Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-08-2018, 21:48   #91
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
W przeciwieństwie do innych Jace nie miał ochoty zajmować się kokonami dobrze wiedząc czego się spodziewać, jednak wiedzieć a widzieć to dwie różne sprawy. Przy pierwszym spadającym kokonie mężczyzna udał się do chaty przeszukać ją dokładniej. Strzępy rozmów dochodziły do niego tu i ówdzie, postanowił jednak sprawdzić dokładniej wnętrze.


Gdy wyszedł, Kharrick z resztą dysputowali o podziale zdobyczy, co napawało Jace'a obrzydzeniem. Jasne, taki sprzęt nie zdarza się na co dzień, ale pomimo magii młodzieniec czułby swąd rozpuszczonego pajęczym jadem ciała poprzedniego właściciela.


Pospiesznie zidentyfikował magiczne przedmioty, które zostawiła Yastra, w tym zwój pomniejszego przywrócenia, po czym używając prostej sztuczki oczyścił przedmioty z resztek pajęczyn i poprzednich właścicieli.



Sprzątanie reszty syfu było niemiłym obowiązkiem, ale Jace "wyłączył" myślenie skupiając się na mechanicznych ruchach ciała.




Wieczór, jak i pół następnego dnia Beleren snuł się w sumie bez celu. Nie licząc codziennej porcji ćwiczeń ciała i medytacji, przechadzał się pomiędzy drzewami próbując zabić czas do przybycia reszty. Podpalał pajęczyny, strugał kijek na ognisko, aż wreszcie poszedł spać. Po raz pierwszy od ataku spał dłużej niż parę godzin. Budził się nie raz z obrazem palącego się domostwa, jednak chwilę później zasypiał ponownie. Był średnio przydatny w tej sytuacji, nie mógł pomóc reszcie, a czekanie go zabijało.



Gdy pojawiła się pierwsza grupka, momentalnie poderwał się zapominając o ponurych myślach. Wyglądało na to, że plan się udał! Wyhaczył z tłumu rodzinę przeliczając stan i wszystko się zgadzało. Brakowało tylko Klary, która potrzebowała jeszcze jednego dnia. Spojrzał na zmartwioną twarz Yana, który również był mocno zaniepokojony brakiem bliźniaczki.



Jace podszedł przywitać się z rodziną. Nigdy w życiu nie przypuszczał, że będzie czuł takie szczęście widząc swoje rodzeństwo. Nie zawsze im się układało, ale wyglądało na to, że wspólne nieszczęście ich połączyło, choć może wszystko byłoby inaczej gdyby był z nimi Karl. Jego najstarszy, nawiedzony brat-klecha był najbardziej nieznośny. Może dlatego, że był najgłupszy?


Ze wspomnień wyrwało go zmartwione spojrzenie Tezzereta. Odszedł z bratem na bok wysłuchując rewelacji:



- Dotarłem do samego mostu – powiedział cicho - Nie będę tego opowiadał naokoło, bo nie wiem, jak inni zareagują, ale wy powinniście wiedzieć. Aubrin też wie. Dobra wiadomość jest taka, że Phaendar wciąż stoi, nie płonie, a hobgobliny jeszcze nie zajęły się budową żadnej przeprawy, więc nie śpieszy im się za nami. Zła jest taka, że nie planują go szybko opuścić – wygląda jakby je fortyfikowali. Chyba nie wrócimy tam jak zawsze… -


- Nie dobrze. Wygląda na to, że trzeba będzie udać się gdzieś dalej. Nie ma mowy o ponownym zasiedleniu się kiedy armia jest tak blisko. - zaczął Kharrick wywołując zdziwienie braci - A odpowiadając na pytania... Łowcy udali się do Fortu Trevalay. A przynajmniej tyle dało się wyczytać z kawałka listu. Daleko to? Może my tez powinniśmy tam iść? Twierdza na powinna zapewnić bezpieczeństwo.
- Nie jest ładnie podsłuchiwać prywatne rozmowy - Jace zganił mężczyznę wzrokiem, choć przecież i tak by się podzielili informacjami. Brakowało mu przestrzeni, którą dawała rodzinna wieś. Ludzie zwykle starali się go unikać, więc nie przywykł do sytuacji, gdy ktokolwiek go podsłuchiwał, a potem jeszcze wtrącał się w rozmowę.
Rozejrzał się wokoło, jednak byli dobrych parę metrów na uboczu, a grupa robiła wystarczający harmider, by nie zawracać sobie głowy ich rozmową.
- Fort jest dobrych kilkanaście dni drogi stąd - powiedział odciągając Kharricka na bok. - Potrzebujemy wysłać tych ludzi do miasta i nie bawić się w partyzantkę po lasach. Nikt z nas nie może na dłuższą metę być odpowiedzialny za przeprowadzanie dwóch tuzinów ludzi przez ten zwodniczy las. -
- Musimy się naradzić co zrobić dalej i jak najlepiej przekazać informację innym, jednak jeśli Żelazne Kły budują umocnienia, to może oznaczać tylko inwazję - Jace pamiętał ostatni raz kiedy ostrzegał ojca przed inwazją. Było to dokładnie wtedy kiedy na jego oczach karawana została zaatakowana przez hobgobliny, a on cudem uszedł z życiem. Wtedy pomylił się i nikt nie potraktował go poważnie, jednak tym razem... umocnienia sugerują, że hobgobliny poczuły się zbyt silne.



- Zbierzmy pozostałych i spotkajmy się w środku - powiedział wskazując ręką na chatę łowców.



 
psionik jest offline