Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-07-2018, 11:01   #283
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Kiedy Eloiza przyparła do Richarda, cała intryga zdała się stracić dla niego wagę. Dziewczyna stała oparta o jego pierś, a jej ciało przeszywały kolejne spazmy. Walka wreszcie się skończyła i całe napięcie uszło z niej w dwóch strumieniach łez. La Croix odetchnął głęboko, przytulił siostrę… i ujrzał zza jej ramienia Walkera.
Gdy Shagreen kontynuował swój marsz, ludzie Eliasza nie próbowali go powstrzymać. Najwyraźniej konflikt między rodzeństwem, obecnie pozbawiony globalnych implikacji, wybiegał poza krąg ich zainteresowania. Walker nadal miał względnie czyste pole.
Najmłodszy Barnes minął kilku strażników rodziny. Byli zbyt okaleczeni, aby podjąć walkę. Większość leżała w kałużach krwi lub kompletnie zamroczona. Dopiero ostatni ze zbrojnych zaszedł mu drogę. Okutany w zbitą kurtę mężczyzna mierzył w zarażonego bastardzkim mieczem. Tamten napierał do przodu, jakby kompletnie ignorował mężczyznę przed sobą. Żołnierz nie spodziewał się karkołomnej szarży po człowieku, którego ciało odpadało całymi częściami. To był błąd. W ostatnim momencie Walker rąbnął szczękę soldata i poprawił szybkim wślizgiem, uderzając go w podburze. Dryblas zgiął się w pałąk i osunął na ziemię. Dopiero wtedy uciekinier z Andromedy wyjął swoją broń.


Rewolwer pochodził z nowszej serii produkcyjnej. Właściwie trudno było przypisać go do konkretnej generacji. W przeciwieństwie do starszych modeli, bębenek ładowało się z dowolnej strony, ponadto pistolet miał posiadał krótszą lufę, a dzięki lepszemu wyważeniu - większą celność. Shagreen nie bez powodu uznał za stosowne go użyć dopiero teraz. Sprawne oko mogło dostrzec niewielki grawer tuż przy spłonce, przedstawiający znak producenta. Śmierć poniesiona z modelu wyprodukowanego przez Blazon Stone mogła być ostatecznym aktem ironii.
Pierwszy zareagował Denis, dotychczas zajęty poszukiwaniami Cona. Słaniał się na nogach, lecz zdołał wybiec między członków familii. Zdawał się ignorować zagrożenie związane z przebywaniem blisko zainfekowanego.
- Walkerze! To już nic nie zmieni - stanął na wprost Walkera i choć pot zmieszany z krwią zalewał mu oczy, mówił dalej. - Nie doświadczyłem ułamka tego, co ty, mimo że też byłem zarażony wyniszczającą chorobą oraz straciłem rodzinę i przyjaciół. Żywię do Barnesów tylko pogardę, ale jeśli zabijesz swego brata okaże się, iż to Oni zwyciężyli, pozbawiając cię człowieczeństwa. Okaż łaskę, zatryumfuj, pokaż, że jesteś lepszy, dumny, honorowy, bądź ich bolesnym wyrzutem sumienia. Stać cię na to! Znałem Enzo, wiem, że nie chciałby ich śmierci…
Shagreen nie ustępował do momentu, aż usłyszał imię swojego przyjaciela. Dopiero wtedy przystanął jakby trochę spłoszony. Spod połamanej maski łypało na wpół spalone oko. Przekrwiona tęczówka zaszkliła się.
- To ty jesteś tym lurkerem, którego spotkałem na Serpens - powiedział dziwnie spokojnie. - Enzo czasem opowiadał mi o tobie. Jesteś szlachetnym człowiekiem. Obawiam się, że być może aż nazbyt. Dlatego właśnie nie zrozumiesz.
Shagreen chciał już minąć lurkera, lecz w tym samym momencie to La Croix zaszedł mu drogę.
- Walker… ich trzeba osądzić. Upublicznić to co zrobili. Nie czyń z nich męczenników.
Uciekinier z Andromedy milczał. Z oddali słychać było tylko trzaskającą pożogę oraz pierwsze kruki, przybyłe na makabryczną ucztę.
- To prawda, że w oczach sprawiedliwych powinniśmy osądzić mojego brata i siostrę oficjalną drogą. Ostatecznie ich śmierć już nie zmieni, prawda? Lecz kiedy ktoś jest potworem, ocenić go może tylko inny potwór. W przeciwnym razie, każdy miecz ścinający ich głowy, czyniłby z sędziego oprawcę. Wy nie jesteście mordercami, ale jak tak. Sądzisz, że stałem się taki bez żadnego namysłu? Moja droga do potępienia była długa i wyboista, lecz podążyłem nią z premedytacją i na własne życzenie. Me serce jest niewiele mniej czarne niż pozostałych Barnesów, z tym że wciąż gorzeje we mnie zemsta. Widzę zarówno własne grzechy, co mojego brata i siostry. Teraz zamierzam je zmyć.
W tym czasie Jacob był już przy rodzeństwie. Jeszcze idąc do pozostałych członków rodu poświęcił Shagreenowi ulotne spojrzenie… oraz coś więcej, choć nie był pewien czy tamten coś zauważył.
Jego propozycja była pozornie atrakcyjna dla dwójki. Liczba pozostałych im alternatyw dramatycznie się kurczyła. Zostali otoczeni przez wroga, a bezpieczna ucieczka z wyspy była praktycznie wykluczona.
Wiedział na ile kierowali się pragmatyzmem. Dlatego nie odnosił się do ich emocji - moralitety byłyby bezcelowe. Zamiast tego, szybko i klarownie przedstawił sytuację pod możliwie praktycznym kątem. Barnesów miał dzielić od ocalenia jedynie podpis na dwóch dokumentach. Posiadało to swój przewrotny sens. Wszkaże tak właśnie wieńczono największe konflikty w historii. Nie mieczem i kulą, lecz piórem oraz atramentem. Istniała możliwość, że w ich własnych oczach scenariusz okaże się dość prawdopodobny, aby umieścić swoje parafki.
Najpierw podał dokumenty Gascotowi. Ten ujął papirus drżącymi rękoma i próbował coś powiedzieć, lecz zamiast słów, na jego ustach wystąpiła gęsta piana. Dopiero teraz Cooper zauważył głęboką ranę przy jego pobrzuszu. Szlachcic sapał i stękał, zaś dokumenty wypadły mu z dłoni.
- Cholerny… zdrajca… - wycharczał, choć trudno było powiedzieć czy adresatem słów miał brat lub Jacob.
Chwilę potem zamknął oczy. Żył, lecz było już pewne, że pozostał mu najwyżej kwadrans. Deborah spojrzała na tę scenę cokolwiek beznamiętnie. Przyglądała się bratu dłuższą chwilę i powoli przeniosła wzrok na historyka oraz dwie kartki.
- Dlaczego mam ci ufać? - powiedziała spokojnie, choć Jacob zauważył, że ostatnie głoski lekko drżały. - Czy słowo pisane cokolwiek znaczy w tym miejscu? Tu, gdzie nawet zmarli kroczą po ziemi?
Jacob spoglądał głęboko w jej oczy. Była pierwszorzędnym graczem, potrafił takich odróżnić. Nawet jeśli się czegoś obawiała, nie dała tego po sobie znać. Jej twarz, zupełnie jak rodzinny herb, równie dobrze mogła zostać wykuta w kamieniu.
- Zejdźcie mi z drogi. Nie macie prawa w to ingerować! - Shagreen znów podniósł głos i ruszył przed siebie z rewolwerem w dłoni.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 26-07-2018 o 15:05.
Caleb jest offline