Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-08-2018, 13:49   #36
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Salon Emmy Daliet, południe
Jenny Jackson wraz z Sebastiennem siedzieli w wygodnym salonie Emmy Daliet i słuchali jej zwierzeń o wygodnym życiu i artystycznych próbach. Od kilku lat była żoną Adriena i byli przykładnym małżeństwem. Nie mieli dzieci i nie planowali ich mieć. Obowiązki domowe nudziły ją, ale Emma miała swoją pasję aktorstwo i poświęcał jej wiele czasu. Grała w amatorskim teatrze, czuła się znacznie lepsza od reszty zespołu, ale od kilku lat odpadała na castingach. Pragnienie zostania uznaną aktorką było jej fiksacją, a niespełnienie na tym polu było frustrujące.



Na drodze do szczęścia pani Daliet stała też rutyna dnia codziennego. Jenny Jackson odniosła paradoksalne wrażenie, że ma do czynienia z osobą znerwicowaną ale niezwykle otwartą. Która ma łatwość w mówieniu o swoich problemach. Było w niej coś nieszczerego. Opowiedziała o swoich podejrzeniach względem męża, o jego pracy fotografa, o modelkach z nim pracujących. Przez lata nie była przesadnie zazdrosna o jego współpracowniczki. Ale teraz Emma podejrzewa płomienny romans męża i poważnie myśli o rozwodzie. W zasadzie to już rozmawiała z prawnikiem, jest zdecydowana na radykalne kroki i nie cofnie się przed niczym. A jedyne czego potrzebuje to dowodów na zdradę męża. Nie szukała detektywa, bo boi się podejrzanych typów oferujących tego typu usługi.

Jenny wysłuchała tego wszystkiego, zanotowała najważniejsze fakty, ale czuła że sprawa ją przerastała. Mimo to ciekawość i chęć wykazania się była silna. Wystarczy spróbować.
Lovell przez cały ten czas wtrącał jedynie uprzejme uwagi gdy przyjaciółka Mii wydawała się ich oczekiwać od dziennikarza. Całą rozmowę zostawił Jenny instruując ją uprzednio o co powinna pytać i starał się nie zaznaczać swojej obecności w widoczny sposób. Wprowadzenie Jen w sprawę Emmy poprzez spotkanie ich ze sobą jako znajomy Mii deklarujący pomoc w sprawie niewiernego męża, nastąpić musiało. Dzwoniąc do pani Daliet rano i uprzedzając iż przyjdzie z kimś, dał wyraz iż nie będzie zajmować się tą sprawą sam ale swoją obecnością tutaj Szwajcar deklarował iż będzie śledztwo monitorował. Uprzedzał zresztą o tym również Mię, gdy zadzwoniła do niego wczoraj wieczorem. Jednocześnie teraz oddając Jenny pałeczkę podczas spotkania wskazywał kto weźmie na siebie główny ciężar.
- To chyba na razie wszystko - Jenny spojrzała z lekką niepewnością na Sebastienne’a.
- Tak, ale mogą w trakcie śledztwa wyniknąć jeszcze jakieś pytania.
- Rozumiem - Emma wstała wskazując koniec “audiencji”. Definitywnie zaznaczała iż spotkanie dalekie jest od towarzyskiego. - Mia też zna Adriena. Prosiła, abym przekazała, że będzie dziś koło południa w Reinard Stable.
- Słucham? - Jenny nie bardzo zrozumiała
- Stajnie, gdzie trzymają z Robertem kucyka Thomasa, ich syna. Mia często tam jeździ z małym. Może pani ją tam spotkać, wypytać o jej spostrzeżenia.
- Tak, oczywiście. - Dziewczyna kiwnęła głową.

Sebastienne wstał nie dając po sobie poznać, iż jest chyba jedynym w tym pomieszczeniu kto zdaje sobie sprawę iż informacja ta nie była dla Jenny. Nie po rozmowie telefonicznej jaką odbył z Mią w szpitalu.
- Dziękujemy, do widzenia pani - Szwajcar skłonił się lekko dając znak Jen i ruszając do wyjścia.



- Zapomniałam o coś spytać?
- Och z pewnością.
- O co?
- Nie wiem Jen, zawsze post factum człowiek wpada na pytania których nie zadał, a powinien. Z pewnością wpadniesz na takie, a na razie pracuj z tym co masz. W razie czego odwiedzisz panią Daliet by zadać kolejne.
- Od czego ty byś zaczął?
- Hm… A ty?
- Nijakiej pomocy co? Lovell? Ech…
- Najpierw spróbuj działać sama.
- Kuba… Podróż służbowa. Kochanka zapewne stąd... Gdybym była mężczyzną zdradzającym żonę, to taka podróż służbowa byłaby idealna aby nie popłynąć samemu. Tam wszak nie muszą na siebie uważać.
- Będzie z ciebie świetny zdradzający mąż, Jen.
- Głupek… A ta Mia? Myślisz, że ma coś ciekawego do powiedzenia?
- Ich weisst nicht. To przyjaciółki, w tej kwestii powiedziały sobie chyba wszystko, ale spotkać się nie zawadzi. Chcesz bym ci towarzyszył?
- Uważasz, że sama nie dam rady, co?
- Nie… świetnie się spisałaś, ale jest tam z synem… Mogę pokarmić z nim kucyka, byś nie musiała rozmawiać z panią Garnier przy dziecku.
- Co ci jest? Dziwnie się zachowujesz.
- To zmęczenie, nie sypiam ostatnio dużo…
- Zauważyłam, od śmierci Blackwooda zacząłeś prawie mieszkać w redakcji. Sebastienne, a czy… jakby szef dopuścił artykuł, czy… wiesz, czy to się godzi? Takie rzeczy, no co z etyką?
- Oh mein Gott… Jenny, przecież to wręcz na rękę pani Daliet, gdyby informacja o romansie jej męża wyciekła z prasy. Gwarantowany materiał na rozwód. Poza tym nie martw się, John tego nie puści drukiem.
- Czemu?! Już uważasz, że słabo się spiszę?
- Nie, po prostu nie jesteśmy brukowcem, to nie materiał na naszą gazetę. Ale warsztat i umiejętność wyśledzenia informacji szef może już tu ocenić, nie?
- Warsztat, warsztat, ciągle to słyszę. A wiesz jeden trop mam. Raz jeden podrywał mnie mężczyzna w restauracji. Mówił o jakimś miejscu nazwie Sign. Jedna z moich koleżanek tam pracowała. Ale nie zrozum mnie źle to nie agencja z seksem. Sama się zdziwiłam. Ludzie w tej sieci Sign spotykają się, aby anonimowo pogadać o problemach. Ale mówiła też, że to wylęgarnia romansów. Będę chciała o tym kiedyś napisać. A teraz chcę sprawdzić czy nasz cel, Adrien, nie chodził tam na pogaduszki z kobietami.
- Dobry plan, a na razie… chodźmy pokarmić kucyki.



Reinard Stable, wczesne popołudnie
Stajnia nie była duża, ot jeden budynek na kilkanaście boksów i spory plac do lonżowania koni. Umiejscowiona na przedmieściach gwarantowała możliwość konnych przejażdżek na łonie natury. Była to raczej ‘przechowalnia’ koni gdzie nie mieli szukać tu czegokolwiek postronni celujący w rozrywkę lub naukę jazdy konnej. Stary Reinaud dawał miejsce dla czworonogów będących własnością wyższych sfer i zajmował się nimi pomiędzy wizytami właścicieli.

Stary kreol prezentował się marnie. Chudy, przygarbiony, zawsze w tych samych ogrodniczkach i przybrudzonej koszuli, oraz wystrzępionym słomkowym kapeluszu nie pasował do profilu ludzi korzystających z jego stajni. Miał jednak niebagatelne zalety, bo konie kochał do szaleństwa i zajmował się nimi niby własnymi dziećmi. Warto było znosić niechlujny wygląd, kaprawe, świńskie oczka i wystające żółte zęby okalane rzadkim, szorstkim, siwym zarostem, jak i pozostawiające wiele do życzenia maniery puentowane ciągłym klęciem po francusku. Warto było, dla koni zostawianych mu pod opieką.

Jednym z tych koni był…
- Bonbon!!! - krzyknął Thomas podbiegając do Reinauda i wyprowadzanego przez niego z boksu jabłkowitego kucyka.
- Bonbon, Bonbon, putain de merde… - mruczał pod nosem stary właściciel stajni. - Przedwczoraj dziabnął mi parobka, connard…
Sięgnął do otwartego worka i podał chłopcu jabłko, na co Thomas ochoczo wystawił je zwierzakowi.
- Tylko nia za dużo, bo kolki dostanie i… - Reinaud machnął naraz ręką. - Ah… La vache! A niech żre wszystko, zdechnie i będzie spokój. - Poklepał kucyka po boku w sposób wskazujący iż nie mówi poważnie.
- Tata mówi, że to prawdziwy diabeł! - odezwał się Thomas sięgając po drugie jabłko, na co stary właściciel stajni prychnął tylko i odszedł.
- Nooo… skoro tata tak mówi… - Sebastienne czuł się nieswojo, w gardle rosła mu jakaś kluska.
- Tylko tak mówią. Candy jest najfajniejszy na świecie!
- Z pewnością, wygląda jakby cię lubił. Dziennikarz cofnął dłoń po którą najfajniejszy na świecie kucyk właśnie sięgał zębami.
- A pan? Zna się pan na koniach panie Lovell? - Chłopiec dał zwierzęciu trzecie jabłko i spojrzał na Szwajcara.
- Nie. Właściwie to wcale.
- To ja wszystko powiem! - Dzieciak wydawał się zaaferowany możliwością błyśnięcia wiedzą przed dorosłym. Zaczął opowiadać, a Sebastienne zerknął ku ustawionemu w cieniu stolikowi, gdzie siedziały przy szklankach chłodnej wody z cytryną - Jenny i Mia. Córka naczelnika policji cierpliwie odpowiadała na pytania samozwańczej dziennikarki, ale spojrzenie koncentrowała na synu i Lovellu.



- Cieszę się, że przyszedłeś. Ale nie gadajmy teraz o Thomasie - powiedziała jakis kwadrans poźniej, gdy Sebastienne usiadł przy stoliku.
- Powiedz mi… - Lovel spoglądając ku Jenny i Thomasowi lonżującym Bonbone’a zdecydował się zmienić temat. - Ta sprawa Emmy, chodzi tylko o nią i Adriena? Aber może chcesz by wziąć na warsztat również Roberta?
- Nie. A w zasadzie tak. Robert jest zapracowany. Nie sądzę by miał czas na kobietę. Ale ostatnio jedna rzecz mnie zaniepokoiła. Znalazłam w jego spodniach wizytówkę damskiego salonu fryzjerskiego. Dziwne? Nawet chciałam tam raz pójść posłuchać plotek, ale nie wiem czy to nie głupstwo.
- Damski salon fryzjerski. To słaby trop na podejrzenia.
- Ja Roberta nie podejrzewam, ale może kogoś ma. Nie wiem czy chciałabym się rozwodzić jak Emma. Wiesz, aby dodać Emmie otuchy powiedziałam jej o tej wizytówce. Ona myśli że oni obaj nas zdradzają z jakimiś kobietami. Tak to wygląda.
- Ich verstehe - Lovell odpowiedział w zamyśleniu. - W przypadku Adriana i Emmy myślę, że faktycznie coś może być na rzeczy. Znajdziemy to i dostanie męża na talerzu. Co do Roberta… Ciekawi mnie ten salon fryzjerski, mam niejasne podejrzenie co to może być. Nie zamartwiaj się zbytnio - Sebastienne uśmiechnął się lekko spoglądając na Mię.
- Dziękuje. Dużo to dla mnie znaczy że zgodziłeś się spotkać z nami. - Mia odpowiedziała uśmiechem na uśmiech. - Może masz rację zamartwiam się zbyt wiele. Mam nadzieje, że Emma rozwiąże swoje problemy.
- Dołożę wszelkich starań. - Szwajcar kiwnął głową. - A co w sprawie Blackwooda? Wczoraj przez telefon brzmiałaś bardzo tajemniczo.
- To bardzo dziwne, ten milioner… on nie zginął w wypadku.
- Nie? - Sebastienne wydawał się lekko zaskoczony.
- Nie. Howard Blackwood i jadący z nim Alex Martino zmarli wcześniej. Pierwszy na zawał, drugi został zastrzelony. Ktoś wiózł ciała i spowodował wypadek. Co ciekawe… - Mia zmarszczyła brwi. - Ojciec mówił, że Blackwood miał w marynarce wystawiony akt zgonu. Po rosyjsku.
- Czemu po rosyjsku? - Lovell był coraz bardziej zdziwiony.
- Ojca też to męczyło, ale zgłosił się na policję jeden lekarz, psychiatra. Rosjanin z jakiejś filii New Orlean Sanitarium. Zeznał, że gościł swojego brata i… jak to Rosjanie, spili się strasznie. Wtedy przyjechało do nich trzech ludzi z ciałem Blackwooda prosząc o wystawienie aktu zgonu. Wśród tych trzech był jeszcze żyjący Martino, oraz ochroniarz i szofer Blackwooda, niejaki… - Mia zmrużyła oczy próbując przypomnieć sobie nazwisko. - Butler. Tak, Butler. Trzeciego nie zidentyfikowano. Ten psychiatra był zbyt pijany aby wystawić akt zgonu, więc zrobił to jego trochę trzeźwiejszy brat, też lekarz, chirurg. Nie ma z nim kontaktu, bo następnego ranka wyjechał do Kaliforni.
- Niech zgadnę… - Szwajca zmrużył oczy. - Ten lekarz psychiatra nazywał się Andrew Morozow?
- Tak. Skąd wiesz?
- Popełnił dziś samobójstwo. To przynajmniej oficjalna wersja.
Mia kiwnęła głową.
- Tak, Frank Warren prowadzi śledztwo w tej sprawie.
- Jak się nazywał ten brat Andrewa?
- Anton. Nazywał? Myślisz, że on też…
- Nie wiem. Przy wystawianiu aktu zgonu było pięć osób. Dwie już nie żyją, jedna zaginęła… - Lovell w zamyśleniu potarł palcami podbródek. - Jeżeli ten niezidentyfikowany to morderca zacierający ślady, to może herr Anton Morozow do żadnej Kaliforni nigdy nie dotarł.
- To przerażające. - Córka naczelnika policji wzdrygnęła się.
- Są jacyś podejrzani?
- Tak… i nie. - Mia w zamyśleniu nawinęła na palec kosmyk włosów. - Został wydany nakaz aresztowania na niejakiego Luigiego Giordano. To do niego należy samochód z którym zderzyło się auto Blackwooda. Tatko jednak nie kryje, że to aresztowanie to raczej aby pokazać, że policja coś robi, działa. Szwagier Blackwooda, senator, naciska by coś się działo, aby prasa - Mia z lekki uśmiechem wycelowała palec w Sebastienne’a - skupiała się bardziej na postępującym śledztwie i na rzucanych na wabia aresztowaniach, zamiast brać na warsztat temat alkoholizmu jego żony.
- Naturlich, co za świnia wykorzystywałaby prywatność żony senatora i chorobę tej biednej kobiety…

Mia pokiwała głową z politowaniem, nawet nie udając, że wierzy w szczerość tych słów.
Rozmowa przeszła na mniej ważne, błahe i neutralne tematy.
Dwoje ludzi mający do siebie żal, choć nie nacechowany pretensjami.
Dwoje ludzi darzących się szczerą i dużą sympatią będącą dziś jedynie echem czegoś większego z wczoraj.
Dwoje ludzi patrzących na przeszłość z cynizmem i omijających tak wiele tematów, że teoretycznie swobodna rozmowa zalatywała masohizmem.
I przy tym wszystkim odczuwających jakąś perwersyjną przyjemność z bardzo rzadkich i krótkich spotkań.



Rezydencja Blackwoodów
Lovell zaciągnął się papierosem stojąc na podjeździe.
Nie zastał panienki Mili, a próby rozpytywania służby o zmarłego nie dały prawie nic. Żal po stracie, zapewnianie jakim to był dobrym człowiekiem, oraz lojalność przejawiająca się uciekaniem od odpowiedzi na pytania zbyt zahaczające o sferę prywatną domowników . Sebastienne mógł drążyć, ale uznał że to nie ma sensu. Przynajmniej na razie…
Gdyby miał jakąś zahaczkę względem ciekawych spraw życia prywatnego Blackwoodów, sprawa wyglądałaby inaczej. Teraz niestety nic takiego nie posiadał i uznał, że próby naruszania prywatności domowników w ciemno byłyby zbyt wczesne.
Był zmęczony, a jeszcze tyle było przed nim.
Zaczął zastanawiać się co dalej, firma Blackwooda i jego bracia, czy wątek śledztwa i policji.
Postanowił zawierzyć losowi i wyciągnął z kieszeni zegarek o identycznym rewersie i awersie.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline