Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-08-2018, 15:33   #538
Szaine
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Visser aż podskoczyła ze zdziwienia.
- To Ismo - od razu rzuciła zmartwionym tonem. - Jak to się obsługuje? Gdzie on jest, że ma dostęp do radia?
- Jest wszędzie - odpowiedziała Mary, kręcąc pokrętłem. - A przynajmniej na każdej częstotliwości.
Rzeczywiście, choć zmieniały się cyfry na wyświetlaczu, to szum pozostawał taki sam. A także zagubiony głos chłopca.
- S-słyszy mnie ktoś? - z trudem można było rozpoznać wypowiedziane słowa. Jednak ton zgrozy i niepewności wydawał się dojmujący. - Cz-czy ktoś… k-ktoś… - Lotte nie dosłyszała kolejnych słów, bo trzaski okazały się zbyt przytłaczające.
- Spróbujmy odpowiedzieć - stwierdziła łapiąc za mikrofon. Wskazała przycisk z boku i nie czekając na odpowiedź, zapytała - tu się wciska i mówi? Ismo słyszysz mnie, to ja Lotte. Gdzie jesteś?

Następnie rozbrzmiała dłuższa cisza. Czy może raczej - szum płynący z eteru. Lotte już myślała, że urządzenie zepsuło się, ale wtedy chłopiec odpowiedział.
- To ty, Lotte? - głos zdawał się bardzo cicho, ale ciężko było stwierdzić, czy to dlatego, gdyż mały był chory… czy może raczej wina stało po stronie połączenia. - Ja… - następnie rozbrzmiał dłuższy moment samego szumu. Przerywało. - Bo wtedy… nie udało mi się… silniejszy… zjadł… boję… boję się…
- Gdzie jesteś?! - Mary głośno i wyraźnie powtórzyła pytanie Visser.
- N-nie… n-nie tu… - Isma szepnął. Jego głos zdawał się pełen lęku i niepewności, jakby zagrożenie wciąż na niego czyhało. - G-gdzie indziej…
- Cholera - rzuciła pod nosem, po czym szybko znów skierowała swoje słowa do Ismo. - Jak mam cię znaleźć? Słabo cię słychać.
- Znajdź białego… - rzekł Ismo, ale wtedy rozległ się szum.
- Znajdź co?! - Mary krzyknęła do mikrofonu. Była tak głośna nie z powodu wzburzenia emocjonalnego, lecz chciała upewnić się, że Pajari rzeczywiście ją usłyszy.
- Znajdź białego królika… - Pajari powtórzył.

Valter poruszył się.
- Jeżeli zaraz nie wyłączymy sprzętu… ten przepali się - powiedział po chwili wahania. Lotte rzeczywiście już od jakiegoś czasu czuła świąd spalenizny.
- Musimy wciąż połączyć się z IBPI… - Mary mruknęła pod nosem.
- Chyba powinniśmy to wyłączyć - zgodziła się z Valterem, ale szybko dodała - zresztą ty lepiej znasz się na tym. Eh… Trzeba będzie znaleźć tego królika…
Westchnęła ciężko, odchodząc dwa kroki od radia. Spojrzała w końcu znowu na Mary. Wiedziała, że kobieta ma rację, aby skontaktować się z IBPI, sama zresztą nie pogardziłby kolegami z organizacji, wsparcie było zawsze w cenie.
- Damy radę połączyć się jeszcze czy nie?
- Ja… - powiedział jeszcze Ismo, ale Mary bezlitośnie nacisnęła odpowiednie guziki i radiostacja wyłączyła się.
Skrzywiła się.
- Nie podoba mi się to, co musiałam zrobić - mruknęła. - Nie wiem czemu, ale pierwszy raz od bardzo długiego czasu czuję coś w rodzaju… wyrzutów sumienia - westchnęła.
Następnie zaczęła pisać na swoim laptopie, który wciąż był połączony z nadajnikami.
- Mam w planach połączyć się z komputerem, który zostawiłam w Helsinkach. Odbiera fale radiowe i powinien zareagować na specjalny sygnał, który nadam. Nie przewidziałam, że znajdziemy się na wyspie, jednak spodziewałam się, że może nam brakować łączności ze światem. Poprzez komputer w Helsinkach będę mogła nawiązać połączenie z Antarktydą… choć będzie raczej powolne i niezręczne. Dlatego nie powinniśmy liczyć na rozmowę, lecz coś o znacznie mniejszym ciężarze danych, jak wiadomości tekstowe. Co powinnam napisać do nich? I… do kogo zaadresować? - Mary spojrzała na Lotte.
- Tallah jest w Helsinkach i jej mogę ufać, chociaż teraz to już nie wiem sama - zastanowiła się przez chwilę. - Dużo mogło zmienić się od naszego ostatniego spotkania jeśli chodzi o miejsce jej pobytu. Zresztą, ty skontaktujesz się z Antarktydą, a ja tam nikogo nie znam, kto nie byłby tutaj, związany z tą sprawą. Co do treści, to trochę łatwiej. Trzeba podać współrzędne wyspy, nadmienić, że chodzi o sprawę Helsińską, Valkoinen, że zagrożenie jest podobne do Wyspy Wniebowstąpienia i potrzeba wsparcia. Mylę się?
- Nie - rzekła Mary. - Nie mylisz się. Nie sądziłam, że znasz kogoś konkretnego w Antarktydzie. Bardziej myślałam, czy skontaktować się z Egzekutorem do spraw Bezpieczeństwa, czy może raczej… Dyrektorem IBPI. Ale to chyba wszystko jedno - Colberg skinęła głową.

Zaczęła pisać, mrucząc pod nosem. Zawarła dokładnie te wszystkie elementy, o których wspominała Lotte. Współrzędne, poziom zagrożenia, powiązanie z Helsinkami.
- Nie mogę pisać całych opowiadań, bo im więcej danych prześlę, tym większe zagrożenie, że nie dotrą. A przynajmniej nie w oryginalnej formie. Na szczęście ta radiostacja jest znacznie lepsza od tej, którą przyszykował na łódce, którą tu dopłynęliśmy - wyjaśniła. - Enter.
Spojrzała na ekran. Lotte widziała na nim jedynie białe znaczki na czarnym polu, które wiele jej nie mówiły… Jednak Colberg była w stanie więcej z nich wyczytać.
- Wiadomość wysłana. To, czy zostanie odebrana… to już nie leży w naszej kwestii - westchnęła.
Jennifer poruszyła się. Przeciągła, spoglądając gdzieś w bok. Zdawało się, że wcale nie była zainteresowana szczegółami kontaktu z IBPI. Chyba wciąż rozmyślała na temat wcześniejszej sprawy.
- Czas polowania na białego królika? - zasugerowała.
- Przynajmniej do czasu, kiedy otrzymamy wiadomość zwrotną? - Mary odpowiedziała, spoglądając na Lotte.
Valter natomiast wyglądał jedynie na zagubionego i niepewnego, czego dokładnie świadkiem był. Nie wydawał się głupim mężczyzną i bez wątpienia wiedział, że jego towarzyszki nie są normalnymi kobietami. Zwłaszcza po ich ostatniej wymianie zdań.
- Antarktyda? Sprawa helsińska? Wyspa Wniebowstąpienia? Czy… - zawiesił głos. - Jesteście tajnymi agentkami? - jego usta lekko zadrgały na określenie tego określenia rodem z filmów sensacyjnych.
Visser przyjrzała się mężczyźnie z miną, która potwierdzała jego przypuszczenia, a przynajmniej im nie zaprzeczała.
- Teraz jest ważniejszym znalezienie chłopca, musi być w niebezpieczeństwie, więc nie mamy za wiele czasu. A określenie “szukajcie białego królika” jest co najmniej mało konkretne i trudne do wykonania. - Spojrzała najpierw na Jennifer, a potem na Colberg. - Mary, zostajesz tutaj czy idziesz z nami?
- Zostanę tutaj - odpowiedziała kobieta. - Ja również jestem fanką białych królików, ale muszę zostać ze sprzętem. Co chwilę włączać go i sprawdzać, czy Antarktyda wysłała jakąś wiadomość. Nie może działać cały czas, bo już teraz sypie się po rozmowie z Ismo. Poza tym ktoś z nas musi pilnować maszyny… przed żołnierzami. To kwestia czasu, kiedy któryś z nich będzie nas w końcu próbował wywalić stąd i chyba nie możemy liczyć na urok osobisty Valtera w nieskończoność. Dlatego chcę przypilnować sprawy tak długo, jak tylko będę mogła.
- Dobrze… - zaczął żołnierz. - Ja muszę wreszcie obejść obóz i poszukać mojego partnera… - mruknął i wyszedł na zewnątrz. Bez wątpienia chciał znaleźć przyjaciela, jednak bardziej wyglądało na to, że chciał jak najszybciej uciec z namiotu dziwów, spisków i magii. Od tego wszystkiego mogła rozboleć głowa.
- W jaki sposób możemy znaleźć białego królika? - zapytała Jenny. - W ogóle… czym jest biały królik?
- Dobre pytanie - spojrzała na Konsumentkę. - Patrząc jednak na wyspę, to zakładam, że może chodzić o ducha. Możemy szukać króliczka, rozmawiając z duchami, z którymi da się, jak te bobry, o których wspomniałyście. Możemy również szukać śladów tego goblina, który porwał chłopca, to też powinno nas gdzieś doprowadzić. - Visser oparła dłoń o brodę. - Więcej na razie nie przychodzi mi do głowy. Królik może też być czymś innym, symbolem na przykład…
- Jeżeli symbolem, to nikt z nas nie ma cierpliwości, aby go rozgryzać - Mary oświadczyła. - Twoja teoria z duchem jest dobra. Pospacerujcie i spróbujcie porozmawiać z duchami. Może będą chciały wam odpowiedzieć, mimo że nie jesteście szamanami. Skoro pokazują się zwykłym… a w każdym razie śmiertelnikom, to może również będą chciały otworzyć do was usta.
- W ostateczności mogłybyśmy wrócić do Marietty i porozmawiać z tym bobrem, ale zachodzić do niej po raz trzeci… - Jennifer westchnęła. - To jest pewien dystans, którego pokonanie zajmuje nieco czasu…
- To prawda, a jednak… wędrujcie w kierunku jej chatki - odpowiedziała Mary po chwili zastanowienia. - Jak już macie spacerować bez celu, to równie dobrze możecie wałęsać się w jakąś konkretną stronę. Jest tylko jedna kwestia… jeżeli mi zginiecie na zbyt długo, to jak będę w stanie was poinformować o ewentualnej wiadomości z Antarktydy?
- Nie mamy możliwości kontaktowania się na odległość, więc... - Lotte zrobiła krótką pauzę - dajmy sobie z pół godziny, może godzinę i wrócimy tutaj?
- Tak zrobimy - odparła Jennifer.
- Chyba że… - Mary zastanowiła się. - Gdybyście uzyskały dwie sztuki radiofalówek od żołnierzy, jedna dla mnie, a druga dla was… to też miałoby sens, prawda?
- A przypadkiem Valter nie mówił, że to nie działało? - zapytała niepewnie Lotte.
- Tak mówił? W takim razie nici z pomysłu. Zapomniałam o tym - Mary mruknęła. Wydała się nieco zdekoncentrowana. Spoglądała na radiostację i chyba rzeczywiście martwiła się o jej stan. Na pewno nie chciała też, aby żołnierze zabronili jej dostępu do urządzenia. Poza tym nie miały wcale pewności, czy tak naprawdę działało i wiadomość została wysłana. A co za tym idzie… czy Antarktyda dowie się o sytuacji na wyspie i czy wyśle wsparcie oraz wiadomość zwrotną.
- To ruszamy - spojrzała na Jennifer szukając potwierdzenia.

Nikt nie zablokował im wyjścia z namiotu… rzecz jasna. Kobiety mogły bez żadnych przeszkód zagłębić się w las. Szły w kierunku chatki Marietty. Technicznie cofały się, a jednak… szły naprzód. Musiały spełnić swoje zadanie i odnaleźć białego zająca, jeżeli chciały odnaleźć Isma. Jeżeli nie z powodów czysto humanitarnych, to choćby dlatego, bo młody szaman już udowodnił swojej wartości i mógł im się przydać. Lotte chyba nigdy nie była świadkiem dziecka tak przestraszonego, jak to, które usłyszała w radioodbiorniku. Zupełnie tak, jakby Pajari zagubił się w obcym wymiarze i sam nie potrafił odnaleźć drogi powrotnej do domu.
- Więc… jesteś znajomą Mary? - zapytała Jennifer, kiedy przechadzały się ścieżką wydeptaną w lesie. Zerknęła na nią, idąc do przodu. Potem zajęła się obserwowaniem koron drzew, wokół których miały nadzieję odnaleźć jakiegokolwiek ducha. Niestety tych jak na złość brakowało. Przynajmniej jak na razie.
- Można by tak nazwać, chyba to najlepsze określenie, znajomość. - Odparła po chwili zastanowienia, również rozglądając się, ale na boki. - A wy dobrze dogadujecie się? Mary ma specyficzną osobowość, nie każdemu może podpasować.
- Jeszcze kilka godzin temu jej nie znałam. Poznałyśmy się na statku zmierzającym na wyspę - odpowiedziała blondynka, rozglądając sie po lesie. - Wiem, że zna ją Alice, jednak nie wiem, jak dobrze. Miałam nadzieję, że może ty powiesz mi o niej coś więcej, skoro jest również twoją znajomą? - Konsumentka zwróciła na nią wzrok.
Tymczasem Lotte spostrzegła jednego ducha. Siedział na kłodzie i połyskiwał na zielono. To była jaszczurka. Duże, wyłupiaste oczy wpatrywały się w mrówki spacerujące po zwalonej kłodzie drewna. Była zbutwiała i pokryta białym nalotem pleśni.
- Patrz, duch jaszczurki - odpowiedziała wcale nie wymijająco. - Szkoda tylko, że przeszkodzimy mu w posiłku, może być mniej rozmowny - dodała z nutą sarkazmu w głosie i skierowała swoje kroki w stronę kłody drewna.

Zjawa o dziwo nie spojrzała na nich wrogo. Choć z drugiej strony… ciężko było stwierdzić to na sto procent z powodu fizjonomii stwora. Z jednej strona była nieprzyjemna dla oka pod względem kształtu, jednak z drugiej… półprzezroczysta, lekko świecąca postać wciąż zdawała się wspaniała przez cudowności mgiełki, z jakiej została zrodzona.
- Hę? - zapytała.
Jennifer spojrzała niepewnie na Lotte, po czym znowu na ducha. Rozmasowała dłoń. Visser nie zauważyła tego wcześniej, ale palce kobiety były wygięte pod dziwnym kątem. Zdawało się, że musiała walczyć i źle to się dla niej skończyło. Choć z drugiej strony… może właśnie dobrze, skoro przeżyła.
- Szukamy białego zająca. Albo królika…? - dodała po chwili.
Jaszczurka wyciągnęła język, jakby smakują powietrze. Wpierw wydawało się, że nic nie odpowie, ale wtem odezwała się.
- Nie znam nikogo takiego.
Następnie wróciła do wpatrywania się w mrówki.
Kobiety już miały przejść dalej, kiedy zjawa nagle odezwała się.
- Ale… widziałam, że tędy przelatywała niedawno ta wścibska sowa z väki mądrości i czegoś tam jeszcze. Farja. Tak ma na imię… chyba… - mruknął. - Ona powinna wiedzieć wszystko o białych zającach. A przynajmniej trochę. O tutaj leciała - jaszczurka wskazała językiem przejście pomiędzy dwiema wielkimi brzozami. Wiła się między nimi wydeptana przez zwierzęta ścieżka. A przynajmniej na taką wyglądała.
- Bardzo dziękujemy - odparła i po chwili dodała - może poszczęści się nam, sowa powinna wiedzieć gdzie jest królik i w ogóle o jakiego chodzi.
- Też mam taką nadzieję - jednocześnie odpowiedziała Jennifer i haltija.

Ruszyła przed siebie w poszukiwaniu sowiej mądrości.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline