Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-07-2018, 21:20   #107
Zormar
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
mienna aura pecha oraz szczęścia wisiała nad polem walki, bowiem tym co dla jednych oznaczało pech, naturalnie przez rywali odbierane było jako dar losu. Tymora najwyraźniej nie miała ulubieńca, a Tempus wciąż nie postanowił, za którą ze stron się ostatecznie opowie i zapewni jej triumf. Mogły to być zażarcie walczące koboldy, albo też opierający się dzielnie poszukiwacze przygód. Tak czy inaczej rezultat potyczki nie został jeszcze ostatecznie ustalony, a co za tym idzie wszystko mogło się wydarzyć, a przynajmniej większość, gdyż o pokojowych rokowaniach nie mogło być mowy, zwłaszcza, że każda ze stron walczyła o zachowanie żywota kosztem życia adwersarzy.

ednoznacznie stwierdzić można jednak było, że Nazir nie ma sobie równych podczas tego starcia. Uskakując przed ciskanymi oszczepami dopadł do kolejnego kobolda i łapiąc go swymi szczękami niemal rozszarpał na miejscu. Spod wielkich zębisk pociekła gorąca posoka, a w czerwonych oczach najbliższych gadów zawitał strach. Wilczysko rzuciło ścierwem o ziemię i poczęło wyglądać kolejnej ofiary…

ierność zdecydowanie nie należała do jednej z jej cech, co innego bystre oko i umiejętności strzeleckie, którymi to wreszcie mogła się pochwalić. Przynajmniej próbowała to uczynić już do dobrej chwili, lecz najwyraźniej płynąca w żyłach trucizna przytępiała zmysły. Ale nie tym razem, bowiem posłania przez nią strzała zaświszczała i z impetem przebiła koboldziego klechę na wylot. Za jego sylwetką zajaśniała nikła karmazynowa kurtyna, kiedy to mokre od krwi lotki wyprostowały się. Malutkie kropelki posoki spadły za nim, a sam pocisk pomknął dalej, jak gdyby nigdy nic. Astine mogła być z siebie zadowolona, gad niekoniecznie, bowiem widząc swą ranę zrobił pierwszą rzecz jaką nakazał mu rozum. Czmychnął czym prędzej za gęstwinę, gdzie to ukrywał się w pierwszych chwilach walki. Teraz liczył za kryjówkę, lecz zdradzała go karminowa linia, którą za sobą ciągnął.

rzez las przetoczyły się kolejno dwa skandowania, pierwsze w wykonaniu szczekliwego koboldziego głosu, a drugie w wydaniu krasnoludzkim. Torin wzywał bowiem jedną z mocy ofiarowanych mu szczodrości samego Moradina, a była nią władza na ziemią. Ni wielkie skały, ni najbardziej spalona słońcem gleba nie mogły oprzeć się wezwaniu. Spod przyłożonych do ziemi palców rozeszła się energia, która przemknęła pod warstwą ściółki. Teren za nią zdawał się dosłownie falować, aż do chwili kiedy dwa impulsy spotkały się wyznaczając tym samym kwadratową powierzchnię działania zaklęcia. Momentalnie pod nogami walczących zakotłowało się, a twarda ziemia, na której stąpali, zmieniła się w błocko tak głębokie, iż niemal się w nie zapadli. A raczej mieli się zapaść, gdyż zapadlisko okazało się być płytsze aniżeli życzyłby sobie tego krasnolud, a co za tym idzie nie zapewniło obiecanej przewagi, lecz jedynie zabrudziło gadzie łuski.

rzyki, rozszarpywanego przez Nazira kobolda, odwróciły uwagę jeźdźca na tyle, by Elely zdołała umknąć mu spod nosa. Podbiegła czym prędzej do Shee’ry oraz Xhapiona, którzy do tej pory prowadzili bezowocną wymianę ognia z napastnikami. Niziołka szybkim gestem ręki oraz lakonicznym sygnałem wysłała swego mastiffa do walki z tym, który tak ją pokiereszował. Psisko zerwało się z miejsca, by przed samym kawalerzystą wybić się w górę i wyrzucić go z siodła. Gad nie miał czasu zareagować, przez co jego nieporadne próby powstrzymania psich zębisk nie zdały się na wiele. Popłynęła krew i rozniosły się krzyki.

askrzeczała również pozbawiona jeźdźca łasica, którą ugodziły dotkliwie wyczarowane przez Ivora pociski. Słysząc krzyki ranionego kobolda i widząc przed sobą cztery wysokie postacie zwierzę niemal odwróciło się w miejscu jak stało i rzuciło się do ucieczki zostawiając za sobą jedynie trzask łamanych gałązek i patyków.

idząc sromotną porażkę jednego ze swoich czołowych wojowników, pozostałe przy życiu koboldy poczęły nerwowo spoglądać po sobie i rozglądać przy okazji za jakąś sensowną drogą ucieczki. Ich wypełniające się strachem umysły zostały jednak zaabsorbowane przez coś innego, a dokładniej przez głos. Oto bowiem powrócił na pole walki czempion, nadal ranny, lecz już nie tak dotkliwie. Uniósł on w górę swą obwieszoną trofeami włócznię i w szczekliwej koboldziej mowie wyskandował krótkie wezwanie, które rozwiało rodzące się wątpliwości i rozpaliło nowy ogień w oczach walczących.

i z awanturników, którym dane było poznać smoczą mowę mieli okazję rozumieć większość wypowiedzi wojownika, aczkolwiek walka o życie nie należała do czynników korzystnie wpływających na pamięć. Tym niemniej zrozumieli: Waczyć! Przyniesie zdredzicke male ludze na afiore, albo symi nio badzieci! Waka i życie woownika on Qorra, albo mierć w ignio caronika!



 
Zormar jest offline