Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2018, 18:11   #94
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Wspólna narada

Jace wraz z bratem czekali już na resztę w środku gdy tamci się pojawili. Tezzeret postanowił przejąć inicjatywę wyręczając brata. Powtórzył informacje jakie zebrał na swoim zwiadzie zebranej przed nim grupce.

- Musimy udać w stronę chatki Kelocha - zdecydowanie oznajmiła jako pierwsza Yastra, przełamując ciszę na spotkaniu taktycznym. Zupełnie nie powiedziała dlaczego. Po prostu uznała, że tak trzeba, uznając powody za oczywiste.

- Powinniśmy ruszyć do twierdzy - odparł Sulim, po raz pierwszy udzielając się tak stanowczo w dyskusji. - Ktoś może ostrzec Kelocha, ale to nie jest dobre miejsce dla takiej gromady…

- Przecież siostra..? Ta, siostra Jacea i Tezzereta poszła do pustelnika - przypomniał Kharrick - powinna tutaj przybyć jutro.

- Dokładnie - dodał Jace, patrząc na Yastrę i Sulima z rosnącym niedowierzaniem - Nie wiemy co się tam dzieje i dopóki nie wróci Klara, musimy tu zostać. -

Złodziej przestąpił z nogi na nogę szorując palcami po zarośniętej trzydniowym zarostem brodzie.
- Jak rozumiem poza twierdzą nie ma w okolicy żadnej innej bezpiecznej miejscowości?

- Kilka dni drogi na północ stąd, w przysiółku Gristledown, mieszka kilkunastu drwali - odezwała się Aubrin - Większość z nich była na targu… - urwała zdanie i zamilkła. Wszyscy wiedzieli, co to oznaczało. - Ale to za daleko na ten moment, ludzie muszą odpocząć. Jeśli chodzi o szukanie miast czy tego fortu, to na razie o tym zapomnijcie, mamy bardziej naglące potrzeby. Kiedy będziemy bezpieczni tutaj, możemy zająć się odszukaniem Łowców.

- Haa.. i tutaj właśnie jest problem. Nie jestem pewien, czy da się być TU bezpiecznym. Bagno wciąga, lgną się wykurwiście duże insekty… no i te cholerne komary - złodziej z głośnym plasknięciem rozgniótł jednego, który akurat usiadł mu na szyi.

- Dlatego też powinniśmy zmienić lokalizację. Im dalej stąd, tym lepiej ludzie będą się czuć. Keloch chyba jest najbliżej… zdaje się to być logiczny kierunek dalszej tułaczki - elfka pozwoliła sobie wyjrzeć przez okno.

- Aaa, wszystkich nas chcesz tam zaciągnąć. - Kharrick również wyjrzał za okno patrząc na niedawno przybyłych. - Proponuje zaczekać na naszą zwiadowczynie do końca jutrzejszego dnia. Jeśli informacje od niej będą dobre, to można się zebrać. Póki co ludzie odpoczną.

- A mnie się wydaje, że należy całkowicie zrewidować plany. To nie jest jedno z typowych rajdów do jakich nasi przodkowie byli przygotowywani. Nie możemy po prostu przeczekać w lesie aż hobgobliny opuszczą Phaendar, bo one nie zamierzają go opuszczać! - Jace wydawał się nieobecny, jakby nie mówił o swojej rodzinnej wsi.
- Musimy pozwolić im odpocząć w miarę bezpiecznym miejscu, a następnie wysłać zwiadowców do sąsiednich miast. Musimy ich ostrzec i odstawić ludność gdzieś, gdzie będą w stanie zacząć życie od nowa.

