Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2018, 23:23   #27
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację

Czy właśnie tak zachowywał się jej mentor? Czy atak DDoS był jego zwyczajnym sposobem, aby tak ukryć pod jego falą delikatne informacje? Czy może to nieczęsty (acz pozytywny w skutkach) sposób?
A może to zwykły trolling...

Przynajmniej Glitch wrócił, a to był plus... chyba? Mervi nie była już spowita taką ciszą... Czuła za to irytację na sytuację, w którą została wrzucona, a jakiej zapewne i Joel nie przewidział...
- To ja mam znać? - parsknęła - Wiadomo czemu tu chciałeś. 4chan blisko, pewnie żeś czas na nim akurat tracił!
- dodała złośliwie, ale zaraz z jakiegoś powodu przypomniała jej się ostatnia rozmowa z Patrickiem... - Zainteresowany zgłębianiem kultury irlandzkiej? Sektor pewnie ma duży zapas piwa na stanie... skoro jak wielka pijalnia jest... i nie z każdej beczki wypływa tylko tęcza. - uśmiechnęła się krzywo - Choć za koniczynkę nie ręczę.

Mervi spojrzała na swojego mentora, mając pewien problem z poważnym podejściem do pikselowej grafiki kota, jeżdżącej na kocie. Jakkolwiek ten avatar tego dokonywał. Był on w głównej mierze fioletowym tworem, który miał żółte oczy złożone z kilku pikseli tego samego koloru...
Sprawiało to konkretne problemy innym osobom... w tym szczególnie jego podopiecznej. Jak można próbować kłamać w te piksele? Joela musiało to w jakiś sposób bawić oraz dawać pewne profity. Mało kto mógł się na niego długo złościć, ale momenty, w których tonem znawcy tłumaczył komuś prawdy wszechświata zachowując taką sylwetkę, były szczególnie warte poświęconego czasu na wysłuchanie co miał do przekazania. Posiadanie mentora w kociej formie z pikseli nie było łatwe.

Zwykła wojna psychologiczna...

Minęli właśnie zaułek porno-gifów i gdyby koty mogły się czerwienić, zarówno ich wierzchowce jak i mentor Mervi płynęłyby w jaskrawej czerwieni. Wydawało się, iż trzymają kule na bezpieczny, acz wciąż malejący, dystans. Joel w typowym dla siebie zwyczaju, musiał sprostować.
- Słaba dogryzka. Nowe sektory tworzą się najlepiej blisko takich informacyjnych ścieków jak ten. Jeszcze sobie nie zakodowałaś? Irlandzki mówisz… dobra, może uda się dojechać. Ja prowadzę, zrób coś z tym cholerstwem za nami. Tylko porządnie, a nie tak abyśmy cię jeszcze z tradycji musieli wykopać za skutki…
Ton miał lekki acz kwaśny. Wirtualna adeptka zauważyła, iż w zasadzie nie przychodzi mu lekko wypowiadanie się w takim tonie.
- Słaba dogryzka. - fuknęła Mervi. Chciała dodać coś jeszcze, co na pewno nie byłoby ugodowe, ale powstrzymała się. Nie miała ni sił, ni nerwów na pchlarza (czy miał piksele dodatkowe jako pchły?) w momencie, gdy cholerne odrzuty z Portal 2 chciały się zapoznać. Spojrzała na lecące za nimi irytujące kulki technokracji, wykonane z największym technokratycznym pomysłem i wizją artystyczną. Przynajmniej mogły się nadać w małej zabawie...

Gra powinna im się spodobać.

Technomantka korzystając z pamięci o własnym bazgraniu bezużytecznych form geometrycznych na kartkach, wykorzystała jeden z takich projektów, które miały prowadzić w labirynt ścigające ich pac-kulki. Jednocześnie dodała w losowych miejscach w tej pokrętnej planszy, kilka pikselowych duszków, mających zaprogramowane poszukiwanie kulek i eliminację tych pseudo PacManów.


Wszystko poszło jak było zakładane...
...prawie?

Kule wleciały w ten mały labirynt, szybko napotykając szukające je duchy. Nie były tak jak sam PacMan, więc nie zdołały im umknąć... prawie wszystkie. Jedna bowiem okazała się waleczniejsza niż sam bohater z retrogry! Nie dość, że wydostała się z labiryntu bez uszczerbku, to jeszcze udało mu się przeciągnąć jednego z duchów na swoją stronę! Wzrok Mervi skierowany na zdrajcę wyrażał całość jej smutku tym zdradzieckim postępowaniem.
- No wiesz co...
Zakodowała przestrzeń tuż przed zdrajcą i tym psem bez zębów, aby obaj wpadli wprost na ścianę, na której zamocowany był neonowy znak GAME OVER.


--script failure caused error adapter function connector failed--


Tylko tyle kobieta dostrzegła w wyświetlaczu swego umysłu gdy zarówno zbuntowany duch jak i ostatnia ocalała kula przeleciały przez barierę i zbliżyły się do nich na niebezpieczną odległość. Mentor adeptki zajęty był nawigowaniem między przeszkodami uformowanymi z błyszczącego blobu informacyjnego wydobywającego z siebie jazgotliwe dźwięki. Z kolejnym zakrętem opuszczali rejony 4chana odsuwając się dalej od śpiącej sieci na rzecz głębszych rejonów Pajęczyny.
Kot na którym szybowała po tęczy Mervi zapiszczał złowieszczo i przyśpieszył gdy kula dotknęła jego długiej kity i ta zdematerializowała się w różowym dymie. Zła kicia przyspieszyła w furii.
Zbuntowany duszek był wolniejszy od kuli.
- Rany, dziewczyno, znukuj to cholerstwo po prostu! Potrzebujemy minuty na podróż do stabilnego sektora.
- Myślałam, że mam być grzeczna. - Mervi powstrzymała się od mniej grzecznej odpowiedzi. Nie po to chciała się spotkać, aby znowu się kłócić.
Spojrzała z dezaprobatą na zbuntowanego ducha. Nie było miło wysadzać coś, co samo się kodowało, ale czasem trzeba. Przejrzała zaimplementowany kod duszka poprzez konsolę, na której go wyświetliła przed oczami, po czym zmieniła jego składowe wartości tak, aby duszek po prostu rozpadł się, jakby został rozsadzony mini bombą od środka.


...access denied...


To technokratyczne dziadostwo pozmieniało uprawnienia do modyfikacji kodu duszka! Cholera by z tym.
Technomantka miała straszliwą ochotę zaprogramować teraz całą armię duszków, które będą jedynie latały po Pajęczynie z zadaniem ścigania technokratów... tylko niestety to pewnie miałoby opłakane skutki i później wina spadłaby na nią. Jak zwykle.

Pozostając przy zadaniu zniszczenia zdrajcy i kulki, stworzyła broń, która nie potrzebuje dodatkowych uprawnień, bo posiada już licencję do eksterminacji duchów. I odkurzacz na duchy, w tej wersji je niszczący. Napis GHOST BUSTER dumnie prezentował się na szarym uniformie pixelowego mężczyzny.

Dodatkowo ustawiła w programie mającym "sprzątnąć" duszka, żeby rozpoznał kulkę jako drugie zagrożenie (kulista emanacja duchowa), jakie musi usunąć. GhostBuster był jak antywirus... antyduch?


...load module x...
70%
80%
90%

...assertion failed...
...true is not true...
...reprogramming...
...conditional jump…
...object ghost_buster: invoke method self.kill_em_all(EnemyType::GHOST)...
...successful.




Za kolejnym zakrętem wylądowali w sformatowany, stałym sektorze. Jak zwykle, tak szybka zmiana sektorów nie należała do najprzyjemniejszych. Przypominała nagłe zejście z karuzeli połączone z ekstremalnymi zawrotami głowy i całkowitą dezorientacją gdy mózg (a przynajmniej jego podświadome, prymitywne rejony) nie do końca może się pogodzić z faktem, iż przed chwilą podróżowali autostradą czystej informacji aby teraz stać na irlandzkim wrzosowisku wokół stromych wzgórz nad którym górował prawdziwy zamek. Pachniało koniczną.

Mentor kobiety przybrał zadziwiającą postać wielkiego, szarego kota w kolorowym fraku. U pasa zwisały mu dwa rapiery. Gładził wąsy spoglądając na zamek i chyba walcząc z nudnościami.
- Kulki mamy na jakiś czas z głowy-miał, lecz możliwe, że ktoś zainteresowany za nami powęszy- miał. Ale dla takich chwil kocham paczynę-miał.
Mervi zamrugała, wyraźnie nie tylko walcząc z nudnościami i zawrotami głowy powstałymi przez zmianę sektora, co także próbując ułożyć sobie myśli... a miauczenie jej mentora nie pomagało.
- ...co? - elfia dziewczyna (delikatnie niewyraźna graficznie), której formę przybrał avatar Mervi, ubrana w długą, celtycką suknię, zrzucała właśnie z siebie pojedyncze liście oraz koniczyny, które uczepiły się jej długich, lśniących kasztanowych włosów - O co ci chodzi...?
Mervi skierowała spojrzenie całkowicie czarnych oczu na kociego Joela.
- Ten dźwięk, to spryt tego wariantu wizerunku-miał. Chodź się przejść, zanim nas znajdą zdążymy się wy-miał-gować. Powiesz po co mnie szuka-miał.

