- LA? - trybiki w głowie Celine przetwarzały fakty z współczesnego świata nieco wolniej niż dawne historie, więc skojarzenie literek z Miastem (Upadłych) Aniołów wymagało chwilki namysłu o co u diabła chodzi. Bo Malibu kojarzyło się tylko z specyficznym kształtem butelki, a LA...
- Los Angeles - wzruszyła ramionami - Miasto równie dobre jak każde inne, byle daleko stąd, a bez drogiego biletu - nawet takiej drobnej szpili nie można było pominąć
- Tutaj zbyt cieszą się na mój widok. Wolę mniej wylewne stosunki rodzinne. A w Malibu wolicie jakie? - zaczepiła, zbierając się do drogi, ku nieszczęśliwości Ameth. Bo czekała ich długa droga, a długa droga oznaczała długie rozmowy. Tak koniecznie potrzebne do zrozumienia jak zmienił się świat. Jak daleko odsunął się od pierwotnego Zamysłu. Nie mówiąc już o tym, że miała w zasięgu tylko dwie nici prowadzące do nadnaturalnej części świata i nie zamierzała im dać wymknąć się tak łatwo.