Tym razem to Yastra spojrzała z niedowierzaniem na Jace'a. Stała tak przez chwilę z cieniem na twarzy, trawiąc to co usłyszała. I prawdopodobnie by się nie odezwała, gdyby coś w niej nie pękło.
Miała dość i po poprzedniej rozmowie, i teraz. Jednak nie zamierzała uciekać. Trzeba było podjąć kroki, tak jak zrobiłby to Syriu.
- Ty cholerny... kusottare! - wręcz wytłuszczając słowo w swoim języku, ponieważ uznała, że we wspólnym nie ma na tyle odpowiedniego, by użyć w tej sytuacji, syknęła elfka w stronę "dziwaka", wcinając się przed już otwierającą usta Aubrin - "Odstawić ludność"? Traktujesz phaendarczyków jakby byli przedmiotami, które trzeba ze sobą wziąć i porzucić w odpowiednim miejscu! I gdzie niby chcesz ich “odstawić”? Do Longshadow, do którego nie ma żadnej drogi po tej stronie Maredith, co wymaga przedzierania się przez odkryte tereny, pewnie już patrolowane przez twój legion? Do Tamras, naszej stolicy, tak jak Longshadow oddalone o ponad miesiąc drogi przy naszym obecnym stanie? Dolicz do tego warunki atmosferyczne, konieczność zbierania zapasów, budowy schronień, brak jakichkolwiek ścieżek, choroby, potwory, bandytów, a na sam koniec morale zrozpaczonych ludzi! Prawdopodobnie jeszcze się zgubimy w Fangwood, i wiesz jaki będzie tego rezultat? Będziemy do dowolnego z tych miejsc szli ponad miesiąc, ponieważ tak sobie wymyśliłeś. Ten las, w którym mieszkałam paręnaście lat, w tym momencie to nasze jedyne schronienie przed możliwą agresją od strony Legionu. Jednak ty pewnie i tak mnie nie posłuchasz, tak jak postanowiłeś tego nie robić w trakcie pierwszej narady, wywijając oczami na lewo i prawo. I co im powiesz, gdy okaże się, że podzielili los Phaendar?! Że "musicie wysłać zwiadowców"?! - prawie krzyczała, a dłoń aż ją świerzbiła, by chwyć za broń. Ujrzała wzrok Aubrin przenoszący się to na jej twarz, a to na katanę, jakby oczekiwała tego momentu. I dała jej go, ponieważ chwyciła całe daisho w dłonie i odrzuciła je na bok.
- Nie. Nie zgadzam się na to. Nie dam ci zabić tych ludzi z powodu twojej megalomanii - kontynuowała już spokojniej, gdy odetchnęła w celu ukojenia nadszarpniętych nerwów - Ty może sobie poradzisz. Kharrick na pewno sobie poradzi. A co z Aubrin, którą przeszył cholerny pocisk z balisty? Silvią, która nigdy nie chodziła dalej niż Phaendar? Olgą, która jest już stara i zmęczona? Czy na pewno chcesz mieć dwa tuziny żyć na swojej głowie? Jeśli tak, to niech cię bogowie mają w opiece, bo będę się za ciebie modlić.
-[i] Na początku odpocznijmy, a następnie odejdźmy z tego porzuconego przez bogów miejsca - wyglądało na to, że tyle miała do powiedzenia. Wycofała się, krzyżując ręce na piersi, w oczekiwaniu zerkając na pozostałych.

Jace podrapał się w tył głowy. Przerwać nie warto, wchodzić w polemikę? Nie ma z czym. Przeczekać? Nie w jego stylu.
- Czy ty słuchasz, czy tylko słyszysz? - syknął mając dosyć gówniary, która najwyraźniej nie dorosła do roli przed którą postawił ją los. Przerwał jednak widząc spojrzenie Aurbin. Choć miał ochotę pocisnąć młodej elfce, wiedział, że mogło się to skończyć otwartym konfliktem.

Wściekła tyrada Yastry była dużym zaskoczeniem, szczególnie w porównaniu do jej wcześniejszego zamyślenia. Aubrin już miała jej przerwać, ale widząc jak elfka odrzuca swoją broń, zamknęla usta i kiwnęła głową. Po chwili odezwał się Tezzeret:
- Ująłbym to krócej, ale zgadzam się z Yastrą. Z Tamran jedzie się do Phaendar dobre kilka dni konno, ale z zapasami i wyposażeniem, jeśli ma się szczęście i nie zostanie napadniętym. Taka pielgrzymka może być wykonalna tylko po dłuższych przygotowaniach. - wyglądało na to, że chce coś jeszcze powiedzieć, ale Aubrin weszła mu w słowo.
- I na tym to zostawmy. Nie ma co gadać o planach na miesiąc do przodu, kiedy teraz nie mamy nawet dachu nad głową. Poza tym, jeśli ten Legion ma tu zostać na dłużej, to nie zdążymy uciec do żadnego miasta. Ich nic nie spowalnia.

Kharrick był nie mniej zaskoczony nagłym wybuchem gniewu elfki. Skulił się z początku, ale im dłużej trwała wypowiedź tym bardziej pogłębiała się zmarszczka na jego czole.
- Postawa godna paladyna bym powiedział - mruknął w końcu. - Aczkolwiek nie nazywałbym nikogo megalomanem tylko dlatego, że ma inny pomysł niż ty Yastro - odważył się tknąć kijem to gniazdo rozwścieczonych os. - Szczególnie, że rozmawiamy o POMYSŁACH, a nie dokonanym fakcie. Mam w ogóle wrażenie, że niektórzy tutaj zbyt ostatecznie podchodzą do wypowiedzi innych. Odesłanie ludzi do innego miasta jest zbyt ryzykowne? Dobrze. A ja się zapytam jak wy sobie wszyscy wyobrażacie obronę waszej ludności co? Czy Silvia albo Olga wezmą miecz w dłoń? Jak dla mnie udanie się gdziekolwiek jest lepsze niż modlenie się o cud, że fortyfikująca się armia najemnych hobgoblinów w końcu nie wyruszy i nie zadźga każdego z nas w tym przeklętym lesie.

- Przeżycie w lesie nie jest niczym trudnym… ale dla małej grupki - odezwał się ponownie Sulim. - Zasoby szybko się wyczerpują, polegać możemy tylko na polowaniu na grubszą zwierzynę, zastawianie sideł i wyłapywanie mniejszych zwierząt zajmuje dużo czasu i wymaga pozostania w miejscu na dłużej, a my nie możemy tkwić w miejscu. Jesteśmy wciąż zbyt blisko Phaendar…

- Otóż to, w końcu. Głos rozsądku! - Jace skierował swoje słowa do krasnoluda i Kharricka. Wcześniej obdarzywszy Tezzereta zimnym spojrzeniem wyrażającym “bracie, jak mogłeś?” Brat z hardym wyrazem twarzy nie opuścił wzroku, ale też nie odezwał się.
- To nie jest sytuacja, z którą mieliśmy do czynienia wcześniej. Nie możemy nie myśleć co będzie za miesiąc - tu skierował się bezpośrednio do sędziwej łowczyni.

- A pomyślałeś, co będzie jutro? Pojutrze? - warknęła Aubrin rozeźlona - Jeśli chcesz, to wysyłaj ludzi na zwiad do tych miast, wrócą za dwa tygodnie albo i dłużej, potem możemy się zastanawiać, co dalej. Tylko jak nas znajdą, skoro mamy nie zostawać w jednym miejscu? A jeśli ruszymy całą grupą, to jaką masz pewność, że nie napotkamy niespodzianki podobnej do tej tutaj? Fangwood to setki mil puszczy, od pokoleń daje schronienie całym armiom partyzantów, czemu ma i nas nie ukryć?

Kharrick zamyślił się zakładając ręce na piersi i nerwowo ruszając palcami. W końcu odezwał się.
- Jak mamy tutaj zostać, to nie widzę innego wyjścia jak zacząć szkolenia poza budową schronisk. Partyzanci z założenia są osobami radzącymi sobie, przeszkolonymi lub zdeterminowanymi, gotowymi do przeniesienia się z miejsca na miejsce. Odpoczynek się przyda, ale nie można osiąść na laurach. Za mało jest osób, które potrafią tutaj wziąć oręż do ręki i się bronić. Nie damy rady w piątkę wszystkich uratować gdyby choćby i tutaj miało na nowo pojawić się niebezpieczeństwo.

- Aurbin, czy ja gdzieś mówiłem, że mamy ruszać już teraz? - Teraz Jace wkurzył się na serio. - Potrzebujemy mieć plan, życie z dnia na dzień spowoduje jedynie narastającą frustracje, a ganianie po puszczy bez celu, lub siedzenie na bagnach jest po prostu niebezpieczne. Jeśli do tej pory plan był taki, żeby przeczekać napaść, to niestety, ale nie zadziała - Jace zaczął mówić coraz szybciej, nie dając sobie przerwać - Wcześniej, czy później będziemy musieli zacząć nowe życie z dala od Phaendar, a jak sama wskazałaś, puszcza nie jest bezpiecznym miejscem. - Uff… Beleren wziął głębszy oddech, chyba pierwszy raz twardo postawił się Aurbin i o dziwo nie dostał garnkiem po łbie przy pierwszym zdaniu!
- Ci ludzie to nie partyzantka Kharricku - dodał już spokojniej. - To farmerzy, rybacy, cieśle. Możemy ruszyć na polanę, gdzie zwykle uchodźcy przeczekiwali najazd, ale to również nie jest miejsce, żeby osiąść. O ile oczywiście nie macie takich planów. Może planujecie zostawić tych ludzi w samym środku lasu i nie mówić im, że spędzą tu resztę życia? Proszę bardzo, może Yastro pokusisz się o bycie ich panem i obrońcą? - zakpił patrząc na elfkę. - Nie? To pomóżmy im odpocząć dopóki nie wróci Klara i zastanówmy się gdzie tych ludzi zaprowadzić. Najbliższe forty są kilkanaście dni drogi stąd! Wozem! Po drodze!

Tezzeret spokojnie spojrzał na brata, jakby coś mu się przypomniało.
-[i] Jace, to Ty wtrąciłeś się z kompletną rewizją planów wtedy, kiedy inni mówili o tym, czy zostać tutaj, czy ruszać do tego Kelocha. Łatwo było uznać, że chcesz jak najszybciej wyruszyć do jakiegoś miasta, nieważne co się w międzyczasie wydarzy. Trochę za dużo skrótów myślowych i awantura gotowa - dodał z westchnieniem. Jego brat nie raz miał problemy z dogadaniem się, gdy zakładał, że inni myślą tak szybko jak on. - Może ustalmy plany po kolei, a nie od końca? Czekamy na Klarę, a potem znajdujemy jakieś miejsce żeby odpocząć, i co dalej?

- Fort o którym była mowa w notatce? I nie wszyscy, ale nasza piątka, szóstka? - Złodziej skierował swoje spojrzenie na Rhyne stojącą gdzieś pośród ludności na zewnątrz.

- Nie mamy pojęcia, gdzie jest fort Trevalay - powiedziała ze zmęczeniem w głosie Aubrin.

Yastra po prostu westchnęła zrezygnowana na podkreślenie zmęczenia tropicielki. Zaintrygowało ją to, że Aubrin przestała mieć jakikolwiek autorytet, nie potrafiąc zamknąć tej dyskusji. To tak jakby pocisk, który ją przeszył, obdarł ją z całej "władzy", jaką miała w Phaendar. Elfka już po swojej wcześniejszej wypowiedzi zaczęła zbierać swoje rzeczy, spodziewając się, że to koniec na dzisiaj, jednak każdy postanowił dołożyć własne trzy grosze. Nie jest to złe… Ale Aubrin...
Może warto się dowiedzieć jaki jest problem, nim eskaluje bardziej? Nie zgadzała się z Jace'em względem większości jego słów, pomijając konkluzję - zróbmy cokolwiek, by polepszyć swój los, lecz gość zaczynał być toksyczny. Ignorując całkowicie pytanie o dalszy cel wędrówki, ponieważ jest ono daremne na obecną chwilę, zdecydowała się podjąć ten wątek przy wszystkich.
- Mnie to ciekawi jaki jest twój problem, Jace. W Phaendar jeszcze zachowywałeś się całkiem przyjaźnie, teraz obnosisz się otwartą wrogością wobec mnie. Więc? - zapytała spokojnie, patrząc się chłopakowi prosto w oczy.

- Ja mam problem? - zdziwił się Jace. To ona torpedowała każdą rozsądną propozycję! - To Ty działasz impulsywnie, pod wpływem emocji - dodał. - Romantycznie rzucasz się od ściany do ściany rzucając na szali wszystko i wszystkich dla swojej przyjaciółki. Nie stać nas na komfort działania pod wpływem emocji, tu potrzeba planu, musimy wiedzieć gdzie jest koniec tej podróży, żebyśmy nie kręcili się w kółko. - Jace mówił urywanymi zdaniami jak zwykle, kiedy myśli wybiegały znacznie wprzód zostawiając język i ciało daleko w tyle.
- To tak jak z Twoimi zaklęciami - dodał wskazując na tobołek dziewczyny - Przygotowując się, musisz pomyśleć kilka kroków w przód, które zaklęcie będzie bardziej przydatne, a nie takie, które da ładniejszy efekt.

- Więc owszem, masz problem. - Skwitowała chłodno. W końcu sam się do tego przyznał. - Więc gdzie widzisz koniec tej "podróży", skoro nawet nie wiemy co przyniesie jutro? Patrzysz daleko w przód, a nawet nie wiemy czy przeżyjemy tydzień. Nawet nie mamy zaspokojonych podstawowych potrzeb
Nie zamierzała obecnie podejmować tematu Rhyny. Zrobi to później.

- Bardziej powiedziałbym, że wszyscy mamy problem - uśmiechnął się chłodno Jace.
- Swój pomysł wyłożyłem, trzeba było słuchać. Musimy odprowadzić ludzi do cywilizacji, tam gdzie bezpiecznie będą mogli rozpocząć nowe życie. To uważam za nasz cel. Pozostaje pytanie jak to zrobić, ale to możemy określić dopiero jak zgodzimy się co do tego w którym kierunku… gdzie leży nasz cel. - młodzieniec starał się ostrożniej dobierać słowa, żeby uniknąć dalszych nieporozumień. - Póki co musimy czekać na Klarę, bo taki mieliśmy plan. Jak będziemy mieli informacje od niej ustalimy co dalej. Być może będziemy zmuszeni osiąść na polanie proponowanej przez Aurbin? Albo z miejsca będziemy ruszać dalej. Bez informacji trudno powiedzieć. -

- No to może ja podsumuję aby było jasne. Czekamy tutaj do powrotu Klary. W międzyczasie zajmujemy się zbieraniem zapasów i stworzeniem prowizorycznych schronisk. Najbardziej potrzebujący przenocują tutaj. - Kharrick rozejrzał się po pozostałych szukając aprobaty. Śmiał się wtrącić, ale uznał, że najwyższy czas. - Jak przybędzie Klara i przyniesie nam nowe informacje to wtedy zdecydujemy gdzie i w jaki sposób najlepiej by było się udać. Pasuje?

- Póki co, tak - przytaknął Jace.

- A zdajesz sobie sprawę, że inne ośrodki cywilizacji też mogły zostać zaatakowane tak samo jak my - znienacka, przy użyciu jakiejś czarnej wieży? - ściszyła głos, być może bez żadnego konkretnego powodu.

- Przyszło mi do głowy. Masz jakąkolwiek inną propozycję co zrobić później, czy zamierzasz tylko się nie zgadzać z robieniem czegokolwiek dalej? - złodziej sapnął w końcu zmęczony brakiem jakiejkolwiek innej propozycji niż NIE.

- Och, ależ ja się zgadzam, ale tylko i wyłącznie z tym, że powinniśmy znaleźć odpowiednie schronienie - i to najlepiej trwałe, bo nasze szałasiki nie przetrwają nawałnic. Mam wrażenie, że ciągle o tym zapominacie. Uważam że snucie dalszych planów jest bez sensu, ponieważ może się okazać, że nie będziemy mieć okazji do rozpoczęcia "nowego życia". Na obecną chwilę tym ludziom potrzeba przede wszystkim stabilności, a nie "planów". - westchnęła, wzruszając ramionami - Czekanie na Klarę jest w porządku. Osiadanie na polanie - nie do końca.
- Ale cóż jedna elfka może wiedzieć. Najlepiej zapytajcie o zdanie tych, o których mówimy, ponieważ podsłuchują od samego początku tej tragedii. - dodała, podnosząc głos tak, by słychać ją było na zewnątrz.

- Skoro wydarłaś się na Jace’a, to na pewno się zaciekawili - zauważył spokojnie Kharrick - Nie wiem jak dla ciebie, ale jakbym usłyszał, że mogę nie mieć okazji do nowego życia to bardziej bym się zasmucił niż wizją dalszej wędrówki. Poza tym jakie kurwa nawałnice? Jedyna burza o jakiej do tej pory słyszałem to ta, która obdarowała Jacea nietypowymi umiejętnościami. Kilka lat temu.
Kharrick za późno ugryzł się w język. Jace zmrużył groźnie oczy, ale nie odezwał się słowem.

- I tak musimy się dalej przemieszczać, bo wytropią nas gobliny, wciąż jesteśmy blisko Phaendar i nie możemy tu długo zostawać, więc Sulim nie widzi problemu, aby przy okazji ruszyć w kierunku znanego miasta, skoro i tak musimy gdzieś iść. Żadna szkoda nam się nie przytrafi, jeśli spróbujemy poszukać schronienia w innym mieście. Jak ta sama armia miałaby napaść na odległe miasta po tej stronie rzeki, skoro zniszczyliśmy ponoć jedyną przeprawę w okolicy? - Druid również wyglądał na zmęczonego ciągłym szerzeniem defetyzmu elfki.

- Witamy w Nirmathas. Życie na powierzchni zazwyczaj nie boli - Yastra rzuciła nieco zgryźliwym żartem w stronę Kharricka będąc pewna, że ten teraz wymyśla, bo jak można było burzy nie widzieć? Ironią było, że tylko nieco wyminęła się z prawdą dotyczącą "życia pod powierzchnią".
Elfka jeszcze raz zawiesiła wzrok na każdym z osobna, kończąc na Aubrin spoglądającą na nich wszystkich zmęczona tym wszystkim, i zrezygnowała, co oznajmiła tropicielce ponownym wzruszeniem ramion wraz z towarzyszącą mu smutną miną, dodając do tego spojrzenie mówiące "przepraszam, próbowałam".
- Rozumiem - bardziej bąknęła niż powiedziała. - Zabawnym jest dla mnie jak bardzo słowo "Legion" w połączeniu z wyrastającymi z podziemi wieżami nie działa na waszą wyobraźnię. Poza tym ja nie potrafię iść do innego miasta, skoro w Phaendar są zniewoleni nasi bliscy. Szkoda, że o nich też zapominacie... Ale co ja tam mogę przeciw wszystkim. Widocznie nie jest przeznaczonym mi tu być.
I wraz z ostatnim słowem ruszyła do drzwi z zamiarem porzucenia "obrad", jeśli można było je tak nazwać.
- Ciekawi mnie co byś zrobił, gdyby ktoś z twojej rodziny znalazł się wtedy w świątyni, Jace. Albo, co gorsza, zostałby schwytany. Zastanawia mnie czy też byś mówił "a po co tam iść?". Niestety jedyna rodzina, jaka mi pozostała, to Rhyna. - rzuciła jeszcze na odchodne.

- Jak śmiesz gówniaro! - syknął Jace ledwie powstrzymując złość - Przypominam Ci, że część mojej rodziny jest martwa lub jest w niewoli! Aurbin przemów tej smarkuli do rozsądku zanim zantagonizuje do siebie wszystkich! - I opuściła budynek.

Aubrin zmęłła w ustach przynajmniej kilka przekleństw.
- Daj spokój, Jace. Wciąż nie może sobie poradzić z tym, co się wydarzyło. Niech ochłonie, potem z nią porozmawiam.

- Każdy z nas przeżył w życiu jakąś tragedię - rzekł spokojnie druid odprowadzając wzrokiem wychodzącą elfkę. - Sulim kilkadziesiąt lat temu stracił w jeden dzień całą swoją rodzinę, a wciąż czasami męczą go koszmary z tym związane. Yastra potrzebuje odpoczynku, nie tylko fizycznie. Sulim zgadza się z Kharrickiem, pozostaje nam czekać na Klarę i w międzyczasie zbierać zapasy.
 
Asderuki jest offline