Zaraz karczmarz podał inkaust, pióro i kartę papieru. Bernhardt z pomocą przyjaciół wziął się do redagowania listu, który miał trafić w ręce tajemniczego kultu i odsunąć groźbę utraty życia od Zinggera.
W tym czasie posłaniec wybiegł na zewnątrz gospody i szybko zlokalizował idących ulicą nieznajomych. Jako, że był spostrzegawczy od razu zauważył, że wszyscy mężczyźni mieli na sobie jakiś element ubrania w kolorze purpury - a to szarfę, rajtuzy, kaptur czy mankiety kubraka. Od razu znaleźli się dwaj ulicznicy, znajomkowie posłańca, którzy na jego hasło ruszyli w ślad za „purpuratami“. A droga tamtych wiodła wprost do nieodległej, położonej przy bramie miejskiej stajni. Kiedy było już wiadomo, że mają zamiar zabrać konie i odjechać, posłaniec pozostawił swoich koleżków przy bramie, a sam pomknął do gospody zawiadomić swoich zleceniodawców. W momencie, gdy mijał ostatni zakręt przed gospodą, chaosycki czarownik wraz z obstawą przejechał z łomotem końskich kopyt pod bramą i galopem pomknął na północ, w kierunku Altdorfu.
Gdy zziajani bohaterowie dopadli do bramy miejskiej, po tamtych nie było już śladu. List napisany przez Zinggera był gotowy, nie było tylko komu go wręczyć...