Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2018, 23:34   #208
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Budynek radyjka zdawał się być na wyciągnięcie ręki, dokładnie tak jak zmiarkował okiem wujek. Nie dalej, nie bliżej. Do tego dobrał cele tak jak zrobiłby to dziadek. Najpierw te na pewny strzał i osamotnione, korzystając z dystansu i momentu zaskoczenia. Dobry wybór, dobra taktyka, ale czego się spodziewać? W końcu wujek był Paznokciem i to bardzo mądrym. Angeli pierś puchła z dumy, a błękitne ślepia sypały wiaderkami wesołych iskier.
Poszli razem na misję! I jeszcze pan z obrazkami też! No i pan z blizną! Razem mogli polować i trupić złych ludziów co porwali panią mamę Jacka i Jamesa.
- Haraszo - potwierdziła pod nosem co słyszała od opiekuna, biorąc na cel wskazanego pana. Tym razem i wujkowy i dziadkowy głos w głowie mówiły to samo, zgrywając się wzajemnie. Pierś blondynki uniosła się powoli, palec przełączył ogień na triplet. Dziewczyna przymierzyła starannie, bo przy pierwszym celu jeszcze miała na to szansę… no i nie chciała zrobić wstydu wujkowi przy nowych kolegach. Marnować czasu też nie mogła, bo pan z obrazkami pobiegł działać. Wypuściła więc powietrze przez nos i nacisnęła spust.

Nastoletnia blondynka nie czuła się najlepiej.Czuła się nieswojo zdając sobie sprawę z powagi sytuacji a do tego co by nie mówić w tej bandzie mieli jednak przewagę liczebną. Ale ufność w wujka i solidność własnej broni jakiej przeciwnicy nie mieli chyba czym dorównać jakoś równoważyła ten efekt. W końcu gdy wujek wybierał cele a Roger wrócił do samochodu to właściwie strzelali tylko ona i Robert. Trochę mało ich było i dawało realną szansę, że ci po drugiej stronie lufy jakoś zdołają się odwinąć.
Jednak pierwszy strzał mieli znacznie ułatwiony. We dwójkę mogli przymierzyć się spokojnie gdy ludzie po drugiej stronie lufy dalej robili swoje. Jasne było, że po pierwszych strzałach na tej scence nastąpi chaos i kolejne strzały pewnie będą trudniejsze.
W końcu oboje strzelców nacisnęło spust. Robert wystrzelił zaraz po nastolatce, świetnie się z nią zgrywając i strzelając prawie w jednym momencie. W nie tak odległą scenę wkradł się oczekiwany chaos. Facet z karabinem na balkonie którego wujek wybrał za cel dla Angie upadł z wrzaskiem na ten balkon wypuszczając swoją broń która spadła za barierkę. Triplet pośrednich, wojskowych pocisków trafił go w nogę. Facet upadł i wrzeszczał znikając nastolatce z pola widzenia. Przy takim trafieniem nawet jeśli nie zginął od razu raczej był wyeliminowany z dalszej walki. Podobnie sprawa wyglądała u pana O’Neal. Też trafił swojego przeciwnika. Facet pchający kontener na śmieci upadł na pchany kloc jakby się poślizgnął. Wpadł twarzą na ściankę i dołączył swój wrzask do tego na balkonie. Osunął się po plastikowej ścianie kontenera i oparł się o niego. Trzymał się za postrzelone ramię z którego obficie broczyła krew.

- Angie, niebieska kurtka, ucieka przy ścianie. Robert zmień pozycję. - wujek nie tracił spokoju i wydał kolejne dyspozycję. Nastolatka dostrzegła postać w niebieskiej kurtce która zareagowała na nagły ostrzał żywiej i żwawiej niż inni którzy przypadli do ziemi, za zasłony, czasem stali i rozglądali się zdziwieni dookoła a ta jedna postać zareagowała najszybciej i biegła wzdłuż ściany budynku. Miała realne szanse dobiec i zniknąć za rogiem którego nie mieli pod lufami.

Niemiły pan w kurtce jak niebo nie mógł uciec, musiał zostać. W brudnej wodzie i burym piachu. Twarzą do ziemi, z dziurą w ciele i czerwoną wodą oddaną do kubka kolegi pana z obrazkami. Blondynka wzięła go na cel według wytycznych wujka, patrząc jak ucieka przez perspektywę całej długości lufy dziadkowego karabinu. Już nie było czasu na dokładne przymierzanie, minął moment zaskoczenia. Nadszedł etap działania. Szybkiego, bez kalkowania i robienia planów. HK416 rzygnęło ogniem i ołowiem trzy razy, szybko. Bez zbędnych przerw.

Facet w niebieskiej kurtce biegł wzdłuż ściany budynku gdy dosięgnął go triplet. Blondynka nie dała mu żadnych szans gdy wojskowe pociski rozpruły mu nogę. Facetem rzuciło na ścianę, tam złapał się krawędzi okna a jego krzyk dotarł aż do pozycji Angie. Facet opadł na ocalałe kolano łapiąc się za postrzeloną nogę. Zdołał jeszcze wstać i przebyć kilka chwiejnych kroków nim przewalił się w końcu na czworaka. Po chwili przewalił się jeszcze na plecy i jeszcze chwilę dogorywał.

- Świetnie Angie. Zmień pozycję. - wujek pochwalił podopieczną i wydał jej kolejne polecenie. Ludzie przy i w domu rozglądali się dookoła ale coraz częściej patrzyli w ich stronę. Pewnie jeszcze ich nie dostrzegli ale kierunek padania strzałów już pewnie przynajmniej część z nich namierzyła prawidłowy kierunek bo machali rękami mniej więcej w ich kierunku.

- Da - blondynka przytaknęła. To był bardzo dobry pomysł, dziadek też by proponował podobne rozwiązanie. Lubił powtarzać że tylko idiota strzela ciągle z tego samego miejsca, a dobry strzelec dręczy wrogów z zaskoczenia. Dlatego dziewczyna ostrożnie zaczęła przemieszczać się na lewo, aby znaleźć nowe miejsce do przycupnięcia z karabinem i zatrupienia kolejnego złego pana.

Nastolatka zmieniła pozycję trochę przeczołgując się a trochę czworacząc kawałek dalej. W tej wodzie klasyczne leżenie czy czołganie się było o tyle trudne, że groziło utopieniem się w tej mętnej wodzie. Chyba, że w którymś miejscu było akurat płycej. Blondynka wciąż oddalała się od pierwszej pozycji skąd otworzyła ogień a w ich stronę wciąż nie poleciał żaden pocisk. Chociaż sądząc po krzykach dobiegających spod budynku nie panował tam spokój. W radio usłyszała głos wujka. Tym razem mówił jednak do pana O’Neal ale, że miał nadal włączoną krótkofalówkę to nadal ich słyszała.

- Dobrze. Robert, facet z pm, za maską kombiaka. - wujek wybrał cel Robertowi i nastolatka usłyszała jak drugi strzelec potwierdza. Chociaż nie był tak blisko radia jak wujek więc słyszała jego głos znacznie słabiej. Gdzieś za sobą, gdzieś tam gdzie powinni być wujek i pan O’Neal blondynka o przemoczonych włosach usłyszała znowu, kolejny triplet z karabinka. Dla wojskowych, szybkich pocisków odległość jaka ich dzieliła od domu była niczym wielkim więc prawie od razu gdzieś od strony domu dobiegł wrzask trafionego człowieka.
- Trafiony. Zmień pozycję Robert. Angie daj znać jak będziesz gotowa. - wujek zdawał się w ogóle nie tracić spokoju gdy kolejno zawiadywał dwójką strzelców. Nastolatka też miała już ostatnie metry do wybranego drzewa jakie powinno dać jej przyzwoitą osłonę i przed obserwacją i przed ewentualnym ołowiem tych z domu. Wkrótce mogła więc zameldować wujkowi, że jest na miejscu i gotowa do strzału.

Gdy usadowiła się za drzewem widok był niezbyt różny od tego co widziała kilka chwil i metrów temu. Banda z bronią w łapach dalej kryła się za czym popadło. Za samochodami, futrynami i różnymi pojemnikami. Już dość dobrze zorientowali się ze strony z której padają strzały bo większość była ustawiona twarzami w ich kierunku. Część rozglądała się zza swoich osłon, część tylko zerkała co chwila i z powrotem dawała nura za swoje kryjówki ale chyba na razie nie dostrzegli nikogo z trójki przeciwników. Chociaż oczywiście każdy kolejny wystrzał w ich stronę zwiększał ryzyko wykrycia.

- Angie. Facet w czarnej bejsbolówce. Kryje się za śmietnikiem. Wygląda co chwilę. Chyba jakiś ważniejszy. - nastolatka dostrzegła ten śmietnik. Cały kontener jaki przed chwilą jeden z członków bandy próbował dostawić do improwizowanej barykady zanim triplet Roberta nie udaremnił tej próby. Niemniej i tak częściowo zasłaniał on widok i skorzystał z tego widocznie któryś z członków bandy. Obecnie podopieczna wujka widziała tylko kontener więc pewnie wujek widział typa jak wychylał się wcześniej. Teraz musiała poczekać aż tamten znów się wychyli chociaż pewnie na krótko i częściowo więc trafić go mogło być nie tak łatwo. Po chwili obserwacji rzeczywiście za bocznej ściany kontenera pokazała się głowa w czarnej bejsbolówce. Coś machała ręką, pokazując i krzycząc do reszty.

Nastolatka strzeliła nie myśląc i nie czekając. To pierwsze nie było niczym nowym. Drugie dyktował rozsądek i głos nie tylko ten z radyjka. Czy niemiły pan był ważny czy nieważny jej nie obchodziło. Wujek dał rozkaza, zostało go wypełnić, tak działała praca w zespole którym w końcu byli. Do tego pan z blizną i ten drugi. Bardziej kostuszkowy pod skórą i taki ładny, miły… mimo że paznokciowe nerwy szarpał okrutnie. Angie nie mogła pozwolić żeby coś się im stało. Aby się tak stało niedobrzy ludzie z radia musieli umrzeć, jeden po drugim. Szybko, najszybciej jak się da… ale nie na tyle żeby od razu wejść im pod lufy i dać się utrupić. Wystarczyło że już gapili się mniej więcej w ich stronę. Trzeba to było szybko skończyć.
Póki w stronę wujka i pana Roba nie poleciał ołów. Póki Roger nie dostał się pod grad kul.
Strzał, przemieścić się. Strzelić znowu i znowu zmienić pozycję. Woda przeszkadzała i pomagała jednocześnie. W mętnej brei szło się ukryć. Wstrzymać oddech i przepłynąć parę kroków bez alarmowania wrogów.

Broń nastolatki szarpnęła ale w jej wprawnych i nawykłych do strzelania rękach pojedynczy wystrzał był minimalnie odczuwalny. A efekt wystrzału był widoczny od razu z jakąś setkę metrów dalej. Głowa wychylającego się pana w bejsbolówce rozbryzgła się jak trafiony wazon z wodą. Tylko nie przezroczystą. Facet upadł na plecy i już tak pozostał nieruchomy. W bandzie zareagowano nerwowymi i przestraszonymi okrzykami na tą brutalną śmierć. Ale dalej Angie nie mogła obserwować bo musiała zgodnie z poleceniem wujka zmienić pozycję. Przez kolejne sekundy głównie słyszała nieco wytłumione krzyki dochodzące z okolicy domu z masztem radiowym. Gdzieś zza jej pleców rozległ się kolejny wystrzał wojskowego tripletu. Pewnie znów strzelał pan O’Neal.

Wreszcie nastolatka przeczołgała się do kolejnego drzewa zza którego miała podobny widok jak poprzednio. Pan z blizną też nie strzelał więc teraz on pewnie zmieniał pozycję.
- Angie, facet z karabinem za maską kombi. - wujek wybrał podopiecznej kolejny cel gdy zameldowała mu o gotowości do strzału. Znów obrała za cel jakiegoś typa który celował mniej więcej w ich stronę z karabinu myśliwskiego albo wojskowego ale pewnie orientował się tylko po rejonie skąd padały kolejne strzały ale nie na tyle by mieć w co i kogo wycelować.

Blondynka pociągnęła za spust, tym razem tripletem. Tym razem trochę zniosło i wojskowe pociski trafiły faceta w wystającą zza wraku nogę. Ale efekt trafienia wojskowym tripletem był równie śmiertelny jak w środek sylwetki. Choć nieco opóźniony w czasie. Trafiony wydarł się wniebogłosy gdy rozpędzony ołów rozpruł mu udo. Spazmatycznie wstał wypuszczając z dłoni karabin który spadł na maskę samochodu za jakim się chował. Zaraz potem sam właściciel przewalił się na maskę a potem się z niej sturlał albo spadł znikając nastolatce z pola widzenia. Tego chyba było już dla tej bandy za wiele. Otworzyli chaotyczny ogień siejąc po drzewach, krzakach i kamieniach swoim ołowiem. Ogień był chaotyczny i różnorodny. Banda strzelała z tego co miała czyli z pistoletów, karabinów, strzelb a czasem i automatów. Niemniej jednak zapora ołowiu wywoływała w dwójce strzelców z obserwatorem odczuwalną presję. W końcu przy takim zagęszczeniu ognia coś mogło jednak kogoś trafić.

Niemili ludzie zaczęli strachować, Angie im się nie dziwiła. Ludziów zwykle brało na nerwa i dostawali stresa jak ktoś w ich okolicy nagle się trupił: wybuchała mu głowa, albo rozpruwał brzuch. To nie było miłe… serniki były miłe, ale nie patrzenie jak koledzy puszczają czerwoną wodę i przestają się ruszać. Niewidzialny kolega pana z obrazkami pewnie bardzo się cieszył, blondynka zaś zastanawiała się ile jeszcze tej wody potrzeba do kubka aby wreszcie był zadowolony, zamknął Arenę i pozwolił w końcu iść do domu.

Bzyczenie ołowiu w powietrzu denerwowało blondynkę, brak odzewu Rogera też ją martwował. Martwowała też o pana z blizną i wujka. Mogli przypadkiem oberwać ranę, a rany były niedobre i bolące. Siedziała skryta za przeszkodą, licząc oddechy i czekając aż druga strona się wystrzela, a wujek da znać. Wystawianie teraz głowy nie miało sensu. Poczekać, potem wykorzystać okazję i strzelić. A potem się przemieścić i jeszcze raz. Aż pod budynkiem z dziwnym metalowym słupkiem nie zostanie już żaden niemiły pan.

Chaotyczna strzelanina trwała już dłuższą chwilę. Z jednej strony padały gęsto ołów siekący liście, obcinający gałęzie, rozbijający ziemię i odłupujący kawałki kory z drzew. Ci strzelali lekkim ołowiem, w większości z broni krótkiej, strzelb i automatów. Broń poważniejszego kalibru została wyeliminowana na samym początku walki. Z drugiej strony strzelały wojskowe triplety. O wiele mniej i o wiele rzadziej. Za to o wiele celniej. Kolejne ciała w kolorowych barwach padły na ziemię gdy jedno z nich zostało trafione w ramię. Mocne, wojskowe pociski rozerwały tętnice, połamały kości, rozszarpały mięso powodując krwotok prawie nie do zatrzymania. Trafiony facet wrzasnął łapiąc się za trafione ramię i upadł wciąż wrzeszcząc. Bez szpitalnej pomocy miał minimalne szanse na przeżycie takiego trafienia.

Nastolatka też zaliczyła chwilę później kolejne trafienie. Wycelowała starannie i trafiła w sam środek przeciwnika jaki właśnie za maską samochodu przeładowywał broń. Środek sylwetki “popiersie” jak na takie cele mówił kiedyś dziadek. Facet upadł gdy trzy pociski 5.56 przebiły się przez żebra, mostek, płuca i łopatki wychodząc w chmurze kostno - krwistych odłamków przesyconych kawałkami płuc. Zdołał jedynie wyrzucić ramiona ku górze, a potem upadł na ziemie znikając blondynce z oczu.

Kolejny zestaw strzałów jednak oboje spudłowali. I ona i pan O’Neal. Pierwszy chyba raz odkąd rozpoczęli ostrzał. Ale morale u przeciwnika już wyraźnie się chwiało. Widać było coraz bardziej nerwowe ruchy i bardziej przestraszone okrzyki. Może by jeszcze próbowali coś się przeorganizować, coś zrobić czy przedsięwziąć. Ale kolejne ciała zabitych kolegów, brak wyraźnego przeciwnika na którego by można podnieść lufę i ryk zbliżającego się w pełnym pędzie silnika wystarczająco przeważył szalę.

- To ten pojeb od Khainów! - wrzasnął któryś z nich gdy pewnie rozpoznał wóz Rogera. Sam wóz pojawił się chwilę później. Wyjechał zza ściany lasu na pełnej prędkości rozchlapując wodę szerokimi fontannami i spod kół i spod przedniego zderzaka. Czarna bryła furgonetki jednak była i tak widoczna i rozpoznawalna. Kierowca skierował swój wóz kursem kolizyjnym na zaparkowane przed budynkiem samochody. W większości osobówki a przynajmniej je obrał na cel. Zaparkowane, lżejsze pojazdy nie miały szans z rozpędzoną, wielokrotnie cięższą masą. Rozległ się huk uderzenia, dartych blach, dwie osobówki które zostały trafione odrzuciło mocno na boki a furgonetka staranowała drzwi i wbiła się prawie do połowy długości w budynek. Banda już na etapie motoszarży rzuciła się bezwładnie próbując odsunąć się z drogi albo skryć do budynku. Teraz, zaraz po zderzeniu, przy wcześniej poniesionych stratach dyscyplina zdawała się tam upaść zupełnie.

- Krew dla Khaina! - z wnętrza budynku dobiegł wytłumiony ale nadal zrozumiały krzyk khainity.

- Swobodny ostrzał. - radio zawtórował spokojnym głosem wujka dając zielone światło na wykorzystanie chaosu jaki ogarnął i bandę i pole bitwy. Zezwolił dwójce strzelców na swobodne wybieranie rytmu i doboru celów.

Blondynce nie trzeba było powtarzać, tym bardziej gdy w okolicy niemiłych ludziów znalazł się nie kto inny, tylko pan z obrazkami i to bez kamizelki od dziadka jaką miała Angie. To byłą dobra kamizelka, chroniła przed postrzałami z mniejszych kalibrów i zamiast ran fundowała siniaki. Długi wdech i nastolatka podniosła karabin, składając się do strzału. Za cel obrała uciekającego pana, który coś krzyczał i rozchlapywał wodę.

Bandę zdawał się ogarniać kompletny chaos. Wszyscy chyba próbowali schować się w budynku albo za samochodami. Kilku wskoczyło do środka próbując uruchomić samochód i zwiać. Na słuch nastolatka wyczuła, że teraz strzelają ze strony lasu trzy a nie dwie lufy pełne wojskowych tripletów. Więc wujek pewnie też zrezygnował z roli obserwatora i otworzył ogień z karabinku pożyczonego mu przez panią doktur. Efekt było widać z setę metrów dalej. Kolejne dwa biegnące ciała upadły zwijając się od ołowiowych trafień. Przez okno parteru wypadła górna część kogoś z bandy. Z czoła sterczał mu tomahawk którym pewnie cisnął Roger. Trafiony widocznie odpadł do tyłu i tak został częściowo zawieszony już na zewnątrz z bezwładnie sterczącymi ku ziemi ramionami.

- Strzelać do tych w samochodach! - tym razem Angie usłyszała wujka nie tylko przez radio ale i gdzieś tam na głos bo krzyknął głośniej. W tej chwili chyba i tak ktoś z bandy miał minimalne szanse na usłyszenie ludzkiego głosu krzyczącego z setkę metrów dalej.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline