Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2018, 13:25   #239
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 33 06:05 h; 0.25 ja do Dagon V (37 400 000 km)

Układ Dagon; 6:05 h po skoku; 0.25 ja od Dagon V; pokład “Archeon”




Dziób; seg 3; pokł C; mostek; Tichy i Prya



Chociaż gazowy gigant do jakiego od kilku godzin tak wytrwale zmierzali nadal gołym okiem był widoczny jako błękitna główka szpilki to jednak na zbliżeniu podawanym przez skanery widać było go jako dowolnej wielkości piłkę lub tarczę. Symbolicznie korweta zbliżyła się na tyle by wlecieć na podwórko Dagon V wyznaczonego przez orbitę najbardziej zewnętrznego księżyca. I mimo tego, że gołym okiem wypatrzeć jej było prawie nie sposób bo ta lodowo - skalna bryła podążała w innym rejonie orbity niż przecinał ją potrzaskany “Archeon” to skanery i pamięć komupera głównego też mogła podać jej zbliżenie. Widok przedstawiał neregularną bryłę, na tyle małą w kosmicznej skali, że nie zdołała uformować się w sferyczny kształt i orbicie na tyle dziwnej, że sugerowała, że to pewnie jakaś przechwycona przez grawitacyjną moc olbrzyma kometa czy podobne ciało uwięzione w zamierzchłej przeszłości tego systemu gwiezdnego.

Sama sceneria na zewnątrz jednostki jednak nie rejestrowała znaczących zmian. Korweta wciąż zbliżała się do orbity stacjonarnej Dagona V wykonując manewr hamujący zaprojektowany przez niebieskowłosą nawigator. Wewnątrz zaś Alex meldowała o znacznie bardziej ożywionej sytuacji. Z dobrych wieści było tyle, że alarm o uzbrojonej głowicy w magazynie torped zgasł czyli pewnie Drake’owi udało się zażegnać to zagrożenie. Ale prawie jednocześnie Alex zaalarmowała o utracie hermetyczności w skafandrze Nivi również przebywającej w tym magazynie. I o drobnych uszkodzeniach w medlabie.



Śródokręcie; seg 4; pokł D; medlab; Rohan i Abe



Wekesę uratował skafander. Specjalny, wzmacniany, ciężki skafander roboczy. Nie był ani lekki, ani poręczny, nie ułatwiał mobilności ani wciskania się w wąskie szczeliny. Ale był mocny i wytrzymały, znacznie wytrzymalszy od standardowych modeli używanych przez większość załóg, w tym i tej z “Archeona”.

Plan czarnoskórego technika by użyć do pomocy lustra i zmiażdżyć czy chociaż pochwycić stwora rozwiał się jak sterta kubków, buteleczek i przyrządów chirurgicznych jakie ludzie, cyborgi, roboty i obce stworzenia porozrzucali podczas zmagań. Stwór kompletnie nie miał zamiaru współpracować w próbach przechwycenia go. Momentalnie przecisnął się między barkiem a szyją Wekesy dobierając się do jego hełmu. Abe z odległości zaledwie kilku centymetrów mógł obserwować szalejącą spodnią stronę krabowatego stwora który usiłował przebić się przez przezroczystą przeszkodę. Wekesa nie należał do strachliwych ludzi ale i tak trudno mu było znieść taki widok ze stoickim spokojem. Zwłaszcza jak o hełm bez przerwy bębniły i szorowały odnóża stworzenia a szyja rejestrowała rosnący napór ogona owijającego się wokół niej. Nie było wątpliwości, że gdyby zostawić stworowi swobodę pewnie znalazłby jakiś słabszy punkt by wtargnąć wewnątrz skafandra.

Abe więc próbując pozbyć się stwora wierzgał po całej przestrzeni medlabu obijając się od jego ścian, sufitów, szafek czy ścian izolatki. Nie mógł pochwycić zwinnego stwora a gdy udawało mu się to stworzenie wyślizgiwało mu się z rąk i wciąż próbowało się dobrać do jego głowy za hełmem. Widok i świadomość zagrożenia była naprawdę przerażająca gdy perspektywę wizualną przesłaniało szalejące mackowate coś od spodu stwora i jego szpony szorujące po wizjerze i reszcie hełmu, a sam hełm tarabanił odgłosami tych szponów zakłócając usłyszenie czegokolwiek innego. Wekesa ledwo rejestrował, że w coś czy kogoś uderzył, zderzył się czy przewrócił.

Rohan też nie miał prostej przeprawy. Przede wszystkim szybko okazało się, że nie może liczyć na pomoc Mi Tsu. Dla kwadratowego psa walka nie była żywiołem i przeznaczeniem więc wirujące ciało opatulone ciężki skafandrem które co chwila odbijało się od czegoś, obracało wokół własnej osi i do tego z dość niedużym stworem uczepionym hełmu okazało się zbyt trudnym celem. Inżynier musiał więc liczyć sam na siebie by wesprzeć kumpla w tym starciu. Ale dla niego, mimo, że miał ogromną wprawę w takich walkach też nie był to łatwy cel. Za pierwszym razem mimo starań młot trafił wierzgającego Wekesę a nie stwora. Przez ciężki kombinezon przeszedł przez moment poświata i zabłyskało iskrami ale operator pancerza ani stwór jego uczepiony chyba nie odnieśli żadnego uszczerbku. Dryfującemu wokół nich i przy nich inżynierowi też nie było łatwo przymierzyć się do kolejnego ciosu gdy pęd po skoku skierował go dalej rozdzielając ich ponownie póki nie dał rady odbić się ponownie i znów skierować się ku walczącym.

Wreszcie wspólne wysiłki zaowocowały sukcesem. Adebola zdołał jakoś wcisnąć dłoń między stwora a szybkę już mocno porysowanego hełmu i odciągnąć go nieco od tej szyby. I chociaż napór na szyję od zaciskającego się wciąż ogona stwora był solidny i dalej nie puszczał to wystarczyło to Rohanowi by trafić stworzenie swoim młotem. Aż ciężko było powiedzieć czy Abe o ułamek sekundy pierwszy zmiażdżył w dłoniach stworzenie czy pierwszy trafił stwora młot Rohana obezwładniając go i wreszcie pozwalając go zmiażdżyć technikowi. Zielonkawy kwas trysnął z rozerwanych powłok krabowatego ciała wciąż zawiązanego ogonem wokół szyi Wekesy i część zaczęła przeżerać rękawice jego kombinezonu. Poza tym okazało się, że podczas walki rozbili część świateł więc w przedniej części laboratorium panował półmrok, rozsypali coś z szafek więc powietrze laboratorium wypełnione było fiolkami, buteleczkami, tabletkami i sprzętem jakie pewnie tylko Linda umiała poprawnie nazwać i obsłużyć. W tej rozbitej scenerii, dwójka astronautów z technicznym przeszkoleniem obserwowała jak kwas powoli dryfuje zielonkawymi kulkami nad zmiażdżonym stworem albo przeżera się przez rękawice Wekesy.



Dziób; Seg 2; Pokł E; magazyn torped; Drake i Nivi



Dłonie sapera, chociaż w rękawicach kombinezonu i z nadwyrężonym czuciem od oparzeń kwasowych mozolnie, wręcz flegmatycznie zmagały się z obwodami wojskowej bomby zdolnej do uszkodzenia kosmicznej jednostki. Pewnie z tego względu praca trwała dłużej niż na analogicznych ćwiczeniach. Ale posuwała się do przodu. Drake systematycznie obchodził, wyłączał, odcinał lub neutralizował kolejne podsystemy głowicy którą mieli w planie zabrać do ładowni i dropshipa. Neutralizował starając się nie myśleć o tym co się dzieje o krok od niego. I o tym, że musiał zawierzyć swoje plecy strażnikowi który na pewno do takich celów nie był przeszkolony. Ale nikogo więcej tu nie było. Przynajmniej nie z ludzi.

Saper kończył już decydującą fazę rozbrajania. Jeszcze parę chwil i powinno mu się z powrotem dezaktywować głowicę. Dezaktywowaną głowicę można zaś był bezpiecznie składować czy transportować nie tracąc nic z jej właściwości bojowych. A po umieszczeniu przy “drzazdze” jaka więziła dropshipa znowu ją aktywować by zrobiła swoje. Ale zanim skończył odgłosy jakie do niego dotąd docierały zza pleców zmieniły się i przybrały na sile.

Nivi nie była stałym bywalcem magazynu torped bo biolog raczej nie miał t zbyt wiele do roboty. Więc mogła teraz osobiscie i namacalnie przekonać się jak bardzo jest tu ciasno. Pomieszczenie nawet nie takie małe ale wypełnione prawie dosłownie po sufit obłymi, cygarami jakie miały rozszarpywać w przestrzeni kosmicznej wyznaczone im cele. Do tego był właściwie tylko jedna i dość klaustrofobiczna przestrzeń korytarza między nimi. Przestrzeń pomiędzy pojedynczymi pociskami była zbyt mała by człowiek się przez nie przecisnął, dało się co najwyżej wsadzić nogę czy rękę. Biolog boleśnie zdawała sobie sprawę, że to aż nadto przestrzeni do buszowania dla tych obcych, pająkowatych istot. Co gorsza kolejne rzędy kosmicznych rakiet sprawiały, że nie było szans upilnować ich wszystkich. A robocie “Oko” pikało drażniącymi uszy piknięciami informując o wykrywanym ruchu. Kolejne oddechy a może i już minuty mijały w szarpiącym nerwy oczekiwaniu. Co będzie pierwsze? Drake skończy swoją robotę i bedą mogli stąd się wynieść czy stanie się… Właściwie nie wiadomo co. Przecież nie było pewności, że to co wykrywa “Oko” to rzeczywiście jeden z tych stworów. Właściwie nie była nawet pewna czy w tym miejscu można używać broni. Widać było znaczki zabraniajace używać ognia.

Niepewność wreszcie skończyła się gdy perlący się na górnej wardz pot, lub ten spływający po kręgosłupie zeszły na dalszy plan. Gdy drażniące szurające dźwięki, brzdęknięcia jakie do niej dochodziły od strony głowicy w jakiej grzebał Drake, ze strony chyba wnętrza magazynu a może i spoza niego też zeszły na dalszy plan. Właściwie wszystko zeszło na dalszy plan gdy Nivi dostrzegła kątem oka ruch a uchem złowiła ostrzegawcze bipnięcie “Oka”. Ruch zaraz przekształcił się w rozcapierzony kształt szybujący w stronę jej twarzy. I zaraz potem wszystko zawirowało.

Czuła jak okręca się wokół własnej osi, obija o kolejne stojaki i torpedy, krzyczy, wrzeszczy, szarpie się z tym zaskakująco zwinnym i silnym stworem. Straciła kompletnie orientację gdzie jest góra a gdzie dół, gdzie podłoga i sufit. Wszystko zlewało jej się gdzieś w tle razem z cylindrycznymi kształtami torped gdy mocowała się z obcym stworzeniem. Uderzyła w coś na tyle mocno, że powstała gwiazdeczka jak po mocnym uderzeniu. Nie miała pojęcia czy uderzenie rozbiło hermetyczność kombinezonu czy nie. Przez zasłonę własnych kosmyków włosów dostrzegła jak stworzenie dokańcza robotę i rozbija osłabioną szybę w drobny mak. Czuła je! Czuła obce pazury i jakąś rurkę na swojej twarzy! Tak samo jak zacisk pewnie ogona na własnej szyi! Sytuacja była dramatyczna, wiedziała, że ma ostatnie chwile nim to coś pokona jej słabnące siły i skończy jak dziewczyny w medlabie!

Drake wyłączył ostatni obwód i diodka oznaczająca uzbrojenie głowicy zgasła. Udało się! Dezaktywował głowicę! Ale gdy odwrócił się do tyłu okazało się, że sytuacja u rudej biolog jest dramatyczna, nawet bardziej niż to słyszał przez ostatnie sekundy. Stworzenie ujawniło się i zaatakowało Nivi tak samo jak jej poprzednicy jego samego albo innych członków załogi. Nivi wierzgała zawieszona w nieważkości obijając się w drugim krańcu magazynu a raczej wąskiego przejścia pomiędzy stojakami z torpedami.

- Uwaga! Nivi Larsen, dehermatyzacja skafandra! - czujniki Alex poinformowały ją o sytuacji alarmowej a komputer pokładowy zgłosił niebezpieczną sytuację dla jednego z członków załogi. Drake ze swojej strony magazynu nie widział wśród tej desperackiej, chaotycznej walki dokładnie ale zdawało mu się, że dostrzega błyski rozbitej szyby hełmu Larsen i grzbiet stworzenia jakie już chyba było wewnątrz jej hełmu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline