| Visser aż podskoczyła ze zdziwienia.
- To Ismo - od razu rzuciła zmartwionym tonem. - Jak to się obsługuje? Gdzie on jest, że ma dostęp do radia?
- Jest wszędzie - odpowiedziała Mary, kręcąc pokrętłem. - A przynajmniej na każdej częstotliwości.
Rzeczywiście, choć zmieniały się cyfry na wyświetlaczu, to szum pozostawał taki sam. A także zagubiony głos chłopca.
- S-słyszy mnie ktoś? - z trudem można było rozpoznać wypowiedziane słowa. Jednak ton zgrozy i niepewności wydawał się dojmujący. - Cz-czy ktoś… k-ktoś… - Lotte nie dosłyszała kolejnych słów, bo trzaski okazały się zbyt przytłaczające.
- Spróbujmy odpowiedzieć - stwierdziła łapiąc za mikrofon. Wskazała przycisk z boku i nie czekając na odpowiedź, zapytała - tu się wciska i mówi? Ismo słyszysz mnie, to ja Lotte. Gdzie jesteś?
Następnie rozbrzmiała dłuższa cisza. Czy może raczej - szum płynący z eteru. Lotte już myślała, że urządzenie zepsuło się, ale wtedy chłopiec odpowiedział.
- To ty, Lotte? - głos zdawał się bardzo cicho, ale ciężko było stwierdzić, czy to dlatego, gdyż mały był chory… czy może raczej wina stało po stronie połączenia. - Ja… - następnie rozbrzmiał dłuższy moment samego szumu. Przerywało. - Bo wtedy… nie udało mi się… silniejszy… zjadł… boję… boję się…
- Gdzie jesteś?! - Mary głośno i wyraźnie powtórzyła pytanie Visser.
- N-nie… n-nie tu… - Isma szepnął. Jego głos zdawał się pełen lęku i niepewności, jakby zagrożenie wciąż na niego czyhało. - G-gdzie indziej…
- Cholera - rzuciła pod nosem, po czym szybko znów skierowała swoje słowa do Ismo. - Jak mam cię znaleźć? Słabo cię słychać.
- Znajdź białego… - rzekł Ismo, ale wtedy rozległ się szum.
- Znajdź co?! - Mary krzyknęła do mikrofonu. Była tak głośna nie z powodu wzburzenia emocjonalnego, lecz chciała upewnić się, że Pajari rzeczywiście ją usłyszy.
- Znajdź białego królika… - Pajari powtórzył.
Valter poruszył się.
- Jeżeli zaraz nie wyłączymy sprzętu… ten przepali się - powiedział po chwili wahania. Lotte rzeczywiście już od jakiegoś czasu czuła świąd spalenizny.
- Musimy wciąż połączyć się z IBPI… - Mary mruknęła pod nosem.
- Chyba powinniśmy to wyłączyć - zgodziła się z Valterem, ale szybko dodała - zresztą ty lepiej znasz się na tym. Eh… Trzeba będzie znaleźć tego królika…
Westchnęła ciężko, odchodząc dwa kroki od radia. Spojrzała w końcu znowu na Mary. Wiedziała, że kobieta ma rację, aby skontaktować się z IBPI, sama zresztą nie pogardziłby kolegami z organizacji, wsparcie było zawsze w cenie.
- Damy radę połączyć się jeszcze czy nie?
- Ja… - powiedział jeszcze Ismo, ale Mary bezlitośnie nacisnęła odpowiednie guziki i radiostacja wyłączyła się.
Skrzywiła się.
- Nie podoba mi się to, co musiałam zrobić - mruknęła. - Nie wiem czemu, ale pierwszy raz od bardzo długiego czasu czuję coś w rodzaju… wyrzutów sumienia - westchnęła.
Następnie zaczęła pisać na swoim laptopie, który wciąż był połączony z nadajnikami.
