Zajrzawszy do skrzyni, Kennick szybko przeczytał wszystkie opisy, dopasowując je do każdego z obecnych ~”Jej” - oczywiste, że jedyna kobieta. Niebiańskie oczy to Sadim, szczęka to kiepski żart na mój temat, a “ładny” musi odnosić się do Arthmyna, skoro tylko Umorli ma brodę… A, właśnie!~ Przesunął dłonią po swoich policzkach, wyczuwając krótką, maksymalnie jednodniową szczecinę. To dawało dwie możliwości: albo są tu dopiero od wczoraj, albo ktoś dbał o nich w ostatnim czasie. Złapał swój worek, pękaty od różnego drobnego ekwipunku, i zaczął pośpiesznie się ubierać.
Kiedy skończył, miał na sobie skórzany pancerz z sztywniejszymi elementami na kończynach i klatce piersiowej, z przewieszonym przez nią bandolierem wypełnionym dziesiątkami niewielkich fiolek i flaszeczek. Wyciągnął dwie z nich, powąchał zawartości, po czym z zadowoleniem pokiwał głową i odłożył na miejsce. Następnie przypiął sobie do pasa wysłużoną pochwę z rapierem, a na plecy, na bok plecaka, zarzucił niewielką kuszę. Wykonując automatycznie te czynności, miał chwilę na przemyślenie słów Campre.
- Po kolei - odezwał się w końcu, podając Sadimowi jego worek - Campre, chodziło ci o katatonię. To mogło wyjaśnić, co robiliśmy tutaj my, ale czemu wylądowałeś w objęciach tego czegoś? Jeśli zaś chodzi o definicję “tutaj”, to kotłownię przerobiono chyba na prowizoryczne krematorium, sądząc po kościach w piecu. I ostatnia rzecz, zanim ruszymy - żartujesz sobie z tym rokiem, prawda? Naprawdę jest piętnasty? - 5 lat nie było dla niego bardzo długim czasem, podobnie jak dla pozostałych “więźniów”, większość z nich szczęśliwie należała do dość długowiecznych ras. Ale taka ilość czasu usunięta z pamięci mogła mieć katastrofalne implikacje dla kilku prowadzonych właśnie spraw, nie mówiąc już o znacznie gorszych rzeczach.