Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2018, 23:18   #41
Avitto
Dział Fantasy
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Notatki czynione przez elfa przestawały wraz z upływem dni wywoływać konsternację wśród stałych bywalców „Uśmiechu Morra”. Dla samego Faeranduila były one nie tylko sposobem na spędzanie czasu ale przede wszystkim skarbnicą wiedzy o ubiegłych wydarzeniach. Nieśmiało podejrzewał, że słowa zapisywane na kolejnych kartach dziennika zaświadczą o jego uczestnictwie w niepowtarzalnej sytuacji.

Elsa dobrze rozumiała różnice pomiędzy widmem a duchem, które zapewne umknęły przewodnikowi wspólnoty w świątyni Taala. Mężczyzna widocznie próbował poradzić sobie z problemem mimo braków w wykształceniu. Opisywany przez taalytę Hermana rytuał z pewnością zadziałał by na duchy, a co za tym idzie widma z Jägerforst na pewno duchami nie były. Kluczem do rozwiązania problemu było określenie natury i przyczyny przebudzenia eterycznych ożywieńców czego z relacji mężczyzny nie sposób było ustalić.
Po opuszczeniu gospody przez akolitę do kapłanki i jej rycerza zbliżył się Faeranduil ,by podzielić się zdobytymi informacjami, oraz Eryastyr, by posłuchać nowin. Dietrich wpadł do karczmy w chwili, gdy zapadła decyzja: elfi zwiadowca postanowił zostać w oberży do rana podczas gdy pozostali zdecydowali podjąć próbę wejścia do siedziby Zakonu Kruka.

Jedyną chwilowo niewtajemniczoną w plany grupy osobą pozostała Benedykta, szukająca dla swojej nieprzeciętnej osobowości zupełnie przeciętnego zajęcia. Od całkiem przypadkowego wpieprzenia się - dzięki znajomości kilku złodziejskich gestów - na stanowisko handlarza liśćmi szaleństwa uratowała ją znaczącym spojrzeniem przechodząca właśnie ulicą Elsa wraz z towarzyszami. Kapłanka zleciła młodej dziewczynie obserwację spotkanego przy bramie akolity czym Benedykta zajęła się niezwłocznie z właściwym sobie entuzjazmem. Mimo wszystko czuła się od tamtej pory śledzona, choć mimo prób nie mogła przyłapać cichego wielbiciela na gorącym uczynku.
Całkiem sprawnie poszło jej dotarcie do miejsca, które niedawno taalyta opuścił. W okolicy nie było nikogo, kto widział w jakim kierunku jegomość się udał. Nie powstrzymało to jednak Benedykty, która znalazła w kilku miejscach na drodze wcześniej zaobserwowane na szacie akolity suche igliwie nieznanej lecz charakterystycznej rośliny. Dzięki temu śladowi dotarła do małej, porośniętej pnączem kapliczki w obrębie miasta. Śledzony mężczyzna toczył tam dysputę z innym, podobnie ubranym.
- Kiedy to było?
- Dzień po twoim wyruszeniu. Powtarzam, stary nic nie zrobił. Po prostu odeszły.
- A ja goniłem na złamanie karku, nieprawdę przekazałem tej kobiecie.
- Wracajmy, nawet pewnie nie zapamiętała twojej twarzy.
- Nie widziałeś jej, nie masz co gadać. Potraktowała mnie poważnie. Nie zostawię tego tak.
- A ty dokąd?
- Muszę ją uprzedzić, to kłamstwo odbije mi się czkawką!

Obaj opuścili budowlę w pośpiechu nie zwróciwszy na Benedyktę uwagi. Chwilę później znaleźli się w „Uśmiechu Morra”. W poszukiwaniu wielebnej Mars i jej rycerza rozpytywanie rozpoczęli od widzianego z nimi elfa Eryastyra.
W oberży niemal jednocześnie pojawił się ubrany w schludny strój podróżny pachołek.
- Macie tu grabarza? Martwegośmy człeka na drodze znaleźli, kwadrans drogi na zachód - oświadczył donośnym głosem.
- Niech gnije - odpowiedział mu głos z sali, po czym wybrzmiał dźwięk uderzonej twarzy.
- Z tamtym uszatym rano na cmentarz szedł - ktoś inny skierował oskarżycielski palec w kierunku elfiego tropiciela. Zanosiło się na nieprzyjemności.

Zresztą, nie tylko w oberży. Benedykta nie dała się zaskoczyć, co niepomiernie zdenerwowało pewnego reketera.
- Choć no tu zbójnico, już my wiemy, jakie z ciebie ziółko - wycedził wskazując swym pomocnikom kierunki i zadania wodząc czubkiem sztyletu w powietrzu. Było ich czterech albo był to tylko blef.
- Nie takich spryciarzy przycinałem. Obciągniesz w porcie dwa tuziny lach dziennie to poznasz, gdzie twoje miejsce - zagroził.
Z miejsca, w którym się znajdowali blisko było do ruchliwej ulicy. Dlaczego zbóje wybrali właśnie to miejsce? Co wiedzieli, czego Benedykta nie była świadoma? Inne drogi ucieczki wydawały się dużo bardziej kłopotliwe, zwłaszcza dla osoby o jej wzroście.

Schody prowadzące w skalną szczelinę wyglądały na regularnie używane. Nie oznaczało to jednak używania częstego, wiatr z łatwością przemieszczał w znacznych ilościach drobny, skalny pył we wszystkich kierunkach a zwłaszcza wprost w oczy wspinających się wędrowców. O tej porze roku takie gwałtowne porywy mogły zwiastować nadchodzącą burzę.
Po pokonaniu około dwustu stopni przyzwyczajeni do poruszania się z obciążeniem wojownicy wyraźnie zwolnili. Elsa i Faeranduil co rusz zmuszeni byli do opróżniania kieszeni luźnych szat z piasku. Ich dotarcie do pierwszej przeszkody – głębokiego uskoku skalnego przecinającego ścieżkę – obwieściła przecinając niebo pierwsza błyskawica.
Wyrwa w ocenie Haralda i Dietera miała około sześciu metrów, na oko elfa dobre dziesięć a kapłanki nawet piećdziesiąt.
 

Ostatnio edytowane przez Avitto : 15-08-2018 o 16:57.
Avitto jest offline