Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2018, 10:32   #95
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Kiedy wściekła jak osa Yastra wypadła z pomieszczenia i ze złością wymalowaną na twarzy pomaszerowała na skraj rozkładanego właśnie obozowiska, pozostali nie mieli już ochoty na dalsze dyskusje. Jak na razie można było jedynie czekać na powrót Klary z pustelni Kelocha, a potem podjąć decyzję, w którą stronę wyruszyć. Bo pozostawanie na bagnach było zdecydowanie kiepskim pomysłem.
Poważna awantura w chatce była słyszana nie tylko przez tych kilku ciekawskich, którzy zdecydowali się podsłuchiwać pod drzwiami. Wiadomość o niepewnych planach, i związanych z nimi konfliktach, szybko sama rozeszła się po całej grupie, kiepsko wpływając na morale. Phaendarczycy bali się podnosić głos w tej upiornej okolicy, ale wciąż dało się usłyszeć utyskiwania, czy ciche kłótnie. Jedni żałowali, że dali się zaciągnąć na mokradła zamiast zostać w wygodniejszym miejscu, zaś inni sprzeczali się o to, czy ryzykować kilkutygodniową wyprawę do Tamran, czy zaszyć się w Fangwood i czekać, co wydarzy się dalej. Tak jak ich nieformalni przywódcy, uciekinierzy nie byli w stanie dojść do porozumienia. Spowodowana tym irytacja, podsycana dodatkowo przez tnące bezlitośnie owady, w innych okolicznościach zapewne skończyłaby się bójkami. Tym razem jednak zmęczenie i zrezygnowanie zadziałało na korzyść grupy - kłótnie urywały się, kiedy ich uczestnicy po prostu rozchodzili się do swoich posłań. Nie minęło wiele czasu, gdy jedynym, głośniejszym odgłosem było pobekiwanie dwóch odnalezionych w lesie owiec, teraz uwiązanych do drzewa.

***

IV dzień miesiąca Arodus, Fangwood, 3 dni po ucieczce z Phaendar
Poranek


W chatce Łowców udało się upchnąć kilkanaście osób w mało komfortowych warunkach, jednak było im i tak lepiej niż pozostałym, zmuszonym do spędzenia nocy na wilgotnej ziemi. Na szczęście, zgodnie z przewidywaniami Sulima, wciąż było bardzo ciepło. Ranek przyniósł jednak delikatny chłód, który mógł być zapowiedzią pogarszającej się pogody - nie wiadomo, ile nocy jeszcze będzie można przespać ot tak, na mchu i bez dachu nad głową. Nastroje uciekinierów z pewnością się nie poprawiły - większość była niewyspana, a wszyscy, którzy spali na zewnątrz, mieli całą masę swędzących bąbli po ukąszeniach komarów.
Do rozmawiających właśnie Kharricka i Sulima podeszła Rhyna. Kobieta wyglądała na czymś zaaferowaną, może odrobinę przestraszoną? Na rękach trzymała małego kotka.
- Nie mogę znaleźć Yastry, spała niedaleko mnie, ale rano już jej nie było. Wiecie, czy nie poszła na jakiś zwiad albo coś takiego? -

***

Wieczór

Kiedy słońce zaczynało chylić się ku zachodowi, cała rodzina Belerenów, a raczej jej pozostałości, wypatrywała powrotu Klary. W tym czasie pozostali zajmowali się swoimi obowiązkami, chociaż nikt nie mógł powstrzymać się przez ukradkowymi spojrzeniami w stronę lasu - w końcu to od wyniku jej zwiadu zależało, co będzie następnym celem grupy. Do tego Yastra wciąż nie wracała - czyżby miała jakiś swój plan, który zamierzała zrealizować? Bo ciężko byłoby komukolwiek uwierzyć, że elfka mogłaby ot tak opuścić tych, których pomogła uratować, i za których dotąd ryzykowała życiem.
Gdy Klara wyłoniła się z lasu, mały Sam od razu popędził w jej stronę, by uściskać ulubioną ciocię. Tym razem nie został jednak wzięty na ręce i wycałowany jak zawsze - kobieta nie tylko była zmęczona marszem, ale miała też przewiązane bandażami ramiona i jedną nogę. Materiał zdążył już porządnie nasiąknąć krwią.
- Dotarłam do pustelni Kelocha - rzuciła bez wstępów, jakby chciała zdać raport, zanim upadnie - Wygląda na pewno lepiej niż ta okolica, wzgórze jest tylko trochę pozarastane. Keloch chyba gdzieś wyruszył, bo z komina nie ulatywał dym. Nie dałam rady sprawdzić, bo coś się na mnie rzuciło.- wskazała na bandaże - Ledwie mu uciekłam. Myślę, że jeśli uda się je ubić, to będziemy mogli tam się zadomowić, czy się to Kelochowi spodoba, czy nie.
 
Sindarin jest offline