Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2018, 21:14   #282
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację


Jacob siedział na fotelu stworzonym z pulsującej energii. Wyglądała na efemeryczną poprzez skupienie w jednym miejscu, gotową rozproszyć się w otoczeniu. Lewą nogę założył na prawą opierając wyłącznie kostkę stopy. Kolano wisiało w powietrzu delikatnie skierowane ku dołowi. Łokcie spoczywały na oparciach, zaś podbródek wspierał lekko na złączonych koniuszkach palców.

Uważnie obserwował pierwsze wspomnienie należące do Richarda. A potem następne na przemian szlachcica i lurkera. W zasadzie Jacob nie był pewien czy rzeczywiście widzi sceny mające miejsce w przeszłości. O teraźniejszości i przyszłości nie mogło być mowy. Niewykluczone, że wszystko było wyłącznie projekcją jego umysłu. Tak jak siedzisko, na którym spoczywał. Była to wątpliwość, którą należało zweryfikować w oparciu o całą wiedzę, jaką właśnie zdobywał.

W końcu pojawiły się wydarzenia także z jego przeszłości. W tym trzy niewyjawione nikomu rozmowy: z Zoi, Triss i agentem Black Cross.

Uśmiechnął się lekko. Udało się. Na czas odkrył najważniejsze z kart i przeprowadził plan w oparciu o nie. Z łatwością dostrzegał powiązania między przedstawianymi sytuacjami patrząc na ich posumowanie z punktu wiedzy, w którym się znajdował. Naturalnie wszystko było tylko fragmentem większej całości nie pokazanej przez wspomnienia, ale Cooper z łatwością dopowiadał resztę do niemal każdej sytuacji.

Do tego momentu dążył bardzo długo i wytrwale. Zbierał dane na wszelkie dostępne mu sposoby, łączył je w rozmaitych konfiguracjach, planował, grał nieczysto, lecz skutecznie. Wszystko po to, aby na czas rozwiązać zagadkę i podjąć odpowiednie kroki nim będzie za późno.

Być może był cynikiem, a właściwie na pewno, ale z łatwością dźwigał własne grzechy i grzeszki. Były konieczne do popełnienia przy podążaniu optymalną ścieżką. Wszystkie oszustwa, krzywdy oraz śmierci były konieczne jakkolwiek brutalnie by to nie brzmiało. Gdyby nie zaistniały, najprawdopodobniej skutkowałyby większą ilością cierpienia i śmierci. Niewykluczone, że tak tłumaczył się każdy, lecz historyk był pewien, iż ma rację. W każdym przypadku, każdej sytuacji rozważał dziesiątki sytuacji alternatywnych. Za każdym razem wybierał najkorzystniejszą.

Wciąż jednak pojawiały się pytania, na które chciałby poznać odpowiedź.


Podniósł się gwałtownie. Wyspa przykryta była dymem oraz resztkami walczących. Na miejscu dilithium znajdował się lej. Wszędzie znajdowały się niewielkie odłamki. Po piratach nie było ani śladu.
Za to na twarzach lurkera i szlachcica dostrzegł, że oni również widzieli to samo. Wiedzą zatem jakie fragmenty pominął. Od początku wiedział, że to Zoi pośrednio doprowadziła do śmierci Enzo Castellariego, wiedzieli też, że rozmawiał z agentami Black Cross. Uśmiechnął się lekko. Nie miało to znaczenia. W połączeniu z wiedzą o podmorskim stworzeniu oraz faktem, że to właśnie Krzyżowcy starają się z nim walczyć, ujawnienie tych danych było korzystne.
Tak oto jeden sekret prowadził do kolejnego.

Jedno zagrożenie zostało zażegnane. Jacob był całkowicie pewien, że chwile zjednoczenia minęły bezpowrotnie. Możliwe, że potrwają jeszcze kilka minut, godzin lub dni. Wtedy wszystko wróci ponownie. Stronnictwa znów rzucą się sobie do gardeł.

Historyk i mitolog rozglądał się w poszukiwaniu znajomych twarzy. Większość znalazł. Z najważniejszych brakowało Manuel i sobowtóra cesarzowej. Strata tej drugiej była niewielką komplikacją. Przeżyła jej gwardia, choć także w stanie uszczuplonym. Była to drobna niedogodność, z którą poradzi sobie w swoim czasie. Umowa między nim a cesarzową wciąż obowiązywała, choć musiała być czasowo zawieszona przez śmierć Zhou i sobowtóra. Należało wysłać do władczyni prośbę o urzędnika mogącego być gwarantem obustronnego wypełnienia zawartej umowy. Zeznania gwardzistów potwierdzą wersję Jacoba, ponieważ w tym przypadku nie zamierzał kłamać.

Niemniej Cooper musiał zrobić jeszcze jedno...

Nagle odwrócił głowę w kierunku Shagreena. Leżący Gascot nie potrafiłby się obronić przed dzieckiem. Deborah raczej również nie była przeciwnikiem. Starcie byłoby egzekucją.

Pierwszy w obronie Barnesów stanął Denis, a następnie Richard. Historyk nie czekając na rozwój wydarzeń ruszył, by stanąć między stronami konfliktu z kuszą w dłoni. Przodem do Walkera. Lekko skinął mu głową.

Następnie przykucnął przy rodzeństwie.
- Sytuacja jest dla was nieciekawa. Wasza obstawa przetrzebiona bardziej niż innych, siły Black Cross rozrzedzone. Zarażeni i Kompania Wilka wam nie odpuści, a Czarne Krzyże nie staną po waszej stronie. Stracili dzisiaj wielu, a mają ważniejszy cel niż sojusz z wami. Na scenie jednak jest jeszcze jedna siła. My. Prawda, również ucierpieliśmy. Prawda, oni chcą was pogrążyć - wskazał za siebie mówiąc cicho. Adresatami była wyłącznie ta dwójka. Nie chciał, aby nawet wzmocnione implantami ucho wychwyciło jego słowa.

- Ale jakie to ma znaczenie? Potrzebujecie sojuszników, żeby wyjść stąd żywymi. I orfenu. Poza wyspą, na swoim terenie już sobie poradzicie ze wszystkim. Z atakami i próbami zniszczenia was. Ale do wydostania się potrzebujecie nas - wydobył przygotowany jeszcze na sterowcu plik kartek.

- Sto dukatów na głowę od osoby. Czyli w sumie dwieście dla każdego za pomoc, jeśli uda nam się wyciągnąć was oboje. Ja natomiast zadowolę się wszystkimi waszymi podmorskimi artefaktami - podsunął im do podpisania.

Przedstawione warunki były wysokie. Wiązały się ze stratą kilku tysięcy dukatów. Dla przeciętnego człowieka mała fortuna, ale dla rodu Barnesów? W innej sytuacji mogliby się krzywić, że to dużo i próbować negocjacji, choć Jacob spodziewał się, że w rzeczywistości nie byłby to dla nich wielki wydatek. Teraz jednak wszystko działo się szybko. Walka z piratami, eksplozja, wcielenie śmierci uosobione przez ich brata, brak ochrony. Nie sądził, aby się spierali. Niemniej Starr był również przygotowany na szybkie próby zmniejszenia kwoty, więc ustalił próg graniczny na sto pięćdziesiąt dukatów z dwustu. Sto trzydzieści w przypadku wyjątkowo twardych rokowań.

Niemniej nie o to chodziło w całej sytuacji. Ustalił dość wysoką kwotę, by się uwiarygodnić w roli hieny wykorzystującej okazję. Pierwszy z dokumentów był spisany wzorowo, choć nieco lichwiarsko z tego samego powodu. Ważniejsze były te, które znajdowały się pod spodem. Wykorzystując chwilową dezorientację, czasowe odsunięcie widma śmierci oraz konieczność pośpiechu dał im do przeczytania i dla pewności, iż wszystko jest zgodne z przedstawionymi warunkami słownymi. Nie było czasu na czytanie kilku identycznych kopii. Właściwie sporządzonych tak, by wglądały identycznie. Na wszelki wypadek jednak pierwszego o podpisy musiał poprosić Gascota jako bardziej podatnego przez niedobory orfenu. Akceptacja brata miała być dodatkowym czynnikiem dla Deborah. Dodatkowo nie musiał rozkładać wszystkich egzemplarzy, a jedynie ukazywać pustą dolną część z polami do podpisu. "Dla ułatwienia".

Sytuacja do przeprowadzenia akcji była idealna. Lepsza się nie trafi nigdy. Ilu akwizytorów oszukało łebskich ludzi wywierając jedynie presję czasu? Tego nie wiedział, ale raczej nie mało. Tutaj czynników dezorientujących było znacznie więcej.

Następnie musiał poprosić Eliasza historię. Bardzo długa historię.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline