Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2018, 15:31   #58
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kiedy drużyna wyszła z karczmy, każdy był wypoczęty na tyle, na ile było możliwe zregenerować się w tak krótkim czasie. Było już ciemno, ale gdzieniegdzie na ulicy przy płotach pozawieszane były lampy, dające słabe światło. Cely w oddali, na południu miasta, na najwyższym piętrze jednego z budynków, zauważyła rytmicznie pobłyskujące fioletowe światło.
Co jakiś czas po drodze do posiadłości Lady Fiony Watcher, drużynę mijał jakiś strażnik miejski, podejrzliwie obrzucający drużynę spojrzeniem. Za drużyną podążało również kilka kruków, ale bardziej je słyszeli, niż widzieli, z powodu panujących ciemności. Kiedy w końcu drużyna dotarła do swojego celu, ujrzała przed sobą stary, pewnie niegdyś piękny dom. Teraz wydawał się być zniesmaczony samym sobą. Opadający dach wisiał ciężko ponad porośniętymi mchem ścianami, które w wielu miejscach miały wybrzuszenia. Kiedy na chwilę zapadła zupełna cisza i nikt nic nie mówił, można było usłyszeć jak dom cicho jęczy, jakby naprawdę nienawidził tego, czym się ostatecznie stał. Ciężkie drzwi były zamknięte, a po środku, w górnej części drzwi było zamknięte okienko.
- Tak przemija sława tego świata - powiedział cicho Cahnyr. - Aż mi go żal - dodał.
Ireene wtuliła się odruchowo w Hassana i rozejrzała.
- Nie czuję się tu bezpiecznie - jęknęła cicho.
- Spokojnie. Będzie dobrze. Jak będzie trzeba, zrównamy tę ruderę z ziemią - mruknął, uspokajająco obejmując mocno dziewczynę. Był przekonany, że to zrobi jak zajdzie taka potrzeba, bo dom nie wyglądał ani na specjalnie warowny, ani mogący pomieścić legiony sług gotowych stanąć do walki.
Cahnyr również nie był zachwycony domem i jego otoczeniem, ale nie zamierzał stać i czekać, aż pojawi się majordomus, czy inny sługa, i łaskawie ich otworzy im drzwi. Po godzinie czekania.
Podszedł do drzwi i zastukał.
- Nie tak wyobrażałam sobie dom najważniejszej osoby w okolicy… - stwierdziła Cely, czekając aż ktoś otworzy drzwi.
- Oby w środku to nie było takiego syfu jak tutaj… Już mi się ta kolacja nie podoba - zaczęła narzekać Mira.
- Widać cienko przędzie ta... lady Watcher, skoro nie stać ją na bardziej okazałą rezydencję. Być może trzeba będzie kolację zjeść w karczmie - zachichotał Hassan
Okienko w drzwiach uchyliło się i drużynę dobiegł kobiecy głos.
- Kto tam? I w jakim celu przychodzi do rezydencji rodziny Watcher?
- Zaproszono nas na kolację
- odparł Cahnyr.
Nastąpiła chwila ciszy. Nagle coś trzasnęło w drzwiach i otworzyły się, ukazując młodą kobietę w stroju pokojówki i wąski przedsionek.
- Zapraszam do środka - powiedziała wysokim głosem, lecz bez cienia uśmiechu.
- Dobry wieczór - powiedział Cahnyr, skinąwszy lekko głową.

Po obu stronach przedsionka znajdowały się szafy. W jednej wisiało eleganckie, damskie odzienie wierzchnie, a w drugiej męskie ubrania i kilka par wielkich, ubłoconych buciorów.
Kobieta otworzyła kolejne drzwi. W następnym pomieszczeniu, naprzeciwko drzwi, którymi weszła drużyna, znajdowały się schody prowadzące na górne piętro. Po prawej i lewej stronie były drzwi z okienkami ozdobionymi witrażami.
Cahnyr poczekał, aż Cely do niego dołączy, a potem pomógł swej 'narzeczonej' ściągnąć płaszcz. Co prawda powinien okrycie podać służącej, lecz ta się jakoś nie kwapiła do obsługiwania gości, których zapewne zaliczyła do gorszej kategorii. Albo też panowały tutaj inne obyczaje, niż to Cahnyr znał (ze słyszenia przede wszystkim). Wnet wierzchnie okrycia jego i Cely trafiły na wieszak, a zaklinacz spojrzał na służącą, która powinna ich zaprowadzić na spotkanie z gospodynią.
Hassan niechętnie rozstał się z płaszczem, wieszając go na wieszaku. Starał się chodzić powoli, bo miał wrażenie, że jego przemoczone buty wciąż chlupoczą z każdym krokiem.
Pokojówka otworzyła drzwi po lewej i kontynuowała w tamtą stronę. Drużyna poszła za nią i ujrzała szeroki pokój z długim, drewnianym stołem. Wisiał nad nim kryształowy żyrandol, który mienił się w blasku świec i lamp. Stół był zastawiony. Sztućce wyglądały już na nieźle zużyte, a niektóre naczynia były nadpęknięte, ale wszystko było czyste i nadal eleganckie.
Przy stole stało osiem krzeseł ozdobione na oparciach rzeźbionymi zdobieniami w kształcie poroża łosia.
Łukowate okna wykonane z żelaza i szkła wychodziły na niewielkie, otoczone mgłą ziemie rodziny Watcher. Ten kto wyjrzał przez okno, mógł zobaczyć niewielki ogródek.
- Kiedy gospodyni zaszczyci nas swą obecnością? - Cely zapytała pokojówkę podchodząc do jednego z krzeseł.
Pokojówka odchrząknęła głośno i powiedziała:
- Proszę za mną.
W dalszej części pokoju, do której poszła pokojówka, znajdował się owalny stół z czarnego szkła, a przy nim trzy eleganckie kanapy. Wszystkie ustawione były przed płonącym paleniskiem, nad którym wisiał portret uśmiechniętego szlachcica ze złamanym, wielkim nosem i plątaniną siwych włosów. Na północnej ścianie również wisiało kilka mniejszych portretów, przedstawiające samą Lady Watcher, dwóch młodych mężczyzn i młodą dziewczynę. Wyżej wisiało wiele innych obrazów z wieloma szlachcicami i szlachciankami.

W pokoju były dwie pary drzwi (oprócz tych, którymi weszła drużyna). Jedne za kanapami na północy, a drugie niedaleko stołu.
Na jednej z kanap siedziała starsza, elegancka kobieta z surową miną.


- Witam moich drogich gości w posiadłości Watcherów - odezwała się. Jej głos był donośny, wysoki i lekko ochrypły. - Miło mi, że odpowiedzieliście na moje zaproszenie. Proszę, usiądźcie. - Wskazała na kanapy. - Nie będę niepotrzebnie przedłużać. Trafiliście do Vallaki niedawno. Może jeszcze nie wiecie, że tym miastem rządzi tyran, głupiec i szaleniec, który śmie twierdzić, że to jego przodkowie założyli miasto. - Przyłożyła podłużną, chudą dłoń do czoła i odchyliła głowę do tyłu. - Wyglądacie mi na zaradnych podróżników. Chciałabym więc zaoferować wam pewien układ. Pomożecie mi “zmienić” rządy w Vallaki, a ja was za to szczodrze wynagrodzę. - Uniosła brwi i rozejrzała się po twarzach gości.
Cely skłoniła się delikatnie, po czym powiedziała.
- To my dziękujemy za zaproszenie. A na czym, jeśli można spytać miałaby polegać nasza pomoc w zmianie tutejszych rządów?
“Tak po prostu? Bez kolacji?” zdziwił się w duchu Hassan. W jego ojczyźnie, zanim przeszło się do interesów, z reguły odbywał się długi, nierzadko kilkugodzinny spektakl okazywania sobie dobrej woli, zarówno ze strony gospodarza, jak i gościa. Potem najczęściej był wspólny posiłek, aby obie strony mogły okazać sobie zaufanie, i szacunek i aby zadowolić bogów obopólną zgodą. Tak bezceremonialne przejście od razu do interesów, zanim jeszcze dobrze się nie rozsiedli zdziwiło wojownika, i choć również był bezpośredni i raczej prostolinijny, nie mógł odmówić sobie cichego burknięcia.
- Może wpierw omówimy to przy kolacji?
- Wyglądamy ci na polityków? - prychnęła Mira. - To nawet nie jest nasza sprawa. Mamy ważniejsze rzeczy na głowie.
“Niegrzeczne, ale może mieć rację” pomyślał Hassan marszcząc czoło.
- Mira… - Cely upomniała przyjaciółkę, posyłając jej pretensjonalne spojrzenie. Przeniosła wzrok na Lady Watcher, czekając jej odpowiedzi.
Agust narazie się tylko przysłuchiwał. Skoro można było z boku osądzić sytuację, tym lepiej. To nie pierwsza intryga w którą ktoś go próbował wciągnąć. I tak jak przewidywał, burmistrz zapewne już wie o tym spotkaniu.
Wyraz twarzy Lady Watcher się nie zmienił.
- Zmiana rządów w Vallaki musi odbyć się poprzez - tu wydęła swoje usta, okraszone zmarszczkami dookoła - usunięcie rządzącego. Jestem w stanie zapłacić wam pięćset złotych monet za tę przysługę.
- Obawiam się, że to stanowczo zbyt mało. Jest nas pięciu, a pięćset podzielone na pięć daje jedynie sto złotych monet na głowę. Ledwie wystarczy to na dobrego wierzchowca, którego jak zdołałem się dowiedzieć, nie sposób w Vallaki nawet kupić. To oznacza, że występowanie przeciwko całemu garnizonowi miasta włącznie z jego władcą nie należy do specjalnie... sensownych, bo raczej nie będzie na czym nawet uciekać, jak plan się powiedzie - zarechotał Hassan i ciągnął dalej. - Jakimi siłami dysponujesz aby przejąć władzę? Bo jeśli zamierzasz przejąć je sama, nie mając poparcia wśród lokalnych strażników to naprawdę źle to widzę. - Wojownik nie owijał w bawełnę, chcąc uświadomić kobiecie, że pucze to nie jest zabawa dla starych, zdesperowanych kobiet.
- Mam wielu popleczników w Vallaki, młodzieńcze. - Lady Watcher przyłożyła dłoń do twarzy i przekrzywiła lekko głowę. - Jesteśmy potężną rodziną i moje dzieci obejmą władzę po mnie. Będą rządzić sprawiedliwie i odpowiedzialnie, tak jak ich matka. Wystarczy, że obecny burmistrz zginie, a ja już wiem co dalej robić. Co do zapłaty, to mogę pomyśleć nad większą nagrodą. Jak już będzie po wszystkim, mogę również zaoferować wam na własność jakąś niewielką posiadłość w Vallaki, ale tylko jedną. Jak się nią podzielicie, to już od was zależy. A więc? Zabijając go, pozbawicie życia kogoś bardzo złego. Nie będziecie mieli nic na sumieniu. - Po tych słowach spojrzała na pokojówkę i wykonała delikatny gest. Pokojówka lekko dygnęła i poszła w stronę przedsionka.
- Nie jesteśmy zabójcami. I nie próbuj robić z nas zabójców - rzekła Mira.
- O ile pod twoimi rządami żadne dzieci ani niewinni ludzie nie wylądują w tych dybach w centrum… - zaczęła Cely patrząc w oczy gospodyni. - To ja jestem w stanie się na to zgodzić…
- A dlaczego twoje dzieci się tym nie zajmą?
- spytał Cahnyr.
- Mam lepsze pytanie. Po co bawić się w mord? - fuknęła pół-orczyca, coraz bardziej się nakręcając. - Nie wierzę, że wy to w ogóle rozważacie na poważnie - dodała w stronę drużyny, a zwłaszcza Cely.
- Gdybyś widziała to co się działo w centrum miasta, może miałabyś podobne zdanie, Miro - odpowiedziała Cely.
- Skrytobójstwo to hańba! Nawet jeśli ofiara umie tylko pieprzyć, że wszystko będzie dobrze - odparła wojowniczka.
- A zamykanie dzieci w dybach nią nie jest? - zapytała zaklinaczka.
- Nawet w połowie nie tak wielką jak zniżanie się do poziomu tych potworów. Jeśli ci on przeszkadza, idź do niego i powiedz mu to prosto w twarz, ale mnie w płatne morderstwa nie mieszaj. - Mira nie ustępowała.
- Po co skrytobójstwo? - wtrącił się Cahnyr. - Są inne sposoby.
- Zabicie dla pieniędzy zawsze jest niehonorowe - upierała się Mira.
- Gdzie są ci liczni poplecznicy? Może gdyby udało się skoordynować jakoś akcję… ale to tylko luźny pomysł - rozważał na głos wojownik, patrząc na starą kobietę, choć pomysł kompletnie mu się nie podobał, gotów był pomyśleć nad wszystkimi opcjami, aby uniknąć rozlewu krwi. Nie był już najemnym zbirem, i nie zamierzał nim znów być
- Nie może być żadnych dowodów na to, że moja rodzina maczała w tym palce. Kiedy wypełnicie swoją misję, pomogę wam zakryć wszelkie ślady zbrodni. Nikt was tu jeszcze nie zna. To miasto nigdy nie uwolni się spod rządów tego szaleńca, jeśli nie podejmę właściwych działań. - Po tych słowach spojrzała na Hassana. - Moi poplecznicy pragną pozostać anonimowi, aż do czasu zmiany rządów.
- Nikt, poza kapłanem, “miłościwie panującą nam pijawą”, strażą, połową innych pijaw w okolicy, naprawdę nikt. Będzie przecież od razu widać, że to ty - warknęła Mira.
“Ciekawe, ile nam burmistrz zapłaci za twoją starą głowę”, pomyślał Hassan mrużąc lekko oczy
- Rozumiem wasze obawy i wątpliwości. - Gospodyni położyła obie dłonie na kolanie i splotła palce. - W takim razie poproszę was jedynie o pozbycie się złego do szpiku kości, prywatnego strażnika burmistrza. Izka Strazniego. Zapłata będzie mniejsza niż mogłaby być przy wykonaniu pełnego zadania, ale wybór należy do was. Jeśli się go pozbędziecie, resztą zajmę się sama.
"Pozbyć się tego strażnika? To nie powinno być trudne", pomyślał Cahnyr. "Sam nas zaatakuje, ledwo zaczniemy uwalniać ludzi z dybów".
Do pomieszczenia weszły dwie pokojówki z tacami pełnymi pachnącego jedzenia.
- Anito, Oktawio, jak miło. Pewnie już każdy z nas zgłodniał - powiedziała teatralnym tonem Lady Watcher i wstała powoli z kanapy. - Proszę, zajmijcie miejsca - powiedziała do gości i sama ruszyła w stronę stołu. Jedna z pokojówek, kiedy już miała wolne ręce, odsunęła krzesło dla Lady Fiony i czekała, aby pomóc pozostałym. Na stole znajdowała się parująca, złocista, pieczona kaczka. Druga pokojówka stawiała właśnie wazę z czerwoną zupą wypełnioną warzywami i różne rodzaje szynek.
- Nie będę tu jeść - rzuciła Mira, bezceremonialnie wychodząc.
Cely odprowadziła pół-orczycę wzrokiem, po czym zwróciła się do Lady Watcher.
- Raczy Pani wybaczyć naszej przyjaciółce. Miała kiepski dzień. Wybaczy mi pani, jeśli nie zjem z wami i pójdę z nią porozmawiać?
- Pójdę z tobą. Ireene? Zechcesz mi towarzyszyć?
- zapytał wojownik, dostrzegając w tym szansę urwania się z kłopotliwego zaproszenia, z którego nie wynikło nic konkretnego. Jak widać jego obawy o posiłek w karczmie nie okazały się bezpodstawne.
- Zechce nam pani wybaczyć, lady Watcher? - Cahnyr również się podniósł. - Nie można dopuścić do tego, by panie same wędrowały ulicami miasta.
Lady Watcher patrzyła się przed siebie, podczas gdy kolejni goście opuszczali jej dom.
- W takim razie życzę wam szczęścia. Przyda wam się - ukroiła kawałek kaczki i włożyła go do ust.
- I tobie, pani. - Cahnyr skłonił się lekko, stojąc już w progi pokoju. - Nasza rozmowa zostanie między nami - zapewnił.
- Och, zapewne.
- Na jej twarzy pojawił się tajemniczy uśmiech. - Do zobaczeni… nie. Pewnie już nie będziemy mieli okazji. Oktawio, odprowadź gości!
"Kolejny wróg", pomyślał zaklinacz. "Ciekawe, czy dotrzemy do gospody..."
Służąca podeszła do Cahnyra i nie wiedząc, czy ma mu pomóc wyjść, czy poczekać, uniosła jedynie dłoń na wysokość piersi i opuściła odrobinę głowę.
- Proszę, panno Oktawio. - Cahnyr przepuścił dziewczynę.
Wszyscy goście solidarnie wyszli za Mirą i ruszyli w kierunku gospody.
 
Kerm jest offline