Technomantka zrezygnowała z odruchowych prób pozbywania się roślinności ze swojego odzienia i włosów. Początkowo jedynie ruszyła wraz z Joelem, nie podejmując żadnego tematu, tylko milcząc... co było u niej rzadkie? Rzadsze...? Mimo zachowania słów dla siebie, zdawała się bardzo uważnie lustrować mentora.
- A jak sądzisz?
- Sądzę, że znowu jesteś w dupie. Tylko wtedy się odzyw-miał.
- To krzywdzące stwierdzenie. - parsknęła, z jakiegoś powodu utrzymując pewną odległość od tego, który ją szkolił. Bezpieczną odległość? - Nie przyszedł ci do głowy inny scenariusz?
Joel nic nie odpowiedział, tylko powoli spacerował schodząc z wrzosowiska na uklepaną, wzmocnioną kamieniami drogę. Prowadziła w stronę lasu. Spacerował nieśpiesznie, dłonie trzymał na rapierach z pewną gracją postaci filmów przygodowych o piratach czy muszkieterach.
Mervi szła powoli obok Joela, patrząc w większości na drogę przed sobą, czując jak żołądek znowu jej się wywraca... ale tym razem nie z powodów zmiany sektora czy złośliwości Glitcha.
- Kiedy wyrzucono mnie z Kabały? - zapytała dość apatycznie - Jak dawno ostatni raz się widzieliśmy?
Joel podniósł jedną brew w górę. Zwolnił jeszcze bardziej krok.
- Dawno… Cholernie dawno. Cisza?
- Jak dawno? - naciskała Mervi - Pół roku? - uważnie patrzyła na mentora - Nie jestem w Ciszy. Po prostu odpowiedz mi.
- Byłyby z dwa lata… - mentor zamyślił się.

Wyglądało na to, że Joel wywarłby taki sam efekt, gdyby w tym momencie uderzył swoją dawną podopieczną w twarz. Mervi wyraźnie ani nie wiedziała co na to odpowiedzieć, ani jak to ugryźć. Jedyne co była w stanie zrobić... To zmienić temat. Szybko, na szok.
- Dlaczego nagle Pajęczyna stała się miejscem każdego spotkania dla wszystkich? - przeskoczyła na inny z tematów, nagle porzucając tamten.
Joel milczał. Dopiero teraz do Mervi dotarło, co to oznacza. Powinna pamiętać. Jej mentor nie zwykł pytać. Po prostu spokojnie czekał aż pęknie. Zwykle pękała. Czasem nie. Ale czekał. Nie pytał, nie naciskał ale też nie zabijał ważnych tematów gadką-szmatką.
Dziewczyna zamknęła na chwilę oczy, uspokajając myśli. Musiała się odezwać. Zapytać. Zanim podejmie decyzję co dalej.
- Skąd mam wiedzieć... - powoli otworzyła oczy, kierując spojrzenie na mentora - ...że ty to ty?
- W co ty się wpakowałaś-miał? - Zapytał z przejęciem.
- Nie wiem. - odparła z niepewnością czy powinna w ogóle komukolwiek to mówić - Nie pamiętam...
Ostatnie zdanie wręcz ociekało szczerym bólem.

Koci avatar wirtualnego adepta mocno zacisnął usta. Joel przystanął siadając na przydrożnym murku. Wyglądał na człowieka (czy raczej człowieka-kota) któremu jest bardzo wstyd. Tak bardzo, iż to niemal zeń wychodzi.
- Tyle się nie odzywałaś. Myślałem, że to po ostatniej rozmowie. Dałem dupy, po prostu dałem dupy-miał. Miał to! Przepraszam. Ale dlaczego potem się nie odezwa-miałaś? Kiedy… to się stało?
Elfka stanęła w cieniu drzewa, po czym usiadła pod nim.
- Ja... - próbowała zebrać to, co wie i połączyć wszystko w jedną wypowiedź - ...nie pamiętam... - westchnęła - Wiem, że po tej... kłótni z tobą... poszłam po coś do Pajęczyny. Gdzieś. Nie pamiętam nawet miejsca. - skrzywiła się z gorzkiej irytacji na niewiedzę - I tam... coś nastąpiło... Nie wiem co i jak... Wiem tylko, że mam czarną dziurę w miejscu tego czasu. Myślałam, że to może na trzy, cztery tygodnie, ty o jakiś dwóch latach mówisz? Niemożliwe, jak...? - potargała grzywkę w jakimś nerwowym odruchu - Zaczęłam być świadoma... jakieś cztery miesiące temu? To, co było wcześniej, przed naszą kłótnią... całe moje życie.... - zamarł jej głos na chwilę - To tylko puste foldery, może ikonki skrótów. Jakby sformatowano mi pamięć, pozostawiając tylko to oraz wiedzę samą w sobie. Wydarzenia, uczucia... nie ma ich.
- Jesteś pewna, że nie ucierpiały wyższe-miał funkcje poznawcze? Poczucie czasu między innymi. Jakość wiedzy. Miał-miejętności. Nawet inteligencja emocjonalna. Umysł to złożona machina, sama wiesz, miał.
Mentor zasępił się.
- Mamy problem. Najgorzej, że od początku nie wiedziałem, miał. Na świeżo można było zrobić więcej-miał.
- Wiem, że potrafię mieć problem z opanowaniem silnej emocji... czasem... - patrzyła uważnie na Joela - Co się stało? Czy naprawdę minęło tyle czasu? Co ze mną było?


- Nie miał-em pojęcia. Rozpłynęłaś się. Zero miał-formacji w sieci, zero w Pajęczynie, brak akcji. Cisza, null, zero…
- ...nawet nie pamiętam... jakie miałam relacje z rodziną... - spojrzała w ziemię - Żyję w świecie, w którym każdy jest mi obcy... także ty... - wstała powoli - Nikomu nie ufam, jak mogę? Co jeżeli to wrogowie? - podeszła bliżej Joela i po chwili wahania... po prostu usiadła obok niego, delikatnie przytulając się do jego ramienia - A Glitch nie chce mi pomóc... nic nie mówi o zdarzeniu...
- Z tego co zauważyłem, Glitch nie zwykł się przejmować taki-miał drobnostkami - Joel zmusił swój koci pysk do uśmiechu. Raczej gorzkiego.
- Chyba po raz kolejny nawalam. Miał to… Nie mam dla ciebie ani jednej-miał odpowiedzi, pomysłu, czegokolwiek co nie będzie kolejnym głodnym kawałkiem. Tylko to, że jestem. Gdybyś czegoś potrzebowała.
Wstał z murku i podał kobiecie dłoń. Zmusił się znowu do uśmiechu.
- Miło znowu poznać. Miał.
Mervi nie wiedziała co powinna teraz zrobić, co poczuć. Spróbowała jedynie uśmiechnąć się, skoro i Joel to zrobił.
- Zawsze dobrze kogoś poznać... znowu? - przyjęła dłoń człowieka o formie kota - Więc... jest jakiś powód, dla którego spotykamy się w Pajęczynie? Znaczy, to dość dziwne, już drugi raz, a pierwszy adept nie jest raczej miłośnikiem tych klimatów...
- Echelon ostatnio działa sprawniej. Miał-sprawnie. Na dłuższe rozmowy pajęczyna wydaje się lepsza. Mimo-miał-wszystko, to jest nasze miejsce.

Mervi wyraźnie się zasępiła, ale tematu wieży nie miała zamiaru poruszać. Chciała natomiast inny.
- Po prawdzie, głównym powodem, dla którego chciałam się spotkać była kwestia... prezentu, jaki dostałam. A raczej wszyscy z Tradycji dostali. Czy jest jakiś powód, dla którego nagle hermetyci zapałali miłością do nas?
- A co to za miał-rezent?

- Elektroprzekaźnik, stary. - odparła - Młoda hermetyczka dała mi go, mówiąc że to fragment maszyny Alana Turinga, dzięki której odkrył Pajęczynę. Nie wiem czemu Porządek chciałby go oddać i skąd go ma. O ile to w ogóle nie jest po prostu jakiś stary rupieć, ale fakt, że nie chciała, aby inni wiedzieli o tym geście, nie nastawia pozytywnie do sprawy. Nie umiem im szczególnie dać wiary w szczere intencje.
- Porządek Hermesa nigdy nie daje nic bezinteresownie. Hermetycy są podstępni. Ale... hermetyk już nie. Jeden, konkretny.
- Dziewczyna powiedziała, że jej mistrz kazał to przekazać. Inna sprawa, że jest z Tytalus, a to Porządek jako taki ponoć chce to po cichu trzymać. Za dużo dziwnych niewiadomych, aby się rozradować ot tak, jak dla mnie. Co powinnam zrobić z tym teraz? Nie chcę wrzucać Wirtualnych w bagno z tego powodu. - spojrzała pytająco na mentora.
- Jest Twój. Zatrzy-miał go. Ewentualnie schowaj do skrytki gdzieś aby łatwo było przekazać i dzielić się gdy uważasz to za wspólną własność. Ale ja-miał nie ufam idei kolektywnej własności.
- Komunizmu nie lubisz? - uśmiechnęła się z pewnym rozbawieniem - Szkoda. A już myślałam o nim, jako o opcji, którą wprowadzimy w nowej Kabale. Cóż. Będę musiała się zadowolić czystą dyktaturą.
- Komuniści na początku postulowali dzielenie żon -
mrugnął do niej ze sporą dawką przyjacielskiego jadu.
- O, to coś dla ciebie. Miałbyś w końcu jakąś. - uśmiechnęła się, czując że strzela na ślepo w tym wypadku - Ale jak widzisz, mimo tego co było kiedyś, dostałam zaproszenie do kolejnej grupy magów! Nawet tego dziwnego Wirtualnego mają, co woli modyfikować świat rzeczywisty... ale przynajmniej na matmę to chyba wyrywa kobiety.

- Długo już gadamy. Zmieniamy sektor czy liczymy, że pościg ol-miał naszą sprawę?
- Może lepiej nie kusić... - skrzywiła się lekko - Technokracja zdaje się wpadać zbyt często. Chyba zaczynamy się w sobie rozkochiwać.
Mervi zastanowiła się chwilę.
- Jest pewne miejsce, które powinno ci się spodobać.. - delikatny uśmiech wykwitł na jej twarzy - Nawet nie będziesz zmuszony pozbywać się swojej formy pikselowego kota. Naprawdę, jak można zdzierżyć coś takiego w dłuższej relacji, jako swojego nauczyciela...?



Sektor, do którego technomantka skierowała swojego mentora, w istocie mógł być miejscem szczególnie uwielbionym przez kota. Nie wymagał zmiany formy od żadnego z wirtualnych adeptów, więc w tym momencie rozpikselowana sylwetka dziewczyny towarzyszyła kotu zbudowanemu z pikseli. Wydawać by się mogło, że tym razem nastolatka posiada mniej zakrywające odzienie...

Co zaś tyczyło się sektora...

Był on zbudowany właśnie z samych pikseli. Przypominał on swoim brakiem skomplikowania formy Minecrafta. Mervi od razu poprowadziła Joela ku bryłowatemu ogrodowi, którego kwiaty pachniały słodkim nektarem, zaś prostokątne pszczoły wydawały przyjemny uchu wibrujący dźwięk. Nie było trzeba wiele czasu, aby Joel zobaczył jeden, niedokończony tematycznie element krajobrazu, Ciężko było odgadnąć czym konkretnie miał być, ale na polanie stał samotny, wydrążony piksel... który przypominał nic innego jak kartonowe pudło!

- Sektor jest wciąż w budowie i takie nieścisłości się zdarzają. - wyjaśniła Mervi, sama siadając pośród zadziwiająco miękkich roślinnych pikseli.
- Wygląda dobrze - stwierdził Joel przyglądając się okolicy. Westchnął.
- Gdy zaimplementowałem te miał do poprzedniego avatara, sądziłem, że to całkiem zabawne. Chyba jednak nie było - mrugnął porozumiewawczo - jacyś ciekawi ludzie w nowej kabale znajdują się? Czy też mowa o czymś większym, fundacji?
- Mówią o ustanowieniu Fundacji, ale szczegóły to jedna wielka tajemnica... dość hermetycka.
- uśmiechnęła się delikatnie - Poznałam tylko dwóch z adeptów, eteryków. Jeden co przejawia niezdrowe, prawie że intymne, zafascynowanie światłem, a drugi lubi jak rzeczy wybuchają. Ten od wybuchów jest dość irytujący. - wzruszyła ramionami - Znany mi też jest hermetycki Mistrz, Quesitor, co tylko w papierkach siedzi oraz ta hermetyczka, która podrzuciła mi elektroprzekaźnik. Reszty nie znam... Jeszcze. - zamyśliła się, przez chwilę wahając się - Trafiłam też na Mistrza z Verditius... którego najwyraźniej powinnam znać osobiście, ale... - westchnęła - Nie pamiętam go. Jak i zbyt wielu rzeczy. Takie to krępujące.... Stracić informacje, gdy samemu poszukuje się każdej. - ton Mervi wskazywał, że rana po utracie pamięci wciąż była niezaleczona i nadal broczyła krwią.
- Ach... No i jeden z naszych hackerów rzeczywistości podrywał mnie matmą.
- Jeszcze rok temu nie wiedziałem, że Porządek Hermesa dzieli się na domy - z rozbrajającą szczerością przyznał Joel. - Ten haker, to który z naszych? - Mag pośpiesznie rzucił temat aby odsunąć myśli adeptki od smutków związanych z pamięcią.
- Dla reszty to Fireson, dokładniej wChar bez t, a z trzema jedynkami w miejscu. Kojarzysz?
- Kojarzysz jak zmieniła się w zeszłym roku ramówka BBC? To podobno on.
- Zeszły rok... Cóż... - spojrzała na swojego mentora, nie kontynuując tematu pamiętania o czymkolwiek - Co zrobił z ramówką?
- Nie zagłębiałem się w to. Ale jeśli to on, to po prostu zmienił styl programów. Filmów. Chyba najpiękniejszy sposób walki o rzeczywistość.
- Na pewno ciekawy. Wiesz w ogóle cokolwiek o nim? O Firesonie.
- uśmiechnęła się niewinnie.
- Jeśli to ta ksywa, to tylko tyle. Wygląda jakbyśmy obracali się w innych obszarach… zainteresowania.

- Szkoda. Przynajmniej wiedziałabym czy wiekiem pasuje... choć nie może raczej być tak stary jak ty. - spróbowała żartem odgonić od siebie smutek - Ale ty na pewno byłeś w Konwencji, jak Wirtualna jeszcze nie była. - wyszczerzyła się, strzelając na ślepo. Nie wiedziała ile naprawdę Joel ma lat, a jedynie zakładała, że ma z maksymalnie dwie dziesiątki więcej od niej. Może mniej, może więcej? Nie pamiętała...
- To piękne i smutne zarazem.
- Nigdy nie byłem w konwencji. Zresztą, odeszliśmy od nich w ‘56. Nie jestem aż tak stary. Ale mój mentor był technokratą. I zginął w pogromie - Joel zamyślił się.
- Opowiadał ci kiedyś o dawnych czasach? Czy ty mi to później opowiadałeś? - Mervi nagle stała się potwornie zainteresowana - Musiałeś. Ale opowiesz jeszcze raz, prawda? Tak, opowiesz kiedyś... nie, nawet teraz, będzie szybciej, mniej czekania, rozumiesz? Nie ma co odwlekać. - technomantka niespodziewanie ożyła, patrząc z niesamowitym zainteresowaniem na swojego mentora w formie kota z pikseli, przybliżając się do niego.
- Nie, nie opowiadałem… nie było okazji - wlepił kocie, pikselaste oczy w grunt. Długo się nad czymś zastanawiał. Zbyt długo.
- Wiesz… nie chcę obiecywać coś czego być może nie dam rady zrobić. Ale jak już powiedziało się, to oznacza, iż muszę - uśmiechnął się. - Postaram się zgrać moje wspomnienia dotyczące Ciebie. Potem obejrzysz je jak film albo w postaci VR, zobaczę jak mi w praniu to wyjdzie. Problemem jest dostarczenie ci takich danych. Przechwycone przez kogoś mogą być… sama wiesz. Ale obiecuję, że to zrobię - dodał twardo.

Mervi wyraźnie nie do końca wierzyła w to, co właśnie obiecał jej Joel... a przynajmniej nie wierzyła, że naprawdę to powiedział.
- To... Tak serio...? - nawet nie próbowała ukrywać zaskoczenia, które przerodziło się w rozradowanie - Jestem naprawdę w szoku... i wdzięczna straszliwie! To jest... Nie spodziewałam się... - na chwilę straciła wątek - Naprawdę jesteś pewien? Przecież... Oczywiście będę traktować to jak największy skarb, bronić za cenę i własnego dobra! - tym razem bez wahania po prostu przytuliła pikselowego kota.
Joel po prostu się uśmiechał. Rozczochrał rozpikselowane włosy wirtualnego avatara kobiety.
- Komu mamy ufać jak nie własnej Tradycji? Technokracja chce nas załatwić ambicjonalnie. Tradycje nigdy nam nie zaufają, zbyt mocno się różnimy. Mamy tylko innych, takich jak my - podsumował. - Wiele razy ci to mówiłem. Staraj się pamiętać - mrugnął. Chyba był delikatnie skrępowany.

- Pytałeś czemu nie skontaktowałam się wcześniej. - pogłaskała grafikę kota, wyraźnie wciąż nie wierząc w to, co jej obiecał - Żałuję teraz, że te cztery miesiące temu nie zrobiłam tego, ale... Sądziłam, że przejdzie samo. Później, że poradzę sobie z tym we własnym zakresie, a jeszcze później... - spojrzała zawstydzona - ...uniosłam się dumą, choć i tak nie pamiętałam konkretnie tej ostatniej rozmowy, tyle tylko, że nie sprowadziła się do pogłaskania po główce. No i nie wiedziałam czy chcę zaufać. - westchnęła - Przepraszam.





Mervi była bardzo zadowolona ze spotkania z mentorem, ale Glitch zdawał się wręcz dostać jakiegoś szalonego zastrzyku energii, któremu musiał dać ujścia. Emocje pościgu, emocje przejścia przez sektory, emocje poznania na nowo Joela i cała rozmowa z nim... to musiało być za dużo radości na raz dla Avatara.
Glitch po prostu zachowywał się jakby był istotą z ADHD.


Tym razem jego działania nie były szczególnie męczące dla Mervi, która zdążyła się przyzwyczaić.Tym razem Glitch nie szukał wyładowania złości. Glitch po prostu miał... głupawkę?
Tyle co do oświeconego bytu...

[media]https://media.giphy.com/media/P45ngFkL7eUz6/giphy.gif[/media]

Losowo pojawiały się błędy graficzne wokół Mervi, która nawet widziała na ścianach swojego domu szalone kolory, czy zglitchowaną teksturę obicia kanapy. Czasami także cały widzialny obraz był pokryty ziarnem, czy otrzymywał plamy desaturacji. Avatar po prostu... cieszył się. ...jak dziecko.

- Glitch... Musimy porozmawiać. - zaczęła Mervi, ale gdy dźwięk rozregulowanych głośników, niby pochodzący z nagrania radosnej piosenki na starej kasecie magnetofonowej, przetoczył się przez pokój... nie miała nadziei na dialog w tym momencie. Niemniej mówiła dalej - Posłuchaj. Walka między nami jest bez sensu. Jesteśmy związani razem, prawda? Nie chcę cię krzywdzić... i mam nadzieję, że to wzajemne uczucie. Musimy dojść do kompromisu, jakoś się dogadać. - technomantka spojrzała na ostatnią porcję morfiny w ampułce.
- Musisz zrozumieć czemu to robię. Może nawet rozumiesz, ale nie akceptujesz. Jesteśmy uparci oboje... - zaczęła napełniać strzykawkę połową dawki morfiny - Nie mogę zamknąć oczu, nie czuć tej złości na świat, irytacji, smutku... Czasem nie udaje się mi zapanować nad emocjami, a nie mogę na innych tego wyładować... Dla naszego dobra. - przybliżyła igłę strzykawki do umęczonej już skóry ręki.
- Ale chcę przestać. Tylko to nie będzie teraz. Nie da się ot tak zerwać... bez pewnych kłopotów. Może i tragicznych w skutkach... - westchnęła i nim wbiła igłę, aby wtłoczyć w siebie narkotyk, dodała jeszcze szczerze - Wybacz mi.

Glitch “skakał” po suficie, ścianie i podłodze w postaci serii kolorowych artefaktów oraz jaskrawych pikseli tworzących bardziej sensowne, czasem abstrakcyjne kształty. Zdawał się nie zauważać nic.
Wbiła igłę. Dźwięki ucichły. Urwane nagle. Artefakty i piksele ściemniały jakby ktoś odłączył im zasilanie. Spłynęły na podłogę powoli, miarowo. Potem wyświetlały się na niej, kupa czarnych, drgających jak w febrze pikseli. Przypominało to kobiecie podrygi agonii. Gdy narkotyk osiągał pełną skuteczność, piksele drgały coraz intensywniej lecz stawały się bardziej blade. Szare. Jasnoszare. Przezroczyste.
Zniknęły. Poczuła, iż ktoś jest bliski czuje się bardzo źle.
I nie ma na nic sił.
Z jakiegoś powodu cała ta szalona głupawka Glitcha cieszyła i Mervi. Technomantka była zadowolona, gdy mogła zobaczyć szczęście swojego Avatara, mogła je wręcz samej poczuć. Jego radość była wręcz zaraźliwa.

Tak jak i jej agonia.

Już sam widok "obumierającego" Glitcha uderzył i Mervi, zaś gdy spłynęło na nią poczucie jego cierpienia... Ona też zaczęła cierpieć.
Przecież robiła to dla dobra ich obydwoje. Przecież starała się, nie chciała jego bólu.

Mervi bolało, że nawet nie pamięta czy zawsze miała takie relacje z Glitchem. Czy zawsze był wobec niej aż tak złośliwy, nie liczył się dosłownie z niczym co nie dotyczyło dokładnie jego? Joel w końcu mówił, iż Glitch najwyraźniej nie przejmuje się... nieważnymi dla niego bólami technomantki.Zakładała, iż ważnymi także się nie przejmuje.
Chciała wykrzyczeć "Dlaczego mi to robisz?" ale jedyne leżała na kanapie odurzona morfiną, wpatrzona w sufit.

I płakała bezgłośnie.


Przebudzenie nie było najprzyjemniejszym z doznań. Nie mogła się spodziewać oczywiście niczego lepszego, skoro poranki zawsze wyglądały dla niej tak samo. Fatalne samopoczucie było czystą odpowiedzią organizmu na zażyty wczoraj narkotyk, a użycie połowy dawki nie pomagało szczególnie.
Z pewnym ociąganiem zmusiła się do wstania z łóżka (kiedy w ogóle do niego dotarła?), po czym pozwoliła nogom na chwiejne zaprowadzenie się na dół, do kuchni (uważając, aby nie pomylić kroków na schodach), w której miała nadzieje znaleźć cokolwiek do jedzenia. Czy ona w ogóle podczas ostatnich dni robiła jakiekolwiek zakupy? Nie pamiętała. Czy zamawiała cokolwiek? Nie pamiętała...
Zatrzymała się na chwilę przed lustrem zawieszonym w przedpokoju, ale ujrzawszy obraz, który się w nim maluje, ruszyła dalej nie poświęcając więcej czasu tej zjawie.

Wraz z momentem wejścia do kuchni wiedziała, że nie jest już to miejsce, które pozostawiała dnia poprzedniego.

Z początku wszystko prezentowało się bez zarzutu, dokładnie tak, jak dnia, którego pierwszy raz weszła do mieszkania. W końcu kuchnia nie była pomieszczeniem odwiedzanym szczególnie często przez Mervi. Odkrycie powodu do niepokoju sprawiło, że technomantka zastygła, wpatrzona w milczeniu w malujące się przed nią zniszczenie.
W rogu kuchni, na grafitowym blacie przylegającym do lodówki, stało wręcz roztrzaskane metalowe pudło o wgniecionej do środka pokrywie, a rozsypane kawałki szkła z szybki urządzenia walało się w bezładzie po posadzce.

Mikrofalówka została zabita na śmierć.

Mervi w pierwszym odruchu zaczęła rozglądać się po tej niewielkiej kuchni, jakby spodziewając się natrafić na intruza. W drugim natomiast dopadła do drzwi, których sprawdziła stan zamknięcia oraz obszukała je pod kątem śladów włamania.
Fakt braku takowych śladów wcale nie uspokoił technomantki.

Potrzebowała czegoś więcej, aby choć trochę ukoić nerwy.
Miała nadzieję owo ukojenie odnaleźć w nagraniach z kamer, które zainstalowała w domu. Musiały uchwycić moment wtargnięcia nieproszonego gościa, jak i wydarzenia w kuchni. Mervi wolała nawet nie dopuszczać do siebie myśli, że wciąż może tu ktoś być, prawdopodobnie z wrogimi intencjami. Tylko dlaczego mikrofalówka...?

Nagrania ukazały część wydarzeń... a raczej ukazałyby, gdyby kamery były odpowiednio skalibrowane i zapisany obraz nie byłby usiany nocnym ziarnem. Adeptka zdołała na tyle uporać się z obrazem, aby być w stanie określić, że nieznajoma jej postać zniszczyła mikrofalówkę wieloma uderzeniami łomem. Mało...

Mervi przetarła oczy. Morfinowy stan zdołał osłabnąć na tyle, aby adeptka mogła podjąć się zadania wymagającego więcej skupienia. Wciąż czuła ciężar narkotyku, jednak w obecnej sytuacji, gdy Śpiące metody zawiodły, musiała sięgnąć ku cięższej artylerii w swym arsenale.
Dłużej niż powinno zajęło jej przypomnienie sobie podstawowych struktur kodu opisującego nagrania video. Sama kwestia magyi była procesem wydającym się kierowanym przez Glitcha przeciskającego się przez lepkie jeziora morfiny. Mervi mogła wręcz przysiąc, że obraz, który postał przywołany na ekran komputera, wcale na samym ekranie się nie znajduje, a raczej dryfuje tuż przed nim, błyszcząc poświatą starych monitorów.

Oczom Mervi ukazała się sylwetka intruza, której jakość i tak dawała wiele do życzenia. Niemniej mogła określić, iż widziała kobietę o krótkich włosach, której kobiece kształty nie były wystarczająco wydatne. Ubrana była w dres... najpewniej?
Technomantka widziała jak kobieta niszczy mikrofalówkę ciosami łomu, który ze sobą przyniosła, powodując znane już Mervi zniszczenia. Nie widziała ona jednak, żeby kobieta wtargnęła jakoś do domu. Musiała w nim... już być...?
Obraz śledził kobietę, która po dokonanym „mordzie” ruszyła w górę schodów nie chowając nigdzie łomu. Wirtualna adeptka poczuła jak żołądek się w niej skręca, gdy intruz wchodzi na piętro, ale jego pewny krok, jakby dokładnie wiedział gdzie iść - był co najmniej zastanawiający. Kobieta nie udała się ku pokojowi z komputerami (w których de facto nikt nie grzebał najwyraźniej). Miast tego weszła do sypialni i skierowała się ku jednej z walizek, w której umieściła łom, żeby po skończonej pracy... paść na puste łóżko i zasnąć pod kołdrą niestrapiona niczym.

Mervi natychmiast zaczęła wpisywać kolejne komendy, na które nadchodziły szybkie odpowiedzi....


< Q. {whereis_ (object_3272150dng) }.


...zaznaczona lokalizacja na wirtualnej mapie wskazywała mieszkanie Mervi...


< TASK.show [ coords {numb_mnds}]


...zaś w okolicy tylko jeden umysł został wykryty.

Mervi siedziała jak bez życia przed monitorem, wpatrując się we wpisany kod, szukając błędów, analizując możliwości. Przecież... Przecież to nie mogło tak wyglądać. Nie mogła... Nie mogła to być... ona sama...

Na wolnej ścianie zaczął pojawiać się rysowany przez Glitcha prosty obrazek, który zdawał się zostać wyryty laserem na powierzchni.



>To też n e b[????]ła twoja wina?;

Prześmiewcze pytanie Avatara pozostało bez odpowiedzi.

 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 23-07-2018 o 17:40.
Zell jest offline