Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-08-2018, 20:16   #273
Zaalaos
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Arkanianin wsłuchał się w dźwięk rozgrywającej się bitwy. Musiał się śpieszyć, jeśli nie chciał by reszta oddziału Mandalorian pożegnała się z życiem. Zresztą gdyby umarli miałby solidny problem. Po pierwsze mógłby mieć kłopot z opuszczeniem planety. Po drugie Mandalor wyprułby z niego flaki. Utrata sześćdziesięciu osób? Równie dobrze mógł sobie strzelić w łeb.

Dlatego rozejrzał się po dziedzińcu, zarówno w normalnym spektrum światła, jak i w podczerwieni, szukając oznak czegoś co mogło mu zagrozić. Gdy uznał że droga jest relatywnie bezpieczna ruszył szybko i pod osłoną swojego pola maskującego w kierunku głównego budynku. Shurig musiał być tam.

Na swojej drodze spotkał tylko dwóch strażników, którzy nerwowo wyglądali zza swoich osłon. Co chwila odwracali głowy za siebie, w kierunku toczącej się bitwy. Sol pewnie przeszedłby niezauważony nawet bez swojego pola maskującego.

- Kurrwa, pierdoleni Mandaloranie - mruknął pierwszy z nich, gdy Zhar-kan był bliżej.
- S-słyszalem, że n-nasi ich ot-ot-otoczyli - odparł jąkając się drugi.
- Wybijemy ich do nogi! Tylko kurwy mnie zdenerwowały. Miałem mieć dziś wolne! - wyjaśnił swoje emocje pierwszy.
Minąwszy ich Zhar-kan znalazł się w budynku magazynu robiącego za HQ Schuriga na tej planecie. Musieli go dostać teraz, rzadko kiedy stawiał się z tak słabą obstawą.

Budynek absolutnie niczym się nie wyróżniał. Krótki korytarz z żelbetonu oświetlony był słabym, jarzeniowym światłem. Wzdłuż korytarza było kilka drzwi, po lewej oznaczone kółkiem i trójkątem, zapewne WC, po prawej drzwi były uchylone, i przez szparę w nich Arkanianin widział dużą, otwartą przestrzeń z gdzieniegdzie poukładanymi paczkami. Magazyn, jedno z jego ulubionych miejsc na każdej planecie. Więcej cieni i kryjówek niż mógł zliczyć, a dla osoby z jego umiejętnościami… Był przekonany że w takich warunkach byłby w stanie ukrywać swoją obecność nawet przed Jedi. W każdym razie tymi nieco mniej doświadczonymi.

Ostatnie drzwi były na końcu korytarza i nawet z tej odległości widział że były zamknięte. Zapewne za nimi był sztab Shuriga i to właśnie do nich skierował swoje kroki, dokładnie rozglądając się czy w korytarzu nie ma kamer, czy jakichś nieprzyjemnych pułapek.

Gdy dotarł do drzwi uważnie je obejrzał w poszukiwaniu jakichś otworów, po czym przyłożył ucho do zimnej stali. Ze środka dochodziło kilka głosów. Jeden, dwa, trzy… Cztery. Cztery głosy, być może więcej osób. Arkanianin postanowił się wycofać, i spróbował znaleźć alternatywną ścieżkę przez magazyn.

Gdy tylko przemknął przez drzwi zwrócił uwagę na kilka rzeczy. W dużym pomieszczeniu było osiem osób. Sześciu magazynierów, nerwowo ściskających karabiny, wyraźnie rzadko kiedy się nimi posługiwali i dwóch, opancerzonych od stóp do głów najemników. Arkanianin spojrzał na ich pancerze z odrobiną zazdrości, jego sprzęt nie był aż tak pancerny, chociaż z drugiej strony nie ograniczał tak mobilności. Do tego mieli ciężkie, samopowtarzalne karabiny. Ci dwaj pilnowali stalowej suwnicy, za którą znajdowało się drugie wejście do pomieszczeń biurowych.

Samo pomieszczenie nadmiernie się poza tym nie wyróżniało. Było duże, pełne skrzyń, przy czym część z nich była rozładowana i właśnie do nich skierował ostrożne kroki. Wybrał jedną z nich, stojącą na tyle daleko od opancerzonych żeby samo rzucenie okiem nie starczyło, a na tyle blisko by przynajmniej jeden z nich się pofatygował, po czym Arkanianin zepchnął skrzynię na ziemię. Echo uderzenia poniosło się po magazynie, natychmiast pobudzając wszystkich zgromadzonych.

Opancerzeni natychmiast poderwali karabiny, magazynierzy potrzebowali nieco więcej czasu na reakcję, ale ostatecznie wszyscy skupieni byli na miejscu skąd dobiegł hałas. Miejsce w którym cały czas był Sol.
- Ej ty, sprawdź to, ruchy do diabla! - warknął jeden z opancerzonych na najbliżej stojącego magazyniera.
Arkanianin ustawił pole maskujące na maximum mocy i zaczął przemykać między, ponad i poniżej skrzyń w kierunku stalowej konstrukcji, ostrożnie wykorzystując zarówno teren, jak i każdy mniejszy, czy większy cień jaki rzucił mu się w oczy. Jego sztuczne oko, oraz wizjery zalewały go cały czas falą informacji, od szacowanego stopnia oświetlenia poszczególnych obszarów, po stożki widzenia strażników.
Czuł się jak półbóg, przechodząc pomiedzy magazynierami, nie wywołując u nich najmniejszego niepokoju, nie zwracając ich uwagi na żaden sposób. W końcu dotarł do stalowej suwnicy i mniej więcej w tym samym momencie do obalonej skrzyni dotarł wysłany wcześniej magazynier. Nawet z tej odległości Sol widział jak ten mierzy do przedmiotu jakby był to jakiś paskudny potwór. Magazynier obszedł skrzynię.
- Skrzynia się przewróciła! - krzyknął głośno. Wszyscy odetchnęli z ulgą i właśnie na ten moment czekał Sol. Opancerzeni najemnicy opuścili broń i obrócili się by wrócić na swoje wcześniejsze posterunki i w tym momencie ich pola widzenia przestały się uzupełniać. Arkanianin przemknął między nimi, tak blisko że mógłby ich klepnąć płazem swojego miecza w tyłki i niczym pająk wspiął się na szczyt metalowej konstrukcji.

Znajdowało się tam stanowisko obsługi suwnicy z zużytą konsolą. Krótki podest prowadził od niej do szerokiego pomieszczenia, które kiedyś służyło jako biuro głównego magazyniera kosmoportu. Teraz miejsce to zajmowała trójka najemników Czerwonego Krayta.
Niski Rodianin pochylony był nad konsoletę, stukając w nią zawzięcie. Olbrzymi wręcz Trandoshanin założył na piersi ręce, które przypominały pnie małego drzewa. Wpatrywał się przez okno, jakby prosto w Sola.
Ostatnim z nich palił spokojnie cygaro, jakby w ogóle go atak Mandalorian nie interesował.
Schurig. Czerwony Krayt. Jego cel.

[media]https://i.imgur.com/2OmTOu0.jpg[/media]

Sol uśmiechnął się paskudnie pod nosem. Udało mu się dotrzeć bezpośrednio do Shuriga, teraz musiał jeszcze znaleźć sposób by dostać się do środka. Okna były kratowane, czyli nie miał najmniejszych szans na przejście przez nie, drzwi były wykonane ze stali, jeśli były zamknięte to równie dobrze mógł w nie tłuc przez najbliższe dwa dni i nic nie uzyskać. Podszedł do nich powolutku, poruszając się w tempie ślimaka. Robił to po to by załamania na obrzeżach pola maskującego były jak najmniejsze, aby patrzący przez okna Trandosh nie zwrócił uwagi na tą drobniutką nieciągłość. Gdy w końcu dotarł do drzwi wyciągnął zza pasa granat i wcisnął guzik mający otworzyć śluzę.

Drzwi zasyczały i zaczęły się jak na złość bardzo powoli otwierać. Nie mając innego wyjścia Sol wyczekał te dwie sekundy i wrzucił do środka granat plazmowy po czym sam uskoczył w bok.

Wybuch wstrząsnął całym biurem. Przez zakratowane okna i na wpół rozwarte drzwi wylała się fala płomieni podnosząc i tak wysoką już temperaturę otoczenia.

Arkanianin wpadł przez nadtopione drzwi do środka pomieszczenia z mieczem już w dłoni i rzucił się na najbliższego oponenta, gotów odrąbać kończyny wszystkim którzy stali na jego drodze do Schuriga. W mgnieniu oka przed nim wyrosła olbrzymia postać i Sol ciął na odlew odsuwając się jednocześnie w bok.
Wibroostrze zazgrzytało o twardy kręgosłup trandoshanina i utkwiło pomiędzy kręgami. Przewracając się mógł wyrwać broń z rąk Zhar-kana, ale ten utrzymał chwyt i jednym mocnym szarpnięciem uwolnił ostrze.
Całe pomieszczenie żarzyło się na czerwono, trup rodianina prawie scalił się z konsoletą. Trandoshanin był już martwy na podłodze, cieknąca krew syczała w styku z gorącą podłogą.
Z kąta podniosła się postać otoczona migającą, fioletową tarczą energetyczną. Czerwone oczy Schuriga spoczęły prosto na Zhar-kanie.

Mężczyzna machnął bronią, strząsając z niej krew i rzucił się w przód. Walka dystansowa nie miała sensu, tarcze Schuriga były zbyt mocne. W połowie drogi aktywował swoje pole maskujące i odbił w bok, gotów zaatakować Czerwonego z flanki.

Sol ciął płytko, pod pachę, by rozerwać tętnicę. Idealne wejście.
Czerwony Krayt skoczył prosto w Arkanianina by skrócić dystans, wyciągając jednocześnie dwa wibronoże zza pasa. Próbował jednym z nich zablokować broń Sola a drugim pchnąć go w pierś.
Zrobił to jednak zbyt późno. Wibroostrze rozcięło skórę, część ścięgien, zatrzymując się dopiero na endoszkielecie. Stary najemnik próbował dokończyć cios, ale poślizgnął się na roztopionej podłodze i wypadł na Zhar-kana, przewracając się razem z nim.

W tak dużym zwarciu długie ostrze Arkanianina tylko zawadzało, dlatego wcisnął guzik na rękojeści, uruchamiający moduł jonowy i wypuścił broń ze swoich dłoni. Swoją mechaniczną łapą złapał nieuszkodzoną rękę Schuriga i zaczął wykręcać jego dłoń, drugą natomiast spróbował rozbroić go z drugiego noża.

Siłując się w ten sposób potoczyli się po podłodze nabawiając się licznych oparzeń. Mechaniczna ręką bez problemu sobie poradził miażdżącą kości nadgarstka Schuriga. Ten jednak nic nie robił sobie z bólu i wykorzystał swoją przewagę masy naciskając na Sola dzięki czemu wbił mu wibronóż w prawy bok.

Sol warknął donośnie i nagłym ruchem uwolnił zmiażdżony nadgarstek Schuriga. Nawet jeśliby próbował to ten nie mógłby w nim niczego utrzymać. Z impetem władował metalową pięść w bok głowy czerwonego. Odgłos uderzenia przypominał walnięcie młotem w kowadło.
Niemniej Czerwonego odrzuciło odrobinę w bok. Arkanianin rzucił się na niego, ale ten wystawił nogę i odkopnął na drugi koniec pomieszczenia.
Schurig wstał powoli w lewej ręce trzymając zakrwawiony wibronóż. Przyjrzał się swojemu zmiażdżonemu nadgarstkowi i stanął w pozycji bojowej, trzymając obie ręce wysoko.

- Dawaj twardzielu - wycharczał metalicznie.
Przez dwie sekundy Schurig stał patrząc na rozglądającego się Sola. Nagle kopnął nóż pod nogi arkaniańskiego Mandalorianina.
- Podnieś. Będzie sprawiedliwie.

- Teraz tak. - odparł zabójca chowając swoją organiczną dłoń za plecami, wyraźnie dając do zrozumienia że nie ma zamiaru z niej korzystać. Było to uczciwe biorąc pod uwagę to że Schurig nie mógł korzystać z jednej dłoni. Jego organiczna dłoń zacisnęła się na schowanym za plecami przedmiocie.

Wszystko co robił przez ostatnie miesiące doprowadziło go właśnie do tego momentu. Nienawidził Czerwonych z całego serca, i choć nie znał Schuriga osobiście to wiedział że jego śmierć będzie poważnym ciosem dla tej organizacji, dlatego musiał go zabić i to jak najszybciej. Zresztą jedna śmierć w tą czy w tamtą, jakie to miało znaczenie? Było to zadanie, a Sol był znany z jednego. Nie zawodził.

Ruszył na Schuriga, wykonując zwód, jakby miał zamiar zaatakować wysoko, po czym w ostatniej chwili wykręcił się cały i zaatakował nisko. Przez cały czas ściskał nerwowo tajemniczy przedmiot za swoimi plecami, gotów w razie potrzeby skorzystać z przewagi jaką ten zapewniał.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 06-08-2018 o 20:19.
Zaalaos jest offline