Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-08-2018, 11:29   #59
Jendker
 
Jendker's Avatar
 
Reputacja: 1 Jendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputację
- Ciekawe, kto i kiedy spróbuje usunąć nas z tego świata - powiedział Cahnyr, gdy dom lady Watcher został paręnaście kroków za nimi. - Gospoda czy świątynia? - spytał.
- Lista kandydatów jest z każdym dniem coraz dłuższa… - odparła ponuro Cely, po czym wyprzedziła Canhyra i dołączyła do idącej z przodu Miry.
- Mira, co się z tobą dzisiaj dzieje? - zapytała zrównując się z przyjaciółką.
- Przyszłam tu, aby odzyskać honor, a nie bawić się w zabijanie za pieniądze czy dawanie się wykorzystywać paladynom. Więc to raczej nie jest po prostu mój dzień. Tyle.
- Och… rozumiem twoją złość jeśli chodzi o tą drugą sprawę… i przykro mi powodu tego co się wydarzyło między tobą a Agustem... - Zaklinaczka położyła dłoń na ramieniu wojowniczki. - Jednak nie powinnaś przenosić swojej złości na wszystkich dookoła. Bo już w drodze na kolację dało się odczuć twój nastrój, jeszcze zanim było cokolwiek mówione o zabójstwie burmistrza.
- Mówisz, jakby to było coś łatwego. - Westchnęła ciężko Mira. - Muszę się po prostu z tym przespać i mi przejdzie. Dużo się dziś wydarzyło, jestem zmęczona. To wszystko.
- Wiem, że to nie łatwe i nie wymagam od ciebie, żebyś biegała szczęśliwie po łąkach i zbierała kwiatki. Tylko, żebyś starała się kontrolować swój gniew. - Przerwała na chwilę. - Po za tym, jeśli będziesz kiedyś potrzebowała porozmawiać czy się wyżalić, to możesz na mnie liczyć. - Zaklinaczka uśmiechnęła się ciepło. - Już późno, wracajmy szybko do świątyni - dodała.
Idący dwa kroki za nimi Cahnyr starał się nie podsłuchiwać, ale część rozmowy do niego i tak dotarła. Udawał jednak, że nic nie słyszy. I bacznie się rozglądał na wszystkie strony, przekonany, że lady Watcher może spróbować uciszyć niewygodnych świadków jej knowań.
Hassan słysząc wzmiankę Miry o paladynie popatrzył znacząco na Agusta i zrozumiał sytuację. Powoli, ale zrozumiał. Szedł jednak milczący, wiedząc, że cokolwiek powie w tej chwili jedynie jeszcze bardziej zaszkodzi sytuacji. Mira i Agust byli dorośli, i musieli się z tym sami rozprawić, a przynajmniej tak myślał o całej sprawie wojownik. Spróbował jednak nieco poluzować atmosferę.
- Ha, tak coś czułem, że z kolacji u tej zołzy wyjdziemy głodni. Kto ma ochotę na steka z wilka?
- Ja chętnie - powiedziała Cely odwracając głowę w kierunku idących z tyłu mężczyzn.
- W sumie od walki z tymi krwiopijcami nic nie jedliśmy…
- Mogłabym zjeść konia z kopytami. Dziś ja stawiam! - rzekła Mira.
- Widziałem niedawno nawet kilka koni - powiedział Cahnyr z lekkim uśmiechem. - A może byśmy wzięli kolację ze sobą, na wynos? - zaproponował. - Robi się coraz ciemniej, a noc może przynieść różne niemiłe zdarzenia. W świątyni byłby przynajmniej spokój.
- Można wziąć na wynos. Przy okazji możemy wziąć coś dla kapłana w ramach podziękowania za schronienie - odparła Cely.

Każdy poszedł po swoje rzeczy do swoich izb i Mira zamówiła dziewięć steków, oraz dwa dzbany wina. Karczmarz się śmiał, że zaraz mu wszystko wykupi i był bardzo zadowolony. Po tym, jak żona karczmarza przyniosła wszystkie steki, a on sam wypełnił dzbany, to wszyscy zabrali się do świątyni, znajdującej się nieopodal.
- Jesteście! Co tak późno? O… co tu tak pachnie? - zapytał ojciec Lucian - Macie przygotowane posłania. Skromne, bo skromne, ale to tylko uboga świątynia. Na pewno będziecie tu bezpieczni.
- Jesteśmy dozgonnie wdzięczni za schronienie - zaczęła Cely. - Wpadliśmy po drodze po coś do jedzenia, wzięliśmy także i dla ciebie. - Uśmiechnęła się do kapłana podając mu pakunek z jedzeniem.
Kapłan zaśmiał się radośnie i chętnie przyjął podarunek w postaci soczystego steku. Podzielił się też ze swoim małym pomocnikiem, oraz kilkorgiem obecnych tu mieszkańców Vallaki, szukających schronienia.
Hassan zerknął na ludzi którzy schronili się w świątyni i poczuł się nieco winny, że on będzie zajadał się swoim stekiem, a mieszkańcy muszą podzielić się całą jedną porcją. Wziął więc swoją, podzielił na małe fragmenty, wyciągnął z plecaka dziesięć żelaznych racji, na które składały się głównie suszone owoce i warzywa, suszone mięso i suchary, i zaczął przygotowywać niewielkie posiłki dla zgromadzonych. Próbował okrasić suchy smak konserwowanego jedzenia świeżymi kawałkami steków, aby nieco poprawić smak całej potrawy. Potrawa wyszła całkiem przeciętnie i Hassan wiedział, że potrafił zrobić to lepiej. Ale wygłodniali mieszkańcy Vallaki nie narzekali i z przyjemnością zajadali się tym, co im zaoferował.
Mira, widząc zgromadzony w świątyni tłum, również postanowiła zabawić się w dobrodziejstwo i podzielić swoim jedzeniem z potrzebującymi.

Cely miała zabierać się za swoją porcję, gdy nagle ujrzała kilkoro dzieci przyglądających się im. Dziewczyna uśmiechnęła się do dzieci i wykonała ręką gest mający przywołać je do niej.
Gdy dzieci podeszły, zaklinaczka pokroiła swój stek na kilka mniejszych części i rozdała dzieciom.
- Smacznego. - powiedziała ciepłym głosem do dzieciaków.
Cahnyr doszedł do wniosku, że są rzeczy ważne i ważniejsze. "Tubylcy" nie umierali z głodu, więc zaklinacz postanowił podzielić się swoją porcją mięsa z Cely, zaś do wspólnej puli oddać część zapasów, przyniesionych jeszcze 'zza Mgły'.
Agust również zamierzał oddać swój stek, ale wtedy zobaczył że wojownik przygotowuje większą potrawę, więc oddał mu i swoją potrawę i trochę zapasów które trzymał na drogę. Nic wykwintnego, ale znalazło się tam trochę suszonego mięsa i owoców, pasta z miodu i orzechów. Nawet kawałek dobrze podwędzanej kiełbasy. Tak razem można było nakarmić więcej ludzi. Oddał to w sprawne ręce kucharza a sam zwrócił się do kapłana.
- Przed czym chronią się tu ci ludzie?
Ludzie nie wierzyli własnym oczom. Ktoś obcy przyszedł i po prostu zaczął dzielić się z nimi tym co miał.
- Kim jesteście?
- Jak się nazywacie?
- Skąd przybyliście?
- pytali ludzie, zaciekawieni nieznajomymi dobroczyńcami.
Kapłan podszedł do Agusta, z którym czuł największe porozumienie i powiedział po cichu:
- Niedawno, gdy was tu nie było, przyszedł do mnie pewien mężczyzna podróżujący z Vallaki. Gdy jakieś dziecko dowiedziało się, że tu zmierza, poprosiło o przekazanie pewnej wiadomości. To było mniej więcej tak: Widziałem prawdziwych bohaterów. Przegonili złą czarownicę, nie boją się potworów i stają w obronie słabszych. Na pewno ich rozpoznasz. Jak ich spotkasz, to powiedz, że ja też kiedyś taki będę.” Niestety dziecko zapomniało powiedzieć jak się nazywa.
- Wiemy o kogo chodzi. I to właśnie tamte wiedźmy nas teraz męczą. Niemniej, nie odpowiedziałeś mi na moje pytanie. Przed czym szukają tu schronienia? - Agust tylko się uśmiechnął na myśl o chłopcu, jednak po chwili wrócił do obecnej rzeczywistości.
- Przed wszystkim. Przed Strahdem, oraz jego sługami. Przed potworami, o których słyszeli opowieści, albo sami ich spotkali. Wiedzą, że te plugastwa nie mają prawa wejść na te ziemie. Dzięki wam…
- To podróżnicy czy też ludzie z miasta?
- Większość to miejscowi
- odparł kapłan - większość z nich to moi przyjaciele z dzieciństwa. Ale ich oczy jakby przygasły. Nadzieja gdzieś umknęła. Wy ją odrobinę przywracacie. Jesteście jak tacy strażnicy nadziei. Dobrze, że trafiliście do Vallaki.

Pewna dziewczynka, owinięta w brudne szmaty, przełykała właśnie kawałek ciepłego jedzenia, które otrzymała od nieznajomych. Podeszła do Cely i wyciągnęła przed siebie małą, zabłoconą piąstkę. Powoli otworzyła ją, cały czas patrząć się Cely w oczy. W środku był niewielki, oszlifowany kamyk, a na nim wyryty aniołek.
- To dla ciebie - powiedziała. - Wiesz, jak nikt nie patrzy, to aniołek tańczy.
Cely wzruszona przyłożyła dłoń do piersi. Przyjęła prezent od dziewczynki i powiedziała.
- Dziękuję kruszynko. Jest prześliczny, zawsze będę go nosić przy sobie. - Uśmiechnęła się do dziewczynki. - A jak się nazywasz? - spytała dziewczynkę. - Kiedy będę na niego patrzeć to będzie mi przypominał o małym aniołku, który mi go podarował. - pogłaskała dziecko po głowie.
- Mam na imię Olivenka - powiedziała onieśmielona dziewczynka i pobiegła do swojej śpiącej mamy. Obserwowała z oddali Cely i resztę, i powoli jej oczy przymykały się ze zmęczenia.
- Przeurocze dziecko - zaklinaczka powiedziała do siedzącego obok Cahnyra, oglądając jednocześnie ofiarowany przez dziewczynkę kamyk.
Cahnyr przyglądał się jej przez chwilę.
- Dzieci wyczuwają w tobie dobre serce - powiedział.
- Być może masz rację.
Zaklinaczka uśmiechnęła się pod nosem i schowała kamyk. Przeciągnęła się ziewając jednocześnie.
- Aaaaale jestem zmęczona…Chyba powinniśmy iść spać.
- Słodko wyglądałaś - powiedział Cahnyr. - A co do spania to masz całkowitą rację. Poprzednia noc była bardzo... ciekawa, ale jej części nie chciałbym powtarzać - przyznał.
- Nie przypominaj mi nawet, niektórych rzeczy, które padły wtedy z moich ust będę długo żałować… Dobra, idę się położyć. - wstała i powoli ruszyła w kierunku przygotowanych przez kapłana posłań.
- Zarezerwuj mi miejsce obok siebie - odparł, również się podnosząc. - Będę grzeczny - zapewnił.
Zamiast od razu się położyć, podszedł do kapłana. Nie po to jednak, by mu podziękować.
- Czy znasz tego mężczyznę - spytał - który wziął udział w ostatniej fazie walki koło domu snycerza? - spytał.
- Nie, widziałem go pierwszy raz w życiu - odparł kapłan.
- Jeśli kiedyś go spotkasz - poprosił Cahnyr - to mu, proszę, podziękuj.
A potem poszedł położyć się obok Cely.
Hassan zadowolony z roboty usiadł sobie spokojnie na jednej z ław obok Ireene i powoli sączył swoje wino, patrząc na posilających się. Nie raz zdarzyło mu się pójść spać głodnym, a żołnierskie życie przyzwyczaiło go do niewygód. Jednak widok ludzi, którym być może ulżył, nieco poprawił mu samopoczucie, toteż uśmiechał się pod wąsem. “Gdyby tylko miał ze sobą jakieś przyprawy, może posiłek bardziej by smakował” myślał wojownik.
- Świetna robota Hassanie. Dzięki tobie możemy zjeść kolację wszyscy razem. - Pochwalił wojownika paladyn. Ot drobna przyjemność dzielania się z innymi. Postanowił cieszyć się tą chwilą. Zamyślił się chwilę i westchnął.
- Gdyby było więcej ludzi myślących o dbaniu o tych co są pod nimi, zamiast myśleć o władzy.
Paladyn nie położył się spać ze wszystkimi. Wyczekiwał zajęty sprawdzaniem zdobyczy za dzisiejszy dzień, gotów by zadziałąć gdyby wiedźmy znów zaatakowały.
Wojownik kiwnął głową wyciągając jednocześnie lutnię. Brzdąkał na niej jak pierwszej nocy w Barovii, jakieś nostalgicznie brzmiące akordy. Brzdąkał cicho, nie chcąc obudzić odpoczywających, albo obawiając się ,że jego brak talentu może kogoś rozdrażnić.
 
Jendker jest offline