Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-08-2018, 00:15   #364
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Parchata integracja (współwinni zbrodni: Proxy, Perun, Zuzu, Pipboy i Zombi)

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=A8rpm0Eue-o[/MEDIA]
- Co za gówniane miejsce... - rzuciła pod nosem Grey 32.

Nie było tu nic. Wszyscy mieli wszystko w dupie. Nikt nie pracował razem. Wyśmienicie. Może jeszcze typ uważający się za największego ważniaka wyjebie wszystkich Parchów na serce roju tylko w samych gaciach. Technik bardzo wątpiła w to, że niby zebrane materiały posłużą komukolwiek innemu niż jego ludziom.

- Wasz status. Lokalizacja - zaskrzeczała Nash po kanale syntetycznym głosem, zatapiając nos w mapie. - Zbierzcie się w jednym miejscu, mam coś dla was. Ale. Dyskretnie. Zanim trepy nas namierzą i zarekwirują zabawki.

- Zajebiście, że teraz zachciało się tobie współpracować... - skomentowała pod nosem Grey 32 czując niechęć właściwie do wszystkiego, co oddychało i chodziło na własnych nogach. Nie poczuwała się do odezwania w pierwszej kolejności. Polezie na szarym końcu. Tą nic nie znaczącą decyzję niech podejmują sobie sami. Czegokolwiek Black 8 nie miała, z pewnością nie byłyby to zasobniki do multitoola. Wychodziło na to, że wojskowi droniarze byli najsensowniejszą opcją. Trzeba było ich wyhaczyć w tym zapyziałym schronie. Trzeba było, ale wtedy dojebią jej kolejny brak współpracy z zespołem. Przy okazji też rozmowa radiowa była prowadzona dalej. Nie brzmiało jakby Black 8 spokojnie czekała. Przy Eaglu nie raczyła poświęcić chwili nawet na zadanie pytania "32 i 35, co tu się kurwa odjebało?". Jebie po swojemu i nie ogląda się na nic. Fantastyczne towarzystwo i fantastyczny zespół.

- Idę - zakomunikowała na radio najbardziej spartańsko jak tylko się dało. Grey 32 po drodze jedynie podeszła do jednej z map schronu, które już tyle razy studiowała i pi razy drzwi porównała przesłane namiary. Niech jej tylko kurwa zarzucą brak współpracy...

Po paru korytarzowych zawijasach Grey 32 trafiła na miejsce. Improwizowana pracownia saperska mieściła już cztery lub pięć osób. Oczy ponownie uniosły się na nową twarz i wróciły do zajęcia preparowania ustrojstwa.

- Jestem... - wymamrotała monotonicznie oglądając facjaty parchów, z którymi miała na pieńku najbardziej. Następnie uwaga nie mogła być nie przyciągnięta montowanym ustrojstwem. - Na chuj wam to...

- A na chuj ty tu? - Grey 35 splunął pod nogi pokraka z podobnym do jego pancerzu i pokręcił z pogardą blond głową - Dla ciebie nic tu nie ma, wypierdalaj - wskazał uprzejmie kierunek z którego G32 przybyła.

Od strony stanowiska produkcyjnego doleciało zirytowane prychnięcie. Coś syknęło, w powietrzu zaśmierdziało palonym plastikiem, gdy Nash bawiła się dalej zestawem małego terrorysty, rozłożonym na blacie.
- Spokój - wystukała na holoklawiaturze, a lektor udźwiękowił przekaz - Czekamy. Na Diaz. I resztę. Zjeść, odpocząć. Póki okazja - pisała jedną ręką, drugą chwytając śrubokręt. Wciąż gapiła się na stolik i na nim skupiałą uwagę. - Gdzie inni grey? Hassel?

- Reszta Grey? - odpowiedziała również monotonnie kobiecie, całkowicie ignorując narwanego blondaska. - Ochujałaś? Nie ma ich. Jest jeszcze jedna wojskowa, co nie dźwiga ciężaru. Jak ktoś został, to go pytaj - wskazała olewawczo Grey 35 - Reszta się nie zmieściła do Eagle.

- Nie ma? A to ciekawe - Blondas wyszczerzył się ironicznie, odpalając HUD i wymownie spojrzał na portrety pozostałych przy życiu Parchów - Albo są spięcia na linii, albo pierdolisz bzdury jak zwykle. I jesteś równie bezużyteczna. Chuja tu dostaniesz, możesz już wypierdalać jak cię tak ładnie koledzy proszą.

- Leeman. Gomes. G83, 84, 86, 87, 88. Wy. My z Diaz. To wszystko co mamy - syntezator wymamrotał, Black 8 wyjęła papierosa z paczki i niezapalonego wetknęła między spękane, obite wargi - Propagandą się podetrzyj G32. Mam oczy, własny rozum. Czekamy.

- I dla was to sukces... - uniosła brwii Grey 32. - Zajebiście. To skoro tak pozytywnie jesteście nastawieni, to może pomożecie i w tym - technik rozpięła zaczep od pancerza i zaprezentowała partyzancką kamizelkę ładunków wybuchowych połączonych przewodami. - Nie mój, kurwa, rozmiar. Jest nawet zapalnik. Ponoć uzbrojony. Oddam w gratisie.

Gdy Grey 32 stanęła prezentując swoje wnętrze reszcie i skazanców i chwilowych mieszkańców schronu wyznaczonych do zadania upichcenia domowej roboty ładunków wybuchowych do sali weszli Grey 84, 86 i 87. Rozejrzeli się ciekawie po wnętrzu i zebranych osobach. Blondas złapał pozdrawiające kiwnięcie nieco już łysej głowy od grenadiera z którym wcześniej przebijał się do schodów prowadzących do schronu. Cekaemista stanął nieco z boku Grey 32 i spojrzał niechętnym i krytycznym wzrokiem na to co prezentowała na sobie techniczka. Splunął na podłogę i chyba chciał coś powiedzieć ale wszedł ktoś jeszcze. Górował rozmiarami nad wszystkimi obecnymi i na twarzy jak zwykle trudno było dostrzec jakieś emocje czy nawet myśli. Wszedł beztrosko jakby wchodził do własnego, wynajmowanego pokoju i bez żenady rozepchał się pomiędzy Grey 32 i Grey 84.

- Hej kurwa uważaj co?! - syknął ze złości popchnięty Bugden patrząc ze złością na wielkoluda z miotaczem ognia. Długo na reakcję nie czekał.

- Co kurwa? Masz coś? - łysy facet o fizjonomi zaginionego ogniwa ewolucji spojrzał na niego z góry gotów zareagować na zaczepkę od ręki. Chwilę tak mierzyli się wzrokiem dopóki w końcu cekaemista chyba uznał, że gra nie warta świeczki więc wzruszył ramionami i odsunął się.

- O co chodziło z tą dostawą? Macie coś? - Douglas też machnęła ręką ale włączyła się do dyskusji w bardziej pokojowy sposób. Popatrzyła na tych co już byli w środku gdy weszła przyglądając się głównie tej która wysłała wiadomość.

- Fajna dupa. - Grey 20 nie znalawszy zaczepki chwilowo dał sobie spokój poświęcajać się nic nierobieniu. Ale wzrokiem lustrował postacie stojące przed nim. Akurat padło zarówno na Kurson, Douglas jak i Bugdena. Dwójka ostatnich wydawała się zaskoczona i nieco spłoszona tym niespodziewaną uwagą. Kasztanowłosa cofnęła się szybko pod jedną ze ścian tak by nie być tyłem do operatora miotacza ognia.

- Weź spierdalaj co? - cekaemista też się cofnął i znacząco położył dłoń na lufie ckm. Grey 20 mierzył ich oboje spojrzeniem a w końcu zawędrowało ono z powrotem do tyłka Grey 32.

- Kur*a... - wytchnęła obserwowana właścicielka tyłka. - 20, teraz to się odjeb, zjebałeś swoją szansę. Patrz tu - wskazała palcem na środek montowanego miejsca
- największe jebnięcie, jakie będziesz widział. Tamto sobie pomacaj


Grey 35 wyszczerzył się do grenadiera widziąc jego łysinę odbijającą światło lamp gdy się tak pochylała na przywitanie. Zrewanżował się więc wystawieniem całej idealnej klawiatury zębów. Z podobną miną powitał blondynę od dronów, żółtka i Leticię… no ale potem oczywiście się spierdoliło, a jak. Co prawda jako “dobrą dupę” obstawiał Douglas, ale co on się tam znał na gustach neandertalczyków, wyciętych prosto z epoki lodowcowej.
- Kogoś z was trzeba polepić? - zadał sakramentalne pytanie, zmieniając pozycję i stając jakoś tak obok kierowcy-pilota.

Ze swojego miejsca przy stole Nash westchnęła ciężko… jakby tym razem jej na barkach położono ciężar grzechów całej, zjebanej do kwadratu okolicy. Odłożyła śrubokręt, przememlała fajka z lewego kącika ust do prawego i podniósłszy się powoli aż sapnęła, gdy plecy w okolicach kręgosłupa zadrapały bólem obitych tkanek. Skoro uczucie przebijało się przez morze środków przeciwbólowych Parch wolała nie myśleć co działoby się z nią bezwspomagania. Niestety na odpoczynek jeszcze długo się nie zapowiadało, a prawdopodnobnie już nigdy nie dane jej będzie przespać się paru chwil… dobrze. Nic wartego odnotowania jako strata.
- Leeman. Tamta świnia ci nie starczyła to weź ją na drugą turę. Widać jak nogami przebiera - machnęła brodą w stronę drzwi, za którymi kręciła się ciemnowłosa koleżanka Amandy. Skrzywiła się przy tym prawie po ludzku, chociaż złote oczy pozostawały skupione i czujne. Omiotły założony ładunek, by przymknąć się na całe trzy sekundy.
- Dasz radę to zdjąć? - saper wystukała do olbrzyma, stając bezpośrednio przed nim, a fajkiem wskazując problem. - Ja będę zajęta a się przyda. Po cholerę ma rozwalać jednego chwasta, skoro da się to usprawnić. Podrasować. Wtedy zdejmie dwudziestu. Przyda się więcej c4 - niezapalony papieros powędrował tam, gdzie rozbebeszona konstrukcja na blacie.
Krótka przerwa na zmielenie kraczacego przekleństwa i Black 8 stukała dalej, przechodząc od piromana do rudzielca od Greyów.
- Jest paczka z pozdrowieniami od Młodej - uśmiechnęła się krótko, pokazujac ruchem brody wypakowany plecak leżący pod stołem. - Z lotniska. Leki, granaty, ammo. Zapasy. Niewiele. Lepsze niż nic - wzruszyła ramionami, podchodząc do przesyłki i zaczęła rozpinać suwak wolną ręką. - Przetrzebiło nam sprzęt. Wam też. Ale. Nie ma was i nas. Teraz już - zaprzestała pisania na dwa oddechy i podjęła. - Siedzimy w jednym dole z gównem. Większa szansa się wyślizgać wspólnie. Workteam.

- Por tu puta madre, que panda de maricónes! - nagle rozległo się swojskie, latynoskie jojczenie gdzieś od strony progu, albo i sprzed niego, gdyż mówiąca darła się… znaczy wyrażała emocje ze zwyczajową, południową ekspresją. - Widzisz ich, Kruszynko?! No żesz ja jeszcze kurwa nie pierdolę nikogo… taka ich familia! Putanas! Sami się będą jebać, nikt do brudnej dupy mojej babki Mercedes nie pomyśli, że może też byśmy kogoś przeleciały. Albo chociaż, mierda, jebnęły po zatokach. Albo klina. Albo pierdolnęły w płuco… lub do kurwy zjebanej jak ten gadzi ryj od MP z nasranymi pagonami… chociaż rozłożyły rozklapciochy na te parę minutos, bo na razie popierdalamy legalnie jak jakieś pierdolone białasy… no do pizdy nie podobne - Black 2 przekroczyła próg sali z wybitnie niezadowoloną miną. Jedną witą obejmowała Kruszynkę, drugą asekurowała wiszącą na ramieniu torbę i wznosiła udręczone oczęta ku sufitowi, biorąc go na świadka z jakimi to lambadziarzami się użerać musi.
- Dobra… jebać - w końcu dała za wygraną, bo od tych zgryzot znów jej się zbierało na czarną melancholię. Stanęła więc i rozejrzała się po zgromadzonych paszczach - Co jest kurwa, ktos sie znowu zrzygał tęczą? Albo zasiłki dają? Dają? - tu zazezowała na rudego kurwia w czarnym pancerzu. - Latarenka, znowu rozdajesz szpej? Mierda… ale chyba o mnie pamiętałaś, que? - zmrużyła oczy do wielkości szparek, gapiąc się podejrzliwie na saper. Na odpowiedź nie trzeba było czekać. Zaraz w powietrzu poszybował podłużny walec, a Latynoska gęba od razu się rozpromieniła, zaczynając siać miłość i braterstwo ponad podziałami.
- Balle, gracias chica - wymruczała ładując w kiermanę zapasowy wkład do panelu technika, a gdy to zrobiła wróciła do obserwacji parchatej tęczy. - Que tal, cabrónes? Jak tam fiesta? Pierwsza stacja drogi krzyżowej odjebana, si? Nie dygajcie. Teraz będzie już tylko weselej!

Całe zdarzenie i to co, kto do niego mówił i w ogóle chyba dość mocno skonfundowało Leemana. Słysząc co mówiła do niego Kurson obserwował z uwagą jej dolne rejony ciała. Gdy odezwała się Nash spojrzał ponad głowami innych na stojącą nieśmiało w progu brunetkę. Tami uśmiechnęła się sympatycznie i pomachała rączką w odpowiedzi. Potem znowu operator miotacza zdawał się rozważać na poważnie za który tyłek i w jaki sposób się zabrać. A do tego jeszcze przybyła wesoła i głośna Latynoska zlewając otoczenie sobą i swoim szczebiotem co znowu przerwało procesy myślowe łysola. Ale w końcu chyba się zdecydował.

Bez ceregieli złapał za ramię Grey 32 i popchnął ją w stronę jednego ze stołów. Ledwo poczuła krawędź stołu na swoich biodrach gigant popchnął ją na ten stół i z satysfakcją strzelił ją w tyłek. Wreszcie po chwili jego dłonie przesuwać zaczęły się nieśpiesznie wyżej ku jej plecom i zamontowanemu ładunkowi. Nie dało się nie zauważyć, że przy okazji bezczelnie korzysta z okazji i ją obmacuje, przyszpilając sobą do stołu.

Gdzieś w tym momencie wróciła do pomieszczenia dwójka z wysłanych po różne materiały amatorów saperstwa. Krótkowłosa, zaczesana Alex i ubrany bardziej standardowo Roy. Oboje na chwilę zatrzymali się w drzwiach trochę zdezorientowani tym całym tłumem jaki się tutaj zmaterializował od czasu gdy zostawili to pomieszczenie za sobą. Roy spojrzał ciekawie na też stojącą w progu Tami a Alex parsknęła coś pogardliwie i weszła do środka więc chłopak podążył za nią. Oboje złożyli jakieś kartony wypełnione różnorodnym złomem i śmieciem na jednym ze stołów. Operacja na żywym organizmie przeprowadzaną przez łysego skazańca o ciele człowieka pierwotnego wyraźnie jednak zdezorientowały ich jeszcze bardziej.

- Czy… czy to jest bomba? - Roy niepewnie wskazał na ładunek umieszczony na plecach Grey 32. - Prawdziwa? - zapytał jeszcze z mieszaniną zdenerwowania i zaciekawienia.

- No. - Leeman który coś już majstrował bardziej przy bombie niż jej nosicielce burknął nawet nie patrząc na niego.

- O matko… wybuchnie? - Roy lekko się cofnął już bardziej zdenerwowany niż zaciekawiony. Zwłaszcza, że Leeman obojętnie wzruszył ramionami niespecjalnie się przejmując ani nim ani odpowiedzią.

- Czy oni nie powinni gdzieś z tym wyjść? - Jackson wskazała ocalałą ręką na parę rozgniecioną na stole i najwyraźniej pytała głównie Black 8.

- No może pieprznąć. Wtedy będzie mokra plama - zgodził się Fush obwieszony granatami grenadier.

- Połatali nas jak przyszliśmy. Ale dzięki. - odpowiedziała blondasowi Douglas patrząc jednak na wielkoluda który wydawał się ucieleśniać wszelki antyarchetyp inteligentnego i skupionego sapera. Pasował raczej do machania maczugą czy podobnie skomplikowanej czynności.

- No. Ej a robimy zakłady? Kto jak stawia? - Gomes też chwilę obserwowała manewry wielkoluda na tyłach Kurson ale w końcu wyciągnęła skądeś małą butelkę z promilami i łyknęła z niej po czym wskazała nią na parę pośrodku pomieszczenia.

- Ależ tak się, się n-nie godzi… Prze… Przecież tu ch-chodzi o ż-życie l-ludzkie… - odezwał się starszy nauczyciel który chyba miał opory by się odezwać ale jednak się przemógł. Jąkał się jak zwykle co maskował odchrząkując czy kaszląc co jednak nie poprawiało płynności jego wymowy a raczej przedziwnie.

Kurson nie wierzgała, ani nie stawiała się wielkoludowi. Trzymała się blatu, by nie fruwać od ściany do ściany z uwagi na siłę Grey 20. Po minionych przygodach na Yellow i całkowitemu niepowodzeniu w realizacji jakiegokolwiek zadania, zarówno narzuconego przez obrożę, czy współpracę z innymi Parchami, Grey 32 była obojętna i dość pozbawiona inicjatywy, z jaką wylądowało na księżycu. Na wszystko mogła po prostu wzruszyć ramionami.

- Dziadek, o chuj ci chodzi... - przecisnęła w grymasie małej walki trzymania się bratu. - Każdy z obrożą to trup. Gadasz ze zwłokami, o jakim ty ludzkim życiu pierdolisz...

- Stawiam stimpaka że pierdolnie - Diaz od razu wczuła się w położenie drugiej strony. Użyła całej dostępnej empatii, pociągnęła nosem jakby jej coś śmierdziało gdzieś w okolicy i dodała - I paczkę orzeszków za to pierdolenie. Magister, co się tak z putą cackasz? Kończ i idziemy jebnąć w szyję, si? Ile, por tu puta madre, można na sucho chodzić?

- Nie jebnie - Nash rzuciła okiem na pracujące dłonie olbrzyma, chwilę się im przyglądała by finalnie pokręcić głową w poziomie. Wyglądało że się znał na rzeczy, a specyfikacja HUD nie myliła fachów, ani nie kłamała. Zamiast przejmować się drobiazgami, rozpoczęła wypakowywanie prezentów z wora parchatego mikołaja o numerze kodowym “0” w brązie.
- Reszta zapasów będzie w CH. Greypoint. Na lotnisku - wymamrotała lektorem, samej zgarniając apteczkę. - Niedaleko. Pionolotem. Gorzej piechotą.

- Tak się nie godzi - starszy mężczyzna o tatuśkowatym wyglądzie po chwili wahania jednak odważył się nie zgodzić z opinią nosicielki bomby.

- Dobra, to dawać fanty! Kto mówi, że pieprzenie to do hełmu, kto, że nie to do czapki! - Gomes wesoło podchwyciła ton i klimat zakładów i wsadziła butelczynę do kieszeni a w zamian sięgnęła po hełm i czapkę. Zaczęła od Black 2 wyciągając ku niej hełm na zadeklarowanego stimpaka.

- On w ogóle się na tym zna, że tak sobie przy tym grzebie? - Jackson pokręciła głową z niedowierzaniem obserwując jak łysy olbrzym majstruje przy bombie na plecach pochylonej a raczej przygniecionej do stołu kobiety. Na pewno, nawet na filmach, nie była to standardowa pozycja to rozbrajania bomb a raczej do innych zabaw ale to raczej z filmów dla dorosłych.

- Ja mówię, że pierdolnię. Na pewno coś spierdoli - mruknął Kai kręcąc głową gdy obserwował pracującego Grey 20. To mówiąc sięgnął do swoich przywieszek i wrzucił zasobnik z amunicją do strzelb do hełmu Gomes.

- Ktoś jeszcze? - cekaemistka zawołała wesoło wczuwając się w rolę wodzireja i popatrzyła na zebrane w sali twarze.

- A co tam! Ja mówię, że to głupie ale stawiam, że będzie okey! - zawołała Douglas i wrzuciła do czapki magazynek do pistoletu. Gomes podeszła do Black 8 gdzie ta wrzuciła do czapki granat.

- Wedle papierów to się zna. Chociaż po twarzy… - grenadier o kodowej nazwie Grey 87 pokręcił głową gdy zastanawiał się nad tymi sprzecznościami i odpowiadając na wątpliwości jednoręcznej kobiety.

- Ja bym wolał, żeby nie wybuchło - odezwał się niepewnie student i po chwili zastanowienia wrzucił do czapki baterie.

- Wybuchnie jak chuj. Wszyscy zginiemy! - syknęła ze złością Alex i wcisnęła z impetem do hełmu składany nóż.

- Dobra cwaniaku nie filozofuj tylko mów jak obstawiasz - Gomes wróciła do grenadiera wyciągając przed nim oba nakrycia głowy. Ten skrzywił się i spojrzał ponad jej ramieniem na pracującego Leemana. Wahał się jeszcze chwilę i w końcu wydobył granat i znowu się zawahał. Ale w końcu wrzucił go do hełmu.

- Ty? - cekaemistka zwróciła się do jąkającego się nauczyciela. Ten jednak pokręcił przecząco głową i wzmocnił gestem odmownym ręki. - Ty? - Gomes zwróciła się do Jackson. Ta zawahała się spoglądając na twarze i Kurson i Leemana które były prawie naprzeciwko niej.

- To głupie - burknęła zła, że musi brać w tym udział ale w końcu wyjęła z kieszeni holo i wrzuciła je do czapki. Gomes rozejrzała się dookoła sprawdzając czy ktoś jeszcze jakoś chce obstawić.

- No to ja mówię, że nie pierdolnie. A w ogóle to co wygrałem? - Grey 20 wymruczał z zastanowieniem zerkając na chwilę na stojącą z obydwoma nakryciami głowy, już nieźle wypchanymi.

- Leeman, jesteś przedmiotem zakładów więc nie możesz obstawiać. Zresztą ona też nie - jęknęła Gomes, że musi tłumaczyć takie rzeczy.

- Dobra, to zaraz zamykamy zakłady. Chyba, że jeszcze ktoś - cekaemsitka rozejrzała się znowu dookoła.

- To ja też bym chciała. Ale ja nic nie mam - odezwała się w końcu nieśmiało Tami lekko podnosząc rękę do góry.

- No to jak nic nie masz to nie masz co obstawić - Grey 27 wzruszyła dość obojętnie ramionami patrząc na koleżankę Amandy.

- Ej, ale może wziąć w dupę. Dobrze bierze w dupę - Leeman natychmiast ożywił się i na moment zdawał się mieć bardzo podzielną uwagę. Tami zrobiła trochę zakłopotaną minę ale w końcu pokiwała głową a Gomes na odwrót, patrzyła na nią i na Leemana krytycznie.

- I jak niby chcesz branie w dupę postawić w zakład? - cekaemiskta wzruszyła ramionami na tyle na ile pozwalały jej trzymane przedmioty.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline