- Ściągać płaszcze, młody skocz po narzędzia. - Tajest, towarzyszu sierżancie! – Igor zasalutował, obrócił się na pięcie i wskoczył z powrotem do Chimery. Po krótkiej chwili wytoczył się na powietrze, targając za sobą ciężkie, metalowe pudło. Gdy uderzyło o ziemie obok gąsienicy, westchnął głośno i wyprostował się obserwując pozostałych. Zastane stawy bolały a głowa nieprzyjemnie pulsowała od duchoty pojazdu. Zaciągnął się głęboko rześkim, chłodnym powietrzem. Prawie jak w domu. Tylko las dookoła wyglądał obco. Był tak cichy, nieruchomy, niczym martwy. Jeszcze ta mgła. Przeszły go ciarki. Kto wie jakie stworzenia mogą się czaić w tych obcych puszczach. Jasne, wszyscy mówili, że planeta nie jest zamieszkana przez wyższe formy życia, ale słyszy się różne rzeczy... Manierka z czymś mocniejszym podjechała mu pod nos.
- Spasiba - podziękował, po czym pociągnął mały łyczek.
– Arrizen łap pręt i pomóż mi to podnieść, przeciągniemy nad kołami a ty zielony czekaj z bolcem i młotkiem, kiedy połączymy ogniwa wbijesz go.
Zielony?! Też coś. Ale on jeszcze pokaże, że można i trzeba się z nim liczyć. Zamruczał niewyraźnie pod nosem, złapał narzędzia i oparł się o transporter obserwując uważnie naprawę.
Nagle zdał sobie sprawę, że słyszy ciche klinięcie odbezpieczanej broni. Spojrzał w górę i zauważył, że starszy szeregowy Cain obserwuje las z wielką uwagą, a skacowanie minęło mu, jak ręką odjął.
Igor zmarszczył brwi, zerknął na popijającego Kułuszkina, po czym podniósł głowę w kierunku wieżyczki
- Towarzyszu Cain? Coś się dzieje? - powiedział spokojnie, przyciszonym głosem.
__________________ "To bez znaczenia, czy wygrasz, czy przegrasz, tak długo jak będzie to WYGLĄDAŁO naprawde fajnie"- Kpt. Scundrel. OotS |