Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-08-2018, 23:14   #272
Turin Turambar
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Tatooine, Anchorhead, okolice kosmoportu
Parker wbił się do budynku padając na ziemię przed ewentualnym ostrzałem, ale tym razem mu się upiekło, było tutaj pusto. Poderwał się i po schodach wbiegł na górę. Pot zalewał mu oczy.
Znalazł się na dachu w momencie, w którym jakiś twilecki najemnik, trudno powiedzieć po której stronie walczył w tym momencie, mierzył ze strzelby w plecy Martella.
Nacisnęli spust w tym samym momencie.
Twilek poleciał na plecy z dymiącą dziurą w piersi, ale jego szrapnele przeorały pancerz Aarona. Na szczęście odległość sprawiła, że ciężki egzoszkielet uratował życie medykowi.
Gael zaskoczny tym wszystkim wycelował do Cyrusa, ale opanował się przed naciśnięciem spustu.
- Miałeś sygnał od Miry? - zapytał młody tatooińskiego najemnika, co rozwiało jego wątpliwości.
Wyciągnął detonator i mocno wcisnął wielki czerwony przycisk.

Orbita nad sektorem V
Slumsy Coruscant były równie nieprzebrane jak wspaniałe sektory na najwyższych poziomach stolicy Republiki. Dziesiątki szumowin zbijały tu interesy życia, jeszcze więcej z nich kończyło w rynsztokach. Sol w końcu znalazł przewoźnika, który nie zadawał zbyt wielu pytań i zgodził się do stawki, którą mu zaproponowano.
Problem był taki, że z racji olbrzymiego ruchu do i z planety, nie było możliwości wystartowania incognito z powierzchni planety. Zresztą samego “przewoźnika” nie było stać na opłatę nawet najmniejszego lądowiska - jego statek znajdował się na orbicie. To oczywiście wiązało się z dodatkowymi kosztami, więc gdy wreszcie Zhar-kan znalazł się na frachtowcu, prawie pozbawiony był gotówki.
Sam statek był klasycznym przykładem własności przemytnika.


Brudny i rozlatujący się. Gdyby postawić go na złomowisku, to świetnie by się zakamuflował. Z drugiej strony, silniki pracowały czysto i mapa galaktyki była świeżo po update’cie.
Bez żadnych problemów wskoczyli w nadświetlną w kierunku Onderonu.

Coruscant, Akademia Jedi, gabinet Wielkiego Mistrza
Laurienn Hayes siedziała przed konsolą do późnej nocy. Mical był w terenie, by spotkać się incognito z swoimi informatorami, a ona cały dzień pomagała w reperowaniu oddziału Quest, który wrócił mocno pokiereszowany z Seswenny. Udało im się wypełnić zadanie w prawie osiemdziesięciu procentach. Mieli potwierdzone trafienia w sześciu dowódców Czerwonego Krayta na planecie i jedno niepotwierdzone. Do ostatniego nawet nie mieli podejścia, ale to i tak duży sukces jak na czteroosobowy oddział uderzeniowym. Kaylara Quest potwierdziła swoje zdolności.
Kiedy Laurie już miała pójść położyć się spać, jej komunikator zapiszczał informując o przychodzącej wiadomości. Ta była bardzo krótka. Misja wykonana. Jednak informacja nie była nadana ani przez Mirę, ani przez Aarona Martella, tylko przez Cyrusa Parkera.



PÓŁ ROKU PÓŹNIEJ



Ziost, Cytadela Sith


Powietrze było zimne i suche, jak zresztą na całej planecie. Jon Baelish przeszedł przez pusty korytarz, będąc skupiony na najbliższym otoczeniu. Pułapki mogły się znajdować wszędzie.
Westchnął ciężko gdy okazało się, że znów trafił na ślepy zaułek. Zupełnie nie podobało mu się krążenie po tym olbrzymim kompleksie śmierdzącym wręcz Ciemną Stroną Mocy. Trafił tutaj w ślad za Rohenem Morlanem.

Śledztwo dotyczące owego tajemniczego obserwatora zajęło mu ponad miesiąc. W tym czasie zastawił na niego pułapkę i raz prawie go dopadł. Niestety żadne z kamer nie były w stanie nic nagrać - ów obserwator musiał być niezłym hakerem, gdyż zagłuszał każdy sprzęt, który mógłby go wydać.
W tym czasie do Akademii dotarły złe wieści od Rohena. Młodemu Jedi chyba za bardzo spodobało się na rodzinnej planecie lub rodzina nie chciała go puścić, więc Jon poleciał go ściągnąć z powrotem. Na Miriali Baelish został przyjęty bardzo chłodno, wręcz wrogo. Po dłuższym zwodzeniu udało mu się ustalić szokujące fakty. Rodziny należące do Rady Miriali złożyły się i kupiły potężny okręt wojenny, który został oddany pod dowództwo rodziny Morlan, a dokładnie Rohena. Ten postanowił polecieć na niedaleką Ziost, gdzie zamierzał powiększyć swoją moc, w celu przyszłej wojny z Czerwonym Kraytem.
Jon mijał w przestrzeni olbrzymi okręt wojenny Mirialan, nazwany Mirial Stygian.

[media]https://pre00.deviantart.net/c635/th/pre/f/2011/169/d/4/cdf_nemeis___cruiser_by_madaboutgames-d3j8qrt.jpg[/media]

Przez komunikator podano, że panicz Morlan jest na planecie razem z oddziałem szturmowym, gdzie udał się wprost do Cytadeli.
Sam Jon nie wyobrażał sobie, w jaki sposób mógłby działać na Ziost. Ta planeta była stolicą Imperium Sith za Revana i Malaka. Mieli na pieńku z praktycznie całą resztą Galaktyki, oprócz tych planet, które kiedyś również były po stronie Sith, tak jak Mirial. Dlatego bez problemu pozwolono działać tutaj Morlanowi.
I tylko przez wzgląd na Rohena, Rycerz Jedi mógł tutaj bezpiecznie wylądować swoim małym myśliwcem. Od tamtej pory musiał sobie jednak radzić sam.

Wyszedł z kolejnego korytarza, trafiając tym razem na szeroką salę. Po prawej leżało kilka szkieletów, a nieco dalej świeże ciało, przepołowione niemal na pół. Zza wyjścia z tej komnaty dochodziły odgłosy walki - świsty blasterowych boltów i charakterystyczne brzęczenie miecza świetlnego.

Mustafar, Frelideja
Wulkaniczną, równie martwą co gorącą planetą wstrząsnęły wybuchy i szczęk stali pomieszane z okrzykami ginących.

[media]https://media.moddb.com/images/groups/1/7/6411/Rangers.JPG[/media]

Sześć dziesięcioosobowych doborowych oddziałów Mandalorian zaatakowało Kosmoport i magazyny bronione przez ponad dziewięć setek najemników Czerwonego Krayta.
Szli jak burza, jakby każdy z nich miał na sobie nie pełną zbroję, ale wręcz siedział w bazyliszku, potwornej maszynie bojowej siejącej swego czasu postrach w całej Galaktyce. Pierwsza linia przeciwników padła nim zdążyła się zorientować co na nich spadło. Druga wytrzymała tylko chwilę dłużej, podobnie jak i czwarta. Mandalorianie przedarli się do lądowiska i tam wreszcie napotkali poważny opór. Dwa działa przeciwlotnicze były przystosowane do trzymania w szachu statków, które próbowały wystartować bez dokonania opłat za usługi, więc teraz kilka salw mocno przerzedziło szeregi atakujacych i zmusiły ich do cofnięcia się.
Szybkie wdarcie się w centrum sił wroga przyniosło teraz negatywny skutek. Zostali bardzo szybko otoczeni. To też był plus, w końcu mogli strzelać w każdą stronę.

Ten rajd, niedużego ale silnego oddziału głęboko w terytorium Czerwonych miał za zadanie zadać bolesny i znaczący cios Czerwonemu Kraytowi. Celem był Schurig, jeden z dziewiątki. Miał zginąć jako pierwszy z nich.
Pozbawiona sensu misja samobójcza? Nie do końca.

To wszystko było tylko i wyłącznie zasłoną dymną.
Kiedy jego konfratrzy ginęli, próbując utrzymać się na pozycji otoczeni przez przeważające siły, Zhar-kan Sol przesunął się po dachu południowej wartowni i zeskoczył gładko na wewnętrzny dziedziniec głównych magazynów. Miał oczyszczoną drogę do kwatery głównej swojego celu.

Coruscant, Muzeum Galaktyczne
Pokaz nowego eksponatu sam w sobie był zupełnie nudny, ale dla wielu snobów był to obowiązkowy punkt w harmonogramie oficjalnych imprez. Można było się pokazać się wśród innych gości klasy wyższej i pochwalić nowymi zdobyczami, niezależnie czy była to nowa partnerka, partner, biżuteria czy inne bogactwo. Oczywiście znajdowali się tam również naprawdę zainteresowani historią Galaktyki, ale byli w znacznej mniejszości. Inną, znacznie bardziej liczną grupą byli politycy którzy poszukiwali przy tej okazji sponsorów i poparcia. Można znaleźć było także agentów różnych służb, ale ci zazwyczaj się nie wychylali.
Niestety, ale Laurienn Hayes również musiała się pojawić na tej imprezie.
Zdecydowanie wolałaby spędzić ten wieczór w zaciszu Akademii z swoim mężem, wtuleni w siebie i obejmujący wspólnie ich czteromiesięcznego synka.
Chłopiec urodził się silny i zdrowy, bez żadnych komplikacji. Rósł dobrze, ciesząc serce wszystkich w Akademii. Każdego mistrza i całej zgrai padawanów, którzy na wyścigi ofiarowali swoją opiekę nad młodym. Laurie musiała w którymś momencie rozpisać warty, żeby się między sobą nie pobili.

Poza murami Akademii Jedi nie było tak wesoło. Czerwony Krayt budował coś dużego na Zonju V i jeśli mu się w tym nie przeszkodzi, to tą budowę dokończą. Emily próbowała coś zdziałać, ale chwilowo nie miała żadnych wyników. Posłała w końcu swojego HK na samotną misję, ale na razie nie było od niego żadnej odpowiedzi.
Mical zdecydował się w końcu na wyprowadzenie ataku wyprzedzającego - ale do tego potrzebował floty Republiki. Admirał Onasi był chętny do współpracy, ale Senat już niekoniecznie. Frakcja opozycyjna miała coraz więcej siły przebicia, a rządzący bali się podejmować ostrych decyzji z obawy o słupki poparcia. Dlatego sprawy trzeba było wziąć w swoje ręce.
Po serii rozmów, czasami popartych prostym przekupstwem, została ułożona decyzyjna ścieżka po której można będzie uruchomić flotę i ruszyć na Zonju V. Jednak brakowało ciągle jednego punktu na drodze administracyjnej, czyli zwiększenia obszaru działa floty Onasiego. Senator Hidalgo wskazał osobę, która miała dużo do powiedzenia w tej kwestii i mogła im pomóc.
Admirał Floty w spoczynku, Rayes Forfanson. Stary oficer administracyjny, obecnie na częściowej emeryturze. Weteran Wojen z Imperium Malaka i Revana - był jednym z tych którzy popierali decyzję Rady Jedi o nie włączaniu się do wojny, w której z racji zdrady Revana stracił swojego najstarszego syna. Nie mieli na niego żadnego haka, o przekupstwie nie było mowy.
Jedyną szansą był dar przekonywania Hayes.
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.
Turin Turambar jest offline