- Mam w planach połączyć się z komputerem, który zostawiłam w Helsinkach. Odbiera fale radiowe i powinien zareagować na specjalny sygnał, który nadam. Nie przewidziałam, że znajdziemy się na wyspie, jednak spodziewałam się, że może nam brakować łączności ze światem. Poprzez komputer w Helsinkach będę mogła nawiązać połączenie z Antarktydą… choć będzie raczej powolne i niezręczne. Dlatego nie powinniśmy liczyć na rozmowę, lecz coś o znacznie mniejszym ciężarze danych, jak wiadomości tekstowe. Co powinnam napisać do nich? I… do kogo zaadresować? - Mary spojrzała na Lotte.
- Tallah jest w Helsinkach i jej mogę ufać, chociaż teraz to już nie wiem sama - zastanowiła się przez chwilę. - Dużo mogło zmienić się od naszego ostatniego spotkania jeśli chodzi o miejsce jej pobytu. Zresztą, ty skontaktujesz się z Antarktydą, a ja tam nikogo nie znam, kto nie byłby tutaj, związany z tą sprawą. Co do treści, to trochę łatwiej. Trzeba podać współrzędne wyspy, nadmienić, że chodzi o sprawę Helsińską, Valkoinen, że zagrożenie jest podobne do Wyspy Wniebowstąpienia i potrzeba wsparcia. Mylę się?
- Nie - rzekła Mary. - Nie mylisz się. Nie sądziłam, że znasz kogoś konkretnego w Antarktydzie. Bardziej myślałam, czy skontaktować się z Egzekutorem do spraw Bezpieczeństwa, czy może raczej… Dyrektorem IBPI. Ale to chyba wszystko jedno - Colberg skinęła głową.
Zaczęła pisać, mrucząc pod nosem. Zawarła dokładnie te wszystkie elementy, o których wspominała Lotte. Współrzędne, poziom zagrożenia, powiązanie z Helsinkami.
- Nie mogę pisać całych opowiadań, bo im więcej danych prześlę, tym większe zagrożenie, że nie dotrą. A przynajmniej nie w oryginalnej formie. Na szczęście ta radiostacja jest znacznie lepsza od tej, którą przyszykował na łódce, którą tu dopłynęliśmy - wyjaśniła. - Enter.
Spojrzała na ekran. Lotte widziała na nim jedynie białe znaczki na czarnym polu, które wiele jej nie mówiły… Jednak Colberg była w stanie więcej z nich wyczytać.
- Wiadomość wysłana. To, czy zostanie odebrana… to już nie leży w naszej kwestii - westchnęła.
Jennifer poruszyła się. Przeciągła, spoglądając gdzieś w bok. Zdawało się, że wcale nie była zainteresowana szczegółami kontaktu z IBPI. Chyba wciąż rozmyślała na temat wcześniejszej sprawy.
- Czas polowania na białego królika? - zasugerowała.
- Przynajmniej do czasu, kiedy otrzymamy wiadomość zwrotną? - Mary odpowiedziała, spoglądając na Lotte.
Valter natomiast wyglądał jedynie na zagubionego i niepewnego, czego dokładnie świadkiem był. Nie wydawał się głupim mężczyzną i bez wątpienia wiedział, że jego towarzyszki nie są normalnymi kobietami. Zwłaszcza po ich ostatniej wymianie zdań.
- Antarktyda? Sprawa helsińska? Wyspa Wniebowstąpienia? Czy… - zawiesił głos. - Jesteście tajnymi agentkami? - jego usta lekko zadrgały na określenie tego określenia rodem z filmów sensacyjnych.
Visser przyjrzała się mężczyźnie z miną, która potwierdzała jego przypuszczenia, a przynajmniej im nie zaprzeczała.
- Teraz jest ważniejszym znalezienie chłopca, musi być w niebezpieczeństwie, więc nie mamy za wiele czasu. A określenie “szukajcie białego królika” jest co najmniej mało konkretne i trudne do wykonania. - Spojrzała najpierw na Jennifer, a potem na Colberg. - Mary, zostajesz tutaj czy idziesz z nami?
- Zostanę tutaj - odpowiedziała kobieta. - Ja również jestem fanką białych królików, ale muszę zostać ze sprzętem. Co chwilę włączać go i sprawdzać, czy Antarktyda wysłała jakąś wiadomość. Nie może działać cały czas, bo już teraz sypie się po rozmowie z Ismo. Poza tym ktoś z nas musi pilnować maszyny… przed żołnierzami. To kwestia czasu, kiedy któryś z nich będzie nas w końcu próbował wywalić stąd i chyba nie możemy liczyć na urok osobisty Valtera w nieskończoność. Dlatego chcę przypilnować sprawy tak długo, jak tylko będę mogła.
- Dobrze… - zaczął żołnierz. - Ja muszę wreszcie obejść obóz i poszukać mojego partnera… - mruknął i wyszedł na zewnątrz. Bez wątpienia chciał znaleźć przyjaciela, jednak bardziej wyglądało na to, że chciał jak najszybciej uciec z namiotu dziwów, spisków i magii. Od tego wszystkiego mogła rozboleć głowa.
- W jaki sposób możemy znaleźć białego królika? - zapytała Jenny. - W ogóle… czym jest biały królik?
- Dobre pytanie - spojrzała na Konsumentkę. - Patrząc jednak na wyspę, to zakładam, że może chodzić o ducha. Możemy szukać króliczka, rozmawiając z duchami, z którymi da się, jak te bobry, o których wspomniałyście. Możemy również szukać śladów tego goblina, który porwał chłopca, to też powinno nas gdzieś doprowadzić. - Visser oparła dłoń o brodę. - Więcej na razie nie przychodzi mi do głowy. Królik może też być czymś innym, symbolem na przykład…
- Jeżeli symbolem, to nikt z nas nie ma cierpliwości, aby go rozgryzać - Mary oświadczyła. - Twoja teoria z duchem jest dobra. Pospacerujcie i spróbujcie porozmawiać z duchami. Może będą chciały wam odpowiedzieć, mimo że nie jesteście szamanami. Skoro pokazują się zwykłym… a w każdym razie śmiertelnikom, to może również będą chciały otworzyć do was usta.
- W ostateczności mogłybyśmy wrócić do Marietty i porozmawiać z tym bobrem, ale zachodzić do niej po raz trzeci… - Jennifer westchnęła. - To jest pewien dystans, którego pokonanie zajmuje nieco czasu…
- To prawda, a jednak… wędrujcie w kierunku jej chatki - odpowiedziała Mary po chwili zastanowienia. - Jak już macie spacerować bez celu, to równie dobrze możecie wałęsać się w jakąś konkretną stronę. Jest tylko jedna kwestia… jeżeli mi zginiecie na zbyt długo, to jak będę w stanie was poinformować o ewentualnej wiadomości z Antarktydy?
- Nie mamy możliwości kontaktowania się na odległość, więc... - Lotte zrobiła krótką pauzę - dajmy sobie z pół godziny, może godzinę i wrócimy tutaj?
- Tak zrobimy - odparła Jennifer.
- Chyba że… - Mary zastanowiła się. - Gdybyście uzyskały dwie sztuki radiofalówek od żołnierzy, jedna dla mnie, a druga dla was… to też miałoby sens, prawda?
- A przypadkiem Valter nie mówił, że to nie działało? - zapytała niepewnie Lotte.
- Tak mówił? W takim razie nici z pomysłu. Zapomniałam o tym - Mary mruknęła. Wydała się nieco zdekoncentrowana. Spoglądała na radiostację i chyba rzeczywiście martwiła się o jej stan. Na pewno nie chciała też, aby żołnierze zabronili jej dostępu do urządzenia. Poza tym nie miały wcale pewności, czy tak naprawdę działało i wiadomość została wysłana. A co za tym idzie… czy Antarktyda dowie się o sytuacji na wyspie i czy wyśle wsparcie oraz wiadomość zwrotną.
- To ruszamy - spojrzała na Jennifer szukając potwierdzenia.
Nikt nie zablokował im wyjścia z namiotu… rzecz jasna. Kobiety mogły bez żadnych przeszkód zagłębić się w las. Szły w kierunku chatki Marietty. Technicznie cofały się, a jednak… szły naprzód. Musiały spełnić swoje zadanie i odnaleźć białego zająca, jeżeli chciały odnaleźć Isma. Jeżeli nie z powodów czysto humanitarnych, to choćby dlatego, bo młody szaman już udowodnił swojej wartości i mógł im się przydać. Lotte chyba nigdy nie była świadkiem dziecka tak przestraszonego, jak to, które usłyszała w radioodbiorniku. Zupełnie tak, jakby Pajari zagubił się w obcym wymiarze i sam nie potrafił odnaleźć drogi powrotnej do domu.
- Więc… jesteś znajomą Mary? - zapytała Jennifer, kiedy przechadzały się ścieżką wydeptaną w lesie. Zerknęła na nią, idąc do przodu. Potem zajęła się obserwowaniem koron drzew, wokół których miały nadzieję odnaleźć jakiegokolwiek ducha. Niestety tych jak na złość brakowało. Przynajmniej jak na razie.
- Można by tak nazwać, chyba to najlepsze określenie, znajomość. - Odparła po chwili zastanowienia, również rozglądając się, ale na boki. - A wy dobrze dogadujecie się? Mary ma specyficzną osobowość, nie każdemu może podpasować.
- Jeszcze kilka godzin temu jej nie znałam. Poznałyśmy się na statku zmierzającym na wyspę - odpowiedziała blondynka, rozglądając sie po lesie. - Wiem, że zna ją Alice, jednak nie wiem, jak dobrze. Miałam nadzieję, że może ty powiesz mi o niej coś więcej, skoro jest również twoją znajomą? - Konsumentka zwróciła na nią wzrok.
Tymczasem Lotte spostrzegła jednego ducha. Siedział na kłodzie i połyskiwał na zielono. To była jaszczurka. Duże, wyłupiaste oczy wpatrywały się w mrówki spacerujące po zwalonej kłodzie drewna. Była zbutwiała i pokryta białym nalotem pleśni.
- Patrz, duch jaszczurki - odpowiedziała wcale nie wymijająco. - Szkoda tylko, że przeszkodzimy mu w posiłku, może być mniej rozmowny - dodała z nutą sarkazmu w głosie i skierowała swoje kroki w stronę kłody drewna.
Zjawa o dziwo nie spojrzała na nich wrogo. Choć z drugiej strony… ciężko było stwierdzić to na sto procent z powodu fizjonomii stwora. Z jednej strona była nieprzyjemna dla oka pod względem kształtu, jednak z drugiej… półprzezroczysta, lekko świecąca postać wciąż zdawała się wspaniała przez cudowności mgiełki, z jakiej została zrodzona.
- Hę? - zapytała.
Jennifer spojrzała niepewnie na Lotte, po czym znowu na ducha. Rozmasowała dłoń. Visser nie zauważyła tego wcześniej, ale palce kobiety były wygięte pod dziwnym kątem. Zdawało się, że musiała walczyć i źle to się dla niej skończyło. Choć z drugiej strony… może właśnie dobrze, skoro przeżyła.
- Szukamy białego zająca. Albo królika…? - dodała po chwili.
Jaszczurka wyciągnęła język, jakby smakują powietrze. Wpierw wydawało się, że nic nie odpowie, ale wtem odezwała się.
- Nie znam nikogo takiego.
Następnie wróciła do wpatrywania się w mrówki.
Kobiety już miały przejść dalej, kiedy zjawa nagle odezwała się.
- Ale… widziałam, że tędy przelatywała niedawno ta wścibska sowa z väki mądrości i czegoś tam jeszcze. Farja. Tak ma na imię… chyba… - mruknął. - Ona powinna wiedzieć wszystko o białych zającach. A przynajmniej trochę. O tutaj leciała - jaszczurka wskazała językiem przejście pomiędzy dwiema wielkimi brzozami. Wiła się między nimi wydeptana przez zwierzęta ścieżka. A przynajmniej na taką wyglądała.
- Bardzo dziękujemy - odparła i po chwili dodała - może poszczęści się nam, sowa powinna wiedzieć gdzie jest królik i w ogóle o jakiego chodzi.
- Też mam taką nadzieję - jednocześnie odpowiedziała Jennifer i haltija.
Ruszyła przed siebie w poszukiwaniu sowiej mądrości.
__________________ "Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else." |