Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2018, 21:07   #288
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Jacob przyglądał się wszystkiemu niespiesznie chowając dokumenty, po czym spokojnie rozejrzał się wkoło na otaczających ich Czarnokrzyżowców. Przeniósł rozbawiony wzrok na Shagreena.

- Mylisz się mój zarażony były współtowarzyszu broni i za chwilę wyjaśnię ci dlaczego, ale najpierw... - zwrócił się do przywódcy całkowicie ignorując wszystkich wkoło. Chwilowo.

- ... pomóżcie mu. Jest poniekąd jednym z was, a rachunek zysków i strat mówi, że więcej możecie zyskać na jego życiu. Czysta kalkulacja - tym razem adresatem byli otaczający ich ludzie. Również chwilowo. Wiedział, że nie przemówi do nich argumentami o empatii, żywym człowieku i niczym podobnym. Do nich przemawiają wyłącznie liczby.

- Wracając. Pozwól, że wytłumaczę ci rys sytuacyjny. Eliasz podłączony do swojego fikuśnego krzesełka ma dostęp do wszelkich publicznych informacji drukowanych i pewnej części niepublicznych. Natomiast ci dżentelmeni... - rozłożył ręce na boki i okręcił się o pełny kąt koła, powracając tym samym do pozycji wyjściowej.

- ... mają wprawić nas w odpowiedni nastrój. Jaki to ma związek? Otóż bardzo prosty i jednoznaczny. Nie zabiją nas i wcale nie mają takiego zamiaru. Pytasz czemu? Nie pytasz, ale zapytałbyś. Świat jest duży. Nawet jeśli większość to woda, a jeden z kontynentów był zoną zarażonych. Ilość agentów ogółem jest niewielka w porównaniu do populacji świata, a jakby tego było mało przyczyniłeś się do przetrzebienia kilku komórek - pogroził Walkerowi palcem jak dziecku, które napsociło.

- Zatem ilość członków Black Cross w ostatnich czasach uległa drastycznemu zmniejszeniu. Przypuszczam, że nie wszyscy są tutaj. Część wciąż pracuje na swoich miejscach nie podejrzewając nawet, że coś się wydarzyło w ostatnim czasie. Niemniej siatka wymaga uzupełnienia. Na gwałt albo przynajmniej w nieodległym czasie. Trzeba zatem wtajemniczyć dodatkowe osoby w zagrożenie ze strony kultu, zapoznać ich z zagrożeniem, nauczyć jak radzić sobie z myślami karmiącymi Istotę, wyszkolić, ufff... Wiele zachodu chyba, że... Zaraz. Przecież mamy tutaj kilku całkiem niezłych kandydatów! Wystarczy ich doszkolić i problem z głowy! No i pokazać dobitnie, że nie mają dobrej pozycji negocjacyjnej. A dlaczego to tak dobrzy kandydaci? Już tłumaczę.

Podszedł do szlachcica.
- Oto Richard La Croix. Syn upadającej szybko rodziny. Ale czy rzeczywiście? Nie do końca. Otóż w ostatnim czasie coś się zmieniło. Stał się jednym z najpotężniejszych ludzi, jacy chodzą po świecie, ponieważ Cesarzowa Xanou wyraziła swoje poparcie dla jego osoby w sprawie mediacji między Hanzą a Wolnymi Miastami. Sojusznik tego formatu? I to jeszcze dobrowolny, bo przeżył najświeższą bitwę? Koło kogoś takiego nie można przejść obojętnie. Skąd wiem, że dobrowolny? Otóż być może słyszałeś o jego ojcu. Porządny człowiek z silnym kręgosłupem moralnym. Pod tym względem obecny tu jest do niego podobny. Jeśli dać mu do wyboru własne dobro a losy świata, porzuci pierwsze bez zbędnej myśli. Będzie ratował świat dokładnie w ten sam sposób, w który ja to robiłem - spojrzał znacząco na kapitana sterowca i dodał bardzo cicho:

- Mam nadzieję, że już rozumiesz, że każdy mój ruch był taki, jaki musiał zostać wykonany.

Podszedł do lurkera.
- Denis Arcon. Człowiek formatu Enzo Castellariego przy ograniczonym budżecie! Gwarantuję, że w mózgach tych ludzi już jakiś czas temu zapaliła się bardzo zielona, bardzo szybko mrugająca lampka. Co by było, gdyby pracował dla nich na sprzęcie z najwyższej półki? Skąd wiem, że będzie poważnie rozważał taką propozycję? Ponieważ to ideowiec. Wierzy w ludzi i życie ludzkie. Nawet jeśli chodzi o największe męty i szumowiny. A jeśli chodzi o ogół ludzkości. Uuuu, wysoko postawiona poprzeczka. Nie będzie mu w smak to, że współpracuje z Black Cross i to, że da mi satysfakcję tego, iż przewidziałem jego posunięcie. Pewnie będzie rozważał zrobienie mi na złość, ale to dobry człowiek. Nie postawi siebie powyżej dobra świata.

Następnie stawił się przy kobiecie, która nieświadomie przetestowała dla historyka hipotezę z dilithium i objął ją w pasie.
- Choć nikt o tym jeszcze nie wie, to przewiduję i zapowiadam, że ta osóbka będzie się liczyła na scenie międzynarodowej. Nieczęsto się mylę. W tym wypadku jestem pewny.

Odszedł kilka kroków w kierunku punktu wyjścia.
- Ludzie kapitana? To są jego ludzie, wierni mu. W końcu własnym przykładem prowadził ich do boju. Jako jeden z nich. Pójdą za swoim przywódcą, więc w tym wypadku w kierunku zbieżnym z celem Black Cross ze znikomym ryzykiem zdrady. Jeśli nie zerowym. Gwardia Cesarzowej? Zanim agenci zdołają się przestrzelić przez te pancerze, Wyspiarze zdążą przeprowadzić całkiem niezłą czystkę. Owszem, w końcu polegną, ale straty jakie dozna przy tym Black Cross... - skrzywił się i syknął, jakby go coś bardzo mocno zabolało.

- Pyrrusowe zwycięstwo w podręcznikowej definicji. Kompania Wilka? Tu należy się zastanowić. Amoralny przywódca nie jest dobrym punktem wyjścia, ale zawsze jest czas na odstrzelenie wszystkich. Nie ma co tracić potencjalnego zysku przy niewielkim ryzyku. Ty i twoi ludzie? Trudny orzech do zgryzienia. Jesteście jak bomba zegarowa, ale liczą się z tym, że też nie przyprowadziłeś wszystkich sojuszników i zorganizowaliście przyzwoitą siatkę. Gdyby tak ją włączyć do swoich szeregów, to byłoby lepiej niż rewelacyjnie. Problem w tym, że potrzebują do tego celu żywego przywódcy tej hordy. Barnesowie? Pomimo słabej sytuacji Gascota to wciąż silni gracze. Podobnie jak z Kompanią, zabić zawsze się zdąży. Tu jednak chodzi o chwytanie okazji. Coś pominąłem? - zamyślił się teatralnie przykładając palce do podbródka w geście zamyślenia.

- Ah tak! Te chodzące twierdze są chwilowo pod moim dowództwem. Dokładnie ci, którzy zapewniają pyrrusowe zwycięstwo. I jeszcze są gwarantem poparcia Cesarzowej dla Richarda. No i najważniejsze - tu uśmiechnął się bardzo szeroko, choć nikt nie mógł tego zobaczyć pod maską.

- Historia zatoczyła koło. Nawet jeśli zdecydują się nas zabić, to z dużym prawdopodobieństwem także zginą. A przynajmniej umrze cały świat, ponieważ przed przybyciem na wyspę zapisałem wszystko co wiem. Jak pewnie pamiętasz, zdawałem sobie sprawę z tego, co nadciąga zanim się pojawiło. W pewnym punkcie lub różnych punktach znajduje się broń masowej zagłady. Wiedza. Rozpowszechnianie informacji o kulcie sprawia, że czczona Istota rośnie w siłę. Bezpośrednie myślenie o niej sprawia, że rośnie w siłę. Jeśli ja umrę, odpowiednia osoba lub odpowiednie osoby przekażą w świat informację nie zdając sobie sprawy, że podpisują globalny wyrok śmierci. Nie będę się tym przejmował, ponieważ nie będę już żył. Być może gospodarz właśnie przeszukuje wszelkie materiały, żeby sprawdzić czy mówię prawdę. A może już to zrobił. Dziesiątki tysięcy dokumentów, by sprawdzić kiedy, gdzie i ile czasu byłem. Wszystko po to, aby wywnioskować czy mogłem to zrobić. Mogłem. Czy zrobiłem? Hmmm... Dobre pytanie. Choć nasz przyjaciel na wózku wie wiele, nie jest wszechwiedzący i można się urwać jego oczom. Ba! Nie trzeba być nawet geniuszem! Dowodem jesteś ty i twoi ludzie. Nie wiedzieli, że zamierzacie sprzedać piratom Black Serpent tak samo jak nie wiedzieli wielu innych rzeczy. Zatem zniknąć może każdy, kto ma choć trochę oleju w głowie. Tak się składa, że mój iloraz inteligencji jest znacznie wyższy, więc mogłem przekazać notatki nawet w momentach, w których byłem obserwowany. Adresat mógł być równie dobrze jedynie kurierem. Zatem załatwiłem nam wszystkim nietykalność. Nie musicie dziękować. A jakby ktoś jeszcze miał wątpliwość czy mam rację, Black Cross nas okrążyło, nie rozstrzelało. To tylko zagrywka psychologiczna. Oczywiście jeśli nikt z czystej przekory nie uczyni odwrotnie do tego, co powiedziałem. Są między nami takie osoby. Zatem, panie Eliaszu, do rzeczy. Pora na obiecane odpowiedzi.

Akt obserwacji zmieniał układ, zaś Jacob właśnie jej dokonał. Z oczywistych względów części informacji Black Cross nie mogło posiadać. Nie mogli wiedzieć o tym jak Richard stał się istotny. Nie mogli też wiedzieć o wadze osoby Eloizy, która dopiero miała urosnąć. Tak samo nikt nie mógł wiedzieć, że zagrożenie, o którym ostatecznie opowiedział Cooper znajduje się na wyciągnięcie ręki - u wskazanej siostry Richarda. To ostatnie działało na jego korzyść.

W stosunku do pozostałych części wypowiedzi albo wypowiedział na głos znane im fakty, albo poinformował o nowych, umacniających pozycję negocjacyjną oraz bezpieczeństwo. Naturalnie istniało ryzyko, iż ktoś się wyłamie i postąpi przeciwnie, by udowodnić, że nie jest tak, jak Jacob powiedział. Dlatego ostatecznie założył dźwignię alternatywną poprzez przewidzenie, że ktoś może to zrobić.

Niewiele więcej mógł zrobić, by pomóc jeszcze bardziej.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 16-08-2018 o 21:19.
Alaron Elessedil jest offline