Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-08-2018, 21:37   #156
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Mężczyzna poprowadził. Ewidentnie znał ten dom. Agnese słyszała, jak za nią wtaczają się do domu rozochoceni mężczyźni. Kobiety zostały na dworze, widocznie skończyły czas swojej pracy. Korytarzem przeszli do jakiegoś pomieszczenia, bardzo prostego zresztą, skąd kolejny korytarz powiódł ich do jakichś drzwi. Agnese słyszała, jak za niektórymi mijanymi drzwiami ktoś mocno chrapał, ktoś tam jęczał, ktoś inny pomrukiwał. Wreszcie przy pewnych drzwiach Guidolfo zatrzymał się oraz zastukał cicho.
-Co tak, kogo tam niesie? - odezwał się zaspany głos dopiero po powtórzeniu pukania.
- To ja, przyprowadziłem kogoś na widok kogo oko ci zbieleje.
- Aha, głupoty
– Agnese słyszała, jak tamten zwala się z wyra, i jak trzeszczy podłoga, kiedy się zbliża do drzwi.

[MEDIA]http://aardvarkproductions.biz/wp-content/uploads/2013/03/miller.jpg[/MEDIA]


Otworzył trzymając niewielką lampkę. Faktycznie rozdziawił gębę.
- Przyprowadziłeś pałacową dziwkę! - wrzasnął. - Zdrajca - krzycząc usiłował skoczyć na swojego kompana.
- Ekhym… jestem doradczynią Pazziego. - Agnese uśmiechnęła się do młynarza. - I jego kuzynką.
Guidolfo dostał wprawdzie po mordzie tak, że aż się potoczył. Młynarz bowiem był chłopem, aż się patrzy. Jednak po słowach Agnese zatrzymał się przed skoczeniem na nią. Nie był jeszcze przekonany.
- Pan Pazzi opisywał ciebie, jako wredną sukę. Jakim więc sposobem niby jesteś jego doradczynią? - spytał, zaś hałas uczyniony upadkiem Guidolfo oraz krzykiem młynarza sprawił, że w pokojach zaczęło się coś ruszać oraz zaczęli z niego wyłazić zaspani młodzi mężczyźni spoglądający kompletnie niezorientowanie oraz ziewający głośno.
- Jak to mawiają, najlepiej jest mieć swoich wrogów przy sobie. - Odpowiedziała z rozbawieniem Agnese.
- Pierdolisz coś - uznał młynarz, jednak bez wrogości. zwyczajnie nie wiedział, co uczynić. - Trza spytać pana Pazzi.
- Pazzi …
- Guidolfo, który odzyskał stabilność oraz jak nie pieprznie młynarza, ze aż ten poleciał - jest na dole.
- Ojca bijesz?
- wrzasnął któryś i skoczył na Guidolfo waląc go od boku, potem zaś skoczyła reszta rodziny wrzeszcząc.
- Dajcie chłopakowi spokój. - Zwróciła się do młodych. - Nie po to mnie tu przysyłają byś kogokolwiek pytał. - Powiedziała spokojnie do młynarza. Kto usłyszał, ten usłyszał, kto zobaczył, ten zobaczył, bowiem ktoś tam się powstrzymał rzeczywiście, ale co do innych była sprawa prosta, zwyczajnie zaczęli buntować Guidolfo, aczkolwiek tamten sobie poradził bez problemu większego. Oberwał wprawdzie początkowo mocno, ale jakoś wydostał się spod pięści oraz kopniaków młodzieńców, skoczył za młynarza oraz jakimś sposobem przyłożył mu nóż do szyi stając za nim.
- Won, szmaciarze! - wrzasnął.
Agnese, aż cmoknęła. Może powinna zrobić z niego ghula, albo przynajmniej sługę.
Chwyt poskutkował.
- Bando zgniłków. Ty zaś mów swoim synom, żeby się odsunęli, jeśli chcą cię jeszcze zobaczyć.
- Odsuńcie się!
- krzyknął przestraszony młynarz. Ale też nie aż tak przerażony, żeby omdleć, czy coś. Widać Pazzi dobrze dobrał współpracowników.
Młynarczycy posłuchali.
- Czego chcesz jeszcze, zdrajco?
- To ty jesteś zdrajca
– odkrzyknął mu Guidolf. - Pan Pazzi stoi na dole.
- Na dole. Chłopcy, lećcie który sprawdzić
– rzucił młynarz.
Agnese wiedziała, iż zaraz wszystko się wyda, zaś prawda odkryje oblicze. Była ciekawa czy Alessio poradzi sobie z taką ilością ludzi.
- Panowie, nie bronię wam, ale chyba będę musiała potem zlecić zabicie was. - Powiedziała stanowczym tonem. Oczywiście tutaj w tym jej nie posłuchali, bo niby dlaczego? Była obcą osobą. Owszem, ci których poraziła Prezencją zachowali wstrzemięźliwość, starali się odsunąć, nawet pojawiły się jakieś słabe protesty typu: to piękna kobieta, słuchajmy jej, jeśli naprawdę jest Pazzi powinniśmy uszanować. Jednak Agnese właściwie także nic nie robiła, żeby sobie pomóc, wręcz przeciwnie. Stała sobie wesoło.

Chwilę potem synowie przybiegli.
- Nikogo nie ma, nie ma Pazzi.
Wspaniały faerie zamiast się bić wolał prościutką niewidzialność, alboli cokolwiek podobnego. Kilku synów spojrzało na Agnese. Guidolfo miał ich ojca, oni chcieli wziąć jako zakładniczkę kobietę oraz chcieli wymienić ją na rodzica. Dwóch czy trzech skoczyło na nią. Agnese błyskawicznie wydobyła oba ostrza i wycelowała w mężczyzn.
- Panowie z pięściami na noże? - Uśmiechnęła się. Może jednak będzie miała trochę frajdy z pobytu tutaj. Oczywiście rzucili się, wszak była słabieńką kobietą, która mogłaby postraszyć nożami, ale nigdy ich użyć. Próbowała… Agnese pewnym ruchem wbiła nóż jednemu z mężczyzn, drugiego tnąc przez pierś. Zapach krwi, przyjemnie ją nakręcił.
- Kontynuujemy?
Chyba nie spodziewała się, że zabiwszy dwójkę braci pozostali zostawią ją w spokoju. Nawet bowiem ci, którzy podlegli wcześniej jej Prezencji, podczas takiego faktu, uderzenia w ich podstawy światopoglądu, nie pozostali bierni. Rzucili się na nią właściwie wszyscy, łącznie z matką, która także się obudziła oraz zaspana wlazła na korytarz nawet początkowo nie zauważając, że jej mąż właśnie dostał nożem. Guidolfo zaś wobec tego sytuacji, po dokonaniu aktu na młynarzu, zwyczajnie rzucił się w jakieś drzwi obok. Agnese niemal tańcząc między mężczyznami, powoli pozbywała się kolejnych synów młynarza. gdy już została sama spojrzała na “ojca” tego wszystkiego.
- Robimy tu przerwę, czy chcesz stracić wszystkich?
Ojciec, który dostał nożem od Guidolfo nie odpowiedział, właśnie bowiem padł brocząc krwią. widać było, iż Guidolfo doskonale się zna na swojej robocie. Niestety oznaczało to wybicie rodziny właściwie do reszty, bowiem gdzieś tam się jeszcze zaplątała młynarzowa. Dla wampirzycy to nie była trudna robota, tańczyła pomiędzy próbującymi ją dorwać synami oraz mordowała kolejno braci. Chwilę później została sama jedyna żywa. Przez chwilę zastanawiała się, czy Guidolfo wyjdzie spoza drzwi, ale nic takiego nie miało miejsca. Mężczyzna zniknął. Kiedy Agnese zajrzała do tego pomieszczenia dostrzegła kolejne otwarte drzwi, które prowadziły gdzieś dalej. Co miała? Miała owego schwytanego przez Toudiego oraz kobietę trzymaną przez Alessio. Prawdopodobnie, gdyby się zadowoliła zwykłym uprowadzeniem sług Pazzich obyłoby się bez tego wszystkiego, jednak będąc potężnym wampirem, niekiedy niełatwo zadowolić się mniejszymi wygranymi. Była trochę zła, jej własne moce ją zawiodły. Żeby głupie chłystki oparły się jej urokowi. Teraz będzie musiała się zająć Pazzim jak najszybciej. Nie zamierzała zabijać matki podeszła do niej chwyciła twarz przerażonej kobiety w obie dłonie.
- To okropnej moja droga, że też ci mężczyźni wymordowali twoich synów i męża, dobrze, że przyszłam ci pomóc. Lepiej byś uciekła zanim wrócą. Kto widział by Pazzi mordował swoich własnych ludzi. - Powiedziała, najpierw atakując ją prezencją, a potem dominacją.
Właściwie młynarzowa nie żyła, ale jak się okazało, nie całkiem. Jakimś cudem wygrzebała się spośród zwału trupów jej dzieci oraz była trzymana przez wampirzycę, która usiłowała jej wtykać konkretne informacje. Owszem ładnie, udało jej się, ale stało się to, co stałoby się chyba każdej matce mającej przed sobą taki widok. Kompletnie ktoś obcy mógłby reagować kompletnie inaczej, jednakże kobieta widząc tuzin swoich dzieci ubitych najpierw zachowywała się prawie spokojnie, usiłując rzeczywiście uciec, pod wpływem słów wampirzej dyscypliny. Potem jednak spojrzała błędnymi oczyma zatrzymując się na chwilę. Ponownie ruszyła. Uciekała, ale kompletnie bezładnie, wpadała do kolejnych pomieszczeń wypadała, zaś jej spojrzenie było pełne obłędu. Potwornie zawyła, niczym poraniona wilczyca.
Agnese prawie przeklnęła… znów nie działa. Wyszeptała kilka słów temporis i ruszyła za swoją zgubą, wyostrzając zmysły. Znalazła po jakimś czasie. Był w innej piwnicy. Okazało się, że Pazzi trzymał tam parę tysięcy zaskórniaków. Guidolfo chyba uznał, że może prysnąć z pieniędzmi oraz wykorzystać je lepiej, niżeli na potrzeby swojego pryncypała.
- Witaj. - Agnese uśmiechnęła się ciepło.
- Eee - chyba był zaskoczony. - Witaj, pani. Miło cię widzieć. Przybyłem tutaj zabezpieczyć ów majątek. Szkoda, żeby się zmarnowało - wyjaśnił.
- Wspaniale, tak będzie go łatwiej zabrać do mnie.
- Odparła spokojnie, używając prezencji.
- Ależ oczywiście, pani. dokładnie to sobie pomyślałem - łgał niczym pies, jednak jego oblicze nie wyrażało niczego, poza rzeczywiście pragnieniem pomocy. Byłby genialnym aktorem.
Agnese podeszła do niego spokojnym krokiem, dając mu szansę na atak. Oczywiście nie zrobił tego. Był pod wpływem Prezencji. Co innego gwizdnąć pieniądze oraz uciec, co innego sprzeciwić się patronowi bezpośrednio. Okradali swoich panów niemal wszyscy służący nie czując jakiegoś dyskomfortu, dokładnie tak samo postąpił Guidolfo.
- Bierz te rzeczy i idziemy. - Dodała spokojnie Agnese wskazując drzwi. Wziął je więc bez jakiegokolwiek pośpiechu, ale z niekłamanym żalem.
- Gdzie się wybieramy, pani? - spytał wampirzycę. - Oraz co planujesz uczynić z tymi zdrajcami, ee, czyżbym słyszał jakieś wycie? - zdziwił się. Młynarzowa dawała koncert. Zawyła głośniej i straszliwiej, niżeli poprzednio. Ewentualnie mogła kogoś ściągnąć ciekawego.
- Zdrajcy nie żyją. A to chyba ich matka. - Odpowiedziała mu, dając znak by szedł przodem. - Na podwórzu czeka powóz.
- Oczywiście pani
- mężczyzna tęskno spoglądał na pieniądze, ale słuchał jej.
Na zewnątrz czekali Alessio z kobietą oraz człowiek Kowalskiego.
- I jak tam było? - spytał Alessio, jakby nie słyszał wycia kobiety, które powodowały, że zaczęły się otwierać okiennice.
- Jednak nie nadaję się do delikatnej roboty. - Odparła spokojnie Agnese. Musimy szybko zrobić coś z głową tego wszystkiego. Ale… na razie wróćmy do pałacu. - Wskazała na niosącego pieniądze mężczyznę.
- Wiesz, uczynisz jak zechcesz, ale raczej nie tłumacz markizowi szczegółów. Mógłby się zbulwersować nieco. Wprawdzie zakochany jest na zabój w twojej szlachetnej osobie, jednak ma jeszcze wiele dobroci wewnątrz siebie. Chyba nie spodobałoby mu się wyrzynanie ludzi, kiedy można było tego spokojnie ominąć.
- Niestety jak nie znaleźli Pana Pazziego się na mnie rzucili. Starałam się unikać rozlewu krwi.
- Wzruszyła ramionami siadając na wóz.

Dalsza droga była spokojna. Dojechali do pałacu tuż przed świtem. Wampirzyca planowała się położyć spać.Zresztą markiz i Gilla spali jeszcze. Odebrał ją Bosso, który spytał:
- Jakie rozkazy, signora, co robić - wskazał na dwójkę obcych, którzy siedzieli obok wewnątrz karety.
- Niech dołączą do pierwszego. Też ich zabezpieczcie. Chyba, że Alessio zechce ich odpytać. W ciągu dnia. - Agnese powstrzymała ziewnięcie. - Ja niebawem usnę.
- Tak pani. Był pan Leoncio od księżnej. Potwierdził, że jesteś oczekiwana jutrzejszej nocy około godziny trzeciej. Przyjedzie po ciebie oraz pana markiza osobiście.
- Dziękuję… wobec tego spróbujcie z nich wyciągnąć gdzie przebywa Pazzi. Muszę ukrócić te zabawy i zamierzam zrobić to przed wizytą u księżnej.
- Agnese zwróciła się do Alesssio. - Mógłbyś to dla mnie zrobić?
- Zależy
- przyznał faerie - zobaczymy co da się zrobić. Zwyczajnie dałbym radę, ale każdy człowiek jest inny. Jeśli nie będą się zbytnio opierali ...
- Jeśli będą, ja się nimi zajmę
- oznajmił Borso.
- Cieszę się. Wybaczcie, ale jeśli zaraz się nie położę, usnę tutaj. - Uśmiechnęła się i skierowała swoje kroki w stronę sypialni Alessandra. Nowo odkryty pokój mógł być idealnym leżem, wymagał tylko bardziej eleganckiej aranżacji.

Markiz dalej spał, podobnie, jak Gilla. Agnese wypompowała obydwoje, więc jeśli musieli wreszcie paść i odespać wysiłek. Położyła się przy nich, rozebrała i usnęła.
 
Aiko jest offline