Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2018, 23:27   #79
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Yastrze zdarzało się chodzić po Fangwood, a nawet znikać w nim na kilka dni, często w ten sposób powodując w osadzie niemałe zamieszanie. Poszukiwała wtedy czegoś, co mogło przełamać phaendarską nudę, wyzwalając w niej nieco adrenaliny, a mroczny las idealnie się wtedy nadawał. Teraz jednak zdawał się być inny, wręcz wrogi. Cienie się pogłębiały. Ciągłe szelesty i odbijające się echem pojękiwanie wiekowych drzew wywoływały dreszcze niepokoju. Kamienie, korzenie i krzaki ciągle stawały im na drodze, próbując im utrudnić żywot. Yastra znosiła to z narastającą frustracją. Ilość otarć na jej osłoniętym pięknym ciele można było liczyć już w dziesiątkach. Kolana nosiły na sobie znaki kilku upadków. Brzegi jej przedłużanej tyłem spódnicy już dawno były w strzępach. W potarganych włosach miała liście leszczyny.
Była brudna, poraniona, zmęczona, smutna i jednocześnie wściekła, coraz głośniej dając wyraz swojemu niezadowoleniu. A myślała, że jej humor po takiej nocy nie mógł być podlejszy. Jej myśli mimowolnie wracały do Phaendar, widoku zmasakrowanych ciał i nocnego koszmaru. Na początku chciała zapomnieć, zacząć dzień tak, jakby nic się nie wydarzyło. Miała nadzieję, że inni spróbują tego samego.
Nie było na to szans. Ona też cierpiała, choć starała się to ukrywać przed światem, by inni poczuli się choć nieco lepiej.
A może efekt był odwrotny i pomyślą, że wcale jej nie zależało na Phaendar?
Gdy stanęła przed kolejnymi krzaczorami z jakimiś dziwnymi kolcami, elfka już nie wytrzymała. Całą swoją furię wzmocnioną wciąż świeżymi wspomnieniami po utracie domu przelała w wyszarpnięcie katany z pochwy z zamiarem pocięcia rośliny na kawałki, nawet jeśli miało to stępić broń. Ostrze jednak nie zanuciło swej pieśni. Yastra nieruchomo niczym posąg stała w pozie wyjściowej do iaijutsu, przypominając sobie stare nauki ojca. Gdy je przekazywał, zawsze siedział na ganku, popijając zieloną herbatę i kontemplując otaczającą go naturę. Siwe, długie wąsy falowały na gwiżdzącym między drzewami wietrze niosącym zapach lasu. Był to czas potreningowej medytacji, gdy cała obolała przysiadywała na piętach zaraz obok, wyciszając się i słuchając. Pewnego deszczowego dnia, który teraz wydawał się odległy o całe wieki, wypowiedział te słowa:

“Nie mamy władzy nad naszym otoczeniem, jednak to my kontrolujemy to, co się dzieje w naszych głowach. Zrozum to, a odnajdziesz siłę.
Doskonały wojownik nigdy nie traci nad sobą kontroli.”

Trzy głębokie wdechy pozwoliły się jej uspokoić, , a broń znowu znalazła się na swoim miejscu przy pasie. Już dalej przedzierała się przez las w całkowitym milczeniu, tłumiąc nawet odgłosy bólu czy coś ją chlasnęło po nogach. Z czasem faktycznie zaczęła się czuć lepiej, nawet jeśli tylko odrobinę.

Jednak z każdą godziną jej samopoczucie się pogarszało, gdy wracała myślami do tego poranka, co doprowadziło do jej przesunięcia się na sam tył pochodu. Zaczęło się od kłamstwa wobec Rhyny - coś, czego w życiu by nie zrobiła gdyby życie nie wywróciło się do góry nogami. Jednak gdyby role się odwróciły, to nawet w takiej sytuacji akolitka by jej nie oszukała. Co z niej za siostra czy przyjaciółka, skoro w żywe oczy mówiła nieprawdę? Ale bała się, że Rhyn by nie była już taka sama. Czy był to dobry wybór? Czy jeśli prawda wyjdzie na jaw, to przyszła kapłanka jej za to nie znienawidzi?
Przyszła kapłanka? Aż jakąś gulę w gardle poczuła.
Następnie ta rozmowa o planowaniu dalszych poczynań. Yastra bardzo chciała pomóc tym, których kochała i traktowała jako cały znany jej świat, mimo że nie z wszystkimi żyła w zgodzie, lecz jej starania zapamiętano tylko w postaci zagrożenia bronią Rathanowi, a wszelkie zasługi przypisano Jace’owi. Rozumiała że zrobiła źle i nie powinna się rzucać od razu na wojownika, ale była przerażona i skołowana całą tą sytuacją. Sądziła, że on tak na serio, a na to by się nigdy nie zgodziła. Do tego było jej bardzo przykro, ponieważ każde jej słowo było komentowane westchnieniem, wywróceniem oczami albo ogólnie pojętą irytacją. Dlaczego wszyscy patrzyli na nią wilkiem, a później jednak robili dokładnie to, o czym myślała?
Dlaczego każde jej słowo było złe? Ona… naprawdę chciała dobrze. Przecież wszystko miało na celu chronić ich wszystkich tak jak jej tata kiedyś chronił ją.
Dlaczego?
Zależało jej na dobrych relacjach z grupą, lecz wyglądało na to, że zepsuła już wszystko, co mogła zepsuć. Złość Rhyny, wypad na Rathana, następnie to… i jeszcze Zaza… Noelan... i Phaendar...
Wszystko się chrzaniło jak zwykle. Skoro jej słowa wszystkich irytowały i raniły, to może po prostu powinna zamilknąć i odpowiadać jedynie gdy ktoś czegoś będzie od niej chciał?
Zamyślona potknęła się o jakiś magicznie podstawiony kamień i znów upadła jak długa, jedynie ramionami chroniąc swoją twarz przed spotkaniem z leśną ściółką. Stwierdzając, że się jej należało, zaczęła się podnosić bez słowa skargi… i wtedy jej oczom ukazało się najładniejsze kociątko, jakie kiedykolwiek widziała. Mała futrzasta kulka mająca na swej śnieżnej bieli ślady phaendarskiej sadzy wpatrywała się w nią wielkimi niebieskimi oczami ze strachem. Nie zdecydowała się jednak potoczyć z daleka od niej, chyba zbyt zmęczona po ucieczce z domu. Było wyrzutkiem - tak jak oni.
Yastra wpatrywała się w niego przez krótką chwilę jak zaczarowana, nim powoli się uniosła i usiadła na piętach przed nim. Nie chciała go spłoszyć.
- Jacy bogowie cię tu przyprowadzili? - cicho zapytała z lekkim uśmiechem na twarzy, wyciągając nieco jedzenia z podróżnej torby przerzuconej przez ramię i kładąc przed nim. Futrzana kulka rzuciła się na swoją nową zdobycz jakby to była teraz najważniejsza rzecz na świecie. Elfka skomentowała to krótkim, perlistym chichotem, podsuwając mu w tym czasie nieco więcej żywności.
- Głodny byłeś, co? Chcesz więcej? - delikatnie pogłaskała go po wierzchem palca po głowie, nieco zaskoczona że ten nie próbował uciec. Tarmosił jedynie drobny kawałek suszonego mięsa, próbując zaspokoić głód i nie zwracał uwagi na nic innego. Gdy skończył swój posiłek, to nie patrzył już na nią ze strachem. W tych pięknych niebieskich oczach ujrzała nadzieję.
- Zostaniemy przyjaciółmi? - wyciągnęła do niego ręce, chcąc go wziąć w ramiona, a ten na to pozwolił. Uszęśliwiło to Yastrę zaplątaną wcześniej w myślach czarniejszych niż samo serce Fangwood. Uchyliła nieco swoją torbę i pozwoliła mu tam wejść. Ten coś tam się wyokręcał i wykonał inne dziwne bliżej nieokreślone manewry, aż w końcu po chwili futrzana kulka przestała się ruszać, smacznie zasypiając w bezpiecznym i ciepłym miejscu.
- Jak poznasz Rhyn, to cię nazwiemy! - oznajmiła mu na tyle radośnie, na ile była w stanie, wstając na obolałe nogi - A teraz chodźmy! Musimy dogonić resztę.

 
__________________
[FONT="Verdana"][I][SIZE="1"]W planach: [Starfinder RPG] ASF Vanguard: Tam gdzie oczy poniosą.[/SIZE][/I][/FONT]
Flamedancer jest offline