Zwykle w takich sytuacjach, podczas burdy, Amelia dobrze wiedziała co robić. Współpracowała z kumpelami i chłopakami, aktywnie atakując i w efekcie dokopując napastnikom. Tym jednak razem było inaczej. Na polu walki należała do tych słabszych i kruchych, a co gorsza, laska przed nią oberwała jak cholera. Jakieś metalowe odłamki wystawały z ciała Jean, było dużo krwi.
Amelia zaczęła się poważnie denerwować, może nawet już panikować. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że nie wolno jej się poddać i szybko oczyściła swoje myśli ze strachu.
Najpierw kucnęła nisko, wręcz padła na ziemię, aby nie stanowić niczyjego celu. Z dołu też mogła wszystko obserwować i informować innych, a co ważniejsze, mogła udzielić Jean jakże potrzebnej jej pierwszej pomocy. W końcu była najbliżej. "Za ogrodzeniem są jakieś dwie osoby" - pomyślała wyraźnie, pamiętając że jest na nasłuchu telepatycznym.
Niestety, tym razem pierwsza pomoc to nie było sztuczne oddychanie usta-usta z fajnym chłopakiem. Tu były prawdziwe rany i prawdziwa krew, a stawką czyjeś życie. W pierwszej kolejności, Amelia sprawdziła czy Jean oddycha. Ok, słabo, ale oddychała. W drugiej kolejności dziewczyna zadbała o to, aby Jean się nie wykrwawiła. Nie ruszała więc tych odłamków, które zdawały się tamować sobą krwawienie i zajęła się tymi ranami, przez które uciekała krew. Ona akurat doskonale widziała różnicę między jednym a drugim. Wyciągnęła i wywaliła kawałek metalu, który sterczał z ciała kobiety. Uciskając tę ranę jedną ręką, złapała drugą za kołnierz ofiary i zaczęła ją powoli odciągać z pola walki, w stronę budynku. |