Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2018, 08:15   #84
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

- Jak sobie wyobrażasz bezbolesną egzystencję rżnąc mnie? - niemal warknął na księdza, choć głosik Nany, raczej nie nadawał się do takich zachowań.
- Sama odpowiedziałaś na swoje pytanie - stwierdził Lemoine, z przekorą ignorując męską jaźń buzującą wewnętrz jego niechętnej kochanki. Uchylił się przed kolejnym ciosem wyprowadzonym przez rudowłosego. Riposta była szybka i bezlitosna - Valerius otrzymał kopniak w plecy, co pozbawiło go resztek równowagi. Zanim jednak dane mu było paść plackiem na ziemię, kolano księdza zniknęło w jego żołądku. Zdziwienie zalało pokrytą zarostem twarz, zmieniając się w strumień żywej juchy na wysokości ust. Val odtoczył się na bok, rzygając krwią. Wychodziło na to, że nawet góry dało się pokruszyć. Wystarczyło tylko mieć w zanadrzu trochę żółci oraz odpowiednio zwyrodniały światopogląd. Zwalony z nóg mężczyzna trzymał się mocno za żołądek, ale nie było to w stanie powstrzymać coraz nowszych stróżek czerwieni przeciekających mu przez palce.
- Khh... Pożeracz, co? Te wasze kościane zabawki zawsze mi się... khhof! - wykaszlał Anunnaki przez przebarwiony uśmiech. Lemoine zupełnie go zignorował.
- Suzanne... nie. Nano, jestem miłosiernym ojcem. Wystarczy tylko, że się przede mną ukorzysz. Że okażesz skruchę i odrzucisz to plugastwo, które skalało twój umysł. Dni błogiej niewiedzy, beztroski oraz cielesnej czułości - one znów mogą być twoje. Przygarnę cię. Ukocham. Tak jak ukochałem Klarę. Na powrót będziemy razem. Cała nasza trójka.
Rabisu rozłożył ręce w kierunku zbliżającego się Halaku - niczym rodzic witający na progu zbłąkaną córkę. Jednak kiedy jego oferta spotkała się z kolejną smugą entropii, kolejną falą martwicy, która miała zbrukać mu ciało, nie wahał się ani chwili. Kościana kończyna, półmetrowy szpon wzbogacony o parę stawów, wystrzelił duchownemu przez sutannę na wysokości barku. Złączył się w uścisku z nadciągającą prawicą rozkładu, tworząc impas sił. Prawda, całkowite zniszczenie dziwacznej broni było dla anioła śmierci tylko kwestią czasu, ale Lemoine zdawał się nie odczuwać z tego powodu fizycznego dyskomfortu.

Z ust Shateiel wyrwało się głośne przekleństwo, na które biedna Nana nigdy by sobie nie pozwoliła. Siedząca w jego głowie zakonnica z całych siła starała się go zatrzymać przeszkadzając mu przy tym w walce milionem sugestii odnośnie ucieczki. Pomysł nie był zły, tylko było kilka problemów. Jeden… dosyć łatwo rzucający się w oczy i domagający się uwagi, stał naprzeciwko niej i chyba starał się go przekonać, by znów dał się zgwałcić. Trzy pozostałe pokładały się na podłodze, tuż za jego plecami. Musiał ich wyprowadzić i to z kilku powodów. Nie miał zasranego pojęcia gdzie jest ten cały guru… co robią pozostali upadli, a do tego sumienie by go wykończyło. Jak nie własne to tej drobniutkiej istotki w jego głowie.
- Kto ci nasadził takich głupot do łba? - Halaku zrobił dwa kroki w tył, szukając przy okazji jakiejś drogi wyjścia. Problemem był nie tyle sam pomysł ucieczki, co jego szczegóły. Bo nawet uzbrojona w anielską jaźń, chudziutka sylwetka Nany po prostu nie była w stanie opuścić budynku z trzema osobami dźwiganymi pod pachą. Valerius? Może. Ale nie ona. Lemoine rozpromienił się na zapytanie dziewczyny, Ktoś mniej bystry zapewne uznałby jego ekspresję za pobożną, ale anioł śmierci dobrze zdawał sobie sprawę z iskierek szaleństwa trzaskających z oczu byłego oprawcy. Kapłan zrobił krok do przodu, a jego monstrualna kończyna zatoczyła w powietrzu koło - jakby instynktownie szukała czegoś do rozpłatania.
- Kto? Cóż, to przecież Słowo Boże. A mądrość mego Boga pozbawiona jest grani- Lemoine żachnął się i prawie stracił równowagę, kiedy coś złapało go za nogę. Valerius, pokiereszowany, ale nie wyłączony z walki, zacisnął palce na unieruchomionej w mocarnym uścisku kończynie, a do uszu Nany dobiegł odgłos pękających kości. Nie wiedzieć czemu, skojarzył jej się z trzaśnięciem spróchniałej gałęzi. Skowyt wydarł się z gardła duchownego. On sam byłby padł na kolana, ale wyrastająca mu z barku odnoga wbiła się we framugę pobliskich drzwi i pozwoliła ustać na jednym odnóżu. Na jednym? Tak, bo w wyniku dostarczonego przez Anunnaka nacisku druga gidyja nie miała już większego zastosowania. Shateiel natychmiast dostrzegł doskonałą okazję do wyprowadzenia ataku; luka w obronie przeciwnika była tak wielka, że przecisnął się przez nią sam Vejovis, strażnik firmamentu.
Halaku nie czekał na zaproszenie. Na tyle zwinnie na ile pozwalało mu wątłe ciało Nany wyprowadził atak, sięgając do gardła Lemoine. Pozwolił by fala rozkładu zaatakowała ponownie ciało księdza. Cios - gest? - okazał się strzałem w dziesiątkę. Tkanki szyji poddały się entropii z zadziwiającą łatwością, odsłaniając wpierw mięśnie, a zaraz później kości. Wrogi demon nie zdołał nawet jęknąć nim fala gnijącej czerni nie rozlała się na jego facjatę oraz klatkę piersiową. Pożeracz sięgnął w końcu swojego limitu wytrzymałości, padając na ziemię jak każde inne zwłoki. Mimo to, Nana kątem oka wychwyciła, jak demoniczna jaźń zamieszkująca czaszkę Lemoine’a opuszcza swoje kościane schronienie, wiedziona sam Stwórca wiedział gdzie. Kimkolwiek tak naprawdę był ich przeciwnik, nie ulegało wątpliwości, że przyjdzie zmierzyć się im z nim ponownie.Pozostawało mieć tylko nadzieję, że następnym razem okażą się bardziej przygotowani na jego przybycie.
- W tej branży nudzić się nie można, ale akcja była zbożna. Jak na taką parę zarwisów, mamy niezłe zgranie, siostro... - rzucił humorystycznie Valerius, wykorzystując framugę do stanięcia na równe nogi. Jego rany zaczynały (wielce powoli) się goić. Quasu, była w znacznie lepszym stanie. Dojście do siebie zajęło jej chwilę, może dwie.
- Nie lubię się rzucać słów na wiatr, ale powinniśmy się stąd czym prędzej oddalić - stwierdziła, jak zawsze rzeczowo. Ramię nieprzytomnej Klary miała przerzucone przez bark, co dowodziło, że sama nie jest tak krucha, na jaką wygląda. Jako samozwańczy głos rozsądku w grupie miała też - oczywiście - rację. Bezpardonowa wymiana ogniowa między dwiema frakcjami nadnaturalnych istot nie mogła zbyt długo ujść niczyjej uwadze. Nawet w klasztorze. Halaku, zapewne wiedziony wiedzą zaczerpniętą z telewizji przez Nanę, wiedział jednak, że pierwej powinien zająć się rozciągniętym na podłodze ciałem.
- Musimy się jeszcze pozbyć ciała - Shateiel podszedł do zwłok Lemoine’a mimo protestów swojej lepszej, fizycznej połowy. Widok trupa tego mężczyzny, mimo że mocno zdeformowanego, przyciągał wspomnienia. Bolesne, choć anioł teraz widział, że czaiły się za bólem ślady rozkoszy, których zakonnica obawiała się jeszcze bardziej niż cierpienia. Co to za świat… Powoli ułożył dłoń na piersi księdza i zerknął na Valeriusa.
- Dasz radę nas stąd wyciągnąć? - nie czekając na odpowiedź, przystąpił do pracy zmuszając leżące przed sobą ciało do rozkładu. Efekty anielskiej inwokacji weszły w życie natychmiastowo, powodując, że martwe tkanki zaczęły zatracać swoją pierwotną formę. Cały proces trwał niespełna minutę, pozostawiając po sobie zaledwie dwie garści wyzutego z barw pyłu. Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz - oklepany, choć w tym wypadku otrzeźwiający swą trafnością truizm sam cisnął się Shateielowi na usta. Podniósł się z klęczek i jednym ruchem kruczo-czarnego skrzydła rozsypał resztki Lamoina po całym korytarzu. Nana w jego głowie, aż jęknęła z bólu. Bez pochówku… bez ostatnich modłów. Nawet jemu, facetowi który odebrał jej dziewictwo, pozbawił życia, gotowa była zapewnić godne odejście. Shateiel westchnął ciężko i pozwolił by jaźń w jego głowie odmówiła cichą modlitwę.
Kiedy anioł odwrócił się znów w kierunku swych pobratymców, Valerius kończył właśnie wytyczać szlak pośród statycznego morza szarości. Gdy skrzydlaci opuszczali klasztor, mijały ich niespokojne oblicza sióstr zakonnych. Zatrwożone, zwabione z refektarza poprzez odgłosy konfliktu, starały się odnaleźć jego źródło. Patrzały, ale nie widziały. Słuchały, jednak uszy wypełniała im tylko martwa cisza. Niczym małe dzieci błądzące po omacku w ciemności. Shateiel znał to uczucie. Znał je bardzo dobrze - w końcu on już dawno stał się głuchy na głos Pana.
 
Aiko jest offline