wyrażały cokolwiek w tej chwili byłoby w nich widać pierwotny strach.
 
Lunatyczka jest offline