Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-08-2018, 13:58   #33
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Narada magów część 1

Patrick zgodnie z zaleceniem ich nowego szefa, podzielił się z ich nowym szefem rozglądając się ciekawsko po zebranych. Jego spojrzenie szczególnie przyciągała rudowłosa drobniutka dziewczyna.
“- Czuć od niej naturą. Ani chybi wiedźma od Verben.”- stwierdził Mechanicles, który jako wcielenie technologii gardził przyrodą. Sam Healy na razie milczał, w ciszy znosząc kose spojrzenia Mervi, która ostentacyjnie go ignorowała, odkąd zobaczyła jak wysiada z toyoty. Planował porozmawiać z Finką od chwili otrzymania od niej SMSa, ale dotąd nie było okazji na pogaduszki w cztery oczy. Sam Irlandczyk nie czuł się na tyle ważny, by opowiadać o sobie zaraz po dominikaninie, więc czekał odezwą się ważniejsze od niego osoby.

Waleria była zadowolona, że wcześniej zajęła strategiczne miejsce pod ścianą, z dwoma potencjalnymi drogami ucieczki w zasięgu spojrzenia. Nie żeby planowała uciekać, ale nie przepadała za spotkaniami z obcymi ludźmi. Siedziała w milczeniu, nie czuła potrzeby żeby się odzywać, ale rozsądek nakazywał jej podjęcie próby dowiedzenia się jak najwięcej o pozostałych obecnych na sali. Gdy poczuła, że ktoś ją obserwuje dyskretnie podniosła oczy i rozejrzała się po sali.

Gerard sięgnął po kawałek chleba, którym przełamał się z siedzącym naprzeciw Klausem. Obdarzył go miłym i szczerym uśmiechem. Po czym przez chwilę przysłuchiwał się słowom o Herezji exarchy Iwana.
- Nazywam się Gerard Guivre. Jestem Inkwizytorem Niebiańskiego Chóru - zamilkł na moment, żeby zebrani mogli przetrawić tę informację, po czym dodał:
- Z ramienia Oficjum na mnie spoczywa obowiązek tępienia heretyków - powiedział to z uśmiechem zerkając na Mistrza Iwana. Gerard miał nadzieję, że zebrani obrócą to w żart. Inkwizytorzy w fundacji rzadko byli lubiani. Mistrz Iwan lekko skinął głową. Wyglądało na to, iż w jego mniemaniu oznacza to sygnał zrozumienia żartu.

Klaus od momentu przybycia przyglądał się światłu, które padało na zgromadzenie, mrucząc pod nosem coś co brzmiało jak matma. Początkowo nie zauważył gestu Gerarda dopóki Mervi nie zasadziła mu solidnego kopniaka w piszczel. Nagły przypływ bólu wyrwał go z zamyślenia. Skoczył na siedzeniu odruchowo gładząc nogę i zerknął na Wirtualną Adeptkę. Zrozumiawszy o co chodzi spojrzał na Chórzystę i z kiwnięciem głową przyjął chleb.
- Wybacz… poczułem przypływ inspiracji. Klaus Krugger, Syn Eteru. - najwyraźniej musiał walczyć ze sobą, aby znowu nie zacząć gapić się w światło.

Healy uśmiechnął się przyjaźnie, gdy oczy rudej magiczki i jego się spotkały. Wydawała się wszak wystraszona i potrzebująca otuchy. Poza tym, kto by pomyślał, że na tej stypie najbardziej wygadany i sympatyczny okaże się stary mnich? Bo póki co to Patrick czuł się jak na protestanckim pogrzebie.
- Patrick Healy, Syn Eteru z wiecznie zielonej Irlandii. Tej części okupowanej przez Brytoli i Technokrację. Zajmowałem się tam...wykonywaniem poleceń i rozwiązaniami siłowymi, bo tam się niezły pieprzn… - poprawił się od razu z uwagi na duchownych i kobiety. - … Jest tam regularna sekretna wojna z okazyjnymi rozejmami. Właściwie to moja pierwsza wyprawa poza Zieloną Wyspę. Ma i Pa byliby dumni. - uronił teatralnie łezkę. - Oprócz tego, robię gadżety, mechanizmy do widowisk teatralno-filmowych, oraz efekty pirotechniczne, więc jakby ktoś potrzebował to walić do mnie jak w dym. Poza tym uważam, że Klaus winien być tu przedstawicielem Eterytów bo, ja… nie mam doświadczenia w roli lidera i nie jestem sławny w magycznych kręgach.
Klaus spojrzał na Patricka jak na zdrajcę.
- O nie, nie wkręcisz mnie w rolę "lidera" Eterytów. - prychnął delikatnie - Jeżeli już dzielimy się talentami, dla śniących jestem jednym z przodujących specjalistów optyki w Europie. Dla fundacji jestem w stanie stworzyć całkiem sporo przy pomocy spektrum elektromagnetycznego. W sumie mam kilka planów na systemy obronno/logistyczno/estetyczne, ale to będzie mogło poczekać na później.
Mervi zajęła miejsce obok Klausa, zadowolona że nie musi mieć większej interakcji z Patrickiem. Ten eteryta ją po prostu irytował od... zawsze...? A przynajmniej od ich pierwszej... wymiany... grzeczności...?
Przez całość przemowy Iwana oraz Gerarda nie wydawała się szczególnie podekscytowana ich słowami, chętniej omiatając wzrokiem pomieszczenie niż zdając się wsłuchiwać w słowa. Sama nie wyglądała na najbardziej chętną jednostkę do nawiązania relacji, raczej woląc obserwować i słuchać niż wchodzić w interakcje. Mervi nie prezentowała się w tym momencie jak ktoś, kto ma siłę na cokolwiek, a jej wygląd (choć ubrana była jakby właśnie urwała się z biurowego spotkania) nie sugerował jakoby adeptka miała dobrą pobudkę... jak i ostatnie dni. Niemniej kiedy eteryci zaczęli mówić...
...wzrok Finki wyraźnie stał się bardziej bystry. Ona po prostu zaczęła z jakiegoś powodu bardziej interesować się budującą relacją między dwoma naukowcami, zapewne z ekscytacją oczekując aż zaczną się przerzucać "eterycznymi obelgami". I ku jej rozczarowaniu Patrick zamilkł z miną zbolałego pieska wpatrując się w Klausa. Najwyraźniej uznał bowiem, że nie czas na dalsze dysputy w tej kwestii.
Klaus zerknął na minę Patricka. Wątpił, aby Irlandczyk miał AŻ tak wysokie mniemanie o Niemcu. Bardziej pewnie chciał zrzucić na niego całą odpowiedzialność. To mu w sumie przypomniało, że znalazł kilka Norweskich Koron. Może odmowa Klausa co do pożyczki pieniężnej naprawdę zabolała pirotechnika.

Waleria powoli podniosła się z miejsca, to był właściwy moment aby zająć głos i tym samym uciszyć kiełkujący w powietrzu zatarg przynajmniej na razie. Delikatnie skinęła głową w geście przywitania
- Waleria z tradycji Verbena, przyleciałam z Polski, niektórzy z tu obecnych mogą mnie znać - rozejrzała się po sali z nieśmiałym uśmiechem. - Specjalizuje się w początku i końcu.
Gdybym była potrzebna mieszkamy w hycie pod miastem. - gdy skończyła niezwłocznie ponownie usiadła i spożyła odłamany kawałek chleba. Nie widziała powodu by mówić coś więcej.

Mistrz Einar przyglądał się zebranym z pewną nutą nostalgii. W zasadzie musiało to być dla niego trudne. Ledwo stracił własną fundację, uczniów, przyjaciół, dom aby zaraz po tym obserwować jak nowy twór tego typu wykluwa się.
Tomas rozejrzał się po zgromadzonych.
- Tomas, nazwiska Larsen. Poniekąd to z powodu moich wysiłków znajdujemy się w tym miejscu, zatem zapewne każdy, kto zapoznał się z jakimikolwiek dokumentami, ma pojęcie kim w zasadzie jestem. Wybaczcie, iż nie dodam nic więcej, nie jestem zbyt dobry w takich rozmowach - zakończył z ponurą miną.
Tymczasem ojciec Adam, zajadający się zupą, zagryzający ją chlebem, oderwał się od talerza.
- No taaak… Wypada mi coś powiedzieć. Podróżuję z ojcem Iwanem od lat. Chciałbym powiedzieć, że stanowię jego ochronę, ale w zasadzie zastanawiam się kto kogo tak naprawdę chroni… No ale z taką posturą, pozwolę sobie nieskromnie, przynajmniej odstraszam podrzędnych oprychów. O przeszłości gadać nie będę bo ino nie ma o czym.-
Mervi nie odezwała się ni słowem. Słuchała jak inni się przedstawiają, choć mogło się wydawać, że Finkę bardziej interesuje jedzenie (kiedy jadła ostatnio?). Także po poznaniu pomieszczenia starała się powściągać ciekawość, która niechybnie prowadziłaby także do skupiania uwagi na obliczach obecnych. Ku rozpaczy Mervi nie wychodziło jej to jednak najlepiej.

- Rozumiem, że milczenie jest cnotą. Jednakże, mowa to srebro - lekko skomentował zaistniałą sytuację mistrz Jonathan. Chyba sam długo zbierał się z powiedzeniem o sobie. Lekko zmieszanym, a jednak silnym i dumnym wzrokiem spojrzał na zgromadzonych.
- Pozwolę sobie skorzystać ze skrócone, dość nieformalnego jak na standardy Porządku, ceremoniału. Zatem… Mistrz Jonathan Marcus Schwarzvogel bani Quaestor, Malachitowy Czaropętacz, Strażnik Kolumny Łaski. Ufff, nikt nie zemdlał, nie potrzebuje odtrutki - hermetyk lekko się zaśmiał. - Jak zapewne wiedzą państwo, bo z większością obecnych miałem już przyjemność, jestem zastępcą Mistrza Iwana. Tak się złożyło, iż również część finansowego aspektu padła na me barki. Tak jakby ktoś potrzebował bezzwrotnej pożyczki - rzucił od niechcenia nie kierując słów do kogokolwiek.
Hannah poczekał kilka sekund zanim nikt nie przemówi. Szczególnie wyczekiwała na Einara który wciśnięty w krzesło, grzebał w talerzu zupy niechętnie.
- Hannah Alice Riis bani Tytalus, w randze studenta - zakończyła lakonicznie.
Patrick zrobił minę jakby te tytuły robiły na nim duże wrażenie, choć po prawdzie brzmiały dla niego jak napuszony bełkot. Ale jeśli ktoś włożył tyle wysiłku w ich wymyślenie i ułożenie w jakąś piramidkę zależności, to z grzeczności wypadało się tym zachwycić.

Tymczasem Iwan zagaił dość swobodnie, głównie w kierunku Jonathana, acz nie tylko.
- Słyszałem od szanownego mistrza, iż podróż z Polski przyniosła fatalne skutki. Doszły mnie też słuchy, że i Waleria nie miała łatwo. Z całego serca współczuję mistrzowi Einarowi, rozmawialiśmy długo… Ale czy wśród was nie wystąpiły jakieś straty?
Tomas zrobił jeszcze bardziej kamienną minę niż poprzednio. Hannah chyba chciała coś powiedzieć gdyby nie zgromiło ją poważne spojrzenie Schwarzvogela.
Po minie Mervi można było wnioskować, że adeptka nie miała wielkich chęci angażowania się w cokolwiek, ale po wypowiedzi Iwana najwyraźniej w pewien sposób... zaangażowała się...?
- Fatalne skutki... - mruknęła, nawiązując do początku, a później w końcu uniosła spojrzenie na twarz Iwana oraz wyrzuciła z siebie proste: - No shit Sherlock.

Ojciec Iwan spojrzał na nią surowo. Prawdę mówiąc, chyba wszystkie spojrzenia skierowały się na nią, była niemal pewna, iż szczególnie te należące do Jonathana. Jednakże nie przemówił ani Jonathan, ani chórzysta, chociaż jego ołowiane spojrzenie niemal wgniatało w ziemię. Odezwał się inny głos, słaby, powolny, należący do Einara.
- Moja mała Mervi… złość niczego nie rozwiąże. Pamiętasz?
Uśmiechnął się lekko. Dobrotliwie. Trochę jak dziadek. Czy raczej miły pradziadek. Czy kimś takim był Einar dla uczniów w wieży? Mistrzem, nauczycielem, pradziadkiem? Przy jego wieku i odczuwalnej aurze starości nawet ludzie po czterdziestce musieli się czuć w jakimś stopniu jak jego wnuki. A i może miał starszych uczniów - przebudzenie nie wybierało.
Klaus oderwał się od spoglądania w światło pomieszczenia. Mentor mu mówił, że kiedyś straci z tego powodu straci wzrok. Głos Mervi wyciągnął go z rozmyślań niczym kolejne kopnięcie w piszczel. Przez chwilę starał się sobie przypomnieć tor rozmowy, która się działa na zgromadzeniu… i napotkał głównie biały szum. Postanowił więc na razie zamilknąć, ale też przykuł uwagę do dialogu. Najwyraźniej działo się coś ciekawego.
Myśli Mervi były w tym momencie skąpane we wściekłości, która de facto nie miała konkretnego wyjścia. Do tego coraz bardziej żałowała, że zażyła tylko połowę dawki morfiny. Po całości była spokojniejsza.
A co najważniejsze - teraz ledwo powstrzymała się przed zadaniem Einarowi pytania przy wszystkich, ograniczając się do prostego acz niekoniecznie zrozumiałego słowa.
- Nie.
Na twarzy starego hermetyka pojawiło się coś dziwnego. Zaskoczenie pomieszane ze smutkiem, delikatnym zdziwieniem i… zrozumieniem. Niemal nie brakowało aby nie powiedział “ohhh”. Lecz te słowa wirtualna adeptka odczytała z jego oczu, tą jedną chwilę przed tym jak odwrócił wzrok i wbił go w talerz z zupą.
Niewerbalna reakcja Einara spowodowała również i na twarzy Mervi oddźwięk. Adeptka była w tym momencie po prostu zdezorientowana, ale dzięki temu złość została trochę zagaszona. Tak jak Einar wbił wzrok w talerz z zupą, tak Mervi po prostu spojrzała w ścianę za Jonathanem i Einarem, najwyraźniej nie skupiając się na nikim... prócz na przestrzeni między sobą a ową ścianą.
- Może nie skupiajmy się na przeszłości, tragediach w niej zawartych i błędach. Z historii można jedynie wyciągać nauki. Z błędów, co czynić by ich uniknąć w przyszłości. Nie można iść do przodu będąc zapatrzonym w siebie. Bo wtedy się człowiek wpie... wpakuje na ścianę kolejnych błędów przed sobą.- Patrick łagodnym tonem wyłożył nauki swojego mentora… cóż… mocno je parafrazując, bo szkocki dziadyga był wredny niczym stary borsuk. I niewybredny w kwestii określeń.

Waleria jadła zupę w milczeniu, z trudem przełykała przez zaciśnięte gardło. Od samego początku miała złe przeczucia co do tego przyjazdu i miała rację. Atmosfera była niezbyt sprzyjająca mówiąc eufemistycznie, a ona utknęła w roju napuszonych szerszeni na sterydach. Nia miała miała chęci nawet udawać, że jest zadowolona… ale robiła to dla dobra fundacji. Zmusiła się więc do zachowania neutralnego wyrazu twarzy. Nie rozumiała dlaczego inni ludzie nie potrafią zachować swych uczuć dla siebie.
- Zgadzam się z przedmówcą. Musimy patrzeć w przyszłość ucząc się na błędach - Gerard wyprostował się w krześle odsuwając od siebie rybę. Czas posiłku dla inkwizytora się skończył. Nadchodził czas działań.
- Wraz z Walerią udało nam się nawiązać pewne kontakty z lokalnymi wampirami. Jest ich nieco więcej, niż mogłoby to wynikać z wielkości miasta. Jestem przekonany, że czują zagrożenie z naszej strony. Myślę, że moja towarzyszka powie więcej w tym zakresie, jak również pochwali się tym, co udało jej się osiągnąć. Ja zaś chciałbym wiedzieć, czy atak Technokracji, który spadł na was w drodze tutaj może być powiązany z naszą misją, czy raczej zostaliśmy przypadkowymi ofiarami? - Inkwizytor miał dłonie położone na stole i splecione przed sobą. Patrzył przede wszystkim w stronę mistrzów, ale ciekaw był też reakcji Verbeny.
Klaus zamrugał kilka razy, trawiąc nowo pozyskane informacje. W końcu spojrzał na Gerarda i Walerię.
- Skontaktowaliście się z pijawkami? Po co? - Eteryta pokręcił głową - Jeszcze brakuje nam wciągnięcia w ich politykowanie. Co do Technoli… trudno powiedzieć.
Francuz spojrzał naprzeciwko na eterytę spokojnie tłumacząc niedomówienie:
- To raczej oni skontaktowali się z nami uprowadzając Walerię z lotniska. A stara maksyma mówi, żeby poznać swego wroga. Zwłaszcza jeżeli przyjdzie nam walczyć o ziemię.
Waleria wstała powoli
- Dokładnie tak jak już wspomniał mój przedmówca - zrobiła pauzę dla lepszego efektu - zostałam porwana przez lokalne Wampiry z Sabatu, nie wiem o co im chodziło, mogę co najwyżej się domyślać. Na szczęście udało mi się ich przekonać, że nie jest dobrym pomysłem porywanie magów - zaśmiała się nerwowo - W związku z powyższym skontaktowałam się z jednym z lokalnych wampirów - uznałam, że samotny wilk na terytorium dwóch innych stad będzie wiedział o nich najwięcej niż ktokolwiek inny. Nie uważam jednak ażeby udało mi się coś osiągnąć, ot usłyszałam tylko kilka niepokojących pogłosek. - wzruszyła ramionami, po czym ponownie usiadła. Nie zamierzała Gerardowi niczego ułatwiać.

Inkwizytor powiódł spojrzeniem po Mistrzach, a później wrócił do Walerii.
- Myśle, że jesteśmy na etapie na którym każdy strzępek informacji może mieć znaczenie. Tak jak choćby obecność w mieście dziwnych istot, które wnoszą dysonans do pieśni magii. Spotkałem wczoraj człowieka, który wzbudził mój niepokój, a jednocześnie jego obecność przytłaczała potęgą. W jego oczach widziałem burzę i jestem pewien, że on sam nie rozpoznał we mnie maga. Samotny wilk, z którym skontaktowała mnie Waleria również zetknął się z taką istotą. Ta na którą trafił miała postać małej dziewczynki. Chciałbym zbadać miejsce, w którym doszło do tego spotkania, ale nie chcę wyruszać tam sam. Nie planuję konfrontacji, ale chętnie przyjmę pomoc ochotnika do zbadania śladów bytności tejże istoty. Co zaś do wampirów, jeżeli macie jakieś pytania, to moja towarzyszka - przechylił głowę w stronę rudowłosej - z pewnością chętnie na nie odpowie.
- Może to jakiś duch nie mający własnej formy i przybierający taką, która mu pasuje w danej chwili lub do danego rozmówcy? - zasugerował uprzejmie Patrick. - Albo projekcja mentalna poprzez Umbrę za pomocą Korespondencji. Ja ze swej strony napotkałem jednego z miejscowych Opustoszałych i mam pewne podejrzenia co do ich siedziby. Niestety miejscowy “Salon Odrzuconych” jakoś nie przyjął entuzjastycznie faktu, że nowy mag pojawił się w ich mieście. Choć nie są też otwarcie wrodzy nam.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 19-08-2018 o 14:01.
abishai jest offline