Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2018, 13:24   #58
Phil
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Najstarszy z Kislevitów, wiedziony złymi przeczuciami, poganiał swych towarzyszy. Młody Dima w końcu dał się przekonać doświadczeniu Griszy. Galina również oderwała się od zbieranych przez siebie owoców i podążyła za dwójką kompanów. Dymitr prowadził grupkę w wyznaczonym kierunku, a łowca zacierał za nimi ślady. Od czasu do czasu słyszeli gdzieś za sobą odgłosy pogoni, ale dość szybko zgubili pościg całkowicie i do ich uszy docierały jedynie naturalne odgłosy lasu – szum gałęzi poruszanych wiatrem i śpiew ptaków. Nie tracąca optymizmu blondynka pogwizdywała w odpowiedzi na trele dochodzące z drzew, ale umilkła pod karcącym spojrzeniem Griszy.

Już po kilku minutach marszu odnaleźli swój wspólny rytm, który pozwolił pokonać tyle mil z dalekiej północy na południe Imperium. Tym niemniej boleśnie odczuwali w stopach brak wozu, a w głowach kołatała im myśl, że znów stali się uciekinierami. Jakże dobrze było mieć choć przez dzień lub dwa inny cel, niż ukrycie się przed kimś. Na szczęście humory poprawiała im nieco polepszająca się pogoda. Promienie słońca przeciskały się przez gęstwinę liści i delikatnie ogrzewały.

Ruszyli szerokim łukiem, ale koniec końców skierowali się na południe, w stronę miasteczka Geihselhoff. Nie weszli do niego jednak, obawiając się spotkania rzezimieszków z Maylhof lub strażników dróg. Noc spędzili na obrzeżach lasu, dobrze ukryci przed wzrokiem postronnych, a rano podążyli w dalszą drogę, okrążając osadę. Galina podzieliła między wszystkich resztkę niewielkich, lekko kwaśnych jeszcze owoców, ale to nie zaspokoiło ich głodu.

Tak jak mówił Wungiel, kilka mil za Geihselhoff znaleźli strumień, a nad nim przerzucony niewielki, drewniany mostek. Tuż za nim, w cieniu rzucanym przez wielki dąb, stał znajomy im wóz. Na koźle siedział czarnowłosy krasnolud. Lewą połowę twarzy miał okrutnie opuchniętą, jedno oko nie dało się otworzyć. Przez wykrzywiony i ewidentnie złamany nos przebiegała mu poprzeczna szrama, a przy każdym ruchu łapał się za żebra, posykując z bólu.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline