Larwa sam nie wiedział co robi... Stał na uboczu, a raczej w lesie i przyglądał się walce swych towarzyszy. Draco jak zwykle sobie radził, o Elfce też wyrobił sobie zdanie dawno, teraz przyglądał się pozostałym.
Jaszczurki dały im do wiwatu, Elfa raniły w nogę, Mag imieniem Salvador jakoś sobie radził, paladyn miażdży kolejnego syczącego potworka. Chłopaki dają sobie radę, po co Larwa ma im pomagać?? Nie lubił pokazywać, na co go stać.
W zamęcie walki pojawił się nowy wróg, mężczyzna w czerni z niebieską aurą. I znów świętoszek wyrwał do przodu, rzucając się na maga... Czy oni nigdy nie potrafią ocenić swoich szans? Chwile później paladyn wykonał piękny lot nad traktem z lądowaniem plecami na glebie. W tym momencie Salvador zafundował pokaz zielonych kryształów, które zniszczyły magiczną tarczę wroga.
Zły Mag widocznie się zezłościł bo odkrył swą twarz.
-Uu, nie dziwie się, że się ukrywał...- pomyślał Larwa.
Wyglądał jak szczur skrzyżowany z demonem, który ma trądzik... Ogólnie nieprzyjemny widok.
Szczuropodobny ktoś postanowił oddać drużynie za to, że Salvador dobrze czaruje, bo chwile później nakreślił jakiś wzorek i towarzyszy Larwy sparaliżowało... Paladyn wydziera się w niebo głosy... Ludzie...
Larwa postanowił pomóc przyjacielem... Bezszelestnie ruszył w kierunku maga, w cieniu i pod zasłoną drzew. Chciał zwinnie i szybko wyskoczyć za maga i opierając się na kiju kopnąć go obunóż w plecy. |