***
Dziewczyna doskoczyła zwinnie do żołdaka, sztylet błysnął w powietrzu zatoczył krąg i ciął szyje górala...za słabo psia mać...rana nie była śmiertelna, ostrze zeslizgneło się z karku tnąc skóre głęboko...żołdak zawył jak opętany...odwrócił się i ciął toporem niemal na oślep...broń nie napotkała oporu...Alicja odskoczyła i niemal odruchowo w geście samoobrony dzgnęła napastnika... sztylet utkwił głękoko w biodrze dzikusa, ten zawył raz kolejny i wypuściwszy z rąk broń padł na kolana..."ostawcie, oddam wam wszystko" w oczach jego widać było strach zmieszany z niedowierzaniem...
***
Bruno stał jak otępiały, niezauważył nawet ze mech w jego kieszeni zamienił sie juz w kupe błota, patrzał na scene walki z niedowierzaniem...niezla jest- baba z jajem...kot skamlał w przerażeniu...żołdak klęczał plecami do wiedzmaka...jak nie teraz to nigdy...
***
Manfred zblizał się niezauważony...widział cała walke...dziewka go powaliła...spłoszony krzykami koń pokłusował w jego strone...tak szczęście mi sprzyja...juz mial konia na wyciagnięcie ręki gdy dostrzegł nadjeżdzających od strony płonacej wsi dwóch kolejnych konnych, trzymali wysoko pochodnie i nawoływali coś z daleka... |