Umorli wspinał się powolutku. W przeciwieństwie do towarzyszy wąski szyb nie przeszkadzał mu – był wszak krasnoludem i nie przez takie ciasnoty przyszło mu się przeciskać w podziemiach. Po prawdzie, tunel przypominał mu o rodzinnych stronach, co sprawiało, że stał się nostalgiczny i melancholijny. Czy kiedykolwiek znów będzie miał prawdziwy dom, rodzinę i przyjaciół, czy będzie się błąkał po świecie walcząc z okropnościami, które mu ów dom odebrały?
Był wśród przyjaciół. Tu i teraz. Miał przy sobie ludzi, których znał (chyba?) i którym na nim zależało. Czy to się w ogóle nie liczyło?
Na jego ustach zagościł leciutki uśmieszek, gdy kontynuował wspinaczkę.
Wyjście na powierzchnię z pewnością nie było tym, czego się spodziewał. Ciepły deszcz? Żółte chmuro-mgły? I jeszcze ten dziwny zapach… oj, Umorliemu się tu nie podobało.
- Kaplica? - spytał, rozglądając się po przyjaciołach – Możemy tam pójść. Nawet doppelgangery nie odważyłyby się sprofanować takiego świętego miejsca… prawda? |