Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2018, 14:39   #260
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Z racji tego, iż gemonatka była ustabilizowana, selunitka postanowiła sprawdzić najpierw co z pozostałą dwójką przyjaciół, zanim bez reszty nie odda się badaniom. Swoje kroki skierowała więc na zewnątrz budynku, gdzie znajdowała się stajnia i w niej - jak mniemała - Trzewiczek.
- Stimi? Stimi to ja Tori śpisz już? Czy wszystko w porządku? - spytała jeszcze zanim otworzyła ciężkie wejście. Zachowała się jak totalna kretynka, bo jeśli zbiegli przeciwnicy ukryli się wśród zwierząt i czekali, aż zmartwiona grupa pójdzie sprawdzić co z resztą, to naraziła właśnie swoje zdrowie… i Jorisa… i Turmi. Wszystkich. Idąc prosto w pułapkę.

Zza drzwiami stajni dało się słyszeć jakieś krzątanie i szuranie, ktoś coś robił w ewidentnym pośpiechu. Przez szpary w deskach dało się zauważyć też jakieś światło. Nie migotliwe jak od ognia, czy świecy, a dziwnie stałe, choć gdy Torika zawołała cicho, ktoś musiał szturchnąć źródło światła, bowiem zaczęło się kołysać cyklicznie. Raz to wchodząc bardziej w jedne szparki, raz drugie.
Nie było wyjścia. Melune zmówiła krótką modlitwę, nakładając czar na srebrny medalion patronki. Kojące i jasne światło rozbłysło na zewnątrz budynku i wkrótce wpadło do środka, bo kapłanka otworzyła jedno skrzydło stajni.
- S-stimi? - miauknęła niczym przestraszone kocię, rozglądając się uważnie.

- Ciiii…sz... Wampir.
W stajni stała zabudowana dwukółka, którą półelfka od razu rozpoznała. To z niej dobywało się rozhuśtane światło. Za materiałem widać też było cień sylwetki niziołka, który to wciąż się nie odzywał. Stimy schylił się kilka razy, a na końcu rozścielił chyba koc na ziemi, znów wprawiając dziwny świecący, podłużny przedmiot w ruch.
Po chwili, nagle z dwukółki wyskoczyła zakłopotana twarzyczka Trzewiczka. Szczelnie owinął wokół swojej szyi tkaninę “namiotu” dwukółki, jednak niedługo potem pod nim wychylił się pysk Wampira.
- Ktoś mnie wołał? - niziołek obejrzał dokładnie kobietę od stóp do oczu. - a… w jakim celu przychodzisz tu do mnie? Wiesz, że Zenobia ma tu sporo ciekawych przedmiotów? Podobno to są cudowne przedmioty, ale ja nie potrafię tego dostrzec. Zenobia mówiła, że do poznania pełni tej magii trzeba urokliwej czarodziejki... Może tobie się uda?
Tori opuściła świetlisty przedmiot nieco niżej, by nie raził ją w oczy. Słychać było jak wyraźnie oddycha z ulgą, a jej napięta i przestraszona mina nieco się rozpogadza.
- Wydaje mi się, że nie wszystkie przedmioty muszą być zaczarowane… by posiadać “cudotwórcze” właściwości… - stwierdziła skonsternowana od słowotoku towarzysza.
- Cieszę się, że nic ci nie jest… zostaliśmy zaatakowani w sali jadalnej… Joris i Turmalina zostali ranni, Jorisowi nic nie jest, ale Turmi... - urwała zmartwiona. -...martwiłam się o ciebie… Przepraszam, ale muszę jeszcze sprawdzić co u Sharviego. Bądź ostrożny, trzymaj broń przy sobie i w razie co uciekaj lub wołaj o pomoc, dobrze?
- Zaata…? Idę z tobą. - Stimy sięgnął po kuszę i bełty i pozwolił Wampirowi wyskoczyć z dwukółki. Niziołek wziął także ów świecący przedmiot Zenobii (świecił, bo Stimy czasowo go umagicznił). Przedmiot składał się z grubego trzonu i dwóch świecących kulek u podstawy. Można go było trzymać za trzonek jak pochodnię, ale miał też skórzane pasy dzięki, którym można było założyć całe ustrojstwo na głowę, co też Stimy uczynił. Przypominał teraz trochę świecącego jednorożca. Całkiem sprytnie pomyślane.

Niziołek nie czekał na protesty Toriki. W zasadzie początkowo ruszył po prostu za Wampirem. Tyle że pies jak to pies, bez konkretnego polecenia zaczął spacer od obsikania dswukółki, a potem zaczął kręcić się tu i ówdzie, łowiąc miejskie zapachy. Ciężko było rzecz czy dokądkolwiek ich zaprowadzi.

”Co to do jasnej cholery jest za ustrojstwo?” pomyślała selunitka, prawie wypuszczając z dłoni medalion bogini. Szybko się jednak otrząsnęła, a przynajmniej tak jej się zdawało.
- Oni uciekli… było ich trzech, Joris mówił, że widział tam tego Cedryka co wypytywał o jedną z naszych zmarłych kompanek… Ktoś chyba zawołał straż… może jest już na miejscu. Muszę sprawdzić co z Sharvim

- Głupiutki pies! Teraz będzie śmierdzieć. Słyszałeś że uciekli, ich szukaj. - ręce niziołka opadły w bezradnym geście. Z całą pewnością nie miał talentu do zwierząt - Mój twór będzie mądrzejszy! - niziołek był w pełni zaabsorbwowany poczynaniami Wampira, dopiero po chwili pełnej zwątpienia, jakby przypomniał sobie o Torice.
- Nie kojarzę żadnego Cedryka - Trzewiczek zmarszczył nos wypowiadając kolejne słowa. - Chodźmy razem i sprawdźmy czemu chciał was pozbawić tchnienia... chyba że masz jakiś pomysł?
- Nie mogę tego teraz sprawdzić… - tłumczyła cierpliwie kapłanka, nadal wpatrując się w dziwny róg na czole kolegi. -Muszę upewnić się, że Sharviemu nic nie jest i sprawdzić Turmalinę na obecność w jej krwi trucizny… W dodatku Joris na mnie czeka.
Melune wyglądała na mocno zakłopotaną, nie tylko zaistniałą sytuacją, ale czymś jeszcze.
- Nie rozdzielajmy się teraz… chodź do środka, jak upewnimy się, że wszyscy są cali, pomyślimy co robić dalej.






Ostatnie miejsce jakie musiała sprawdzić, była wspólna sala noclegow. Na którymś posłaniu spał Sharvi. Torikha nie wiedziała na którym, a i oczywiście nie wpadła na pomysł by się kogoś spytać. Dlatego więc gdy udała się na pięterko, otworzyła drzwi i teatralnym szeptem zawołała kompana.
- Pssst Sharvi… Pssst śpisz?
Nie usłyszała odpowiedzi. Z jednego z posłań dobiegł ją jakiś zirytowany pomruk. Selunitka musiałaby sprawdzić każde kolejno by znaleźć towarzysza.
Dziewczynie nie pozostało nic innego jak wrócić na dół, ciągnąc za sobą Wampira. Ostatnie czego chciała to sprowokować kogoś do bitki swoją paranoją.

Za to Trzewik bynajmniej nie przejmował się burczeniem gości, że im świeci po oczach, a oni chcą spać. Ruszył dziarsko wgłąb sali, metodycznie sprawdzając kolejne posłania. W końcu znalazł to, na którym spał Shavri, przykryty po uszy kocem. Niziołek już pochylił się by wesoło potarmosić kolegę i opowiedzieć o próbie skrytobójstwa, ale gwałtownie cofnął rękę. Coś mu nie grało w bezruchu, w jakim spoczywał tropiciel, a unoszący się nad nim żelazisty zapach był nie do pomylenia z żadnym innym.

Niziołek wycofał się niepewnie przebierając dziwnie palcami przed sobą. Raz chyba na kogoś nadepnął, potknął się. Wreszcie teleportował.




Gdy Tori zeszła sama na dół półorka z kompanami już nie było. Straży jeszcze nie było; nie wiadomo było nawet czy nadejdzie. Podczas jej nieobecności Joris wtachał nietomną Turmalinę na ławę, co nadało leżącej pozycji krasnoludzicy nieco godności. Melune pomodliła się nad geomantką i faktycznie, wykryła płynącą w jej żyłach aktywną truciznę. Z tego co się zorientowała nie była ona śmiertelna; niestety nie umiała dokładnie określić co dolegało koleżance. Znała jednak kilka ziół, z których wyciąg mógł sprowadzić tak głęboki sen. Na szczęście ich działanie było przejściowe. Co prawda w dużym stężeniu mogły być zabójcze, lecz nie sądziła, by dało się takowe osiągnąć smarując ostrze sztyletu.
- Jest otruta… - Półelfka pogłaskała krasnoludkę po czole w czułym geście. - Nie wydaje mi się jednak, by ten stan zagrażał jej zdrowiu… poczekajmy do rana, może sama się wybudzi - odparła do myśliwego.
- Złe złego nie weźmie - Joris wysilił się na żart. Choć on też wyraźnie był zatroskany losem Turmaliny. Odkąd przybyli do Neverwinter nic tylko krasnoludzica obrywała po dupie
- Nie znalazłam też Sharviego… jest zbyt tłoczno i ciemno, by go szukać, wygląda jednak na to, że wszyscy spokojnie śpią.
- Zaraz do niego zajrzę
- odparł myśliwy - Karczmarz nie wie nic. Poza tym, że ten Cedryk często tu zaglądał i o nas pytał. Zdaje się, że kochaś Ani ubzdurał sobie żeśmy mu dziewczynę usiekli. Albo sam nie wiem o co chodzi. Tak czy siak dość już zabawiliśmy chyba w tym mieście. Bierzmy rano Turmi i wracajmy do… domu.
Objął półelfkę mocno i pocałował ją w czoło.
- Tak. Wracajmy do domu - mruknęła smutna ale i szczęśliwa zarazem kapłanka, wtulając się w tors mężczyzny, zanim zawstydzenie nie zmusiło jej do odsunięcia się.

Ciche “Pyk” i niziołek nagle pojawiający się między Toriką i Jorisem (jakoś poskręcany między ich nogami i z wygiętym o udo Jorisa świecącym rogiem na czole) definitywnie zakończył ich akt czułości.
Stimy pociągnął Tori (lub Jorisa) za nogawkę.
Półelfka spojrzała w dół wielkimi jak dwie złote monety oczami i zamrugała, niczym skonsternowana sówka. Z wyraźnym zapytaniem na śniadej twarzy.

- Słodka tancerko… - Myśliwy podskoczył czując nagle nieoczekiwaną, niepożądaną i niebezpiecznie ukierunkowaną obecność. Dopiero po chwili rozpoznał Trzewika choć jego wzrok musiał go chyba mamić, albo i jego trucizną jaką potraktowali, bo jeśli dobrze się orientował, to czoło niziołka zdobił świecący psi kutas - Stimy?
- Shavri nie żyje.
- Dopiero teraz Torika zauważyła, że ręce niziołka są brudne od gliny, zaś na jego przedramieniu pod zawiniętym ubraniem przebija plama krwi. Teraz to był tak mało istotny szczegół…

Kapłanka zatchnęła się powietrzem i dziwnie gibnęła, jakby straciła oparcie w posadach. Oparłszy się dłońmi o stół, oddychała nad wraz równomiernie i spokojnie, jak gdyby od tego zależało całe jej życie.
Dziwny chłód osadził się w jej żołądku, by powoli rozprzestrzeniać się za pomocą gorących i duszących prądów po całym ciele. Panika i lęk wyciągnęły swoje niecne macki, by dusić ją za gardło.
Sharvi nie żyje?
Sharvi nie żyje…
Sharvi nie żyje!
Potworna wiadomość zaczynała być realnością w świadomości Riki. Dziewczyna nie mogła się ruszyć, choć rozum serce nakazywało jej biec i sprawdzić, czy niziołek aby przypadkiem się nie myli. Może tropiciel żył? Może zdąży go uratować? Oszukiwała samą siebie… śmierci nie dało się tak łatwo pomylić, tak samo jak nie było łatwo udawać przerażenia skrywanego na dnie oczu. Stimi był w szoku… Stimi się bał. Na pewno mówił prawdę.

- Ccco?
Joris poczuł jak fala zimna oblewa mu plecy, ale nie nie czekając na wyjaśnienia, rzucił się do dormitorium, modląc się by to nie była prawda.
Wrócił chwilę później i nie odezwawszy się usiadł na ławie obok Turmaliny. Poczuł psi kark Wampira pod opuszczoną luźno ręką, która instynktownie przeczesała futro zwierzaka. Potem powoli spojrzał wpierw na ukochaną, potem na niziołka z prąciem na głowie.
- Czy to prawda, że magia może przywrócić kogoś do życia?
Stimy podrapał się po głowie. Stimy pokręcił nosem.
- Znam takie przypadki… To trudne. Bardzo trudne… ale... pracuję nad czymś podobnym od dawna. To pewien eee... projekt, jeszcze ze studiów w Lantan. Nie wiem czy powinienem i czy się uda, ale… mógłbym spróbować? Mój przyjaciel Vinogli trochę o tym pisał, ale mogę spróbować sam… chyba… Mam taki… - niziołek przełknął głośno ślinę - [/i]… pomysł?[/i]
- Na litość boską… o czym wy mówicie… - jęknęła płaczliwie Tori, siadając obok ukochanego i prawie zwalając się na podłogę, bo źle wycyrklowała odległości.
Sharvi został zabity, a ci właśnie rozważali sprawę nekromancji.
Selunitka słyszała oczywiście o cudotwórczych łaskach arcykapłanów, podnoszących ludzi z martwych, lub odradzających poucinane koniczyny, ale była to kosztowna i szalenie niebezpieczna magia, daleko, daleko wykraczająca poza możliwości tu zebranych.
Tymczasem Trzewik twierdzi, że może spróbować “coś” zrobić w tym kierunku, jak gdyby nie mówił tu o duszy i ciele przyjaciela, a o jakimś szalonym projekcie.

Niziołek wyglądał niezbyt przekonywująco, kiedy odpowiadał. Był bardzo przestraszony i smutny, ale też czymś podekscytowany. Był w tym jakiś rodzaj szaleństwa.
- To… coś w rodzaju reinkarnacji z powiązaniem umysłów. Inne ciało, ale… przynajmniej w teorii ta sama osoba, choć możliwe… chyba... - Stimy potarł w zakłopotaniu czoło -... że utraci część pamięci? To raczej trudne. - Trzewiczek błądził wzrokiem od Jorisa przez podłogę do Toriki - Dotąd myślałem o zwykłym… em… humunculusie. Ale to teoretycznie... możliwe?
- Czekaj Stimy -
Joris uniósł rękę jakby chciał w ten sposób zahamować jakąś szaloną galopadę, którą rozpoczynął niziołek - Powiązanie umysłów? Karbunkulus? Ja o kapłańską magię pytałem. Prawią, że to się da… Że… - Sam nie wiedział ile z tego co prawili kapłani o zbawieniu i życiu wiecznym było prawdą, ale całkiem między bajki wkładać tego nie chciał. Nie teraz. - Mamy wstęp do kuźni czarów. Mamy ten no… no ten magiczny trójkąt z Thundertree, tak? Znaczy… no słuchajcie. To nie może być kaprys losu. Przypadek. Nie codziennie się na takie rzeczy wpada! Wiem. Marv odjechał. Przeborka odeszła. Zenobia gdzieś przepadła. A my srogo dostaliśmy po dupie. Ale jak dla mnie to nie ma mowy, żebyśmy tak po prostu teraz pogrzebali Shavriego. Thundertree - pokiwał głową nad tą nazwą. Naprawdę chciał wracać już do Phandalin. Przyjął od Neverwinter lekcję pokory i skurwysyństwa i znał swoje miejsce. Ale dla Shavriego musiał to zrobić. Jeszcze ten jeden strzał - Okładka, zaraza, szaryci i smok. Wszystko stamtąd. Coś przegapiliśmy. Znajdźmy to i wymieńmy za… przywrócenie Shavriego. To się przecież da. Prawda Rika?
Uścisnął jej dłoń mocno pragnąc by to potwierdziła.

Trzewiczek przerzucił ciężar ciała z jednej nogi na drugą i gapił się przez chwilę na tę dwójkę.
- W takim razie wydaje mi się, że macie mało czasu. Co chcesz zrobić, gdy już dotrzecie do Phandalin?
- Nie pomożesz? -
spytał nieco zdziwiony, choć bez cienia wyrzutu Joris gdy zabrzmiało znaczące “macie”.
- Mogę sporządzić trochę zwojów, ale przydałoby się choć trochę uporządkować… - niziołek spojrzał w stronę pomieszczenia zbrodni -...pewne sprawy. Poszedłbym, ale nie widzę w jakim celu. W Phandalin czekają na księgi, czeka na mnie Gundren, jest tam teleport, który mógłby obejrzeć ten elf, a w Thundertree? Poza tym… - Stimy spuścił głowę - strasznie...

Kochankowie z Phandalin i Trzewiczek długo jeszcze ustalali co począć z dniem następnym. Rika w pewnej chwili odłączyła się by wytłumaczyć niezbyt rychliwemu zawiadowcy straży miejskiej, który w końcu zajrzał do karczmy, co zaszło i wróciła do mężczyzn. Ręce się jej trzęsły i nawet objęcia Jorisa nie były w stanie tego zmienić. Mimo, że myśliwy wyraźnie chciał zarazić ją przeświadczeniem, że są jeszcze w stanie wszystko odkręcić. Że nie bez przyczyny bogowie rzucili na drogę ich życia tak potężne miejsca i przedmioty. Trzewiczek zaś z każdym kolejnym zapewnieniem myślami wędrował już do Silverymoon nie do końca rozumiejąc czemu nie spróbować zwrócić Shavriego temu światu w bardziej postępowy sposób. Miał jednak do czynienia z prostym ludem, o czym co i rusz zapominał.
Ostatecznie ustalili, że ciało Shavriego przeniosą jeszcze teraz do świątyni Selune z prośbą o przechowanie przed przygotowaniem obrządku pogrzebowego. I z datkiem na cel świątynny. Sprzęt Shavriego zabierze na razie Joris do sakwy przechowywania. Myśliwy przytaknął niziołkowi, że warto dobra tropiciela zachować dla jego rodziny, o której często chłopak wspominał. W razie gdyby się nie udało go ożywić.
-Długo zbierał na nauki brata - powtarzał jak jakąś mantrę Trzewiczek
Turmalina, jak ustalili, powędruje z nimi. W wozie Zenobii. Kurtyzanie zostawią wiadomość u karczmarza, że jej dobytek powędrował do Phandalin.
Pozostało przygotować się do drogi. Rika poruszyła temat zabójców Shavriego. I zemsty. Bo żadne z nich nie wierzyło, że miastowy wymiar sprawiedliwości, który otrzymał dokładny rysopis Cedryka, osiągnie jakikolwiek sukces. Joris jednak nie podjął tego tematu twierdząc, że “skurwiel Cedryk” się jeszcze doczeka, a i Trzewika entuzjazm opadł po niepowodzeniu z Wampirem. Obaj mężczyźni przez pewien czas ustalali, co by Jorisowi mogło się przydać w Thundertree. Myśliwy po wszystkim umówił się na zakup 5 zwojów. 2 wykrycia magii, która musiała istnieć w Thundertree. 2 wykrycia zła, bo klątwy na gust myśliwego, musiały być złe. I w końcu 1 do odczytywania magii. Rozmowę z roślinami Joris odpuścił. Los niechętnie sprzyjał podczas rozmowy ze zwierzętami więc na florę słabo liczył.

Pozostało poinformować Marduka. I Kirę. I nie rozdzielać się pod żadnym pozorem.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline