Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2018, 01:43   #362
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Ciszę, która zapanowała w zdewastowanej toalecie dało się kroić nożem. Ciężka, dusząca, osaczała siedzącego pod ścianą Parcha na podobieństwo całunu, utrudniając złapanie głębszego oddechu i choć nagranie dawno się skończyło, ludzka sylwetka trwała w bezruchu, wpatrzona niewidzącymi oczami w puste miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu wyświetlał się obraz - mizerne, odległe echo obecności utrwalonych na nim ludzi. Nash miała tylko je, nic namacalnego i dającego zrewidować stan Meksa w tej chwili. Było stare, sprzed kilkudziesięciu minut, a na Yellow przez ten czas wszystko mogło się zmienić niczym w koszmarnym kalejdoskopie. Równie dobrze coś mogło go właśnie żreć żywcem, a on tego nie odnotowywał, uśpiony zastrzykiem paramedyczki. Bezwolny i niezdolny do obrony.

Krótki filmik dał saper kilka odpowiedzi, lecz razem z nimi przyniósł nowe pytania. Co się stało, że cholerny kaktus zachowywał się niczym naćpany, wyraźnie mając problem ze skontaktowaniem się z racjonalną częścią mózgu? Napruli go czymś ze względu na ból kontuzji, albo chodziło o coś kompletnie innego. O co konkretnie - tego dało się dowiedzieć tylko w jeden sposób, wracając na lotnisko… ale czemu zdradliwe ciało nie chciało się słuchać i podnieść do pionu? Rudy skazaniec miał wrażenie, że do jego korpusu ktoś złośliwy przyczepił cztery worki wypełnione żwirem i równie mobilne. Mięśnie nie słuchały rozkazów przesyłanych siecią neuronów, pozostając w zastoju na podłogowych płytkach. Zmęczenie atakowało z każdej strony, zmieniając głowę w słoik pełen tłuczonego szkła. Jak niby miała walczyć w takim stanie? Zmusić się do czegoś konkretnego…

Powoli, jakby poruszała się w gęstej smole, uniosła dłoń do Obroży, odtwarzając nagranie raz jeszcze do momentu, gdy pokazała się nieprzytomna twarz o karnacji kawy z mlekiem. Wtedy zatrzymała obraz, patrząc na niego przez mgłę dobre dwie minuty. Żył, tego należało się trzymać. Wziąć w garść i wracać do pracy, wszak zostało tyle do zrobienia. Sven na nią liczył, co gorsza nie tylko on. Sycząc ze złości Parch wyłączyła holoekran, podrywając się na równe nogi. Koniec użalania, nie było na nie czasu. Szybko przemyła twarz zimna wodą, wymijając okruchy rozbitego lustra i wyszła na korytarz z wysoko uniesiona brodą, rozglądając się w prawo i lewo aż z przywieszki odczepiła tubkę z liofilizowanym żarciem. Odkręciła ją i wetknąwszy między zęby zaczęła wysysać słoną papkę w myśl zasady, że nie istnieje sytuacja tak zła, by węglowodany nie mogły jej poprawić. Smakowało paskudnie jak zwykle, lecz dostarczało kalorii, a wraz z nimi energii - istotna rzecz na nadchodzące godziny. Pomogło też zrobić pierwszy krok w kierunku improwizowanego pokoju saperów. Pozostali powinni wrócić z szabru, a Nash… wypadało aby pojawiła się tam na czas.

Gdy wróciła do pomieszczenia które w obecnych okolicznościach miało posłużyć za warsztat domowego piromana kręciła się po nim półtoraręka Jackson. Trochę pokracznie i nienaturalnie wyglądało gdy ustawiała jakieś pudła i kartony z czymś ale zachowywała tyle energii i pogody ducha, że jej niesprawność schodziła na dalszy plan. Pomagał jej Duszan, starszy nauczyciel który trochę się jąkał i chyba najbardziej kłopotało to jego samego. Korytarzem odchodziła kolejna para która widocznie musiała niedawno coś przynieść. Pogodny student Ray, i gotka i wyeksponowanych barwach i fryzury i ubioru. Student chyba coś do niej mówił albo się pytał ale dziewczyna przynajmniej gdy obserwowało się głównie ich plecy nie reagowała jakoś na to co do niej ma. Zaraz też mieli zniknąć za rogiem jednego z bocznych korytarzu.

Z bliska Black 8 miała okazję chwilę pogrzebać i poszperać w pudłach i kartonach. Dla amatora pewnie wyglądało to jak zbiór z jakiś wiosennych porządków ze strychu czy piwnicy. Ale gdy miało się odpowiednie, spojrzenie, wiedzę i doświadczenie można było dostrzec coś więcej niż brudne słoiki, puste butelki, kawałki drutów, szmat, i różnych płynów. Wydawało się, że coś da się z tego sklecić. Ale co to jeszcze wymagało posegregowania aby zaplanować kiedy, na kiedy, ile da się czego wyprodukować. Niemniej początek był obiecujący.

- I co? Będzie coś z tego? - zapytała Jackson na chwilę ocierając ocalałym ramieniem czoło i patrząc na jedynego, profesjonalnego sapera w ich przypadkowej zbieraninie. Zanim rudowłosa saper zdołała coś mruknąć czy wyklikać w odpowiedzi dostrzegła minimalną zmianę w spojrzeniu jednorękiej dziewczyny. I zaraz potem usłyszała męski głos za sobą.

- Black 8. - powiedział pewnie dla ludzkiej wygody i przyzwyczajenia. Chyba ślepy mógłby tylko nie dostrzec oznaczeń na pancerzach skazańców. Gdy Nash się odwróciła dostrzegła beztwarzowy hełm jednego z ludzi Aki.
- Mam paczkę dla ciebie. - powiedział bez cienia drwiny i zdjął z pleców plecak wpychając go w ręce saper. Ta poczuła, że plecak jest wypchany jakimiś klamotami, do lekkich nie należy i do tego dźwięczy plastikowymi i metalicznymi stuknięciami. - Z pozdrowieniami od Mayi. Mówiła, że będziesz wiedziała co z tym dalej zrobić. - skinął pewnie broda w stronę plecaka ale przy pełnym hełmie przełożyło się to na ruch całego hełmu. Niemniej gest był czytelny. A potem odwrócił się i zaczął odchodzić korytarzem.

Ciężka paczka przykuwała uwagę, złote oczy same ku niej uciekały. Tym bardziej gdy usłyszała kto jest nadawcą. Ledwo padło imię zmęczoną, piegowatą twarz przeciął cień uśmiechu, a wzrok złagodniał. Młoda dbała o nich nawet gdy znajdowali się na dwóch aktualnie dostępnych krańcach lokacji… coś jednak nie dawało jej spokoju. Conti mówiła swoje, informacje zaś należało potwierdzić nim przynajmniej o to jedno naiwny człowiek przestanie się martwić.

Skrzeknęła za najemnikiem, ruszając za nim szybkim krokiem z plecakiem przerzuconym przez ramię. Zostawiać go nie zamierzała przynajmniej do momentu aż sama zapozna się z jego zawartością i zastanowi się co dalej robić.

- Maya. Brow 0. Widziałeś ją - wystukała na holoklawiaturze, dokładając do tego suchy zgrzyt zębów - Nie tak dawno. Co z nią, jest bezpieczna? Nie znęcają się nad nią? Jak wygląda sytuacja? MP? Orbita? Otten utrzymuje sygnał? - zadała serię krótkich pytań i prychnęła krótko - Złapali kogoś tam? - wskazała ruchem głowy do góry i w stronę, gdzie zostawili lotnisko.

Facet szedł chwilę całkiem raźnym krokiem więc rudej było nie tak łatwo dogonić go, utrzymać tempo i jeszcze klikać po drodze w nieistniejące w świecie materialnym guziczki. W końcu jednak słysząc kolejne pytania zatrzymał się i maska jego hełmu spojrzała prosto w złotookiego sapera.
- Jak odjeżdżaliśmy była cała. I została prawicą porucznika z MP. A gdy wieża lotniska straci łączność od razu się tego dowiemy. - powiedział znów ruszając w przerwany marsz gdy poklepał się palcem w bok hełmu pod którym gdzieś tam miał pewnie komunikator. Saper zauważyła, że na nadgarstku ma urządzenie sterujące dronami, podobne miał Patinio i jemu służyło do operowania różnymi dronami.

Widok przywołał widmo nieprzytomnej, ściągniętej bólem twarzy. Black 8 odegnała je, potrząsając głową na boki.
- Dzięki za paczkę. Nie musiałeś - zmusiła mięśnie do ułożenia się w szybki uśmiech,potem zjechała spojrzeniem na przedramię najemnika - Umiałbyś tym włamać się do systemu drona MP?

Facet odwrócił głowę czyli maska hełmu skierowała się na urządzenie sterownicze do dronów. Potem maska spojrzała na idącą obok Black 8.
- Mogę się podpiąć pod takiego drona do którego mam kody. Bez kodów dostępu nic nie zrobię. - idąc korytarzem wzruszył ramionami raczej chyba nie przywiązując więcej wagi do tego o czym rozmawiali. Chociaż nie widząc twarzy drugiego człowieka rozczytanie jego emocji było trochę kłopotliwe.

- Trupy w lesie. Ludzie. Żołnierze. Wasza zasługa? Dron na niebie. 6h temu. Ponad barykadą. Twój? - lektor wyszczekał parę krótkich pytań, Parch zwolniła i z beznamiętną miną rozsunęła zapięcie plecaka, zaglądając do środka i poniekąd czekając na odpowiedź, choć do szczęścia nie była jej potrzebna.

- A dla kogo te przesłuchanie? Daj sobie siana paniusiu co? - zaproponował zamaskowany hełmem facet nieco już z zauważalną irytacją i ostrzeżeniem słyszalnym w głosie. Nie zwalniał chodu przez co dla Black 8 zrobiło się dość karkołomne grzebanie w plecaku, dotrzymanie mu kroku a pisanie na klawiaturze lektora po prostu niewykonalne. W plecaku było po trochu wszystkiego. Automatyczne strzykawki stimpaków, pudełeczka medpaków, magazynki do karabinów, wkłady do piłomiecza, granaty wyglądało to jak wór z prezentami od brązowego Mikołaja dostarczony przez tego zamaskowanego typa. Typa który najwyraźniej nie miał ochoty na tematy o które zapytała go rozmówczyni albo może w ogóle nie miał ochotę na konwersację.

- Tak czy nie. To wy? - saper rzuciła torbę na ziemię i klęknęła obok, rozszerzonymi ślepiami chłonąc widok jaki oto miała przed sobą. Jedną ręką grzebała w zapasach, drugą stukała po klawiaturze i też nie wyglądała na bliższe zapoznawanie - Ktoś usunął ludzi. Nikt z mundurowych. Obcy element. Niewiadomy. Wiszą mi tamte trupy, chodzi o fakt. To wy, czy mam szukać innych idiotów przed którymi trzeba chronić moich ludzi? Mayę też. Tak czy nie.

Facet skorzystał z okazji i nie odpowiedział. Przy różnicy tempa poruszania się i braku poruszania się klęcząca na podłodze Nash od razu została z tyłu. Facet zniknął jej z oczu za jakimś rogiem. Sama mogła zapoznać się nieco lepiej z zawartością plecaka jaki jej zostawił. Ale dokładniejsze sprawdzenie potwierdziło tylko te pierwsze wrażenie.

Przynajmniej jednej idiota zszedł parchowi sprzed oczu, zostało ich całkiem sporo, na szczęście w sporym oddaleniu. Wyciągnąwszy dwa wkłady do paneli technicznych ponownie zapięła placek i przerzuciła go przez ramię, odpalając komunikator z szarymi Parchami.
- Wasz status. Lokalizacja. - zaskrzeczała po kanale syntetycznym głosem, zatapiając nos w mapie - Zbierzcie się w jednym miejscu, mam coś dla was. Ale. Dyskretnie. Zanim trepy nas namierzą i zarekwirują zabawki.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline