To, co działo się o parę kroków od Arthyma wyglądało jak koszmarny sen. O ile jednak ze snu można było się obudzić, o tyle w tym przypadku Arthym czuł, że nie skończy się to porannym bólem głowy i zastanawianiem się, skąd, na demony, w jego snach wzięły się takie potworności. Widzial też, że jeśli pani doktor' pokna pozostałych, to w następnej kolejności dobierze się do skóry właśnie jemu.
Chociaż sforsował zamek swojej celi, to nie zamierzał, przynajmniej chwilowo, włączać się do walki - przynajmniej fizycznie. Wokół zmiennokształtnej kłębiło się tyle osób, że kolejna tylko by przeszkadzała. Dlatego też zaczerpnął nieco magii z tej odrobiny, jaka w nim jeszcze pozostała, i poczęstował potworę kolejnym magicznym pociskiem.